Komitet Nowojorski
Edward Fiałkowski

 

Wstęp.

Latem 1990 roku – po wcześniejszych ostrych polemikach w sprawie przyspieszenia wyborόw prezydenckich i do parlamentu – Lech Wałęsa wysunął oficjalnie swoją kandydaturę na najwyższy urząd w państwie – na Urząd Prezydenta Rzeczypospolitej.

Wkrόtce też, w czasie swego posiedzenia Komisja Krajowa NSZZ “Solidarność”, znakomitą większością głosόw podjęła uchwałę popierającą kandydaturę Lecha Wałęsy na urząd prezydenta RP. Uchwała mόwiła, że wyborcze zwycięstwo Wałęsy stałoby się zwieńczeniem dziesięcioletniej walki “Solidarności” z systemem komunistycznym. Niebawem z całego kraju napływać zaczęły do Gdańska wyrazy sympatii i poparcia dla przewodniczącego “Solidarności” – kandydata na prezydenta.

Zaczęły rόwnież konstytuować się komitety kampanii wyborczej Lecha Wałęsy.  Jako długoletni działacz “Solidarności” w kraju, a przed rokiem biorąc także aktywny udział - w ramach Nowojorskiego Komitetu Wyborczego Solidarności, m. in. obok Andrzeja Krajewskiego, Witolda Łuczywo, Jόzefa Ruszara, Piotra Stasińskiego oraz Marii i Tomasza Zalewskich - w kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu, pełniąc wreszcie, w trakcie tych pamiętnych, historycznych wyborόw czerwcowych 1989 roku, funkcję męża zaufania “Solidarności” w Nowym Jorku, nie mogłem i nie chciałem pozostawać na uboczu nowojorskich wydarzeń związanych z wyborem prezydenta Rzeczypospolitej.

To właśnie w wyniku tamtych wyborόw sprzed roku, załamał się ostatecznie system komunistyczny w Polsce. Tysiące nowojorskich Polakόw dosłownie opanowało wόwczas konsulat PRL na Manhattanie, masowo popierając kandydatόw “Solidarności”.

Ale na tych nie głosował zapewne ostatni wyborca w konsulacie. A był nim, dość pόźnym już wieczorem, bo po godz. 11.00, Stefan Olszowski, były członek Biura Politycznego KC PZPR i były minister spraw zagranicznych PRL, zwolennik twardej linii wobec “Solidarności”. Ale jego czas, jak i ludzi jemu podobnych, już na szczęście się kończył...  

O ile do ubiegłorocznych wyborόw “Solidarność” szła mocno scementowana wobec wspόlnego przeciwnika jakim była PZPR, to obecnie po rozłamie w Związku trzeba było dokonać wyboru. Nie bez wpływu na mόj wybόr pozostała pamiętna filozofia “grubej krechy” premiera Mazowieckiego, a obecnie rόwnież kandydata na prezydenta RP. Wybόr nie był więc, dla mnie zbyt trudny.

Już w sierpniu na łamach nowojorskiego “Nowego Dziennika” ukazał się mόj list, w ktόrym pisałem m. in.: “…w związku z planowanym przyspieszeniem wyborόw do parlamentu i na urząd prezydenta państwa, dużo mόwi się o kandydaturze L. Wałęsy na to stanowisko. Mόwi się rόżnie; padło przy tym pytanie, czy przywόdca “Solidarności” na urząd ten się nadaje?  Sam mam wiele zastrzeżen i zdaję sobie sprawę, że Wałęsa nie jest bez zarzutu. (…)

 Wracając jednak do pytania, czy Wałęsa na stanowisko prezydenta się nadaje muszę stwierdzić, że jest ono źle postawione i powinno brzmieć: Czy chcemy, aby prezydentem Rzeczypospolitej był nadal Jaruzelski – człowiek, ktόry wspόłodpowiedzialny jest za rok 1968, za tragedię Grudnia’70, za Radom i Ursus, ktόry odpowiedzialny jest wreszcie za 13 grudnia i za wszystkie ofiary stanu wojennego – czy też chcemy, aby prezydentem został Lech Wałęsa – zasłużony w walce o prawa człowieka przywόdca związkowy, ktόrego siła wiary i wielka intuicja doprowadziły do załamania komunizmu i ponownej legalizacji “Solidarności”? Na tak postawione pytanie – Jaruzelski czy Wałęsa  – opowiadam się po stronie Lecha Wałęsy.”

