Odmowa


 

W kwietniu 75. roku powolano mnie do odbycia sluzby wojskowej. Nie zamierzalem sluzyc w Ludowym Wojsku Polskim, w armi ktora od poczatku swego istnienia podporzadkowana byla rozkazom marszalkow sowieckich. Sluzby odmowilem. O Ruchu “Wolnosc i  Pokoj” nikt jeszcze wtedy nie slyszal. Powstac mial dopiero za dziesiec lat. Oficerowi z komisji poborowej oswiadczylem, ze nie zamierzam isc do wojska, ale ten przyjal moje slowa z niedowierzaniem i nie potraktowal ich zapewne powaznie. Z takim przypadkiem jeszcze sie nie spotkali. Pozniej ich zaskoczenie moja odmowa stawienia sie w jednostce wojskowej bedzie tak duze, ze zanim wydadza nakaz scigania mnie, trzykrotnie beda zmieniac mi jednostki i termin stawienia sie w nich, celem odbycia sluzby.

 Zanim to jednak nastapilo, dopuszczono sie wobec mnie szantazu, probujac zmusic mnie do tajnej wspolpracy ze Sluzba Bezpieczenstwa. Dzisiaj wiemy juz, ze takie propozycje “nie do odrzucenia” dostawalo wtedy wiele osob. Z roznym skutkiem, niestety. Wielu ludzi dalo sie zastraszyc i zlamac, ale byli i tacy, ktorzy przystepowali do wspolpracy rowniez dla materialnych korzysci. Dla tych ostatnich nie powinno byc rozgrzeszenia…

 A wszystko zaczelo sie tak. Pewnej styczniowej nocy w Olkuszu milicja zatrzymala dwoch mezczyzn, ktorzy niszczyli duza tablice z haslem gloryfikujacym 30-lecie PRL. Mezczyznami tymi byli: Leszek Henzolt oraz ja. Przewieziono nas do komendy MO i przesluchano. Wobec faktu zatrzymania nas w trakcie niszczenia tablicy, przyznalismy sie do popelnienia zarzucanych nam czynow. Tak, “dzialajac wspolnie i w porozumieniu zniszczylismy tablice z haslem 30-lecia PRL”. Po przesluchaniu, zamiast odprowadzic nas do celi aresztu, wypuszczono nas – rzecz wowczas niespotykana! – do domow… Byla to dla mnie sytuacja calkiem nowa, bylem bardzo zdziwony takim zachowaniem milicji. Na rozwiazanie zagadki ich nietypowego postepowania nie musialem dlugo czekac. Juz wkrotce wezwany zostalem do stawiennictwa w KPMO, w charakterze podejrzanego. Na samym poczatku rozmowy “przesluchujacy” mnie tajniak upewnil sie, czy rozumiem, ze sprawa o zniszczenie tablicy jest sprawa polityczna? Rozumialem, a on byl zadowolony i wyraznie staral sie byc milym. Wydawalo mu sie, ze ma nade mna przewage. Byl jednak w bledzie: od poczatku z wielka uwaga kontrolowalem przebieg calej rozmowy. Zaproponowal mi papierosa oraz kawe lub herbate. Grzecznie odmowilem. Sam wsunal sobie pepierosa do ust i zapalil. “Mozemy dojsc do porozumienia”, powiedzial zaciagajac sie gleboko dymem z papierosa i zaraz dodal: “no, wie pan…cos za cos”. Od razu wiedzialem co ma na mysli, ale z udawanym zdziwieniem na twarzy odpowiedzialem: nierozumiem…On zas nie zrazony tym ciagnal dalej: “my zniszczymy akta sprawy, ktora ma wydzwiek polityczny, a pan…pan obracajac sie w roznych kregach duzo wie…i moze nam pan pomoc. Potrzebuje pan zapewne rowniez pieniedzy…Radze wyrazic zgode, gdyz w innym wypadku… przekazemy sprawe do prokuratury” – dodal z nuta grozby. Moja reakcja na jego propozycje byla stanowcza i winna pozbawic go wszelkich zludzen.

