Chłopiec z Alei Sierpniowych
EDWARD DUSZA
"Nasza historia upływa wśród
zbyt już przebranej miary huraganów dziejowych, czyniących z Polski,
według słów Mickiewicza, istotną ojczyznę
wiatrów, które za często wywracały całą naszą cywilizację,
skazując nas na wieczne odbudowywanie się
z gruzów".
Słowa te wypowiedziała Maria Dąbrowska na odczycie, wygłoszonym w roku 1942. Rzeczywistość ówczesnego świata w zupełności potwierdzała słowa pisarki. Huragan II wojny światowej pozbawił Polskę wielu wybitnych ludzi. „Czarna Polska Lista” zawiera wiele, wiele nazwisk.
Jest wśród nich nazwisko chłopca z Alei Sierpniowych ‑ Tadeusza Stefana Gajcego. Pozostały po nim tylko wiersze... Wiersze poety żołnierza, który zginął wysadzony w powietrze wraz z domem, w którym bronił się z kolegami przed wrogiem. Pozostała mogiła na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. To wszystko.
Gajcy, podobnie jak Baczyński i Borowski, należał do pokolenia urodzonego już w niepodległej Polsce. Dzieciństwo miał szczęśliwe, rósł w domu względnie zamożnym.
Brat poety, Mieczysław Gajcy,
wspomina: "Tadeusz pisał bardzo dużo wierszy i bardzo dużo z nich
wyrzucał. Kiedyś zorientował się, że ja zbieram wyrzucone wiersze. Od
tego czasu, zanim wyrzucił jakiś wiersz, najpierw dokładnie go podarł.
Nieraz dziwiłem się co pozostanie z jego poezji, skoro tyle wyrzuca. Ale
on był szalenie pracowity. Na rękopisach są widoczne liczne skreślenia i
poprawki. Czasami jeden wiersz był przepisywany kilkadziesiąt razy. Sam
przepisywał je na maszynie. Kiedyś – było to już w 1941 roku ‑ ojciec
znalazł jeden z jego rękopisów. Wiedzieliśmy, że Tadeusz pisze, ale on
sam jeszcze o tym nie mówił. Ojciec podszedł do lekko spłoszonego
Tadeusza i spytał, czy ma zamiar poświęcić się poezji. Tadeusz
odpowiedział, że tak. - Czy z tego można żyć? – zwątpił ojciec.
Zaskoczyła nas wszystkich dojrzała, poważna odpowiedź.
‑ Tak, z tego można żyć.”
Jak
wyglądał Tadeusz Gajcy? Józefa Radzymińska rysuje portret poety we
wspomnieniu pt. „Kwiat nasturcji”. "Karolek (Karol Topornicki ‑
pseudonim poety) był niski. Miał oryginalną twarz pięknego Cygana lub
może węgierskiego skrzypka. Ciemne, gęste włosy wiły mu się nad czołem.
(...) Jego duże, zielone oczy nabierały w świetle karbidowej lampy
szmaragdowego blasku. Wydawał mi się być z bardzo daleka, z dalekiego,
innego świata, podobny do swoich wierszy, bliższy z pewnością im niż
życiu, a tym bardziej okrutnemu życiu za oknami tego pokoju, które
straszyło nas zatrzymującymi się budami i krzykami żandarmów. Głos miał
niski, czytał bardzo ładnie".
Kiedy wybuchła wojna, Gajcy był jeszcze w gimnazjum. Natychmiast po ogłoszeniu mobilizacji chciał dostać się jako ochotnik do wojska, opuścił nawet Warszawę, aby wstąpić do armii.
Tragedia tamtych dni odbija się bardzo wyraźnie w życiorysie Tadeusza. Wędrówka do wojska zakończyła się fiaskiem. Niemcy zalewają Polskę ze wszystkich stron, poeta wraca do domu rodziców.
Pierwsze utwory Gajcego datowane są
bardzo wcześnie, sięgając czasów przedmaturalnych. Poeta próbuje się w
poezji i prozie, pracuje również nad tłumaczeniami. Okres okupacji
hitlerowskiej nie tylko nie przerwał rozwoju literackiego poety, lecz
poprzez swój koszmar i okrucieństwo wywarł nań wyraźny doping. Tadeusz
Gajcy rozpoczyna studia polonistyczne na tajnym Uniwersytecie
Warszawskim, oraz bierze czynny udział w podziemnym życiu literackim
jako jeden z kolejnych redaktorów pisma wydawanego przez grupę młodych:
"Sztuka i Naród".
