Co to jest - Polonia?

 by Piotr Rachtan


2 maja obchodzi się Polsce – po raz pierwszy po wojnie – Dzień Polonii i Polaków za Granicą. Symboliczne święto ma być świadectwem związków kraju z polską diasporą, o której przypominamy sobie, gdy potrzebujemy jej pomocy, albo gdy któryś Polonus wejdzie w polityczna szkodę i donoszą o tym światowe media. W artykule 6 (pkt. 2) Konstytucja RP stwierdza: "Rzeczpospolita Polska udziela pomocy Polakom zamieszkałym za granicą w zachowaniu ich związków z narodowym dziedzictwem kulturalnym".

Konstytucja jednak nie daje żadnych recept, jak związki Polaków zagranicznych z krajem utrwalać i na czym pomoc państwa ma polegać. Ma to swoje liczne konsekwencje i wywołuje mnóstwo kłopotów. Trudno zresztą ukuć jedną receptę na relacje z kilkunastomilionową (od 15 do 17, a może nawet – 19 milionów?) diasporą, rozrzuconą od Władywostoku po Alaskę, od Norwegii po RPA.

Co to jest - Polonia?

Po pierwsze, nie wiadomo właściwie, co to ta Polonia jest. Nie ma jednolitej definicji, która przy pomocy ostrych kryteriów pozwalałaby kogoś do Polonii zaliczyć, a kogoś innego z jej szeregów wykluczyć. Intuicyjnie zaliczamy do Polonii dawnych emigrantów, którzy od lat mieszkają i pracują za granicą, niezależnie od powodów, które skłoniły ich bądź zmusiły do wyjazdu i osiedlenia się daleko od Polski. Za Polonię uznaje się także tych obywateli obcych państw, których rodzice, a nawet – dziadkowie zamieszkali z dala od kraju.

Wśród Polonii znajdzie się więc – jeśli tylko tymi kryteriami się posłużyć – i Jan Nowak-Jeziorański, ale i Zbigniew Brzeziński, a także – Edward Moskal. Polonusem będzie zatem Czesław Miłosz i Stanisław Barańczak, Dariusz Michalczewski i Edward Obiała. Był także Gustaw Herling-Grudziński i Józef Czapski. Jest też płk Ryszard Kukliński oraz prezydent Ryszard Kaczorowski. Proste, nieprawdaż? Czy do Polonii zaliczyć jednak tych Polaków, mieszkających za granicą, od których po prostu owa granica się oddaliła, zostawiając ich dom na terenie obcego państwa? Setki tysięcy Polaków żyje na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Nie mówiąc o wysiedlonych siłą do Kazachstanu, Turkmenistanu czy na Syberię.

Polski parlament, ustanawiając komisję sejmową „do spraw Polonii i Polaków za granicą” w poprzednich kadencjach zdecydował jednoznacznie: oni są też Polonią i jakaś pomoc oraz opieka państwa polskiego im się należy.

Jednak Polonia to twór daleko bardziej skomplikowany, złożony i niejednolity. W zależności od kraju, w którym mieszkają, od pokolenia, które za granicą żyje, od poczucia swoich związków z krajem rodacy mają inne wobec Polski i jej władz oczekiwania. Polacy z Kazachstanu chcieliby zwyczajnie do kraju wrócić. Polonusi z Kanady kończąc odwiedziny u rodziny w Łomży, nie mieć żadnych problemów na Okęciu, gdzie straż graniczna – widząc polskie nazwisko – żąda polskiego paszportu. A Polacy z Litwy znów pragną mieć polskie podręczniki do nauki języka i poczucie traktowania przez władze litewskie takiego, jakie ma mniejszość litewska w Polsce. Problemy Polaków w USA są zupełnie innej natury, niż problemy naszych rodaków w Niemczech. Północna Ameryka to kontynent samych imigrantów, przybysze z Polski nie są tam inni niż Irlandczycy, w Niemczech zaś skłócone organizacje polonijne utrudniają kontakt z miejscowymi władzami, które czują się zwolnione z finansowania działalności polskiej grupy etnicznej, która domaga się, by uznać ją za etniczną mniejszość.

