Wiktor Borodziej 
pseudonim "KRUK"

 

Wiktor Borodziej był jednym z najważniejszych funkcjonariuszy Departamentu I (wywiad) MSW lat 80., a od roku 1975 kierował jego „pracami” na odcinku niemieckim. Jemu podlegał werbunek agentów i siatka agenturalna w RFN (w tym rozpracowywanie i rozbijanie polskiej emigracji), a także współpraca z enerdowską Stasi. Kariera Borodzieja w świetle jego akt osobowych jawi się jako wzorcowa dla drugiej generacji ubeków/esbeków, ludzi niezbyt zdolnych, za to oddanych władzy komunistycznej, służbowo i prywatnie uwikłanych w przestępczy i zbrodniczy charakter reżimu komunistycznego. Oni i ich rodziny zawdzięczają awans społeczny komunistycznemu reżimowi narzuconemu przemocą przez Związek Sowiecki; system ten wspierali, bronili i pozostali mu wierni do końca.

Urodzony w 1929 r. Wiktor Borodziej z bezpieką związał się jeszcze za życia Stalina. W jego charakterystyce UBP miasta Warszawy z 16.09.1954 r. czytamy: „został zwerbowany do współpracy z Org. B.P. przez tutejszy Urząd jako rezydent w dniu 13.10.51 r. i obrał sobie pseudonim »Kruk«.

[...] W czasie współpracy był pracownikiem W.O. przy Akademii Medycznej. W pracy z siecią informacyjną miał słabe wyniki [...]. Zlecone mu zadania wykonywał chętnie, sam założył szereg kompromitujących materiałów na znane mu osoby”.

Jednak bycie „tylko” ubeckim kapusiem widocznie nie wyczerpywało jego ambicji. Złożył więc prośbę o pracę etatową w UB i 1 grudnia 1954 r. został przyjęty w szeregi Departamentu I MSW. Pierwsze lata swojej pracy w organach bezpieczeństwa spędzał w centrali, nabywał doświadczenia, szkolił się, awansował.

 W lutym 1962 r. jako kapitan SB wyjeżdża za granicę; zostaje skierowany do pracy w rezydenturze berlińskiej. Oficjalnie zatrudniony był w Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie Zachodnim. Do kraju wraca w lipcu 1965 r., jednak bez specjalnych osiągnięć operacyjnych. Pułkownik SB S. Groniecki, naczelnik Wydziału V Departamentu I MSW tak oceniał pobyt Borodzieja za granicą oraz jego cechy:

„Przez kierownictwo rezydentury oceniany jest jako pracownik powierzchowny, chaotyczny i wybuchowy. Pracę jego cechowała duża przypadkowość i brak systematycznego, celowego wysiłku. Cechy te ujemnie odbijały się na wynikach jego pracy. [...] Mimo tych ujemnych cech kpt. Borodziej przekazał szereg naprowadzeń, z których to spraw dokonał 2-ch werbunków. Biorąc powyższe pod uwagę proponuję zatrudnić kpt. Borodzieja w tutejszym Wydziale”.

W 1970 r. ponownie wyjeżdża na placówkę, tym razem do Wiednia, gdzie przebywa do 1975 r. Według okresowej oceny funkcjonariusza z 4 lipca 1978 r. Wiktor Borodziej 

„W sposób wysoce zaangażowany i efektywny realizuje politykę Partii. Uczciwy, prawdomówny, szczery i bezinteresowny w postępowaniu. [...] Bierze czynny udział w życiu organizacji partyjnej – sekretarz OOP PZPR”.

Również wyniki pracy operacyjnej oceniane są jako dobre. W Wiedniu Borodziej był już rezydentem wywiadu, do jego zadań należało m.in. rozpracowanie Centrum Szymona Wiesenthala. Również jego żona Łucja była zaangażowana w pracę męża. W ocenie jego pracy w rezydenturze z 10 października 1975 r. czytamy: 

„Stosunki rodzinne poprawne. Żona pomagała w pracy operacyjnej jako łączniczka.”

Po powrocie do kraju w 1975 r. „zostaje kierownikiem zespołu niemieckiego w Wydziale X. Do zakresu jego pracy należy rozpracowanie służb specjalnych RFN, zabezpieczenie Placówek i obywateli PRL na tym terenie. Odpowiedzialny jest za prowadzenie rozpracowań obiektowych krypt. »Twen«, »Konsta«, »Giermek«, i »Zakonnik«. Pod jego kierownictwem zespół pozyskał do współpracy 3 jednostki agenturalne oraz uzyskał szereg źródłowych materiałów dot. służb specjalnych przeciwnika, które zostały wykorzystane przez jednostki krajowe i służby bratnich krajów”.