Ukazało się szesnaście numerów tego pisma: kolportowano je konspiracyjnie wśród czytelników.
"Sztuka i Naród". jako pismo literackie, stanowiło niezmiernie ważną bazę dla młodych pisarzy, jako, że było często jedyną ich trybuną i środkiem przekazu. Pismo to, jak wszystkie inne wydawane w podziemiu, podporządkowane było wymogom konspiracyjnym. Artykuły pisane były w taki sposób, aby nie mogły być źródłem informacji dla Gestapo i narazić autorów na prześladowanie.
Wszyscy autorzy, z wyjątkiem tych, którzy przebywali na emigracji, podpisywali swoje utwory pseudonimami. Artykuły zamieszczane w prasie podziemnej były z reguły krótkie, a to głównie ze względu na oszczędność papieru i mały format gazet.
Pismo "Sztuka i Naród' pochłonęło zupełnie młodego poetę. Tam publikował prawie wszystkie swoje utwory.
"Świat –
napisał Tadeusz Gajcy ‑ piękny, potocznie się kręcący
świat, w oczach poetów kryje w sobie ziarno zatraty. Jest ono wszędzie,
pod najpiękniejszą barwą i kształtem rzeczy. (...) Świadomość bliskiej
zatraty determinuje postawę poetów.”
Wprawdzie Gajcy kieruje te opinie pod adresem poetów Dwudziestolecia, nie zdaje sobie jednak sprawy z faktu, że w nim samym drzemią identyczne obrazy. Odgradzając się od poezji Dwudziestolecia międzywojennego, młody poeta nie wiedział, że znajduje się pod przemożnym jej wpływem.
"Ustalić swój stosunek do
makabry dzisiejszego dnia, postawić siebie jakoś, umiejscowić w życiu ‑
to nieproste. Ale fakt, że coś jest trudne nie znaczy, że jest
beznadziejne. O ile w Dwudziestoleciu wątłość poezji, jej
wielokierunkowość i rozbieżność mogły tłumaczyć jej postawę wobec życia,
o tyle teraz, kiedy wybór jest łaską, musimy zdecydować się na jakość".
"Moment historyczny ‑
pisze Gajcy w recenzji tomu wierszy Bratnego ‑ w
którym trwamy i który dotyka nas boleśnie od lat kilku kształtuje w
sposób charakterystyczny nie tylko nasz stosunek do zewnętrzności, lecz
także wyznacza swoisty, wewnętrzny pejzaż twórcy. Młode, rodzące się
teraz literackie pokolenie twórcze odwraca się z niechęcią od dorobku
literatury międzywojennej, prawdopodobnie nie dlatego, że jest ona już
okresem zamkniętym, historycznie zanotowanym, ale przede wszystkim ze
względu na tamtą moralność
artystyczną, obcą czasom dzisiejszym”.
Inny cel stawia przed sobą poeta‑żołnierz: twórczość wydobytą z trwogi katastroficznej, pozbawioną „ekshibicjonizmu własnej słabości”, bez wyrachowania, „nut żałosnych, elegijnych, łatwych”. Słowem ‑ celem jego była „twórczość prawdziwa”.
Pozostało po nim kilkadziesiąt wierszy, które można uznać za indywidualną walkę poety ze złem. Pierwszy jego tom „Widma" (1943) stał się wydarzeniem literackim w okupowanej Warszawie, wyrażał bowiem bolesny, bezsilny sprzeciw wobec istniejącej rzeczywistości. Drugi tom „Grom powszedni” (1944) jest pełen zwątpień, goryczy, z mocnymi akcentami wpływu katastrofistów.
Gajcy nie uważał siebie ‑ jak
twierdzą niektórzy krytycy ‑ za kontynuatora twórczości katastrofistów.
Dał temu wyraz w artykule „Już nie potrzebujemy". Pisze tam
poeta: "Katastroficzność przedtem przeczuta, teraz przeżyta domaga
się cięcia. Młode pokolenie liryczne tym cięciem wejdzie w literaturę
lub... zginie poza nią. (...) Wydobycie się z trwogi katastroficznej to
znalezienie prawdy. Nie wiele jest chyba rozwiązań. Być słabym
lub być mocnym. Tylko te. Dopiero decyzja na jedno z nich komplikuje
zagadnienie, bogaci je, nawarstwia. W ten sposób zaczyna się twórczość
dojrzała”.
