Gdańska kompromitacja Mazowieckiego, Halla i Wałęsy
20 lat temu milicja, za zgodą solidarnościowego premiera, siłą wyciągnęła młodych demonstrantów z budynku KW PZPR w Gdańsku. Tak skończyły się nadzieje na antykomunistyczną rewolucję.
Już 27 stycznia milicja brutalnie rozpędziła demonstrację Federacji Młodzieży Walczącej i Niezależnego Zrzeszenia Studentów przed Pałacem Kultury i Nauki, w którym odbywał się ostatni zjazd PZPR. Dzień później gdańscy młodzi antykomuniści dowiedzieli się, że działacze partyjni palą akta w Komitecie Wojewódzkim PZPR w Gdańsku. Następnego dnia uczestnicy manifestacji pod kościołem św. Brygidy w Gdańsku przemaszerowali pod KW i zajęli go. Ostatni raz obywatele wtargnęli do gmachu KW PZPR w Gdańsku w grudniu 1970 roku i go podpalili. Doszło do krwawej interwencji milicji. Tym razem wydarzenia nie miały aż tak dramatycznego przebiegu, ale podobnie jak wtedy próba antykomunistycznej rewolucji zakończyła się interwencją milicji i rozgonieniem demonstrantów. Niestety, za zgodą lub milczeniem niemal wszystkich czołowych solidarnościowych polityków.
Komuniści złapani na gorącym uczynku
- To był spontaniczny odruch ludzi, którzy po Mszy św. dowiedzieli się o tym, co wydarzyło się w Warszawie. Ludzie byli też oburzeni coraz częstszymi informacjami o niszczeniu dokumentów SB i PZPR – mówi portalowi Fronda.pl historyk dr Sławomir Cenckiewicz, wówczas 18-letni członek FMW.
Po Mszy św. Mariusz Roman, lider FMW Pomorze Wschodnie, poinformował wszystkich o tym, co wydarzyło się w Warszawie dzień wcześniej. - 28 stycznia byliśmy na antykomunistycznej manifestacji pod Salą Kongresową w Warszawie, gdzie obradowała PZPR na XI zjeździe. Doszło tam do brutalnej interwencji MO, walki w Warszawie i łapanki milicyjne trwały do późnych godzin nocnych. Także tam byłem, rano z kolegami wróciliśmy z Warszawy, po zatrzymaniu po demonstracji pod Pałacem Kultury – wspomina autor książki „Śladami bezpieki i partii”.
Historyk opowiada, że nie trzeba było wiele robić żeby dostać się do budynku. - To był spontaniczny akt zajęcia siedziby Płatnych Zdrajców Pachołków Rosji. Zeszliśmy na dół, któryś z kolegów powiedział, że na dole jest człowiek, który ładuje dokumenty do pieca – mówi Cenckiewicz.
Wziąłem wówczas na pamiątkę garść zmielonych dokumentów partyjnych, żeby nikt nie powiedział, że nie było żądnego niszczenia akt. - Także na górze zabarykadowała się grupa partyjnych. Początkowo zostawiliśmy ich w spokoju. Żadnych szarpanin nie było, ale ostatnio się dowiedziałem, że tego dnia wieczorem koledzy z FMW dostali się do nich. Umknęło mi to jakoś z pamięci – kontynuuje Cenckiewicz.
Akta były mielone i palone w piecu. Rozjuszeni tym widokiem działacze FMW wystawili jeden z worków z „materiałem dowodowym” przed drzwi KW, „żeby ludzie zobaczyli, jak partia zaciera ślady”.
Koniec złudzeń
Według Piotra Semki, publicysty "Rzeczpospolitej", demonstranci mieli nadzieję, że Senat powoła komisję, która zbada, czy rzeczywiście doszło do niszczenia akt. Wybór wyższej izby parlamentu nie był przypadkowy – 99 na 100 senatorów zostało wówczas wybranych z poparcia Komitetu Obywatelskiego, reprezentującego bardziej ugodową część opozycji. Ale tylko do Senatu, nie zaś do zdominowanego przez komunistów Sejmu, zaufanie mieli okupujący gmach.