W październiku 1978 r. ponownie wyjeżdża do Berlina Zachodniego, tym razem jako oficer operacyjny pod pseudonimem „Grim”. Przez „instytucję przykrycia”, czyli MSZ został mianowany I sekretarzem Misji Wojskowej PRL w Berlinie.

W roku 1982 r. wraca do centrali i zostaje mianowany zastępcą naczelnika Wydziału VIII Departamentu I MSW. Na tym stanowisku, jak wynika z dokumentów, „organizuje pracę własną i podległych mu oficerów. Prowadzi szereg źródeł krajowych i nadzoruje prowadzenie źródeł zagranicznych”. Głównym terenem działania wywiadowczego Wydziału VIII były USA, Niemcy Zachodnie, Wielka Brytania, Francja, Włochy oraz Japonia. Jedną z głównych metod pracy Wydziału VIII było werbowanie agentów wśród polskich naukowców i stypendystów wyjeżdżających na Zachód. W ówczesnej sytuacji wiele osób ze środowiska naukowego i nie tylko, miało wtedy bezpośrednio i pośrednio do czynienia z Wiktorem Borodziejem, czy to jako ofiary, czy też jako faktyczni lub tylko potencjalni agenci.

Borodziej był ponadto zaangażowany w akcję „Żelazo”, czyli tajną akcję SB prowadzoną w latach 70. i na początku lat 80. w Europie Zachodniej, przede wszystkim w Niemczech Zachodnich. A tym najważniejszym odcinkiem Wiktor Borodziej kierował przecież od 1975 r. Akcja „Żelazo” polegała na organizowaniu napadów rabunkowych, kradzieży, a nawet morderstw w celu zdobycia pieniędzy, złota i dzieł sztuki. Początkowo finansowano nimi działalność wywiadu PRL. Z czasem akcja ta przekształciła się w czysto mafijny proceder i łupem dzielili się bandyci oraz przede wszystkim nadzorujący ich oficerowie SB, którzy byli w nią zaangażowani. Do tych ostatnich należał Wiktor Borodziej. Jego mieszkanie służyło nawet jako lokal kontaktowy (czy może raczej jako melina), w którym spotykali się bandyci i esbecy uczestniczący w akcji „Żelazo”.

Fakt ten nie wpłynął negatywnie na karierę Wiktora Borodzieja, wręcz przeciwnie. W 1986 r. dyrektor wywiadu PRL Zdzisław Sarewicz zwrócił się do szefa MSW Czesława Kiszczaka o nadanie Borodziejowi w „trybie wyjątkowym” stopnia pułkownika.

„Uczestniczył w organizacji odważnych operacji wywiadowczych, w wyniku których uzyskano dokumentację i wzorce broni strategicznych, na podstawie których można wypracować własne systemy przeciwdziałania i udoskonalić technicznie obecnie produkowane rodzaje broni w państwach Układu Warszawskiego” – zachwalał Borodzieja Sarewicz. Kiszczak wyraził zgodę na awans podpułkownika. 

Już jako pułkownik Wiktor Borodziej stara się o ponowny wyjazd na placówkę. Jednak podania jego zostały odrzucone, ponieważ został zdekonspirowany wobec „wrogich służb”, przede wszystkim BND.

Ciekawym aspektem jego działalności, rzucającym światło na kształtowanie się „elit” w PRL są metody, jakimi Wiktor Borodziej czynnie wspierał karierę swego jedynego syna Włodzimierza, który urodził się w 1956 r. Zabiera go na wyjazdy na placówki w Berlinie Zachodnim oraz w Wiedniu. Tam syn uczęszcza do szkoły podstawowej oraz do gimnazjum.

Ojciec stara się, aby syn nabył szlifu zagranicznego. Na ferie zimowe w roku 1967/68 wysyła go do Szwajcarii, do mjr. Zygmunta Orłowskiego, „pracownika” ambasady PRL w Bernie. A i później finansuje mu prywatne wyjazdy, np. do Austrii w sierpniu 1976 r.

W roku 1975 Włodzimierz zaczyna studia w Warszawie. 5 grudnia 1977 r. podpułkownik SB Wiktor Borodziej informuje Dyrektora Departamentu Kadr MSW, „że syn jest studentem III roku Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego i został wytypowany [...] w skład 10-osobowej grupy na wyjazd do Uniwersytetu w Kilonii celem prowadzenia dyskusji nad zleceniami wypracowanymi przez »Komisję Podręcznikową Polska–RFN«”.

Dwa lata później Włodzimierz Borodziej, w wieku 23 lat, jako świeżo upieczony magister bez dorobku naukowego został sekretarzem tejże Komisji Podręcznikowej, by z czasem zostać nawet jej współprzewodniczącym. Przypomnijmy, że od 1975 r. Wiktor Borodziej kierował odcinkiem niemieckim wywiadu SB i z racji pełnionych funkcji podlegały mu również prace tejże właśnie Komisji Podręcznikowej, i to do końca jego esbeckiej kariery, czyli do 1990 r.

Karierę naukową syna w okresie PRL czynnie wspierał również prof. Marian Wojciechowski, co wynika z pism Wiktora Borodzieja w jego teczce osobowej. Marian Wojciechowski był wówczas czołowym historykiem partyjnym, zajmującym się historią PRL. Rzetelne badania historii PRL na tak eksponowanym stanowisku (katedra historii PRL na UW oraz dyrektor Archiwów Państwowych) w tym okresie nie były możliwe, i prof. Wojciechowski tym też się nie zajmował. Co ciekawe, również on miał powiązania z SB; został zwerbowany jako agent SB już w 1959 r. za pośrednictwem swojej własnej żony i przyjął pseudonim „Ares”. „Ares” pracował wtedy dla Wydziału V Departamentu I, tego samego, w którym pracował Wiktor Borodziej.

W latach 80. syn płk. Borodzieja – Włodzimierz wyjeżdża często na różne stypendia do Niemiec. Gdy trzeba, ojciec zadzwoni i „poprosi”, jako wysoki oficer SB, o pozytywne załatwienie sprawy, np. natychmiastowe wydanie paszportu dla syna, jak wynika z jego akt paszportowych.

Ciekawy jest również fakt, że Włodzimierz Borodziej w roku 1988 – kiedy jego ojciec posiadał duże wpływy w MSW i patronował jego wyjazdom na Zachód – opublikował w tzw. II obiegu, jako współredaktor pod pseudonimem „Włodzimierz Leń” Dziennik Stanisława Mikołajczyka. Najwidoczniej dzięki swoim kontaktom w środowisku „konstruktywnej opozycji” przygotowywał sobie w ten sposób „alternatywną” legendę opozycyjnego i niezależnego badacza, bo trudno sobie wyobrazić, aby jego ojciec i matka nie wiedzieli o tej „podziemnej” działalności syna. Jak wiemy, w roku 1988 wierchuszka partyjna i esbecka przygotowywała się już do transformacji systemowej; najwidoczniej także i rodzina Borodziejów poczyniła pewne kroki w tym kierunku.

Włodzimierz Borodziej wyrastał, wychowywał się, uczył i kształtował w specyficznym środowisku – w otoczeniu esbeków, agentów SB oraz partyjnych historyków. Nie zawiódł ich oczekiwań, związany jest z nimi po dziś dzień. Jego stare oraz nowe publikacje są tego świadectwem („Arcana” nr 4–5/2002, s. 303-312). Na jego przykładzie widzimy, jak ukształtowały się „elity intelektualne” PRL, które mają do dzisiaj duży wpływ na uniwersytetach czy w instytutach naukowych. Nic więc dziwnego, że środowiska te czynią wszystko, aby zaniechać rozliczenia okresu PRL. A lustracja postrzegana jest przez nich wręcz jako śmiertelne zagrożenie.

W lipcu 1990 r. Wiktor Borodziej odchodzi z MSW, „w związku z likwidacją Służby Bezpieczeństwa”. Partii pozostaje jednak wierny. Działa w strukturach SLD, protestuje przeciwko otwarciu archiwów SB i jest dumny ze swojej działalności w SB. Umiera w sierpniu 2004 r. w wieku 75 lat, nienękany przez prokuraturę ani zapewne przez sumienie.

Natomiast syn, jak gdyby wstydził się swojego rodowodu; przedstawiał się bowiem jeszcze niedawno jako syn rzekomego dyplomaty. Co ciekawe, „bada” również historię współpracy organów bezpieczeństwa NRD i PRL w latach 1956 do 1989, jednak w swoich dociekaniach zdołał całkowicie pominąć kluczową rolę swojego ojca, od 1975 r. kierującego „kierunkiem niemieckim”. Włodzimierz Borodziej nie był chętny do rozmowy na opisane wyżej tematy. Zdążyliśmy go jedynie zapytać, jak doszło do tego, że w młodym wieku, bez doświadczenia, objął poważne stanowisko sekretarza, a później przewodniczącego Komisji Podręcznikowej Polska–RFN. Stwierdził, że nie była to ważna funkcja, która pomogła mu w karierze naukowej. – To była funkcja organizacyjna – powiedział.

Tadeusz Olszak