Ambasadorowie KORu

by by Pawel Smolenski

Ambasadorowie KORu by pawel Smolenski Mówili: "To ważne" i artykuł kogoś z KOR-u szedł w "Le Monde", w "New York Timesie". Ludzie pomagający KOR-owi za granicą: bracia Smolarowie, Irena Lasota, Jan Gross i wielu innych. W zachodniej prasie było wtedy więcej tekstów polskich autorów niż dziś.

Jacek Kuroń opowiadał, jak był wściekły, gdy do więzienia, w którym siedział za Marzec '68, dochodziły wieści, że niektórzy uczestnicy studenckiego protestu wyjeżdżają za granicę. Lecz rychło zmienił zdanie. Mówił: - Szybko okazało się, jak znakomita była to inwestycja. My jeszcze byliśmy poobijani po Marcu, a oni już się zorganizowali. W "Gwiezdnym czasie"

Kuroń pisał: "Bardzo wielu ludzi, którzy opuścili kraj po wydarzeniach marcowych, stało się na Zachodzie ambasadorami naszej sprawy. Alik, Gienek, Nina Smolarowie, Iśka Grosfeld, Janek Gross, Irena Lasota, Jula Juryś - ludzie, którzy siedzieli po Marcu, a po wyjeździe nie zaprzestali działalności. Myślę, że gdyby nie oni, to nie moglibyśmy tak szybko dotrzeć do świadomości publicznej świata. W tym też momencie okazało się, jak bardzo miał rację Adam Michnik jadąc do Paryża. Był tam emisariuszem, żywym dowodem naszego istnienia".

Ambasadorowie KOR-u są w Londynie, Paryżu, Nowym Jorku, Sztokholmie.

 Pierwszy telefon na Zachód z informacjami o sytuacji w Polsce wykonany przez Jacka Kuronia to był prawdziwy przełom. Wiadomość wyszła, a władza nie zareagowała, choć wcześniej za coś takiego szło się do więzienia. Aleksander Smolar (wówczas mieszka w Paryżu, pracuje w Narodowym Centrum Badań Naukowych i z tej racji ma kontakty z czołówką francuskich intelektualistów i dziennikarzy zajmujących się blokiem wschodnim, ale też we Włoszech czy w Hiszpanii) uważa, że od tego momentu opozycja w Polsce przestała być samotna.

Ludzie angażujący się w działalność przeciwko władzy mieli świadomość, że ktoś o nich myśli, nagłaśnia represje, organizuje listy poparcia i apele protestacyjne. A i funkcjonariusz SB przeprowadzający rewizję zastanowił się kilka razy, zanim uderzył opozycjonistę, bo bał się usłyszeć swoje nazwisko w Wolnej Europie, Głosie Ameryki czy polskiej sekcji BBC. Klawisze nieraz mówili zatrzymanym: - Panie, siedzi pan raptem kilka godzin, a już o panu było w radiu. Kiedyś KOR nie mógł się zebrać, SB rozbijała kolejne spotkania. Udało się pod osłoną zachodniej telewizji; milicja nie zdecydowała się na wkroczenie do prywatnego mieszkania, gdy spotkanie było filmowane.

Historycy nie rozwikłają, do kogo Jacek Kuroń zadzwonił po raz pierwszy. Możliwe są dwa adresy: Niny i Eugeniusza Smolarów w Londynie oraz Ireny i Aleksandra Smolarów w Paryżu. Lecz przez lata było tak samo: Kuroń dyktuje informacje nawet o najdrobniejszych represjach (gdy zamykano go, dzwoniła jego żona Gaja, Anka Kowalska, a w sierpniu 1980 r. Ewa Kulik), wiadomość nagrywana jest na magnetofon, potem spisywana słowo w słowo i puszczana dalej.

- To była codzienna mrówcza praca: telefony i spisywanie niekiedy wielostronicowych komunikatów KOR-u, a potem przekazywanie tego polskojęzycznym rozgłośniom - opowiada Eugeniusz Smolar, wówczas dziennikarz BBC. Aleksander Smolar: - Zachodni dziennikarze jadący do Polski sami się do nas zgłaszali.

Niektórzy pojawiali się raz czy dwa, a potem znikali. Inni stawali się naszymi przyjaciółmi, a co za tym idzie - przyjaciółmi opozycji i Polski. Jechali do kraju i już nie wystarczały im informacje podawane przez władze. Szli do Kuronia, dowiadywali się prawdy. Opinia publiczna na Zachodzie wiedziała, że w Polsce jest coraz więcej ludzi, którzy sprzeciwiają się realnemu socjalizmowi.

Organizowali protesty intelektualistów i znajomych polityków, gdy represje w kraju przybierały na sile. Działali też bardziej dyskretnie, np. przy bezpośredniej pomocy dla podziemnej poligrafii. Tłumaczkami zachodnich dziennikarzy zjawiających się w Polsce były najczęściej Helena Łuczywo (angielski), Małgorzata Łukasiewicz (niemiecki) i Maryna Ochab (francuski).