Największy jednak kłopot z Polakami mieszkającymi za granicą mają władze krajowe. Widać to zwłaszcza na przykładzie konfliktów, jakie ostatnio oddaliły wiele środowisk polonijnych od kraju. Roman Śmigielski z Danii, sekretarz Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych, ujął relacje między Polonią i krajem w ten sposób: „Mamy ogólne odczucie, że Polonia jest traktowana przez Kraj (władze, czyli rząd i Sejm - Senat różni się tutaj od pozostałych) jako piąte koło u wozu - potrzebne tylko wtedy, gdy jedno z pozostałych kół się zepsuje (vide powodzie, akcje humanitarne itp.).” Zaś prezes Australijskiej Rady Organizacji Polonijnych, Janusz Rygielski uważa, że „Przez kilkadziesiąt lat traktowano Polonię na Zachodzie jako zbiór renegatów i oportunistów, nie dostrzegając Polaków na Wschodzie. Po 1989 r. oficjalnie uznano Polonie. Nie uwzględniono jednak w planach rekonstrukcji państwa wykorzystania kwalifikacji oraz doświadczenia Polaków z zagranicy w tworzeniu nowej polskiej rzeczywistości, czyli demokracji i wolnego rynku. Ci, którzy wrócili, to na ogół fachowcy zatrudnieni w firmach zagranicznych oraz drobni producenci. Nie pomyślano również o tym, aby nowe stosunki z Polonią budować na zasadach partnerskich. Polonia, owszem, jest protekcjonalnie poklepywana, czasem prawi się jej komplementy, ale działania władz polskich nie dotykają istoty sprawy.”

Paszport Polonusa

Według polskiego prawa obywatelem polskim jest osoba urodzona z polskich (polskie obywatelstwo mających) rodziców. Polak zatem rodzi się z nadaną mu przynależnością państwową, niezależnie od tego, w jakim kraju odbędą się narodziny. Obywatelem polskim jest, zatem np. Zbigniew Brzeziński, a jakby się uprzeć i traktować przepisy a la lettre, to także Edward Moskal. Ta zasada ma swoje rozliczne konsekwencje, o których mówią odwiedzający ojczyznę Polonusi. Skarżą się, że są przepytywani przez polską straż graniczną, szczególnie, gdy ktoś nosi typowo polskie nazwisko. Bywa, że od osób z podwójnym obywatelstwem nieoczekiwanie żąda się odbycia służby wojskowej w Polsce. Od wielu miesięcy środowiska polonijne w USA prowadzą kampanię wysyłania do polskich władz listów z żądaniem uznania prawnego obywatelstw krajów stałego zamieszkania łącznie z prawem do ochrony konsularnej tych krajów w czasie przebywania na terytorium RP; ułatwienia Polakom ze Wschodu w nabywaniu bądź przywracaniu polskiego obywatelstwa; znacznego uproszczenia procedury jego zrzekania się (w tej chwili wymaga to przedkładania licznych, uwierzytelnionych dokumentów,); zniesienia automatycznego nabywaniu obywatelstwa polskiego dla dzieci urodzonych i mieszkających na stałe poza granicami RP i posiadających inne obywatelstwa.