 Początek działalności.

W pierwszych dniach października przeprowadziłem - z wybranymi przeze mnie wcześniej osobami - serię rozmόw o potrzebie utworzenia w Nowym Jorku Komitetu Kampanii Prezydenckiej Lecha Wałęsy, z ktόrych kilka podzieliło moją opinie i wyraziło zgodę na przystąpienie do nowotworzonego komitetu.

Kiedy więc Sztab Wyborczy Lecha Wałęsy w Gdańsku wydał komunikat, w ktόrym stwierdzał, że najpilniejszym zadaniem jest teraz zebranie wymaganych przez ordynację wyborczą 100 tyś. podpisόw popierających kandydaturę Lecha Wałęsy, byliśmy już do tego przygotowani.

Dwa dni po komunikacie z Gdańska, w niedzielę, 7 października, podczas Parady Pułaskiego na nowojorskiej Piątej Alei rozpoczęliśmy akcję zbierania symbolicznego tysiąca podpisόw zwolennikόw kandydatury L. Wałęsy na prezydenta. Tylko tego pierwszego dnia zebraliśmy 500 podpisόw. Uznaliśmy to za pierwszy sukces.

Kilka dni pόźniej, już po zebraniu tysiąca podpisόw popierających kandydaturę L. Wałęsy na prezydenta państwa, przesłaliśmy je na ręce szefa Sztabu Wyborczego Lecha Wałęsy, Jacka Merkla do Gdańska. Zasadniczym celem naszego Komitetu było jednak przeprowadzenie kampanii wyborczej Lecha Wałęsy w metropolii nowojorskiej oraz zapewnienie społecznej kontroli nad przebiegiem wyborόw prezydenckich w Nowym Jorku.

W Społecznym Komitecie Kampanii Prezydenckiej Lecha Wałęsy w Nowym Jorku, bo taką nazwę ostateczne przyjęliśmy, działalność podjęli: Zygmunt Czerwiński, redaktor naczelny tygodnika katolicko-społecznego “Polski Przewodnik”, Krzysztof Kamiński, Marek Ludwikiewicz, Wiesława Brykalska-Ludwikiewicz (Kamiński i Ludwikiewiczowie byli rόwnież członkami Komitetu “Help Poland Now”), Henryk Pawelec, pełnomocnik “Solidarności” RI Zamość na USA i Kanadę, moja żona Agnieszka Rodziewicz-Fiałkowska oraz ja.

Pόźniej do Komitetu przystępowały kolejne osoby, że wymienię tu tylko panόw: Bolesława Skaradzińskiego, do 1945r. komendanta powiatu bielsko-podlaskiego AK, pόźniej jednego z dowόdcόw polskiego państwa podziemnego pod okupacją sowiecką – w latach 1946-47 komendanta Okręgu Białostockiego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, ktόry w chwili przystąpienia do Komitetu był już  rόwnież przewodniczącym Komitetu Budowy Pomnika Katyńskiego w Nowym Jorku; Jerzego Prusa, dyrektora Instytutu Piłsudskiego w Ameryce; Eugeniusza Szumiejkę, legendę “Solidarności” z okresu stanu wojennego, ktόry w chwili przystąpienia do Komitetu był też członkiem Komisji Krajowej NSZZ “Solidarność”(gdy zjawił się po raz pierwszy w moim mieszkaniu na Queensie, na zebraniu Komitetu, został wybrany jego wiceprzewodniczącym przez aklamację). Warto zauważyć, że w osobach panόw, Skaradzińskiego i Szumiejki, dwόch przywόdcόw polskiego podziemia, splotła się w Komitecie historia walki dwόch pokoleń o samostanowienie narodu.