Zaczynało się od wizyty u Kuronia. Gdy w kraju coś się działo, dziennikarze przychodzili kilka razy dziennie. Dla niektórych z nich sprawy polskiej opozycji zaczynały być ważne, stawali się adwokatami i kibicami Polski. A po wyborze kardynała Wojtyły na papieża Polska po prostu zaczęła być modna.

Podobnie jak Smolarowie w Wielkiej Brytanii i we Francji, tak w Szwecji działała nieżyjąca już Maria Borowska i Grupa Kontaktowa z KOR-em. Jan Lityński mawiał, że dzięki nim szwedzka socjaldemokracja z prosowieckiej zmieniła się w prokorowską. - Rozumiałam, że jeśli protestujemy przeciw represjom w Polsce jako Polacy, to świat na to gwiżdże - opowiadała Borowska. - Ale jeśli zaprotestuje rząd szwedzki, związki zawodowe, największa partia, ich głosy będą się liczyć.

To dzięki Borowskiej Olof Palme wysłał w 1979 r. apel żądający zwolnienia z więzienia działacza śląskich Wolnych Związków Zawodowych Kazimierza Świtonia. Była centrum szwedzkiej siatki intelektualistów przyjaznych Polsce. Wydawała obiady dla dziennikarzy. Gunnar Fredriksson z lewicowej "Aftonbladet" napisał kilka tekstów, które zmieniły postrzeganie Polski, gdyż dawniej trudno było szwedzkiej lewicy uwierzyć, że opozycja to nie robota CIA.

Aleksander Smolar: - To był czas po konferencji w Helsinkach, okres odprężenia. Giedroyc uważał, że w Helsinkach Zachód ostatecznie sprzedał Moskwie Wschód, zaklepał na amen zimnowojenny podział Europy. To była prawda, choć Moskwa potrzebowała alibi i dlatego zgodziła się, by poziom respektowania praw człowieka na Wschodzie mógł być monitorowany przez inne kraje. Na Zachodzie lewica przeżywa kryzys związany z sowiecką interwencją w Czechosłowacji i publikacją "Archipelagu Gułag". Idea praw człowieka staje się nowym uniwersalizmem, a ich obrona - wyzwaniem.

Po wtóre - blok sowiecki, a zwłaszcza Polska, jest coraz bardziej związany gospodarczo z wolnym światem. Nawet słaby reżim Gierka mógłby bez trudu rozbić opozycję aresztowaniami i długoletnimi wyrokami. Ale to się zwyczajnie nie opłaca, bo komunistom zależy na dobrej opinii w świecie i na kredytach.

Aleksander Smolar opowiada, że zaufanie, jakie zdobyli sobie wśród zachodnich elit, od lewicy po prawicę, było wystarczająco duże, by publikować teksty z Polski w najpoczytniejszych światowych tytułach: - Mówiliśmy: "To ważne" i artykuł szedł w "Le Monde" czy w "New York Timesie". Paradoksalnie, w zachodniej prasie było wówczas więcej tekstów polskich autorów niż dziś.

- Pewnego wieczora zadzwonił Jacek - opowiada Eugeniusz Smolar. - Rano znów dzwoni, tym razem roztrzęsiony, i pyta, co zrobiliśmy z wiadomością. Mówię, że nic, bo już było za późno, a on: "Bogu dzięki, myśleliśmy, że tego faceta uprowadziło SB, a on po prostu poszedł w Polskę". Opowiedziałem to na kolegium BBC. Anglicy zdziwieni: czołowy polski opozycjonista ma potrzebę i czas, by prostować niewielki w końcu szczegół. W BBC istnieje zasada, że informację potwierdza się w dwóch źródłach. Odstępowano od niej tylko w przypadku wieści od Kuronia, bo wiadomo było, że mówi niepodkolorowaną, stuprocentową prawdę.

Prasa zachodnia coraz częściej pisze o Polsce. Leopold Unger do belgijskiego "Le Soir" i "International Herald Tribune". Leon Szulczyński do tygodnika "Der Spiegel". We Francji jest Bernard Guetta. W Wielkiej Brytanii Neal Acherson. Bracia Smolarowie mówią, że trudno spamiętać wszystkie nazwiska, ludzi zainteresowanych tym, co ma do powiedzenia KOR, jest coraz więcej.

Krzysztof Pszenicki, jeden z szefów światowego serwisu BBC, wydaje - bez wiedzy i zgody zwierzchników - biuletyn "Uncensored Poland" ("Polska bez Cenzury"), rozsyłany w prenumeracie aż do 1989 r. - od Białego Domu i Downing Street, przez redakcje ważnych gazet, telewizji i rozgłośni radiowych, po MSZ Chińskiej Republiki Ludowej (prenumerowali trzy egzemplarze). Pomaga mu w tłumaczeniu z polskiego na angielski kilka osób też pracujących w BBC (ze względu na regulamin stacji muszą to robić bardzo dyskretnie).

- W ten sposób - uważa Eugeniusz Smolar - KOR staje się pierwszą opozycyjną instytucją w krajach bloku sowieckiego, która może prowadzić własną politykę zagraniczną.  

 glowna strona