 W tej sytuacji moze pan przekazac akta sprawy do prokuratury jeszcze dzisiaj – odpowiedzialem. “Alez nie musi sie pan spieszyc, nie musi pan podejmowac decyzji teraz. Prosze przemyslec to przez tydzien, moze dwa i wtedy da nam pan odpowiedz” – rzekl pojednawczo, probujac pozostawic sobie jeszcze cien nadziei. Decyzje juz podjalem i nie zmienie jej, ani za tydzien , ani za dwa – odpowiedzialem stanowczo i na tym zakonczylismy rozmowe. Zaskakujacy final tej rozmowy mial miejsce dopiero w pierwszych dniach marca, kiedy z olkuskiej prokuratury otrzymalem postanowienie o…umorzeniu dochodzenia przeciwko mnie oraz Leszkowi Henzoltowi, “wobec znikomego stopnia spolecznego niebezpieczenstwa zawartego w czynie zarzucanym obu podejrzanym”. Szybko jednak przekonalem sie, ze ktos postanowil ukarac mnie w inny, bardziej wyrafinowany sposob. Juz za miesiac otrzymalem, wspomniane wczesniej powolanie do sluzby wojskowej. Znany historyk, Wojciech Roszkowski, mowiac o tamtych latach, w swej historii Polski napisze pozniej: “kontestadorow mlodszego pokolenia powolywano do wojska, gdzie poddawano ich brutalnym szykanom”. Ten sposob ukarania mnie nie bardzo jednak im sie udal. Jak juz wspomnialem, sluzby odwowilem. Od polowy maja poszukiwala mnie milicja, a juz wkrotce dolaczyla do tych poszukiwan Wojskowa Sluzba Wewnetrzna. Dopiero 31 maja, podczas spotkania z moja dziewczyna Ewa S. zostalem rozpoznany na ulicy przez milicyjny patrol. Probowalem ucieczki ale zostalem osaczony i zatrzymany przez funkcjonariuszy MO. Jeszcze tego samego dnia WSW przewiozla mnie do Aresztu Garnizonowego w Krakowie. Dwa dni pozniej osadzono mnie w oslawionym Areszcie Sledczym na Montelupich. Zostalem umieszczony na oddziale V, w celi 155. Cela o wymiarach 8 x 4 m. miescila…15 osob. Miejsca nie mialem tutaj wiec za wiele, ale mialem dosc sporo czasu, aby zastanowic sie, czy gdybym w styczniu wyrazil zgode na wspolprace z SB, to czy w kwietniu dostalbym karte powolania do wojska? Zwiazek tych pozornie odrebnych spraw, byl dla mnie oczywisty.  Nigdy jednak, nie zalowalem mojej decyzji odmowy podjecia wspolpracy ze sluzbami specjalnymi PRL. Chociaz cena jaka przyszlo mi za to zaplacic byla wysoka.Tesknilem bardzo za moja dziewczyna, ktorej bardzo mi wowczas brakowalo. I ta tesknota  byla wtedy dla mnie najbardziej bolesna. Milosc jest wartoscia, ktora trzeba stale pielegnowac. Trudno jednak czynic to spoza krat. Dlatego byla ona jedna z cen, ktora mialem wtedy zaplacic. Odebrano mi wolnosc, ale mimo to humor mnie nie opuszczal; z celi na Montelupich do mego przyjaciela pisalem: “pozdrowienia z Monte, chociaz ciagle jeszcze nie...Carlo…”.

  W wiezieniu na Montelupich mowilo sie w tych dniach o jednym: o aresztowaniu Pawlowskiego. Okazalo sie, ze ten olimpijski mistrz szabli z Meksyku (1968), “sprzedawal socjalistyczna ojczyzne” Stanom Zjednoczonym. Swiadomosc wiezniow, ze siedza w “takim towarzystwie” najwyrazniej poprawiala ich samopoczucie. Pod koniec lipca Wojskowy Sad Garnizonowy w Krakowie skazal mnie na 1 rok i 6 miesiecy aresztu wojskowego, obciazyl mnie kwota 3.000 zl., oraz kosztami postepowania sadowego. Pozniej Izba Wojskowa Sadu Najwyzszego w Warszawie wyrok ten uprawomocni i obciazy mnie dodatkowo kosztami w wysokosci 9.970 zl. 

 20 sierpnia, w asyscie dwoch konwojentow ze Sluzby Wieziennej opuscilem mury wiezienia na Montelupich i pociagiem przewieziony zostalem do Szczecina, a stad do Plot, gdzie znajdowal sie Areszt Wojskowy, w ktorym odbywac mialem kare. Nazajutrz w poludnie Ploty powitaly nas piekna pogoda: nieskazitelnym blekitem nieba i powietrzem rozedrganym w slonecznym zarze bezwietrznego dnia. Nie byl to najlepszy dzien na rozpoczecie odbywania kary. Ale czy jakikolwiek inny bylby lepszym?

 

Edward I. Fialkowski


 

 kontakt z nami:
    info@videofact.com  

VideoFact polska strona  

 

All rights reserved. VideoFact © 1999, 2006