Konflikt.

Po pewnym czasie, jak brzmiała wersja oficjalna Prusa - na skutek ciągłych nieporozumień z Markiem Ludwikiewiczem, Jerzy Prus, dyrektor Instytutu Piłsudskiego, wystąpił z Komitetu.

Pierwszy raz do konfliktu Ludwikiewicz – Prus doszło, gdy ten pierwszy nie zgodził się na ujawnienie przed opinią publiczną stanowiska konsulatu dotyczącego sformułowania dwόch komisji wyborczych na Manhattanie, ktόre dyskryminowało zwolennikόw Lecha Wałęsy.

Ludwikiewicz był rόwnież zdecydowanie przeciwny by pani Barbara Piasecka – Johnson została honorową przewodniczacą Komitetu, co z kolei starał się bardzo przeforsować Jerzy Prus. Nie zgadzałem się z taką postawą Marka Ludwikiewicza, szczegόlnie w sprawie powołania komisji wyborczych na Manhattanie przez konsula generalnego, ale w obu przypadkach, jako przewodniczący Komitetu, starałem się znaleźć kompromis, chciałem bowiem zachować jedność w czasie kampanii. W pierwszym konflikcie udało mi się doprowadzić do kompromisu, w konflikcie drugim Ludwikiewicz kompromis odrzucił.

W takiej sytuacji, zaledwie kilka dni przed wyborami, podczas mojej nieobecności w Nowy Jorku, Prus wystąpił (wraz z ludźmi skupionymi wokόł jego osoby) z Komitetu i… powołał Obywatelski Komitet Lecha Wałęsy, ktόry poza opublikowaniem plakatu wyborczego w “Nowym Dzienniku” nie podjął już żadnej działalności. Ale czy to konflikty z Ludwikiewiczem były tak naprawdę powodem wystąpienia Prusa z Komitetu?

W dniach poprzedzających to zdarzenie, Jerzy Prus wykazywał już dość duże zdenerwowanie faktem, że ciągle pozostaje on na uboczu nowojorskich wydarzeń związanych z wyborami prezydenckimi. Chciał koniecznie należeć wtedy do grona osόb, ktόre podejmują decyzje. Oznaki tego zdenerwowania przybierały czasem dość dziwne i śmieszne zarazem formy.

Pewnej nocy, około 3 nad ranem, przerwał nawet moją, trwającą już wtedy dłuższy czas rozmowę telefoniczną z E. Szumiejko, aby zapytać mnie tylko czy...mam jakieś nowe informacje dotyczące wyborόw, zaś po kilku dniach zadzwonił do mnie pόźnym wieczorem, aby triumfalnym głosem poinformować mnie, że to jednak on(!), a nie ja, otrzymał już nominację na reprezentowanie Lecha Wałęsy w dniu wyborόw, w konsulacie RP na Manhattanie. Pogratulowałem mu wtedy tej nominacji, chociaż wiedziałem, że to co mόwił nie było prawdą.

 Do samego końca nie mόgł on zrozumieć, kto w tej grze rozdaje karty. Nie bez znaczenia w podjęciu przez niego decyzji o wystąpieniu z Komitetu i powołaniu do życia swojego, pozostawał fakt, że pomimo wcześniejszych, wielokrotnych naciskόw na mnie z jego strony, nie mianowałem go jednak wόwczas wiceprzewodniczącym Komitetu, ktόrym był już Eugeniusz Szumiejko.

Mimo wszystko Prus – w trakcie rozmόw ze mną przy rόżnych okazjach - ciągle nalegał o to dalej, bo uważał, że Komitet powinien mieć dwόch   wiceprzewodniczących. W końcu desperacki krok, jakim było powołnie do życia nowego komitetu, na kilka zaledwie dni przed wyborami, pozwalał jednak stanąć Prusowi na jego czele, czym – mam nadzieję – zaspokoił choć trochę swoją nieokiełzaną wręcz ambicję.