Od 1962 roku obowiązuje wciąż ta sama ustawa o obywatelstwie. Parlament po raz kolejny rozpoczął pracę na projektem nowej ustawy, zaprosił do niej środowiska emigracyjne, jednak te uważają, że konsultacje są fikcyjne. Na internetowych stronach serwisu PoloniaMichigan jego twórca Wojciech Ostrowski założył w 2001 roku ForumPolonia, które prowadzi na własną rękę dyskusję o obywatelstwie. Ostrowski zastrzega się, że „jego” konsultacje nie są konkurencyjne, natomiast dają szansę pełnego wyartykułowania oczekiwań Polaków za granicą. „Proponowany sposób prowadzenia konsultacji wychodzi na przeciw intencjom władz w Warszawie, usprawni demokratyczny proces tworzenia prawa, ułatwi zrozumienie istniejących problemów oraz podjęcie trafnych i jakże ważnych decyzji, a w rezultacie pozwoli na stworzenie nowego projektu ustawy o obywatelstwie - ustawy w pełni nowoczesnej i odzwierciedlającej istniejące realia oraz spełniającej oczekiwania zarówno Polonii zachodniej jak i Polonii na Wschodzie.” – stwierdza W. Ostrowski.

Kolejka do repatriacji

Od początku przełomu w 1989 roku do Polski ciurka strumyczek repatriantów z krajów byłego ZSRR. Do niedawna ich sytuacja prawna nie mogła być uregulowana. Z kolei ustawa o repatriacji do Polski, przyjęta przez Sejm poprzedniej kadencji, wykluczyła pomoc państwa dla repatriantów z Ukrainy, Białorusi i Rosji. Właściwie dała szansę tylko Polakom z Kazachstanu, bo oni są najczęściej obecni w mediach.

Radek Sikorski wiceminister SZ w rządzie J. Buzka odpowiedzialny za kontakty z Polonią, zauważył na zjeździe Polonii, że to dzięki jego staraniom Polska wypowiedziała konwencję pamiętającą jeszcze czasy ZSRR, która nie dopuszczała możliwości ubiegania się o obywatelstwo polskie przez osoby posiadające jednocześnie obywatelstwo kraju zamieszkania. „Nic nie stoi na przeszkodzie, by Polacy na Białorusi i Ukrainie mogli ubiegać się o paszport z orzełkiem w koronie” - mówił minister. Oczywiście, nic poza pieniędzmi, którymi państwo polskie ma prawo wspierać tylko przybyszów ze Środkowej Azji (wizy repatriacyjne wydaje się tylko Polakom z tamtego właśnie regionu, choć w drodze rozporządzenia Rada Ministrów może wskazać inne państwa lub części Rosji, z których repatriacja będzie ułatwiona). Chyba, że znajdą sponsora. Bywa, że poszczególne gminy są sponsorami. Odnotować też można inicjatywę szwedzkich Polaków, którzy starali się rozpocząć szerszą akcję sponsorowania powrotu Polaków ze Wschodu.

Karty Polaka do rozdania

Lekarstwem na repatriację, które miałoby zniechęcić do powrotu do Polski, był projekt wprowadzenia tzw. Karty Polaka dla rodaków ze Wschodu. Projekt Senatu padł jednak pod ciężarem rządowych argumentów ekonomicznych: Według szacunków wstępnych, zawartych w projekcie stanowiska rządu, koszty realizacji mogłyby wynieść ok. 111 mln zł na każde 10 tysięcy osób, które chciałyby w pełni wykorzystać uprawnienia wynikające z Karty Polaka. Nie mówiąc o kosztach politycznych. Przykładem mogą być skutki wprowadzenia podobnej „Karty Węgra”, które wywołało kryzys w stosunkach między Węgrami i Słowacją oraz Rumunią. Co nie oznacza, że środowiska polskie na Wschodzie nie oczekują na jakieś propozycje. Zbigniew Zwarycz ze Lwowa pisał w wierszu opublikowanym w australijskim Tygodniku Polskim: Kochana Ojczyzno,/ Dawno jestem siwy,/ Żyć z dala od Ciebie/ Nie mam więcej siły./ (...) O Tobie myślałem,/ W sercu z Tobą żyłem,/ W syberyjskiej tajdze/ O Tobie marzyłem! / Wróciłem do Lwowa,/ Ciebie już nie było./ (...) Droga ma Ojczyzno/ Posłuchaj Rodaka,/ Ofiaruj mi wreszcie/ Tę Kartę Polaka. (...) W Senacie obecnej kadencji prace nad nową wersją ustawy o Karcie Polaka już się rozpoczęły.

