Latem 1993 roku pułkownik Ryszard Kukliński otrzymał list - zaproszenie do
złożenia wizyty w Polsce. Zapraszającym był ówczesny prezes Porozumienia
Centrum Jarosław Kaczyński, który w imieniu opozycyjnych partii i
organizacji prawicowo-niepodległościowych prosił, aby pułkownik przyleciał z
Ameryki na obchody rocznicy agresji sowieckiej na Polskę 17 września 1939
roku.
Sytuacja Ryszarda Kuklińskiego była wówczas dramatyczna. Od 12 lat przebywał
w Stanach Zjednoczonych, ale nawet tam musiał się ukrywać. Był pilnie
chroniony przez służby specjalne USA, aby nie dosięgnęła go zemsta KGB. Stał
się banitą, ostatnim emigrantem politycznym i żołnierzem tułaczem. Co prawda
redaktor "Kultury" Jerzy Giedroyc też nie wrócił do Polski, pozostając w
Paryżu, ale tylko dlatego, że nie chciał, a być może obraził się na Polskę.
Natomiast pułkownik Kukliński - mimo że tęsknił za Ojczyzną i wielokrotnie
deklarował chęć powrotu do kraju - musiał pozostać na przymusowej emigracji,
nadal bowiem ciążył na nim haniebny wyrok sądu stanu wojennego, skazujący go
na karę śmierci, degradację, pozbawienie praw publicznych oraz utratę całego
mienia. Kolejni prezydenci III RP - Wojciech Jaruzelski i Lech Wałęsa,
publicznie wypowiadali się o pułkowniku, nazywając go zdrajcą, a "Gazeta
Wyborcza" publikowała liczne wypowiedzi opluwające Kuklińskiego. Trudno się
więc dziwić, że był on wtedy bardzo głęboko rozgoryczony. Kukliński zdawał
sobie doskonale sprawę z tego, że właśnie on jak nikt inny stał się ofiarą
umowy w Magdalence i przy Okrągłym Stole. Polska była wolna i suwerenna,
komunizm upadł, Armia Czerwona opuściła nasze terytorium, III RP ogłoszono
państwem prawa - a na Kuklińskim nadal ciążył wyrok śmierci. Był to wyrok
faktycznie wydany w Moskwie, chociaż ogłoszony formalnie w Warszawie.
Nic więc dziwnego, iż pułkownik Kukliński przyjął zaproszenie wystosowane do
niego przez Jarosława Kaczyńskiego z ogromnym wzruszeniem. Było to w ogóle
pierwsze oficjalne zaproszenie go do Ojczyzny, od kiedy opuścił ją w
dramatycznych okolicznościach w listopadzie 1981 roku. I oto po raz pierwszy
liczący się polityk z kraju podał mu rękę. Pułkownik miał bardzo silnie
zakodowaną świadomość swych dokonań w walce z komunizmem, szczególnie z
Rosją Sowiecką. Z wyroku śmierci, na jaki skazali go komuniści, był dumny.
Czuł się natomiast głęboko skrzywdzony przez III RP, która niesprawiedliwie
traktowała go jako zdrajcę, podtrzymując wyrok PRL.
Jaruzelski zdrajcą - Kukliński bohaterem
Jarosław Kaczyński nie był dla pułkownika osobą obcą i nieznaną, prezes
Porozumienia Centrum kilkakrotnie bowiem wypowiadał się w jego obronie.
Między innymi już dwa lata wcześniej Jarosław Kaczyński powiedział w Sejmie:
"Pułkownik Kukliński działał przeciwko imperialnym interesom Kremla,
przeciwko zależności Polski od Związku Sowieckiego. Przez wiele lat
przekazywał do Ameryki i krajów Zachodu ważne informacje, które były zgodne
z polskim interesem narodowym. Wobec USA i krajów NATO postulował takie
warianty obrony Europy przed agresją sowiecką, aby nie zaszkodziło to
Polsce. Jego intencje i działalność były patriotyczne i szlachetne.
Natomiast poważna część społeczeństwa do dzisiaj nie wie, a nawet nie
uświadamia sobie istoty zła i zdrady, jakiej dopuszczała się znacząca część
generalicji PRL na służbie Moskwy.
Generał Jaruzelski i jego towarzysze, którzy wprowadzili stan wojenny, są
zdrajcami narodu i jako tacy winni stanąć przed sądem, w świetle prawa
karnego jako przestępcy winni zostać skazani na najwyższy wymiar kary, a
wyrok powinien zostać wykonany. Należy zaznaczyć, iż Jaruzelski i inni
generałowie nosili polskie mundury, ale szykowali Polsce zgubę. Jeszcze pod
rządami premiera Mazowieckiego obowiązywały plany udziału Ludowego Wojska
Polskiego w sojuszu z Armią Sowiecką do ataku na Niemcy i Danię".
Zaproszenie od Jarosława Kaczyńskiego wręczyłem pułkownikowi Kuklińskiemu w
Chicago 29 lub 30 lipca 1993 roku. Pamiętam, że po przeczytaniu z miejsca
zapowiedział - lecę! Był jak uskrzydlony, tak jakby oczekiwał tego
zaproszenia od Kaczyńskiego już od dawna. Mówił, jakimi liniami będzie
leciał, a nie mógł to być z oczywistych względów LOT, a także jak będzie się
musiał przesiadać ze względów konspiracyjnych i logistycznych, zanim doleci
do Warszawy. Wrócił też natychmiast do Waszyngtonu, aby załatwić niezbędne
formalności. I nagle w kilka dni później, dosłownie ze łzami w oczach (!)
oświadczył mi zduszonym głosem: "Zabronili mi". Późnym wieczorem 1 sierpnia
1993 r. w swoim domu w Oakton pod Waszyngtonem napisał emocjonalny list do
Jarosława Kaczyńskiego:
Washington, 1 sierpnia 1993 r.