Gajcy pragnął uchronić się od wpływu katastrofistów – niestety, pozostając bezradnym świadkiem potworności okupacji i poetą wojny ‑ nie mógł od tego wpływu uciec, choć próbował przeciwstawić się mu poprzez wprowadzenie do swoich utworów elementów groteski czy humoru. Inne utwory Gajcego: „Homer i Orchidea” czy „Misterium niedzielne” są krańcowo różne od wierszy zebranych w tomach. Jest to próba przełamania zastraszenia i lęku, ucieczka w świat lirycznej groteski, odwrócenie się od katastrofizmu i wykpiwanie go. Dostrzega się tutaj próbę stworzenia programu „poezji rzeczywistości”, będącej niejako „ucieczką z chmurnego pejzażu upartej młodości”. Wyłania się tutaj również problem stosunku jednostki do środowiska oraz zagadnienie losu ludzkiego w obliczu tragedii czasu.
Poezjê Gajcego cechuje gęstwina ornamentyki i olbrzymia liczba metafor, nie zawsze czytelnych, co staje się często dominantą kompozycyjną utworu i utrudnia możliwość odbioru. Zaznacza się tutaj wyraźny wpływ poetyki Juliana Przybosia oraz... poetów Skamandra.
Tyle o poezji Tadeusza Gajcego. Warto tutaj jeszcze nadmienić, że w 1980 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego w Krakowie, pod redakcją Lesława M. Bartelskiego ukazały się „Pisma” Gajcego, na które składają się ocalałe z pożogi wojennej wiersze, poematy, przekłady, dramat, krytyka i publicystyka literacka. Zebrane utwory Gajcego zostały opatrzone wstępem i posłowiem Bartelskiego, a ukazały się w 36 rocznicę zgonu poety.
Huragan dziejowy, szalejący nad Polską i Europą, pochłonął żołnierza‑poetę. Nie potrafił tylko zabić jego wierszy. Te pozostały w troskliwej i wdzięcznej pamięci potomnych.
Po śmierci Andrzeja Trzebińskiego - redaktora "Sztuki i Narodu”, świetnego, młodego literata, Tadeusz Gajcy, nie obawiając się przesądu, że każdy redaktor tego pisma musi wkrótce zginąć – objął kierownictwo redakcji.
Dzień 25 maja 1943 roku był wielkim przeżyciem dla poety. Razem z dwoma kolegami: Wacławem Bojarskim i Zdzisławem Stroińskim poszedł złożyć wieniec przed pomnikiem Mikołaja Kopernika z okazji czterechsetlecia śmierci wielkiego polskiego astronoma, którego Niemcy „uznali” za swojego rodaka.
W wyniku tej akcji, mającej być
manifestem i protestem przeciw historycznemu kłamstwu ginie Bojarski, a
Stroiński zostaje aresztowany. Gajcemu udało się uciec. Od tej chwili
życie poety płynie wartko. Trudno dzisiaj, patrząc na te wypadki z
perspektywy lat, czytać i mówić o tych sprawach bez wzruszenia i
uczuciowego zaangażowania. Ten chłopiec, który chciał służyć Polsce nie
tylko swoją poezją i daremnie szukał w 1939 roku drogi do wojska, miał,
pamiętajmy, w chwili wybuchu wojny lat siedemnaście... i „jak
pokład uciekała spod nóg ojczyzna w granicach z ognia"...
Potem lata okupacji, studia,
„Sztuka i Naród”, twórczość. Będąc poetą wiedział, że: „Piszę ‑
jak grabarz dół wybiera na ciała bezruch, dłoni rozpacz ‑ i słowo małe
staje nieraz jak krzyż lub wieniec".
W dniu 1 sierpnia
1944 r. Gajcy zanotował w swoim brulionie: „Boże, zaczęło się.
Od Ciebie zależy wszystko!"
Przyjaciele namawiali go w
przeddzień Powstania, aby opuścił Warszawę lub przynajmniej wstrzymał
się od walk na pierwszej linii. Poeta odpowiedział: „Nie miałbym
prawa pisać o powstaniu, gdybym nie był z bronią w ręku na pierwszej
barykadzie”. Wyraził wówczas tylko jedno życzenie: "Chciałbym
tylko, chciałbym mieć piękną śmierć”.
