Sprawa Bergu czesc 2

 
     
  Od maja 1948 roku trwaly pertraktacje pomiędzy przedstawicielem wywiadu wojskowego USA gen. Welshem, a wpływowym działaczem Stronnictwa Narodowego Edwardem Sojką. Ze strony amerykańskiej pada intratna propozycja współpracy w zakresie szpiegostwa wojskowego, ostatecznie przyjęta i zwieńczona stosowną umową wywiadowczą. Umowa ta jest uzgodniona i podpisana w Bergu, opodal Starnbergu w Bawarii, we wrześniu 1950 roku przez reprezentującego wywiad wojskowy Stanów Zjednoczonych oficera używającego pseudonimu płk. Davis, oraz reprezentujących Wydział Krajowy Rady Politycznej: kierownika Wydziału, endeka Edwarda Sojkę i jego kolegów z Wydziału: socjalistę Franciszka Białasa i członka NID-u Tadeusza Zawadzkiego-Żenczykowskiego - i dotyczy zbierania wiadomości na terenie Polski pod firmą organizacji szpiegowskiej "Północ-Południe". Rada Polityczna zobowiązuje się w umowie do: współdziałania z prowadzoną przez USA akcją zimnowojenną; podtrzymywania w Kraju ducha oporu; rozbudowania w Kraju sieci rezydentów i informatorów (PI); przygotowania sieci radionadawczych w Kraju; dostarczania wiadomości z Kraju; przesłuchiwania uciekinierów z Kraju. W zamian, strona amerykańska zobowiązuje się do dostarczenia funduszy na: utrzymanie aparatu łączności z Krajem; rozbudowę i utrzymanie grup informacyjnych (PI) w Kraju; podtrzymywanie ducha oporu w Kraju poprzez akcje ulotkowe, afiszowe oraz zasilanie ludzi pomocą pieniężną; utrzymywanie centrali w Londynie; pomoc materialną dla przedsiębranych akcji. Tyle umowa.

Finansowanie roboty wywiadowczej odbywało się, jak wynika z pózniejszych ustaleń tzw. Komisji do Rozpatrzenia Spraw Łączności z Krajem z marca 1956 roku, dwoma kanałami: w formie zasiłku dla Rady Politycznej (ok. 840 tysięcy $), oraz bezpośredniej dotacji dla wymienionych stronnictw politycznych (ok. 170 tysięcy $): i wyniosło ogółem 1.014.770 dolarów amerykańskich. O wynikach współpracy informowani byli na bieżąco, zarówno prezes SN Tadeusz Bielecki, jak i ex-prezes Rady Naczelnej SN, ex-minister spraw wewnętrznych w rządzie Tomasza Arciszewskiego, Zygmunt Berezowski. Sporządzony przez ministra sprawiedliwości akt oskarżenia z dnia 1 czerwca 1954 roku, prócz pięciu wyżej wymienionych osób objął również Aleksandra Demideckiego, Włodzimierza Kańskiego, Jerzego Zdziechowskiego i Aleksandra Sierża. Sprawę Bergu sypie w marcu 1953 roku członek Stronnictwa Narodowego, zarazem bezpośredni podwładny E. Sojki, skarbnik grupy "Południe", Kazimierz Tychota, który wcześniej bezskutecznie usiłował wyegzekwować odpowiedzialność polityczną swego przełożonego przed Sądem Partyjnym Stronnictwa. Na tle tej sprawy dochodzi jednakże do udzielenia przez tenże Sąd ostrej reprymendy partyjnej Jędrzejowi Giertychowi, autorowi "Listu otwartego do członków i sympatyków Stronnictwa Narodowego", w którym wezwał on do oczyszczenia partii z obcej agentury. Sam Sojka w SN był nie do ruszenia.