O ile o to właśnie mu chodziło... Nie upubliczniałem wtedy kontrowersyjnych zachowań Prusa, tylko ze względu na prestiż Istytutu Piłsudskiego, ktόrego był on przecież wόwczas dyrektorem. Ale czy w tym wypadku chodziło tylko o ambicje? Dopiero po latach, zupełnie nowe światło rzuci na te zdarzenia przyznanie się Jerzego Prusa do podpisania deklaracji wspόłpracy ze... Służbą Bezpieczeństwa PRL.

Otwartym pozostaje więc pytanie: czy miało to jakiś wpływ na zachowania Prusa w trakcie jego publicznej działalności w Nowym Jorku? Informacja o podpisaniu przez niego deklaracji wspόłpracy z SB, była dużym szokiem dla całej amerykańskiej Polonii.

Grupa H.

 Wcześniej jednak, zanim wynikły problemy z Prusem, były prόby przejęcia kontroli nad pracami Komitetu przez ludzi z “grupy H.”, jak ich wtedy nazwaliśmy. Zostali oni jednak przez nas dość szybko wyeliminowani z przedwyborczej gry. Niestety, zanim to nastąpiło, udało im się na chwilę podważyć naszą  wiarygodność wśrόd nowojorskiej Polonii. A wszystko zaczęło się w dniu Parady Pułaskiego.

W trakcie zbierania podpisόw zwolennikόw kandydatury L. Wałęsy na prezydenta, napotkaliśmy na Piątej Alei  ludzi rozdających wśrόd Polakόw ulotki: “Naszym Prezydentem Lech Wałęsa”. Nie znałem tych ludzi wcześniej, ale nie było we mnie cienia wątpliwości, że musimy zjednoczyć nasze wysiłki wobec wspόlnego celu. Nie wiedziałem wtedy jeszcze ile nam to przysporzy kłopotόw…

Kilka dni pόźniej zadzwonił do mnie jeden z tych ludzi i zaproponował nam spotkanie. Był nim Jόzef H. Propozycję spotkania przyjąłem natychmiast i umόwiliśmy się jeszcze tego samego dnia w moim mieszkaniu. O spotkaniu tym poinformowałem kilka osόb z naszego Komitetu, z rόżnych jednak powodόw przybyli na nie tylko Ludwikiewiczowie.

Pόźnym wieczorem do moich drzwi zapukał mocno spόźniony H. Przeprosił za spόźnienie i prosił o wyrozumiałość ze względu na moc zajęć. Byliśmy oczywiście wyrozumiali i natychmiast przystąpiliśmy do omawiania sprawy połączenia naszych wspόlnych wysiłkόw na rzecz wyboru L. Wałęsy na prezydenta państwa.

Szybko jednak okazało się, że H. nie miał żadnych pełnomocnictw do omawiania szczegόłόw, był jedynie upoważniony do zaaranżowania spotkania między nami i osobami, ktόre reprezentuje. A reprezentował on zamożnych jubilerόw z 48 ulicy, ktόrzy podczas wcześniejszej wizyty Lecha Wałęsy w Stanach Zjednoczonych, ofiarowali mu specjalnie na tę okazję wykonany pierścień.

Ustaliliśmy, że spotkanie takie odbędzie się następnego dnia wieczorem, w biurze jubilerόw na Manhattanie.  W wyniku rozmόw na Manhattanie osiągneliśmy – jak się wόwczas wydawało – porozumienie.  Stojąc na stanowisku, że służymy jednej sprawie, uznaliśmy za celowe połączyć wysiłki i przyjąć nazwę: Komitet Kampanii Prezydenckiej Lecha Wałęsy.

Na zakończenie opracowaliśmy wspόlny komunikat, ktόry – według ustaleń – miał być dostarczony następnego dnia przez H. prasie polonijnej. Kończąc zaś spotkanie wznieśliśmy wspόlnie toast za pomyślną wspόłpracę. Byliśmy zadowoleni.

Nasza radość była jednak przedwczesna…Pierwszym niepokojącym nas sygnałem było niedostarczenie przez H. do redakcji polonijnych gazet uzgodnionego wspόlnie komunikatu. Na pytania dotyczące takiego stanu rzeczy, udzielał odpowiedzi bardzo mętnych. Dopiero pόźniej okazało się, że potrzebował on trochę czasu, aby przeredagować treść naszego komunikatu.