W szesnastym dniu walk na ulicach Warszawy, 22‑letni strzelec, Tadeusz Stefan Gajcy zginął za swoje miasto. Niemcy wysadzili w powietrze pięciopiętrowy budynek przy ul. Podjazd nr 3, gdzie znajdowała się placówka powstańczą. Wśród powstańców był również Gajcy.
Zwłoki poety odnaleziono w 1945
roku i pochowano na Powązkach. Opowiada o tym Lesław M. Bartelski:
„Matka Tadeusza, powróciwszy do Warszawy po Powstaniu, odnalazła ciało
syna wyrzucone podmuchem na stos gruzów zalegających podwórze. Poeta
leżał skurczony jak we śnie, z lekka przegięty na bok, z garbem cegieł
pod plecami. Ciemne włosy, przyprószone kurzem i śniegiem na skroniach
niczym przedwczesną siwizną
i zeschłą siną obrączką warg nadawały twarzy poległego nienaturalny
koloryt. W strzępach zszarzałego ubrania, zesztywniały na mrozie,
przysypany śniegiem i wapiennym pyłem, wydawał się niepokojąco
mały. Oderwana wybuchem noga o poszarpanych ścięgnach wystawała spod
gruzów jak ułamana gałąź.”
„Bluszczem głosów w spod ruin i zgliszcz pniemy się nocą nad dachy i sen, tobie, Warszawo, co w snach naszych śnisz, nucąc wrześniami żałobny nasz tren" – pisał o Warszawie poeta. Jej poświęcił swoją poezję. Za nią oddał życie.
„Gajcy ‑ pisze Lesław M.
Bartelski ‑ nie urodził się na żołnierza;
był i pozostał poetą.
Niewielki też był zasięg jego wzruszeń i doświadczeń ‑ dom rodzinny,
dziewczyna, przyjaźnie młodości, gorzkie przeżycia w kampanii jesiennej
1939 r., studia w podziemiu, konspiracja kulturalna. W istocie nie
interesował się zagadnieniami politycznymi, był wprawdzie członkiem
Konfederacji Narodu, jednak luźnie związanym
organizacyjnie. Z chwilą
odejścia Andrzeja Trzebińskiego, bardzo w te sprawy zaangażowanego i
przeżywającego
mocno swoją
działalność w podziemiu, Gajcy raczej zachowywał się obojętnie. Napisał
piosenkę o Uderzeniu, zresztą
niezbyt świetną.
Wybierał się do partyzantki, jak większość młodych, ale żartował z tego
niewczesnego porywu, iż pozostał mu po nim jedynie ślad po zastrzyku.
Jedyne, co go naprawdę fascynowało, to poezja, a może i szerzej –
literatura.”
Minęło wszystko. Nie ma już gruzów
w Warszawie, ale i przez wiele powojennych lat nie było tam prawdziwej
wolności. Testament tych, co polegli, obowiązek
wobec tych, co zginęli, nie został spełniony. Gorzej, bo doszło znowu do
ponownego splątania
narodu, doszło do bratobójczych walk. Bo przecież młodziutki poeta,
Grzegorz Przemyk, zakatowany został przez swoich rodaków, wbrew temu
nakazowi sprawiedliwości, które zawarł Gajcy w swoim wierszu "Śpiew
murów".
Słuchaj tych
głosów, boś po to szczęśliwie
ocalon został w
tragicznej potrzebie,
byś chleb
powszedni łamał sprawiedliwiej
i żył za tamtych
lepiej i za siebie.
Wydawać się nam dzisiaj może, że wiara, jaką wyznawali Baczyński, Gajcy, Trzebiński, Bojarski, Stroiński ‑ nie istnieje. Zmienił się świat. A ocaleni nie słuchają głosów spod ruin i zgliszcz. Ci zaś, którzy te głosy dosłyszeli i chcieli sprawiedliwiej żyć i chlebem dzielić się uczciwiej – doznali mnóstwa krzywd z rąk wolnej niby i niepodległej ojczyzny.
Pozostały tylko wiersze. Jednak prawda w nich zawarta wreszcie odżyła i zwyciężyła...