TW „Klemens” na tropie „kainowej zbrodni”

Slawomir Cenckiewicz

Dziś szanowany kapłan archidiecezji gdańskiej, elokwentny, oczytany, znawca sztuki sakralnej. W latach 80. agent informujący SB o działaniach Kościoła po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki – dzieje ks. prałata Jerzego Więckowiaka opisuje historyk.

 Na wieść o porwaniu ks. Jerzego Popiełuszki przez funkcjonariuszy bezpieki, wieloletni konfident Departamentu IV MSW ks. Michał Czajkowski (TW „Jankowski”) zerwał współpracę, a zabójcy warszawskiego kapłana – płk. Adamowi Pietruszce rzucił wówczas prosto w twarz: „To jest zbrodnia kainowa, której kapłan rozgrzeszyć nie może”.

W tym samym czasie zupełnie inaczej zachował się jego współbrat w kapłaństwie – ks. Jerzy Więckowiak z Torunia. Od kilku już lat jako TW „Klemens” współpracował z SB. Zaginięcie, a później wiadomość o zabójstwie ks. Jerzego sprawiły, że „Klemens” przyjął od SB zadania, których realizacja miała osłaniać i wspierać grę, jaką wokół tej „kainowej zbrodni” od samego początku prowadziła bezpieka.

Ukryty agent

 Ksiądz prałat dr Jerzy Więckowiak (ur. 1939 r.) to dzisiaj szanowany kapłan archidiecezji gdańskiej. Jest proboszczem parafii Chrystusa Króla w Gdyni i kanonikiem gremialnym Kapituły Kolegiackiej Gdyńskiej. Elokwentny, oczytany, znawca sztuki sakralnej i dziejów Kościoła katolickiego na Pomorzu. Napisał na ten temat wiele książek, których treść przybliża od wielu lat widzom gdańskiego ośrodka telewizyjnego.

 Jednak w życiorysie ks. Więckowiaka są również takie fragmenty, wokół których w Trójmieście panuje zmowa milczenia. Wiedziała o nich diecezjalna komisja historyczna, którą przed kilkoma laty powołał abp Tadeusz Gocłowski. Jednak kościelni eksperci „od lustracji” analizowali zapisy ewidencyjne byłej SB, czytali opasłe teczki pracy „Klemensa”, ale nic nie napisali…

A szkoda, że zaniechali tej możliwości, bowiem ks. Więckowiak współpracował z bezpieką przynajmniej od początku 1980 r., a informacje przekazane przez niego to nie tylko wyjątkowe źródło informacji na temat życia diecezji chełmińskiej, ale przede wszystkim niezwykle ważny przyczynek do zrozumienia działań SB bezpośrednio po uprowadzeniu i śmierci ks. Jerzego.

Ten wyjątkowy zbiór dokumentów SB szczęśliwie przetrwał do naszych czasów dzięki temu, że w lipcu 1983 r. ks. Więckowiak objął stanowisko proboszcza prestiżowej parafii św. Jakuba w Toruniu. Jego agenturalne teczki pracy (nie zachowała się teczka personalna) powędrowały więc za nim z Gdańska do Torunia. Kiedy pod koniec 1988 r. wracał na stałe do Gdyni, część jego dokumentacji zarchiwizowano w Toruniu, gdzie proces niszczenia i kradzieży dokumentów SB nie przebiegał tak sprawnie jak w Trójmieście. W ten sposób teczki „Klemensa” trafiły później do delegatury IPN w Bydgoszczy.  

Wokół „króla Kaszubów”

Przez lata „Klemens” pozostawał w centrum życia diecezji chełmińskiej – jako znawca sztuki sakralnej wykładał i brał udział w sesjach naukowych, pisał książki, angażował się w prace komisji kościelnych. Znał najważniejszych kapłanów i hierarchów diecezji chełmińskiej, której granice do 1992 r. obejmowały spory obszar – począwszy od Pucka, Wejherowa i Gdyni, aż po Toruń.