Trzy miesiące wcześniej, 18 grudnia 1952 roku pracę ośrodka demaskują bliscy współpracownicy obu w/w panów w robocie szpiegowskiej, zarazem, jak się wkrótce miało okazać, funkcjonariusze UB, Jan Ostaszewski (pseudonim Paweł Choma) i Wanda Micińska (pseudonim Weberowa) - którzy zgłaszają się do władz PRL-u przywożąc ze sobą bogatą dokumentację pracy ośrodka. Należy domniemywać, że oboje znali wówczas, nieskrywane przed polskimi agentami, plany zlikwidowania ekspozytury ze strony CIA. Bezpośrednim powodem decyzji o zamknięciu ośrodka była jego infiltracja przez wywiady polski i radziecki (już w lipcu 1952 r. służby amerykańskie aresztowały na terenie ośrodka osobę współpracującą z wywiadem radzieckim), gremialne wpadki kurierów, oraz fale aresztowań współpracowników w Polsce: w październiku i listopadzie 1951 roku - 30 osób; w listopadzie i grudniu 1952 roku (a także bezposrednio po ucieczce Ostaszewskiego i |Micińskiej w styczniu i lutym 1953 roku) - 200 osób).

Po "ucieczce dwojga" władze SN usiłują pchnąć sprawę na ślepy tor. Ukazuje się specjalny Komunikat SN, w którym informuje się opinię emigracyjną o porwaniu współpracowników Wydziału Krajowego przez służby komunistyczne. Tymczasem po opublikowaniu listów otwartych przez Tychotę i Giertycha, oraz wobec odbywającego się w kraju w dniach 1-26 stycznia 1953 roku głośnego procesu krakowskiego przeciwko współpracownikom organizacji "Północ-Południe" księdzu Lelito i innym - na jakiekolwiek zabiegi z zakresu kosmetyki politycznej jest już za późno. W emigracyjnym światku za sprawą Stanisława Cata-Mackiewicza, ex-członka władz SN-u, redaktora "Tygodnika" Jana Matłachowskiego, oraz socjalisty Adama Pragiera na bergowców obsuwa się prawdziwa publicystyczna lawina.

Grający w osobliwym tym socjal-konserwatywno-narodowym mariażu główną rolę Mackiewicz rozpoczyna kampanię na rzecz doprowadzenia partyjnych agentów wywiadu amerykańskiego przed Sąd Obywatelski, rekrutujący się spośród członków Stowarzyszenia Prawników na Obczyźnie. W kwietniu 1953 roku Mackiewicz publikuje broszurę O handel śmiercią, w maju 1954 roku kolejną broszurę O sąd obywatelski nad handlarzami śmiercią. Wyraża w niej nadzieję, że Sąd Obywatelski będzie miał miejsce "zanim p. Sojka zdąży zostać ministrem spraw wewnętrznych, p. Żenczykowski ministrem wojny, a p. Białas ministrem spraw zagranicznych". Wreszcie w maju 1956 roku, na miesiąc przed powrotem do Polski, Mackiewicz publikuje zbiór publicystyki i dokumentów Od małego Bergu do wielkiego Bergu, zawierający między innymi akt oskarżenia z dnia 1. 06. 1954 roku, oraz Sprawozdanie Komisji Rady Jedności Narodowej (dziedziczki Rady Politycznej - am) do Rozpatrzenia Spraw Łączności z Krajem z dnia 22. 03. 1956 roku. Zwłaszcza ostatnie dwa materiały dają pojęcie o charakterze pracy i kompetencjach pracowników organizacji "Północ-Południe": okazuje się bowiem, że kierowani troską o finansowe interesy stronnictw pp. Sojka, Białas, Żenczykowski et consortes czynili regularne oszczędności (w wysokości 50% w roku 1951 i 60% w 1952) w przynależnej Punktom Informacyjnym (PI) w kraju puli środków na wynagrodzenia i zakup sprzętu. Toteż ostateczne przeznaczenie zaoszczędzonych środków było, w podwójnych rzecz jasna, dokumentach księgowych owiane zrozumiałą mgłą buchalteryjnej tajemnicy: wiadomo natomiast, że Wydział Krajowy i tworzące go stronnictwa posiadały po kilka kont bankowych. Jako, że amerykańscy pracodawcy naciskali na zwiększenie efektywności pracy, ich polscy agenci zajęli się fabrykowaniem szeregu meldunków z kraju, a nawet zainscenizowali przybycie emisariusza z Polski.