Polonus wyborczy

Piąty kłopot to udział Polonii w życiu kraju i jej wpływ na to, co tu się dzieje. Najwyraźniej widać to po udziale Polonusów w wyborach krajowych. W ożywionej dyskusji powyborczej w ubiegłym roku na stronach internetowych Wirtualnej Polski można było przeczytać opinie krajowych internautów:

Misiek: Skoro nie mieszkają w kraju, nie powinni mieć nawet prawa wyborczego, bo to nie oni odczuwają bezpośrednio skutki rządzenia. Jazon: Wybrali Amerykę, więc niech tam głosują. Trumna: Trzeba by było się zastanowić czy rodacy powinni mieć prawo głosu w wyborach....niestety słabo się orientują w polityce i sytuacji w Polsce... nie chcę, żeby ktoś miał wpływ na rozwój Polski bez wiedzy o sytuacji w kraju. hirurh0751: Niech uciekinierzy z Polski siedzą cicho i nie wtrącają się do spraw państwa, z którego uciekli, by sprzątać biura w USA.

Niektórzy starali się wyjaśnić przyczyny wyników wyborów w USA, gdzie zwyciężyła Liga Polskich Rodzin: - Jeżeli w USA w 22 okręgach wygrywa Liga Polskich Rodzin, to świadczy dobitnie o niezrozumieniu sytuacji w RP.

W wyborach w 2001 do urn poszło w całych Stanach Zjednoczonych 7081 osób. Oznacza to, że frekwencja była najniższa od 1989 roku. Najczęściej wskazywaną przyczyną niskiego udziału w wyborach był, wprowadzony po raz pierwszy, wymóg rejestracji. „W istocie przepis ten utrudniał udział w głosowaniu, zmuszał bowiem do wcześniejszych odwiedzin w konsulacie bądź wysłania danych poczta, faksem, e-mailem lub podania ich przez telefon. Wywołało to niezadowolenie, spodziewano się nawet z tego powodu protestów, ale obawy te okazały się nieuzasadnione, bo poza pojedynczymi przypadkami protestów nie było. Co więcej, nie wszyscy zarejestrowani zjawili się w punktach wyborczych w dniu głosowania” – w kilka dni po wyborach pisał Maciej Wierzyński, redaktor naczelny nowojorskiego Nowego Dziennika.

Jednak Polonia chce zachować wpływ na wydarzenia w Polsce, także – głosując. Portal Polonii duńskiej przeprowadził ankietę, zadając pytanie „Czy Polonia powinna mieć prawo głosowania w polskich wyborach?” (sondaż rozpoczęto w październiku 2001). Odpowiedziało 439 osób, z których ponad 55 proc. wybrało „tak”.

Kłopot z Moskalem

Wynika z odmiennego postrzegania spraw krajowych. Szczególnie było to widoczne w czasie ubiegłorocznego zjazdu Polonii, na którym nie pojawił się ani premier Buzek, ani minister Bartoszewski. Był to skutek burzy, jaką zapoczątkował Edward Moskal, atakując innego Polonusa – Jana Nowaka-Jeziorańskiego (oskarżył go o kolaborację z Niemcami w czasie wojny). Awanturnicze, antysemickie wypowiedzi prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej zamknęły mu drzwi nie tylko polskich władz, także amerykański prezydent, przygotowując swoją podróż do Polski, odmówił spotkania się z Moskalem. Dyskusja wokół Jedwabnego i książka Jana Grossa pogłębiły izolację niektórych środowisk polonijnych. W USA można mówić różne rzeczy, antysemityzm jednak uniemożliwia wstęp na polityczne salony. W ślad za Moskalem ministra Bartoszewskiego zaatakował Jan Kobylański, prezes Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polonijnych Ameryki Łacińskiej (USOPAŁ), polski konsul honorowy w Urugwaju. Tego już było zbyt wiele i Kobylański przestał być konsulem.