Był skrupulatny – swojemu opiekunowi por. Andrzejowi Daniliszynowi z Wydziału IV SB w Gdańsku przekazywał informacje nie tylko o „wielkiej polityce”, czyli wspieraniu przez kapłanów ruchu antykomunistycznego, życiu parafii i kurii, konfliktach wśród duchownych, sprawach finansowych, kulisach związanych z budową kościołów, ale też o grzechach i grzeszkach braci w kapłaństwie. Z oficerem prowadzącym spotykał się na plebaniach i w hotelach.

Z dokumentów wynika, że podczas licznych spotkań, które niejednokrotnie sam „wywoływał telefonicznie”, był często finansowo wynagradzany (średnio 2 – 3 tys. zł). W jednym z dokumentów z 1983 r. jest również mowa o tym, że „Klemens” otrzymuje od SB „stałe miesięczne wynagrodzenie”.

Wśród ofiar jego doniesień (m.in. ks. Edmund Wierzbowski, ks. Andrzej Czerwiński, bp Bernard Czapliński i bp Marian Przykucki) znalazł się także ks. Hilary Jastak – legendarny „król Kaszubów”, niezłomny opiekun rodzin ofiar Grudnia ,70 w Gdyni, w 1980 r. duszpasterz strajkujących stoczniowców i kapelan „Solidarności”. O ks. Jastaku i jego kręgu (chodzi m.in. o Arama Rybickiego, Andrzeja Jarmakowskiego i Annę Walentynowicz) TW „Klemens” pisał najwięcej – wypytywał o niego kolegów i szukał z nim kontaktu.

„Stan zdrowia Jastaka pozostawia wiele do życzenia, nie może spać po nocach, gada od rzeczy” – donosił „Klemens”. „W ostatnich dniach w Gdyni rozrzucane były ulotki firmowane przez studentów Wyższej Szkoły Morskiej. TW „Klemens” w oparciu o wiarygodne źródło stwierdza, że matryce na których sporządzane były te ulotki, znajdują się na terenie plebanii Jastaka” – zanotował por. Daniliszyn krótko po wprowadzeniu stanu wojennego.  

Toruński ślad

Decyzją zmarłego w ostatnich dniach bp. Mariana Przykuckiego, 1 lipca 1983 r. ks. Jerzy Więckowiak został przeniesiony do Torunia, gdzie objął probostwo przy kościele pod wezwaniem św. Jakuba. Objęcie stanowiska proboszcza w XIV-wiecznym kościele św. Jakuba – jednym z najpiękniejszych okazów architektury gotyckiej w Toruniu, niewątpliwie było wielką nobilitacją. Było to zapewne wyróżnienie za lata pracy naukowej nad sztuką sakralną diecezji chełmińskiej. Bezpieka z zadowoleniem przyjęła tę nominację. Ile korzyści przyniosła SB ta decyzja, okazać się miało już jesienią 1984 r., kiedy Polską wstrząsnęła wiadomość o uprowadzeniu i zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki.

 Związek „Klemensa” ze sprawą ks. Jerzego wiąże się bezpośrednio z tragicznymi wydarzeniami z piątku 19 października 1984 r. Wówczas to, po wieczornej mszy św. odprawionej w kościele pod wezwaniem Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy, ks. Jerzy Popiełuszko razem ze swoim kierowcą Waldemarem Chrostowskim udał się w podróż powrotną do Warszawy. Ich volkswagen golf był śledzony przez bezpiekę. Jadący za nimi nieoznakowany samochód MSW dawał świetlne sygnały, wzywając do zatrzymania.

Około godziny 22 w Górsku ks. Jerzy kazał się zatrzymać. Chrostowski został odprowadzony do samochodu MSW. W tym czasie ks. Jerzy został brutalnie pobity, zakneblowany i związany, a następnie wrzucony do bagażnika. Według relacji Chrostowskiego w okolicach Przysieka złapał za klamkę, naparł na drzwi i wyskoczył z samochodu. Trafił do pobliskiego hotelu, gdzie udzielono mu pomocy medycznej. Prosił o kontakt z ludźmi Kościoła.

Lekarz pogotowia ratunkowego Krzysztof Demidowicz zawiózł Chrostowskiego do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Toruniu, w którym ks. Józef Nowakowski prowadził oddział Prymasowskiego Komitetu Pomocy dla Osób Represjonowanych. Ks. Nowakowski uwierzył Chrostowskiemu i telefonicznie poinformował o sprawie milicję i władze kościelne. Później udał się na miejsce porwania ks. Jerzego, gdzie obok porzuconego golfa stali już milicjanci. W tym czasie się okazało, że „Klemens” zna ks. Nowakowskiego. Sprawą od razu zainteresował się jego oficer prowadzący kpt. Andrzej Goliński z Wydziału IV SB w Toruniu. Bezpieka postanowiła działać…  

Pod określonym pozorem

Ks. Więckowiak otrzymał nakaz bezzwłocznego skontaktowania się z ks. Nowakowskim. Telefonował do niego kilkanaście godzin po uprowadzeniu ks. Jerzego. „Po kilku bezskutecznych próbach udało się dodzwonić do niego” – raportował „Klemens”. „Oświadczył, że jest bardzo mocno zajęty, ma na głowie przykrą sprawę i proponuje spotkanie przełożyć na przyszły tydzień. Przed zakończeniem rozmowy powiedział, bym modlił się w intencji Waldemara, nie wyjaśniając bliżej, o kogo i o co w tym wypadku chodzi”.

Agent z miejsca otrzymał zadanie „pod określonym pozorem udać się do ks. Nowakowskiego i przeprowadzić z nim rozmowę na temat ks. Popiełuszki. Jak ks. Nowakowski ocenia tą sprawę, jakie ma dalsze zamiary i co sądzi o znajomych i rodzinie W. Chrostowskiego, którzy zatrzymali się u niego po przyjeździe z Warszawy”.

Do spotkania z ks. Nowakowskim doszło 22 października 1984 r. Według relacji „Klemensa” ks. Nowakowski nie miał wątpliwości, że porwanie ks. Jerzego jest dziełem SB, a ucieczka Chrostowskiego to „błąd w sztuce, popełniony przez wykonawców tego zadania”. Uważał ponadto, że ks. Jerzy wciąż „żyje i w najbliższym czasie się odnajdzie”.

 Bezpieka nakazała „Klemensowi” wejść w skład komitetu budowy pomnika ks. Jerzego. Miał „wyhamować inicjatywy dążące do budowy pomnika o przesadnej wielkości”.

Poinformował też „Klemensa”, że od razu po porwaniu ks. Jerzego odwiedził go bp Jerzy Dąbrowski z Sekretariatu Prymasa Polski, który rozpytywał o wydarzenia z 19 października. Nowakowski tłumaczył jednak, że nie zna ks. Popiełuszki, a spotkanie z Chrostowskim uważa za przypadkowe.

Po powrocie na plebanię „Klemens” skontaktował się telefonicznie z kpt. Golińskim, prosząc o spotkanie. Funkcjonariusz bezpieki kazał mu odtąd zbierać w środowisku duchownych wszelkie informacje na temat „zaginięcia ks. Popiełuszki”. Otrzymał 3 tys. zł, a wyciągi z jego doniesień kierowano od tego momentu do Departamentu IV MSW i Wojewódzkiego Sztabu Kierowania w WUSW w Toruniu.

 Nieposłuszny proboszcz

Nawet wyłowienie zmasakrowanego ciała ks. Jerzego Popiełuszki z Zalewu Wiślanego 30 października 1984 r. nie zniechęciło ks. Więckowiaka do dalszej współpracy. Już kilka dni później przekazał raport z konferencji księży dekanatu toruńskiego, która poświęcona była męczeńskiej śmierci ks. Jerzego. „Omawiając problem ks. Popiełuszki, dziekan ks. Szmyt powiedział, że funkcjonariusze SB docierają do proboszczów parafii i w rozmowach starają się nawoływać ich, by nie organizowali imprez mogących spowodować zaburzenie ładu publicznego” – donosił „Klemens”.