Wszystko to razem niosło jednak ze sobą poważne skutki: masowe i niepotrzebne ofiary. Narażono na aresztowanie i śmierć szereg osób, także i dzieci wykorzystywane w charakterze kurierów; spowodowano blokadę paczek do Polski przez Urząd Bezpieczeństwa, w związku z przemycaniem w paczkach żywnościowych środków do pisania utajonego i innych narzędzi pracy wywiadowczej (a przecież paczki były wówczas, jak zauważył Mackiewicz, "jedyną realną pomocą, którą emigracja daje krajowi"); i, last but not least, skompromitowano stronnictwa polityczne w oczach emigracji, oraz emigrację w kraju, czyniąc z niej posłuszne narzędzie w ręku obcych wywiadów. Spychając ją na pozycję agentury.

Ten ostatni aspekt sprawy Bergu ma, rzecz jasna; szczególny ciężar gatunkowy. Bo oto panowie agenci, oskarżeni o kierowanie pracą szpiegowską w Kraju na rzecz wywiadu amerykańskiego i pobieranie z tego tytułu wynagrodzenia - odmówili stawienia się przed Sądem Obywatelskim, uznając całą sprawę za "zwykłe narzędzie rozgrywki politycznej". I choć nie było na emigracji próby otwartego rozgrzeszania p. Sojki i jego kolegów, to gen. gen. Anders i Sosnkowski potępiając "Berg" oświadczyli równocześnie, że "wnoszenie tej sprawy do Sądu Obywatelskiego zaszkodziłoby... zjednoczeniu" Rady Narodowej z Radą Polityczną, nad którym pracowali od grudnia 1952 roku (to jest od momentu przybycia z Kanady do Londynu gen. Kazimierza Sosnkowskiego-am). Mackiewicz, czynny protagonista idei zjednoczenia politycznego emigracji, w zaistniałych po ujawnieniu sprawy Bergu okolicznosciach uznał, że "zjednoczenie nie może odbywać się na podwórku obcego wywiadu", żeby "władza nad tym zjednoczeniem nie znalazła się w rękach agentów". Nieformalne stronnictwo zwolenników tezy, że w sprawie Bergu "nie trzeba głośno mówić", którego trzon stanowiło zgoła formalne Stronnictwo Narodowe, a ściślej osoba Tadeusza Bieleckiego - argumentowało, że cała sprawa męczy i wykrwawia politycznie emigrację, podobnie jak niegdyś sprawa Dreyfusa wycieńczała Francję, a zatem służy Sowietom i ich polskim lokajom. Wreszcie sama Komisja do rozpatrzenia sprawy Bergu w swym Sprawozdaniu, mimo potwierdzenia słuszności zarzutów "jeśli chodzi o stan faktyczny", podjęła się obrony bergowców "jeśli chodzi o moralność polityczną i o polityczny program działalności w ogóle". Koniec końców, gen. Tadeusz Bór-Komorowski, który w związku z ujawnieniem "Bergu" ustąpił z Rady Politycznej w marcu 1953 roku (Mackiewicz zanotował w Zielonych oczach: "większość członków Rady Politycznej nie miała pojęcia o sprawie Bergu i nie ponosi za nią żadnej odpowiedzialności moralnej" - warto o tym w tym miejscu pamiętać - am) uznał, że po opublikowaniu Sprawozdania "sprawa, która wywołała tyle zamętu w opinii publicznej (...) zostaje definitywnie wyjaśniona". Innymi słowy, jak to kapitalnie ujął Mackiewicz: "Berg jako epizod się skończył, Berg jako program polityczny pozostał.

Andrzej Maśnica