Po tygodniu, w “Nowym Dzienniku” ukazało się płatne ogłoszenie sygnowane przez Komitet Kampanii Prezydenckiej Lecha Wałęsy, ktόre nie miało jednak nic wspόlnego z uzgodnionym przez nas wcześniej komunikatem. Podawało wręcz fakty niezgodne z prawdą. W tej sytuacji uznaliśmy, że propozycja połączenia się nie była  z ich strony uczciwa, miała na celu wchłonięcie nas i zneutralizowanie naszych działań, co byłoby rόwnoznaczne z wyeliminowaniem nas z kampanii.

Niepokόj nasz budziła także nieuzgodniona wcześniej, poszerzona lista członkόw Komitetu. Po oświadczeniu wydanym przez znanego pisarza, Janusza Głowackiego opublikowanym przez “Nowy Dziennik”, w ktόrym odcinał się on od Komitetu, a ktόrego to H. wciągnął na listę członkόw bez jego zgody i wiedzy, oraz po kilku telefonach, w ktόrych nasi rozmόwcy ostrzegali nas przed „hosztaplerem H.”, obawialiśmy się najgorszego – nawet prowokacji!

Przez cały ten czas jubilerzy byli nieosiągalni. Trudno jest mi dzisiaj podważać szczerość ich intencji. Ich problemem był jednak wtedy fakt, że za swego przedstawiciela wybrali sobie szalbierza, jakim byl H., ktόry w pewnym momencie mianował nawet sam siebie… szefem Sztabu Wyborczego L. Wałęsy w Nowym Jorku. W dniu 19 października, podczas otwartego, burzliwego zebrania Komitetu, w związku z przyznaniem się H. do stawianych mu zarzutόw, doszło do ostatecznego rozłamu między nami a „grupą H.”.

Odczytaliśmy w tej sprawie Oświadczenie, w ktόrym wyraziliśmy ubolewanie z powodu tak nieprzyjemnego incydentu i poinformowaliśmy, że dalszą działalność podejmujemy pod poprzednią nazwą: Społeczny Komitet Kampanii Prezydenckiej Lecha Wałęsy w Nowym Jorku. Poza wydanym Oświadczeniem do sprawy H. więcej już nie wracaliśmy.

Szerzej o tej sprawie pisałem w broszurze p.t. “Społeczny Komitet Kampani Prezydenckiej Lecha Wałęsy w Nowym Jorku”, ktόrą wraz z innymi dokumentami wręczyłem prezydentowi Wałęsie, podczas naszego spotkania, w trakcie uroczystego przyjęcia wydanego na jego cześć w Konsulacie Generalnym RP w Nowym Jorku, w marcu 1991 roku. Pόźniej była ona rόwnież drukowana w odcinkach na łamach polonijnego tygodnika katolickiego “Polski Przewodnik”.        

Działania Komitetu.

Poza wspomnianą już akcją zbierania symbolicznego tysiąca podpisόw zwolennikόw kandydatury Lecha Wałęsy na prezydenta,  przez cały okres trwania kampanii wyborczej w polonijnej prasie w Nowym Jorku ukazywały się nasze komunikaty i plakaty wyborcze. Należy podkreślić, że jedynie “Polski Przewodnik” wszystkie nasze teksty drukował bezpłatnie.

Komitet organizował także akcje ulotkowe w dzielnicach: Greenpoint, Maspeth, Borough Park oraz w Bayonne, NJ. Miały miejsce nasze liczne spotkania. I tak, 31 października w Centrum Polsko – Słowiańskim doszło do mojego spotkania z przewodniczącym Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, Zdzisławem Najderem, ktόrego poinformowałem o bieżących pracach Komitetu oraz przekazałem mu związane z tym materiały.

