Tak, byłem SBekiem |
(tekst nadeslany z Polski) |
Zacząłem pracę w
organizującym się Wydziale (wydzielonym z III) pod numerem IIIA, potem
zmieniono mu numerację na V, aby pod koniec nazywać zgodnie z zakresem
zainteresowań Wydział Ochrony Gospodarki. Miał on zajmować się „ochroną podstawowych interesów gospodarczych kraju, a w szczególności ochroną zakładów i instytucji pozostających w tzw. nomenklaturze Komitetu Centralnego i Komitetu Wojewódzkiego Partii”. Znajdowanie się w nomenklaturze oznaczało bezpośrednie zainteresowanie danym zakładem, wpływaniem na politykę kadrową, monitoringiem planów i ich wykonawstwa ze strony wymienionych komitetów. Takich zakładów w województwie krakowskim było chyba 49. Należały do nich Kombinat Metalurgiczny Huta im. Lenina zatrudniający ówcześnie ponad 36 tys., pracowników, Hutnicze Przedsiębiorstwo Remontowe, Koleje Państwowe z Przedsiębiorstwem Robót, „moje” Zjednoczenie Kopalnictwa, ośrodki badawczo rozwojowe, wytwórnia sprzętu komunikacyjnego, banki (wtedy był tylko NBP; BGŻ i PKO S.A.), elektrownie i elektrociepłownie, instytut fizyki jądrowej ale i technologii nafty i parę innych. A więc wszystkie, które ze względu na ilość zatrudnionych, profil produkcji, nowatorstwo rozwiązań, kontakty z zagranicą były ważne dla gospodarki, a w których każdy przestój miał wydźwięk publiczny. Obok tych zakładów były takie, z których kierownictwem utrzymywano okazjonalny kontakt. Muszę powiedzieć, że dyrektorzy tych firm bardzo naciskali aby taki kontakt nawiązać – czuli się jakoś nobilitowani, jakkolwiek obecnie by to nie brzmiało. Na każdy zakład zakładano sprawę tzw. obiektową, w ramach której sporządzano plan kontrwywiadowczego zabezpieczenia, określano obszary zagrożeń i formułowano kierunkowe przedsięwzięcia obliczone na ograniczanie i neutralizowanie zagrożeń wcześniej zdefiniowanych. Pamiętajcie, że wtedy roczniki statystyczne plasowały nas na chyba 9 miejscu w świecie pod względem rozwoju, a więc musieliśmy być „łakomym kąskiem i obiektem szczególnego zainteresowania dla wszystkich wywiadów świata”. Postawiłem cudzysłów bez znaczka :-) bowiem obecnie wiemy jak to było z tą naszą siłą ekonomiczną, ale co do zainteresowania obcych służb, rzeczywiście ono było widoczne, aczkolwiek nie wynikało z czynionych przez nas założeń – po prostu obserwowano gospodarkę wroga. Na początek skierowano mnie do sekcji analityczno-informacyjnej, kierowanej przez erudytę Mieczysława Ś (którego do dzisiaj bardzo szanuję, aczkolwiek ostatni raz spotkałem go na ulicy pewnie ponad 10 lat temu), gdzie miałem zapoznać się z generaliami: przepisy, zainteresowania wydziału, struktura etc. Jako, że od kilku miesięcy wszyscy jesteśmy bombardowani różnymi informacjami o tej - w odróżnieniu od późniejszego UOP – nadal dość hermetycznej służbie, w telegraficznym skrócie przedstawię informację o podstawach. Pozwolą one bardziej racjonalnie czytać prasowe enuncjacje, słuchać „gadających głów” w telewizji i od razu ocenić, kiedy kolejny „wszechwiedzący” opowiada banialuki, a kiedy rzeczywiście wie o czym mówi. A więc tak, w kolejności przedstawię ogólnie strukturę terenową, strukturę mojego wydziału (niestety do dzisiaj nie znam wewnętrznej struktury innych wydziałów), zakres zainteresowań, stosowane formy, środki i metody pracy (szczegółowo opisane w naszej biblii tj. instrukcji 006), stosowane oznaczenia, stopnie i funkcje, podstawowe cele działań operacyjnych, dokumenty wynikowe i co tam się nawinie. Nie sądzę, aby te kwestie nadal stanowiły tajemnicę – zwłaszcza, że mówi się o nich niezwykle często, chociaż nie w takiej koherentnej formie. Jeśli się jednak mylę, to po prostu blog nie będzie miał dalszego ciągu (zbyt szybko) :-). Komendy Wojewódzkie Milicji Obywatelskiej, później Wojewódzkie Urzędy Spraw Wewnętrznych dzieliły się na trzy piony: Milicji Obywatelskiej, Służby Bezpieczeństwa i logistyczny (różnie w różnych okresach się nazywał), w moim czasie Administracyjno-Gospodarczy. Każdy z nich kierowany był przez zastępcę szefa do spraw… Pion SB w województwie dzielił się na kilka wydziałów (lub mniejszych jednostek) i idąc po kolei: Inspektorat I (jako terenowa ekspozytura wywiadu cywilnego), Wydział II (kontrwywiad oraz od stanu wojennego telekomunikacja i transport publiczny tj. PKP i PKS), Wydział III i III-1 (ochrona nadbudowy tj. nauka, szkolnictwo wyższe, kultura, media etc. ale też najpierw ROPCiO, a później KPN), Wydział IV (do spraw kleru i Kościoła), Wydział V (już opisałem), Wydział VI (rolnictwo i przetwórstwo rolno-spożywcze), Inspektorat Studiów i Analiz (powołany w ślad za utworzeniem w MSW BSiA zajmującego się podziemną Solidarnością), Wydział Śledczy (wydziały operacyjne nie miały uprawnień procesowych) oraz jednostki wsparcia: Wydział „B” (obserwacja operacyjna); Wydział „T” (technika operacyjna); Wydział „W” (kontrola korespondencji), Wydział Paszportów (formalnie w strukturze). Dodatkowo oczywiście wsparcie ze strony Samodzielnej Sekcji „A” (szyfry, poczta specjalna), Wydziału Łączności (komunikacja po WCz – wysoka częstotliwość) i sekcji w Wydziale Kadr. To chyba wszystko. Oczywiście na etatach w SB zawieszano inne osoby tj. lekarzy, sportowców oraz pracowników innych segmentów WUSW. Chodziło w tym wyłącznie o danie im wyższego uposażenia niż tego, które mogliby otrzymać na podstawie siatki płac w miejscu ich rzeczywistej pracy. Obecnie chyba nie są zbyt wdzięczni za ówczesne apanaże i woleliby wówczas zarabiać mniej, byle tylko nie figurować z wybitym na czole gryfem „ubek” Struktura Wydziału V-ego stanowiła - podobnie jak struktura całego pionu, wierne odbicie rozwiązań centralnych tj. w naszym przypadku Departamentu V (III-A; OG). Stąd np. nie było u nas Sekcji II bowiem nie było potrzeby jej budować w terenie. Z tego co kojarzę - ale nie jestem pewien - w Departamencie Wydział II zajmował się kadrami i pokrewnymi sprawami administracyjnymi. A więc u nas występowały na stałe: sekcja I (analityczno-informacyjna); sekcja III (założono ją dla rozpracowywania Zarządu Regionu „S” Małopolska), Sekcja IV (nadbudowa ekonomiczna tj. banki, GUS, ZUS oraz służby miejskie MPK, MPO, MPZ); Sekcja V (energetyka i zakłady związane z nią); Sekcja VI (przemysł) + Grupa Operacyjna Nowa Huta (wydzielona dla ochrony Kombinatu Metalurgicznego Huta im. Lenina); sekcja VII (handel). Domyślam się, że wiele czytających osób zżyma się na wielokrotnie używane przeze mnie w tekście słowo – klucz; „ochrona”. Kiedy jednak się zastanowić to ma ono bardzo logiczne podstawy i niesie wiele celów. Oczywiście, jest bardzo wyraźny z dzisiejszej pozycji PR, działanie na nas. No bo o ileż lepiej brzmi – to już mówię dzisiaj: zwalczyć zło celem ochrony dobra, niż samo zwalczyć. Przecież jeżeli myśleliśmy na poważnie, że w Polsce jest władza „ludu pracującego miast i wsi”, któremu przewodzi Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i wierzyliśmy, ba byliśmy przekonani, że wiemy, że ta Partia ma rację to naszym obowiązkiem było jej pomagać, ochraniać to co chciała zrobić – bo to było dobre i przeciwdziałać działaniom obstrukcyjnym, które z samej definicji musiały być złe. Przecież obecne służby, też nie odmawiają wyłącznie zdrowasiek, ale ich obowiązkiem ustawowym jest strzec (między innymi) podstawowych ekonomicznych interesów Państwa, określanych przez konstytucyjne władze. Różnią ich od nas dwa atrybuty, niezwykle ważne na poziomie fundamentalnym (chociaż diabeł tkwi w szczegółach więc i tak, jak to widzimy zawsze, wszystko i wszędzie, w sumie zależy od ludzi i okoliczności jakie ci ludzie tworzą). Te atrybuty to: dzisiaj ślubuje się na wierność przede wszystkim Konstytucji, u nas Partii, po drugie nasz ustrój (Polski) nie wynikał z naszych (ogółu Polaków) wewnętrznych, suwerennych rozstrzygnięć. Nie zmienia to faktu, że tak sobie myślę, iż gdyby Gomułka w ’56 r. się odważył (a Moskwa zgodziła) i przeprowadził wolne wybory, to Partia dostałaby co prawda demokratyczną legitymację sprawowania władzy, a potem mielibyśmy III wojnę światową. Dlatego, kiedy czytam wypowiedzi niektórych osób, które dzisiaj mówią: poszedłem do bezpieki dla kasy, dla mieszkania, dla jakiś przywilejów, to uważam, że kłamią lub okłamują sami siebie. Że teraz – podobnie jak ja – dostrzegając, że zrobili historyczne głupstwo, że