Rozmowa z Frankiem Spula

Marcin Bosacki: Jaki jest stan Polonii w USA i jej organizacji?

Frank Spula, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej: - Polonia nie jest już taka, jak pół czy choćby ćwierć wieku temu. Po pierwsze - coraz mniej jest tradycyjnych polskich rodzin, coraz więcej małżeństw mieszanych z Irlandczykami czy Meksykanami. Po drugie - ludzie przenieśli się na przedmieścia, znikają polskie dzielnice w wielkich miastach, Amerykanie polskiego pochodzenia są dziś rozsiani po całej Ameryce. Dlatego organizacjom polonijnym jest ciężej.

Marcin Bosacki: Jest pan już prezesem KPA kilka lat. Jakie są pana największe osiągnięcia, a co pan uważa za porażki?

 Frank Spula: Sukcesy to po pierwsze kontakty z politykami w USA: w Chicago i stanie Illinois, ale też w Waszyngtonie. Po drugie - poprawiliśmy stosunki z władzami Polski.

Marcin Bosacki: Te stosunki były kilka lat temu bardzo złe m.in. dlatego, że pana poprzednik Edward Moskal był uważany za antysemitę.

Frank Spula: Nie wiem, czy pan Moskal był antysemitą, czasem jego wypowiedzi na to mogły wskazywać, ale może to była tylko kwestia języka. Na pewno brakowało kontaktów z organizacjami żydowskimi - a teraz są, nawet dziś żydowska organizacja odwiedziła nas na zjeździe. Tamte lata i oskarżenia są za nami, teraz idziemy naprzód.

Marcin Bosacki: Pan wybaczy, ale w Waszyngtonie Polonia nie jest postrzegana jako wpływowe lobby. Wielu doradców ds. europejskich, ważnych senatorów nawet nie wie, co to KPA...

Frank Spula: To prawda, musimy mieć więcej ludzi, którzy dobrze znają kongresmanów czy senatorów. Ale są i dobre znaki. Dziś przemawiał u nas nowy kongresman z Chicago Mike Quigley. Dlaczego? Zaraz po jego wyborze napisaliśmy list, spotkaliśmy się. I przyjechał.

Marcin Bosacki: To jakie pan widzi porażki swej prezesury?

 Frank Spula: Co do bolączek - właśnie dlatego zorganizowaliśmy tę konferencję, by się dowiedzieć, jakie one są, co trzeba zrobić lepiej i jak to zrobić. Zwłaszcza chcę to usłyszeć od ludzi młodszych.

Marcin Bosacki: A jaki jest pana plan? Jak pan chce tych młodych wciągnąć do KPA?

Frank Spula: Od lat narzekamy, że Polonia nie ma reprezentacji politycznej - i na szczeblu miast czy stanów, i w Waszyngtonie. Gdy się zjednoczymy i będziemy stanowić konkretną siłę, młodzi, ambitni ludzie będą do nas dołączać, bo będą widzieć, że mogą mieć z tego korzyść. Dlaczego Latynosi mają tak duże wpływy w Ameryce? Bo mają ludzi na wysokich stanowiskach. A mają ich, bo potrafią zorganizować dla swych kandydatów poparcie - i w funduszach, i w liczbie ochotników działających w sztabach wyborczych.

Marcin Bosacki: Rozmawiałem z większością z tych kilkunastu młodych ludzi na sali. Oni nadal są nieufni, mówią, że potrzebuje pan ich jako dekoracji. Nie wiążą przyszłości z Kongresem...

Frank Spula: Widzę, że czasy się zmieniły i że musimy się zmienić, by Kongres był wpływowy. Nie boję się zmian. Chcę, by oni się włączali, by coś robili i dla Polonii, i dla Polski.

Marcin Bosacki: Jeszcze raz spytam - jak konkretnie chce pan wciągać młodych i budować reprezentację polityczną Polonii?

Frank Spula: Są dziś w Kongresie ludzie o polskich nazwiskach, ale czy oni coś robią dla Polonii, czy są prawdziwymi Polakami? My musimy wychować liderów. W USA kariery polityczne zaczyna się od najmłodszych lat. Człowiek, by wygrać w Stanach wybory, musi być już na studiach czy tuż po nich włączony do systemu politycznego, być aktywistą jednej z dwóch partii - Demokratów i Republikanów. Chcemy więc młodych liderów promować do struktur tych dwóch machin politycznych, by potem mogli działać dla dobra Polonii.

***

Frank Spula jest od 2005 roku prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej, mieszka w Chicago, jest Amerykaninem polskiego pochodzenia w drugim pokoleniu