Zwrócił uwagę na niepokojącą propozycję i wystąpienie ks. Józefa Nowakowskiego: „wymieniony zapowiedział, że przygotuje pismo do miejscowych władz o zezwolenie na postawienie krzyża w miejscu porwania ks. Popiełuszki w Górsku. Dokument ten mają podpisać wszyscy księża z Torunia. W przypadku, gdyby władze nie wyraziły zgody – zdaniem ks. Nowakowskiego – krzyż należy postawić nielegalnie, a gdyby został on usunięty, należy postawić kolejny.

 Ustosunkowując się do problemu rozmów, jakie z proboszczami rzekomo prowadzą funkcjonariusze, ks. Nowakowski powiedział: „Rozmawiajcie, z kim chcecie, i mówcie, co chcecie, ja osobiście jestem przeświadczony, że z porwaniem i tragedią ks. Popiełuszki oprócz trzech ujawnionych sprawców z Warszawy ścisłe powiązania ma także Służba Bezpieczeństwa z Torunia. Główny sprawca porwania G. Piotrowski jest znany przez księży z Włocławka i wiadomo, że był to naczelnik wydziału zajmującego się bezpośrednio sprawami księży. Komunikat o odnalezieniu ciała Popiełuszki – wg słów Nowakowskiego – został opublikowany tylko dlatego, ponieważ pracownicy zapory na Wiśle we Włocławku ujawnili obecność jego ciała i w tej sytuacji władze zmuszone były podać to do publicznej wiadomości”„.

W tym czasie niemal wszystkie doniesienia i informacje przekazywane przez „Klemensa” dotyczyły sprawy ks. Jerzego. Raportował o każdej wypowiedzi księży (zwłaszcza ks. Stanisława Kardasza, ks. Janusza Rzucidło, ojca Jacka Pleskaczyńskiego) i biskupa Przykuckiego dotyczącej tej sprawy. Wypytywał uczestników pogrzebu ks. Jerzego o nastroje wśród duchowieństwa warszawskiego.  

Wyhamować inicjatywę

Przekazał wówczas informacje o autorytecie, jakim w Warszawie cieszy się przyjaciel ks. Jerzego – ks. Stanisław Małkowski, którego określił mianem człowieka o „silnym sfanatyzowaniu religijnym, wroga socjalizmu, pragnącego podzielić los ks. Popiełuszki”. W połowie listopada 1984 r. znów powrócił do inicjatywy pomnikowej ks. Nowakowskiego. Interesował się miejscem ustawienia pomnika i jego kształtem.

„Klemens” zaczął nawet bywać w Górsku. Obserwował narodziny lokalnego kultu ks. Jerzego i monitorował zachowanie księży w pobliskim kościele parafialnym. Bezpieka nakazała „Klemensowi” wejść w skład komitetu budowy pomnika w Górsku, którym kierował sam bp Przykucki. Powołując się na swoje kompetencje z zakresu sztuki sakralnej, miał odpowiednio wpłynąć na zmianę projektu, a przede wszystkim rozmiaru pomnika. „Wyhamować inicjatywy dążące do budowy pomnika o przesadnej wielkości” – zalecał „Klemensowi” kpt. Goliński.

Po raz pierwszy swoją wiedzą popisał się już w listopadzie 1984 r. Podczas posiedzenia komitetu „oświadczył, że nie wyobraża sobie w lesie pomnika o wysokości 20-metrowej. Dodał, że właściwa ekspozycja takiego dużego obiektu wymaga odpowiedniej przestrzeni, co w konkretnej sytuacji będzie wymagało wycięcia znacznego obszaru lasu i jest sprawą wątpliwą, czy na taką koncepcję wyrażą zgodę władze”.

 Kiedy w ciągu kilku tygodni zmienił się nieco projekt pomnika, który miał przedstawiać ks. Popiełuszkę przypominającego Chrystusa Frasobliwego, „Klemens” znów przypomniał o sobie: „Pewne obiekcje odnośnie powyższego zgłosił ks. Więckowiak, stwierdzając, że ta postać [Chrystusa Frasobliwego] na Pomorzu jest mało znana, nie ma tradycji i dlatego jego zdaniem bardziej właściwa byłaby inna koncepcja, np. Matki Boskiej opłakującej śmierć syna”.