Pan Jarosław Kaczyński
Prezes Porozumienia Centrum
Warszawa
Wielce Szanowny
Panie Przewodniczący.
Pańskie zaproszenie mnie do wzięcia udziału w organizowanych przez opozycję
prawicową obchodach 54. rocznicy napadu sowieckiego na Polskę otrzymałem 30
lipca br. w Chicago. Faktem tym jestem do głębi wzruszony. Moja wdzięczność
wobec Pana jest tym większa, że inicjatywę tę odczytuję jako kolejną, tym
razem emocjonalnie bardzo silną próbę włączenia mnie do normalnego życia, do
pracy w kraju. Pański gest zachowam w swej wdzięcznej pamięci do końca moich
dni.
Tymczasem, wobec impasu, w jakim znalazła się sprawa unieważnienia od samego
początku wydanego na mnie przez Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego wyroku,
moje przybycie do Warszawy nie może praktycznie dojść do skutku. Zapewniam
Pana jednakże, że 17 września br. będę przed Grobem Nieznanego Żołnierza w
Warszawie. Będę tam razem z Panem wszystkimi moimi myślami i uczuciami.
Byłbym wdzięczny, gdyby ktoś zechciał złożyć w moim imieniu na tym świętym
miejscu niewielką wiązankę polnych kwiatów, które pragnąłbym zadedykować
żołnierzom polskim poległym z rąk bolszewików.
Z wyrazami niezmiennego, wysokiego szacunku i poważania
Ryszard Jerzy Kukliński
`
Niebezpieczny dla Wałęsy
I tak właśnie się stało. 17 września 1993 r. Jarosław Kaczyński złożył w
imieniu pułkownika Ryszarda Kuklińskiego wieniec na Grobie Nieznanego
Żołnierza. Napis na biało-czerwonej szarfie wieńca był jednoznaczny w swej
wymowie: "Ofiarom agresji sowieckiej na Polskę - pułkownik R. Kukliński".
Jak doszło do tego, że Ryszard Kukliński nie przyjechał do Warszawy w 1993
r. i dopiero pięć lat później mógł pojawić się po raz pierwszy w Ojczyźnie,
dla której walczył o wolność z narażeniem życia swego i swojej rodziny? To
wprawdzie Amerykanie - Departament Stanu oraz CIA - przekonali pułkownika,
aby nie leciał do Polski, ale na Amerykanów zupełnie niesłychaną wywarł
presję ówczesny rząd Hanny Suchockiej i ugrupowania z nim związane, głównie
Unia Wolności. Ambasada USA w Warszawie otrzymała kilka nieoficjalnych
sugestii oraz oficjalną interwencję od szefa Urzędu Rady Ministrów ministra
Jana Rokity, że rząd polski będzie uważał wizytę pułkownika Kuklińskiego za
prowokację polityczną, a sam pułkownik może zostać aresztowany na lotnisku
Okęcie, nadal bowiem ważny jest wyrok sądu i listy gończe za nim ze stanu
wojennego. Potwierdził to publicznie minister sprawiedliwości i prokurator
generalny Jan Piątkowski. Trzeba podkreślić, że tego typu interwencje
dyplomatyczne są wyjątkowe i mają miejsce jedynie w sprawach szczególnie
istotnych dla interesów państwa. Okazało się, że człowiek, który zdobył w
Moskwie supertajne plany strategiczne agresji Armii Czerwonej na Europę i
państwa NATO, bohater Polski i Ameryki, który zapobiegł wybuchowi III wojny
światowej - został uznany za persona non grata przez rząd niepodległej
Rzeczypospolitej. Więcej - został uznany za osobę niebezpieczną dla tego
rządu, a w domyśle również dla prezydenta Lecha Wałęsy.
Z myślą o Polsce
Niecałe pół roku później, w nocy z 31 grudnia 1993 r. na 1 stycznia 1994 r.
zaginął w Key West na Florydzie w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach
pierwszy z synów pułkownika - Bogdan. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.
Kilka miesięcy później, we wrześniu 1994 r. w podobnie dziwnych
okolicznościach zginął drugi syn - Waldemar. Został śmiertelnie potrącony
przez samochód. W porzuconym aucie służby amerykańskie nie wykryły odcisków
palców kierowcy...
O sprawstwo w obu przypadkach podejrzewano Sowietów, ale pojawiła się też
hipoteza, że mogły w tym uczestniczyć wojskowe służby polskie, "nietknięte"
po 1989 r., uznające Kuklińskiego za wroga i zdrajcę. Polityka prezydenta
Wałęsy i rządu Suchockiej wobec Kuklińskiego była aż nadto jednoznaczna.
Śmierć synów miała być dla Kuklińskiego czytelnym sygnałem: siedź w Ameryce
i nie wracaj do Polski. - Za to, co zrobiłem, zapłaciłem najwyższą cenę,
jaką może zapłacić człowiek. Nie tylko strata moich synów, ale także
niesprawiedliwość i krzywdzące oceny w moim kraju bolą mnie bardzo, ale
nigdy nie miałem wątpliwości, że dobrze wybrałem. A jeśli miałbym żyć drugi
raz - zrobiłbym to samo. Wszystko, co w życiu zrobiłem - robiłem z myślą o
Polsce - mówił Kukliński na spotkaniu z Polonią Amerykańską w Nowym Jorku.
Józef Szaniawski