 Kilka dni pόźniej, 3 listopada, rόwnież w Centrum Polsko – Słowiańskim, miało miejsce nasze spotkanie z działaczami Porozumienia Centrum  oraz redaktorami “Tygodnika Solidarność”, Maciejem Zalewskim i Sławomirem Gόreckim.

Obok mnie wzięli także w tym spotkaniu udział, Marek Ludwikiewicz oraz Henryk Pawelec. W dniu 7 listopada, w siedzibie Instytutu Piłsudskiego w Ameryce odbyło się nasze spotkanie z prezesem Instytutu, panem Stanisławem Jordanowskim, w ktόrym obok mnie uczestniczyli rόwnież, Henryk Pawelec i Marian Zieliński. Prezes Jordanowski żywo interesował się pracami naszego Komitetu.

Ponadto, podczas tej wizyty, dyrektorowi Instytutu złożyłem pierwszą część dokumentacji prac Komitetu do archiwum Instytutu.  Tegoż samego dnia, w godzinach popołudniowych, w konsulacie RP na Manhattanie doszło rόwnież do pierwszego spotkania przedstawicieli Komitetu  (w składzie jak wyżej) z wicekonsulem Andrzejem Pakulskim, odpowiedzialnym za organizację wyborόw w metropolii nowojorskiej.

Podczas rozmowy poruszyliśmy między innymi sprawę formowania Komisji Wyborczych w aglomeracji nowojorskiej i przedstawiliśmy naszych kandydatόw do tworzonych komisji. Konsul Pakulski przyznał wόwczas, że o ile się nie myli, to konsul Surdykowski powołał już Komisje Wyborcze na Manhattanie i jutro mają być wręczone nominacje ich członkom.

Nalegałem jednak, aby mimo to przedstawił on Konsulowi Generalnemu nasze propozycje. Aczkolwiek niechętnie, zgodził się w końcu, aby na drugi dzień zadzwonić do mnie i poinformować, że “szef (konsul Surdykowski) pozostał jednak przy swojej wcześniejszej koncepcji i kandydatury przedstawione przez panόw nie zostały uwzględnione”.  

Kilka dni pόźniej, podczas rozmόw z przedstawicielami Społecznego Komitetu Kampanii Prezydenckiej Lecha Wałęsy (M. Ludwikiewicz, H. Pawelec, J. Prus, E. Szumiejko, M. Zieliński, E. Fiałkowski), w obecności dwόch przedstawicieli T. Mazowieckiego oraz przedstawiciela L. Moczulskiego, Konsul Generalny, Jerzy Surdykowski wyraził ubolewanie z powodu zbyt pochopnego – jak się wyraził, powołania tych Komisji i bez konsulatacji z komitetami poszczegόlnych kandydatόw na prezydenta.

Zaproponował jednocześnie, aby nasz Komitet wystawił dodatkowo po jednym mężu zaufania więcej, tak abyśmy mogli mieć pełną kontrolę nad pracami Komisji Wyborczych. Ordynacja Wyborcza mόwiła tylko o jednym mężu zaufania każdego kandydata na prezydenta przy Komisji Wyborczej.

Tak więc, ten drugi mąż zaufania, wskazany przez nasz Komitet, byłby bez oficjalnej nominacji, ale z prawem do pobytu w lokalu wyborczym zarόwno podczas wyborόw, jak i przy liczeniu głosόw. Miał być on zatem tylko asystentem oficjalnie mianowanego męża zaufania. Był to zapewne swego rodzaju precedens.

Stojąc na stanowisku, że ostateczna decyzja co do powołania Komisji Wyborczych w aglomeracji nowojorskiej należy do Konsula Generalnego, i że propozycja ta pozwoli na pełną społeczną kontrolę nad pracami Komisji Wyborczych, szczegόlnie na Manhattanie, gdzie w ich skład nie wchodzili nasi ludzie, przyjęliśmy ją.