Tymczasem jednak władze Polski nie są w stanie sformułować konsekwentnej polityki wobec Polonii. Posługując się przykładem Moskala: wiemy, jakie szkody czynią jego wypowiedzi (ostatnio pozbawione podstaw zarzuty, które postawił w Chicago kandydatowi do Izby Reprezentantów pochodzenia żydowskiego, z którym konkurowała Polka Nancy Kaszak, spowodowały, że nasza rodaczka przepadła w prawyborach), ale akceptujemy jego bywanie na salonach. E. Moskal będzie jednym z 3 przedstawicieli Ameryki Północnej, którzy wezmą udział w uroczystej sesji Senatu 30 kwietnia. Być może będzie przemawiał po prezydencie i premierze. W zeszłym roku odwiedził go Andrzej Lepper

9 punktów SLD

Pierwszym dokumentem o charakterze programowym, jaki w ostatnich latach został opublikowany, a w którym nakreślono ogólne linie polityki wobec Polonii, był dziewięciopunktowy projekt SLD, który przed wyborami pilotował poseł Jerzy Szteliga. SLD, przygotowując się do przejęcia władzy, zastanawiał się nad stosunkami Polonii z krajem. W 9 tezach SLD poddał ostrej krytyce działania bądź zaniechania rządu Jerzego Buzka oraz niewydolność struktur administracyjnych, zobowiązanych do współpracy z Polonią. W sferze postulatów Sojusz był bardziej oszczędny a jego propozycje nie miały charakteru rewolucyjnego, lecz raczej kosmetyczny.

Istotne jednak jest nie tylko to, co w tym dokumencie można znaleźć, lecz także to, czego w nim nie ma: nie jest określona rola Senatu w utrzymywaniu relacji z Polonią, nie wiemy, co SLD sądzi o Stowarzyszeniu "Wspólnota Polska" i o Fundacji "Pomoc Polakom na Wschodzie" (choć poddaje je mocno zawoalowanej krytyce) itd.

Można się spierać z jego szczegółowym propozycjami, ale przyznać trzeba, że wcześniej nikt o Polonii w ten sposób nie wypowiadał się. Najbardziej aktywna wobec środowisk Polaków za granicą prawica wykonuje najchętniej gesty symboliczne – uczestniczy w kongresach, odsłania, wizytuje, natomiast słabo widać jej zapał przy tworzeniu prawa, uwzględniającego potrzeby Polonii. Z całą pewnością skromne środki, które Senat przeznacza na pomoc Polonii (45 mln zł, o 10 procent mniej, niż w 2001 r.) będą nadal rozdzielane przez Wspólnotę Polską i Fundację Pomoc Polakom na Wschodzie, choć w tym roku Senat zostawił sobie kilkumilionową rezerwę. Każda złotówka będzie, jak zapowiada sen. Jerzy Rzemykowski, oglądana pod światło. Musi być np. uregulowana kwestia stypendiów dla młodzieży ze Wschodu: 70 procent absolwentów polskich uczelni, którzy przyjechali do nas studiować zza wschodniej granicy, nie chce wracać do swoich krajów. „Celem polityki polskiej powinno być odtwarzanie cieniutkiej warstwy polskiej inteligencji w tych krajach” – mówił marszałek Senatu Longin Pastusiak na spotkaniu z dziennikarzami 8 kwietnia.

Co więc robić z Polonią?

W sejmowym expose Leszek Miller pominął w ogóle takie zjawisko, jak Polonia. Niemieccy Polonusi z Bawarii zareagowali gniewnym oświadczeniem, w którym pisali „Dziś, po przejęciu władzy przez Sojusz Lewicy Demokratycznej, tkwiący swymi korzeniami w poprzednim systemie, premier nowego rządu znowu nie zauważa Polonii. Czy ma to być kara za Jej niezłomną, antykomunistyczną postawę?”. W styczniu premier Miller jednak dostrzegł Polonię w czasie wizyty w Szwecji, gdzie spotkał się z reprezentantami organizacji polonijnych, zrzeszonych w Kongresie Polaków w Szwecji i Zrzeszeniu Organizacji Polskich, oraz przedstawicielami polonijnych związków branżowych i środowiskowych. Powiedział wtedy, że Polonia stanowi integralną część społeczeństwa i narodu polskiego, a Polska potrzebuje i oczekuje wsparcia środowisk polonijnych. - Warto jednoczyć wysiłki na rzecz rozwoju kraju.

Senat nadal jest szafarzem środków na działalność Polonii i pomoc Polakom za granicą, szczególnie na Wschodzie. Wspólnota Polska i Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie wciąż utrzymują prymat rozdzielając środki na działalność polonijną. Jednak na niedawnym posiedzeniu senackiej Komisji Emigracji jej przewodniczący sen. Jerzy Rzemykowski zapowiedział, że i inne organizacje pozarządowe działające na rzecz Polonii, będą w przyszłości uwzględniane przy tworzeniu budżetu. Nie ma bowiem powodu, by dotychczas sprawująca quasi monopol w tej dziedzinie Wspólnota Polska korzystała ze środków publicznych także na zwiększanie swojego własnego majątku. Kiedy WP miała trudności z zakupem budynku na Dom Polski w Kaliningradzie, postanowiła kupić dwie kamienice w Elblągu. „A jaka Polonia jest w Elblągu?” – zapytał prezesa Wspólnoty marszałek Longin Pastusiak.

Janusz Rygielski przypomina, że „nie prowadzi się również aktywnej polityki zagranicznej, w części istotnej dla polskiej diaspory. Na przykład, sprawy Polaków w danym kraju nie wpływają na charakter tej polityki. Nie myśli się o celowości ekspansji języka polskiego i zapewnieniu dobrej informacji o Polsce w innych krajach. Gdyby istniała taka polityka, to Polacy mieszkający poza Polska również by skorzystali.” To stwierdzenie określa więc pole, jakie powinno być przez Polskę zagospodarowane. Na razie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych zlikwidowano departament Polonii, jej sprawy włączając do departamentu konsularnego. Tak, jakby problemy Polonusów sprowadzały się tylko do stosunków urzędowych z Polską, a rozwiązać je mogliby konsularni urzędnicy.

Krótkowzroczna decyzja, podyktowana nie bardzo wiadomo, jakimi względami, może stać się symbolem stosunku polskich władz do Polonii, dla których najłatwiejsze jest wykonywanie pompatycznych, doraźnych gestów, w rodzaju deklaracji Dnia Polonii czy obchodów 200 rocznicy urodzin Ignacego Domeyki, albo spotkań z polonijnymi działaczami. Praktycznie wciąż jest niemożliwe zbudowanie jednolitego programu współpracy Kraju ze środowiskami polskimi za granicą.

Wciąż nie udało się zdecydować, kto powinien te politykę formułować i prowadzić. Nic więc dziwnego, że na uroczystym posiedzeniu Senatu 30 kwietnia ma pojawić się Edward Moskal, który mówił o poprzednim ministrze spraw zagranicznych, że ten w Knessecie wysłuchiwał ataków na Polskę „niedorzecznie trzęsąc się przed wszystkim, co pochodziło od społeczności żydowskiej lub agentów Izraela.” W liście do Jerzego Buzka zaś pisał: "Co mnie pociesza to fakt, że jak Bóg pozwoli będzie pan (premierem) tylko do wiosny". A w grudniu, już po zmianie rządu, o współpracy mówił w wywiadzie dla chicagowskiego tygodnika Express: „Uważam, że współpraca z premierem Millerem będzie układała się bardzo dobrze. Tuż po objęciu przez niego prezydentury (tak w oryginale - przyp. PR) wysłaliśmy mu list gratulacyjny, na który ciepło odpowiedział.”

Na szczęście kompleks Moskala nie ciąży tak silnie nad relacjami z Polonią: nowe inicjatywy organizacyjne w USA – np. powstanie Forum Polonii w Nowym Jorku - są w Polsce dostrzegane. Polonia może także, w niewielkim choć stopniu, uniezależnić się od władz w Polsce, także dzięki coraz gęstszej sieci komunikacji internetowej, która pozwala trafić z informacjami szybko i bezbłędnie oraz publicznie wypowiadać się w każdej sprawie. W ogóle Internet stwarza przestrzeń, w której coraz łatwiej spotykają się Polonusi. Setki witryn organizacji i klubów polskich, w USA zwłaszcza, tworzą nową tkankę, którą trzeba uwzględniać, formułując cele dla polskiej polityki wobec Polaków za granicą.

O roli Internetu tak mówi Walenty Tyszkiewicz, autor słynnych wśród Polonii rozsyłanych za pośrednictwem Internetu „Listów z Turkmenistanu”: „ to głównie dzięki internetowi możemy donieść swój głos do Polski i Polonii. Dopóki nie mieliśmy Internetu, nie mogliśmy doczekać się nawet minimalnego wsparcia ze strony Kraju. Jednak Internet nie może w pełni zastąpić kontaktów osobistych.” A Grace Wychowańska, redaktorka serwisu „Nasza Polonia”, tak o roli tego medium sądzi: „W Holandii Internet jest właściwie jedynym źródłem informacji dla Polonii. Nie mamy holenderskich gazet polonijnych. Internet stał się ważną pomocą w komunikacji i możliwością w odbiorze i przekazywaniu informacji o Polonii i Polsce. Internet na pewno zbliża Polonię jak i zbliża świat.”

Jak dotąd jednak mało kto w Polsce zauważył, że świat się zmienia. Internetowe strony Wspólnoty Polskiej są nieaktualne, serwis Polskiej Agencji Prasowej „Polonia dla Polonii” siłą rzeczy nie odzwierciedla wszystkiego, co w świecie Polonii się dzieje. Polska Agencja Informacyjna, do której statutowych obowiązków należy praca dla Polonii, nie ma środków na utworzenie serwisu dla Polonii, a Senat (do którego PAI zwróciła się o środki) woli tę kwestię zostawić na później. Polski nie stać także na wydawanie pisma, promującego nasz kraj wśród Polonii (dawny miesięcznik „Polska” nie wychodzi od 10 lat).

Oczywiście, Internet załatwi tylko niewielką część potrzeb Polaków za granicą, nie zastąpi rozwiązań prawnych, ani długofalowej polityki państwa. Ta kwestia należy do świata polityków, którzy, jak się wydaje, chętnie widzieliby Polonię jako wsparcie realizacji ich własnych, doraźnych planów i interesów. Nie ma nadal jasności, kto właściwie powinien koordynować działania wobec Polonii. Obok Senatu i MSZ cały czas o dobre relacje z Polakami za granicą zabiega prezydent. Być może to najbardziej korzystne rozwiązanie, by właśnie jego kancelaria sprawowała opiekę nad Polonią, jest przecież najbardziej odporna na bieżące polityczne kołysanie.

Katalog spraw do rozwiązania jest przeogromny, choć wobec problemów ekonomicznych i politycznych, z jakimi boryka się kraj może nie najważniejszy. Dotyczy jednak naszych rodaków, o których zawsze powinniśmy pamiętać, tak jak oni – o nas pamiętają.

Piotr Rachtan
piotr.rachtan@wp.pl