ich (moja) działalność jako podtrzymująca system była per saldo może szkodliwa dla rozwoju kraju, nie chcą się do tego przyznać. Mówią więc: chcieliśmy oszukać system, wyrwać od niego jak najwięcej dóbr – mówią więc tak naprawdę: nie mieliśmy żadnych ideałów, skoczyliśmy na kasę. Jeżeli ktoś rzeczywiście tak zrobił, to oprócz tego że i wówczas był i teraz jest szmaciarzem o kręgosłupie ameby, to był wyjątkowo odporny, że wytrzymał pracę po kilkanaście godzin dziennie, wyrzut w oczach najbliższych, czasem strach o najbliższych, grzebanie się w brudach czyichś i swoich. No „gratuluję” im. Teraz co do instrukcyjnych form, środków i metod pracy operacyjnej. Formy to było to w czym i jak dokumentowano przeprowadzane działania. Były to w szczególności: sprawy obiektowe, kwestionariusze ewidencyjne, sprawy operacyjnego sprawdzenia, sprawy operacyjnego rozpracowania, teczki personalne osobowych źródeł informacji i ich teczki pracy. W każdej z tych form zbierano uzyskane lub wytworzone dokumenty i inne materiały według ustalonego klucza, dla ułatwienia prowadzącemu i kontrolującemu, umieszczonego na wewnętrznej stronie okładki odnośnej teczki. Sprawa obiektowa zakładana była na polecenie przełożonych, zgodnie z polityką Partii czyli automatem po włączeniu danej instytucji, przedsiębiorstwa czy problemu do wykazu podmiotów pozostających w nomenklaturze Komitetu Centralnego albo Wojewódzkiego Partii. Mogła być też założona na wniosek funkcjonariusza zatwierdzony (o ile pamiętam) przez z-cę szefa d/s SB w WUSW. A więc sprawą obiektową były np. objęte Kombinat HiL, uczelnia, ale też mogła być duża impreza wymagająca zabezpieczenia ze względu na obecność osób szczególnej troski jak wysokiej klasy naukowców, polityków, np. wizyta Papieża. Od początku, w określonych cyklach, w sprawie dokonywano analizy kontrwywiadowczego zabezpieczenia obiektu, wytyczano kierunki pracy na kolejny rok, planowano bardziej szczegółowe przedsięwzięcia. Do sprawy włączano wyciągi z meldunków operacyjnych, pierwsze i ostatnie meldunki z wszczynanych i zakończonych spraw, analizy tych spraw oraz materiały różne, jak plany, szkice, wykazy źródeł informacji, niekiedy informacje od źródeł niekwalifikowanych tj. nie ewidencjonowanych w odrębnych teczkach. Co ważne: do sprawy obiektowej można było pozyskiwać tajnych współpracowników. Bo to nie było tak, że chodził sobie esbek z Wydziału V po mieście i patrząc komuś głęboko w oczy postanawiał: dzisiaj ciebie zwerbuję. Mógł zwerbować kogoś kto będzie przydatny jemu lub jego koledze w wykonawstwie nałożonych obowiązków. Jeżeli w raporcie z pozyskania nie uzasadnił do czego źródło będzie wykorzystywane i dlaczego uważa, iż będzie przydatne, generalnie werbunek nie powinien być zatwierdzony. Kwestionariusz ewidencyjny był najbardziej pasywną formą pracy operacyjnej. Zakładany był na osobę wcześniej rozpracowywaną, co do której istniały przesłanki, że nie prowadzi przestępczej lub wrogiej działalności, lub jeśli podejrzenia dotyczyły spraw mniejszej wagi. Był to właściwie taki sobie zbiornik informacji wpływających z obrazowo mówiąc strefowego zabezpieczenia. Jeśli ktoś grał w piłkę ręczną tzw. „szczypiorniaka”, a chociażby w nogę to kojarzy są gracze indywidualnie kryci i pozostali zabezpieczani strefą. Podobnie tutaj, k.e. odnosił się do osób nie wymagających indywidualnego krycia. Pamiętam, że chyba przez dwa lata prowadziłem taką sprawę na jednego z pracowników HiL, na podstawie przeczytanego w Wydziale W listu kierowanego gdzieś na zachód, z którego treści nie można było wywnioskować czego tak naprawdę dotyczył. Stąd założono taką ewidencyjną sprawę celem potwierdzenia lub wykluczenia ewentualności agenturalnej współpracy tej osoby z obcym wywiadem. Oczywiście gdyby były inne przesłanki, to sprawa poszłaby do Dwójki, ale tak….Chyba po dwóch latach kwestionariusz zamknąłem, niestwierdzeniem zagrożeń, przeszyłem dratwą, zalakowałem i złożyłem w Wydziale „C”, łączącym funkcje archiwum i ewidencji. K.E. wyróżniany był tym, że w jego prowadzeniu stosowano najprostsze środki pracy operacyjnej, czyli takie jakie były dostępne bez dodatkowego zachodu. