Dyplomaci z teczek SB
|
Pierwsza duża fala zmian w polskiej dyplomacji przyszła w 1989 roku wraz z Krzysztofem Skubiszewskim. Wtedy zmieniła się duża część ambasadorów, jednak nie ruszono większości pracowników średniego i niższego szczebla. Doszło wówczas do ukształtowania się tzw. korporacji profesora Geremka (określenia tego po raz pierwszy użył Lech Kaczyński w wywiadzie dla „Wprost") – grupy nowych dyplomatów, w znacznej mierze uzależnionych od postpeerelowskiego personelu technicznego, z którego znaczna część to byli esbecy, teoretycznie przejęci przez UOP jako rezydenci wywiadu III RP. W rzeczywistości wielu z nich nie znało nawet języka kraju, w których mieszkali. W okresie PRL zajmowali się głównie inwigilacją miejscowej Polonii, teraz zajęli się donosami na nowych kolegów z ambasady. Zamiast dynamicznych placówek dyplomatycznych mieliśmy często do czynienia z ośrodkami intryg i zbierania obyczajowych haków. Przez lata MSZ nie tylko się nie oczyszczało, ale ponownie sięgało po stare, „sprawdzone" kadry. Najgorszy dla polskiej dyplomacji był okres urzędowania ministra Włodzimierza Cimoszewicza. To wtedy średnia wieku dyplomatycznych kadr wzrosła o 20 lat, a u wielu urzędników w życiorysach widniały moskiewskie szkoły dyplomacji i wydziały spraw zagranicznych KC PZPR. „Profesjonalizacja kadr" Cimoszewicza polegała na tym, że minister blokował kariery dyplomatów z solidarnościowymi korzeniami. Wskutek jego decyzji, mimo zakończonych już procedur, Radosław Sikorski nie został ambasadorem w Belgii, a Michał Wojtczak w Irlandii. Już na początku swego urzędowania pod koniec 2005 r. ówczesny szef MSZ Stefan Meller musiał odwołać kilkunastu polskich ambasadorów związanych w przeszłości z aparatem PZPR oraz służbami specjalnymi. |
kontakt z nami: | ||
info@videofact2.com | ||
All rights reserved. VideoFact © 1999, 2000, 2001 |