Ostatecznie zwyciężyła mało kontrowersyjna wersja pomnika – upadającego krzyża oddalonego od drogi i schowanego nieco w lesie. Zanim projekt został zgłoszony do akceptacji władz, w styczniu 1985 r. „Klemens” odrysował i przekazał bezpiece jego szkic. Ale droga do upamiętnienia miejsca porwania ks. Jerzego była jeszcze długa. Władze nie chciały w tym miejscu jakiegokolwiek symbolu, który przypominał o tej zbrodni. Dlatego „nieznani sprawcy” niszczyli okalające szosę krzyże i kwiaty. Beznamiętnie informował o tym wszystkim „Klemens”.

W tym czasie „Klemens” zbliżył się do bp. Przykuckiego. Za jego pośrednictwem starał się zdobywać informacje dotyczące konsekwencji śmierci ks. Jerzego w relacjach państwo – Kościół. Z zadowoleniem obserwował jego ewolucję i „rozważną” postawę, o czym na bieżąco informował SB. Chwalił biskupa za stonowane kazania, a nawet za odmowę udziału w obchodach pierwszej rocznicy uprowadzenia i zabójstwa ks. Jerzego.

Poglądy bp. Przykuckiego były zbieżne z tym, co głosił w tym czasie prymas Józef Glemp, abp Bronisław Dąbrowski i wielu biskupów. W ten sposób „Klemens” charakteryzował jedno ze spotkań z ordynariuszem: „[Przykucki] Podkreślił, że śmierć ks. Popiełuszki miała istotny wpływ na bieg wydarzeń w kraju. Obserwuje się zmianę sposobu myślenia u większości społeczeństwa, od chłopa poczynając, a na premierze kończąc. Na podstawie aktualnych poczynań gen. Jaruzelskiego i min. spraw wew. Kiszczaka można sądzić, że ich działania są uczciwe, choć obaj mają wielu wrogów. W chwili obecnej istnieją ostre tarcia między rządem a Służbą Bezpieczeństwa”.

Współpracownik SB zrelacjonował również inne interesujące zdarzenie: „Ponadto biskup poinformował, że gen. Kiszczak zaprosił biskupów Bronisława i Jerzego Dąbrowskich na 16-godzinną projekcję filmu z czynności procesowych wykonanych w sprawie ks. Popiełuszki. Jest to film makabryczny i biskup Dąbrowski Bronisław nie mógł znieść zanotowanych scen, wyszedł w czasie projekcji. Mówiąc o powyższym, biskup Przykucki dodał, że w tej sytuacji Kościół woli milczeć, nie chcąc podsycać napiętej sytuacji w kraju. Z tego m.in. względu prymas zawiesił w czynnościach kapłańskich ks. Małkowskiego, którego wystąpienia nie licują z godnością kapłana”.  

Czy można tak się zaprzedać?

„Nawet nie czuję do nich złości. Czuję tylko jakiś żal. Jak tak można, w tej samej Ojczyźnie. Czy to są jeszcze Polacy? Czy można tak się zaprzedać?” – pisał w swoim dzienniku ks. Jerzy Popiełuszko w styczniu 1984 r. Miał na myśli przede wszystkim przestępców z SB, którzy każdego dnia uprzykrzali mu życie. Czy kapelan „Solidarności” zdawał sobie również sprawę ze zdrady niektórych braci kapłanów?

Być może, ale wówczas pytanie: „Czy można tak się zaprzedać”, brzmi jeszcze bardziej dramatycznie. Z perspektywy męczeńskiej śmierci ks. Jerzego, inscenizowanego procesu oprawców oraz działań bezpieki widzimy, jak wiele spraw potoczyło się zgodnie z komunistycznym scenariuszem. Trochę tak jak z pomnikiem księdza, zminiaturyzowanym i wepchniętym do lasu...

25 lat, które upłynęły od tej „kainowej zbrodni” i zdrady, powinny być okazją, by zacząć o tym na serio dyskutować. Tym bardziej że ani fiolety, ani czerwone sutanny prałatów, biskupów i kardynałów nie powinny zwalniać z tego obowiązku.