Uzgodniliśmy rόwnież, że w skład Komisji Wyborczych w polskiej dzielnicy Greenpoint oraz w Passaic, N.J., będą wchodzili przedstawiciele naszego Komitetu. Po początkowym zdenerwowniu, rozmowy toczyły się już w dobrej atmosferze. Stronom zależało bowiem na porozumieniu. Osiągnięte przez nas wόwczas porozumienie, niektόrzy będą prόbować niestety pόźniej określać jako “Magdalenkę na emigracji”(!). Jako uczestnik tych rozmόw muszę wyraźnie powiedzieć, że nie widzę absolutnie żadnych analogii pomiędzy tymi dwoma zdarzeniami…

Zgodnie z naszą umową konsul Surdykowski mianował ze Społecznego Komitetu do Komisji Wyborczej w Greenpoint: Eugeniusza Szumiejkę (ktόry zostanie jej przewodniczącym) i Stanisława Grzywacza, a do Komisji Wyborczej w Passaic, Marka Ludwikiewicza (rόwnież zostanie jej przewodniczącym) i Jana Nasiadkę. Wkrόtce też otrzymałem z Gdańska oficjalną nominację na męża zaufania Lecha Wałęsy w Nowym Jorku, przy Komisji Wyborczej w Konsulacie Generalnym RP, na Manhattanie.

Nominację taką otrzymał rόwnież Jerzy Karwelis z naszego Komitetu, ktόry obserwować miał prace Komisji w lokalu wyborczym, w polskiej dzielnicy Greenpoint, Brooklyn. Do drugiej Komisji Wyborczej, mającej swą siedzibę rόwnież w konsulacie RP na Manhattanie nominację otrzymała Barbara Milewska (cόrka Jerzego Milewskiego, wieloletniego kierownika biura zagranicznego “Solidarności” w Brukseli, a wόwczas szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego), ktόra przyjechała specjalnie w tym celu z Waszyngtonu. Na mόj wniosek nominację na męża zaufania Lecha Wałęsy otrzymał także Leszek Wojnar z Massachusetts, ktόry pełnił tę funkcję w lokalu wyborczym w Bostonie.

W tym czasie zadzwonił do mnie redaktor naczelny “Nowego Dziennika”, Bolesław Wierzbiański, proponując mi udział w przedwyborczym programie telewizyjnym na kanale 25. Miała to być dyskusja przedstawicieli zwolennikόw kandydatόw na prezydenta RP, Mazowieckiego oraz Wałęsy, prowadzona przez redaktora Wierzbiańskiego.

Podziękowałem mu za zaproszenie sugerując jednocześnie, aby naszą stronę reprezentował Eugeniusz Szumiejko, w końcu nie tylko członek naszego Komitetu, ale rόwnież Komisji Krajowej “Solidarności”. Program na pewno będzie bardziej atrakcyjny, dodałem. B.Wierzbiański przyjął moją propozycję. Zwolennikόw Mazowieckiego reprezentować miał w programie Piotr Stasiński. Jak się pόźniej okaże, obaj(!) atakować będą ostro E. Szumiejkę, ale on, mimo dysproporcji (dwόch na jednego) świetnie sobie poradzi i wyjdzie ze spotkania z tarczą.  

Ostatnim akordem w kampanii Społecznego Komitetu było zorganizowane przez nas, w sali Centrum Polsko – Słowiańskiego, spotkanie Polonii z czasowo przebywającymi w Nowym Jorku stoczniowcami z Gdańska, ktόrzy opowiedzieli o wypadkach grudnia 1970 roku, o Sierpniu’80 oraz o latach walki z systemem totalitarnym w PRL. Spotkanie zakończył pokaz filmu z kampanii wyborczej Lecha Wałęsy w kraju.

Pięć dni pόźniej odbyły się wybory.

Dzień wyborόw

 24 listopada spędziłem w Konsulacie Generalnym RP na Manhattanie, pełniąc funkcję męża zaufania Lecha Wałęsy przy Komisji Wyborczej dla obwodu głosowania nr. 129-Z.  Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami z konsulem J. Surdykowskim, do sprawowania podobnej funkcji, lecz bez oficjalnej nominacji poprosiłem Janusza Ciska, wόwczas wicedyrektora Instytutu Piłsudskiego, pόźniej jego dyrektora, a dzisiaj dyrektora Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, ktόry asystował mi przez cały wyborczy dzień i podczas liczenia głosόw.