Zaufanie to zostało jednak podeptane. Tego dnia (była to niedziela) nie można było dodzwonić się do żadnego z senatorów; w Warszawie. Ale za to zapadła zaś decyzja o odbiciu budynku z rąk opozycyjnej młodzieży. Podjął ją nie kto inny, jak „pierwszy niekomunistyczny premier” powojennej Polski, Tadeusz Mazowiecki, wspólnie z ówczesnym ministrem ds. partii politycznych, Aleksandrem Hallem – czołowym gdańskim opozycjonistą i założycielem Ruchu Młodej Polski. Około godziny 23 do budynku wtargnęła milicja wraz z brygadą antyterrorystyczną. Po kilkunastu minutach w KW nie było już działaczy FMW. Milicja rozpędziła także demonstrację, która zebrała się po opuszczeniu gmachu.
„Straciliśmy szansę na rewolucję”
- Zajęcie KW w Gdańsku było częścią wydarzeń, które zaczęły się w październiku 1989 roku, kiedy KPN zajmował lokale PRON – mówi portalowi Fronda.pl historyk UJ dr Antoni Dudek. - Te akcje miały kilka celów. Organizacje wywodzące się z opozycji walczyły o przydział lokali, w których mogłyby funkcjonować, ponadto chciano pokazać, że PZPR jest już właściwie martwa. Później doszła jeszcze kwestia konfrontacji z rządem Mazowieckiego, kiedy okazało się, że nie chce on dokonać przyspieszenia odchodzenia od komunizmu – dodaje naukowiec.
Zdaniem Dudka, zajęcie Komitetu przez działaczy FMW nie zostało właściwie wykorzystanie przez opozycję. - To była ostatnia szansa, by ludzie zobaczyli, jak w sposób widowiskowy obala się komunizm. W Polsce wyglądało to zupełnie inaczej, niż w NRD. Przykładowo w tym samym dniu, w którym protestującym nie udało się zająć budynku SB w Poznaniu, ponieważ przeciwko nim stanęło 1800 milicjantów i esbeków, w Berlinie 100 tysięcy osób zajęło siedzibę Stasi. Tam mieliśmy do czynienia z prawdziwą rewolucją – mówi autor książki „Reglamentowana rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988-1990”.
- Polska zyskałaby na przyspieszeniu i ukazaniu bezsilności komunizmu. Nie chodzi mi o samosądy, ale ukazanie, że umowa okrągłego stołu wyczerpała się właściwie przy powołaniu rządu Mazowieckiego. Zaangażowanie „radykałów” można było wykorzystać np. do usunięcia komunistycznych ministrów z rządu. Jednak wówczas – moim zdaniem zupełnie niesłusznie – Tadeusz Mazowiecki i Aleksander Hall, który także stał za decyzją o odbiciu KW w Gdańsku, obawiali się recydywy komunistów – twierdzi Dudek.
Kompleks gdański
Sławomir Cenckiewicz jest krytycznie nastawiony do roli, jaką odegrał w tej sprawie Aleksander Hall i Tadeusz Mazowiecki. -. Przywódca Ruchu Młodej Polski ma do dziś chyba jakiś kompleks na tym punkcie, bo niechętnie się wypowiada o swojej roli w spacyfikowaniu okupujących KW PZPR w Gdańsku – stwierdza historyk do niedawna pracujący w IPN. - Nie mam wątpliwości, że bronili wówczas komunistów i ich aktywów. Nawet po rozwiązaniu PZPR w styczniu 1990 r. broniono zasady, że majątek PZPR należy się SDRP – formacji powstałej na gruzach formacji komunistycznej – dodaje.
Wskazuje też, że zmarnowana została wówczas okazja do tego, by odciąć się od „paktu okrągłego stołu mówiąc, że formalnie nie istnieje już partner z którym zwarto umowę”. - Zamiast tego była obrona pomnika Lenina w Nowej Hucie, brutalne akcje milicji wobec młodzieży zajmującej budynki PZPR, PRON i ZSMP, straszenie Niemcami, co miało uzasadnić obecność wojsk sowieckich w Polsce, a także przyzwolenie na niszczenie dokumentów SB i PZPR przez ludzi Kiszczaka i Jaruzelskiego. Taki był klimat tamtych czasów – dodaje.
- Cała sprawa pozbawiła złudzeń co do „Solidarności” i rządu Mazowieckiego nawet tych członków FMW, którzy wcześniej je mieli. Zachował się film z 14 lutego 1990 roku ze spotkania Lecha Wałęsy z MO i SB w Gdańsku. Padło wówczas pytanie o zajścia z końca stycznia, przyszły prezydent Polski stwierdził, że sam może zdjąć pasa i pomóc zlać dupy gówniarzom z FMW – opowiada Cenckiewicz.