Spokojny przebieg wyborόw zakłόcił na pewien czas incydent z demonstrującymi przed konsulatem zwolennikami Tadeusza Mazowieckiego. Demonstranci okrzykami: Wałęsa won!, oraz plakatami w rodzaju: “Wałęsa z kaprala na krόla”, atakowali kandydata na prezydenta RP. Ponieważ było to złamaniem art. 77 ust. 398 z dn. 27.09.1990 o wyborze Prezydenta RP złożyłem w tej sprawie stanowczy protest na ręce odpowiedzialnego za organizację i przebieg wyborόw, wicekonsula Pakulskiego. Po tej interwencji demonstracja, ktόra wcześniej miała miejsce tuż przy wejściu do konsulatu, trwała jeszcze krόtko, ale już po drugiej stronie ulicy.                                           

O godz. 20.00 lokal wyborczy został zamknięty i przystąpiono do liczenia głosόw. Okazało się, że niewielką rόżnicą wygrał nasz kandydat – Lech Wałęsa. Na 2229 głosόw ważnych, na Wałęse oddano 1059 głosόw, a na Mazowieckiego 1052.

Na trzecim miejscu znalazł się Leszek Moczulski z 46 głosami. Byłem tym wynikiem usatysfakcjonowany. Wprawdzie rόżnica między głosami oddanymi na Wałęse, a tymi oddanymi na Mazowieckiego była prawie żadna, ale przyjemnie było usłyszeć, że w punkcie wyborczym, w ktόrym nadzorowałem przebieg wyborόw wygrał właśnie mόj kandydat.

Kiedy Komisja Wyborcza przystąpiła do sporządzania protokołu głosowania, nie miałem uwag co do pracy Komisji, ktόrej przewodniczył minister Robert Mroziewicz. Miałem jedynie zastrzeżenia do formy jej powołania, odnotowałem także incydent z demonstracją grupy zwolennikόw Mazowieckiego, ktόra miała miejsce w trakcie wyborόw przed gmachem konsulatu RP.

W drugim lokalu wyborczym, mającym swą siedzibę rόwnież w konsulacie, a w ktόrym mężem zaufania Wałęsy była Barbara Milewska, a na moją prośbę towarzyszył jej Henryk Pawelec ze Społecznego Komitetu, wygrał zaś - chociaż także niewielką rόżnicą głosόw -  Tadeusz Mazowiecki.  

W tym samym czasie moja żona, Agnieszka Rodziewicz – Fiałkowska oraz Elżbieta Wasiutyńska, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej na stan Connecticut i b. przedstawicielka brukselskiego Biura Solidarności na USA prowadziły “bank wynikόw” głosowania ze wszystkich lokali wyborczych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, ktόre przesłane zostały następnie do kraju.

Wyniki.

W wyborach prezydenckich przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych (głosowano w 8 miastach) Lech Wałęsa odniόsł zdecydowane zwycięstwo. Na przewodniczącego “Solidarności” głosowało 64.59 % wyborcόw, zaś na jego głόwnego rywala Tadeusza Mazowieckiego tylko 30.12 %. Tak więc, Polacy w Ameryce nie mieli wątpliwości i wybrali Lecha Wałęse prezydentem już w pierwszej turze wyborόw.

Ale walkę o fotel prezydencki rozstrzygać miała dopiero druga tura. Niestety – zgodnie z ustawą o wyborze prezydenta RP – za granicą II tura wyborόw nie odbyła się.

Dopiero 9 grudnia, w drugiej turze wyborόw Polacy w kraju wybrali prezydentem państwa Lecha Wałęse.

Nasz cel został osiągnięty. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, z dniem wyboru prezydenta RP Społeczny Komitet Kampanii Prezydenckiej Lecha Wałęsy w Nowym Jorku uległ samorozwiązaniu, kończąc swoją działalność.

 kontakt z nami:
    info@videofact2.com  

VideoFact polska strona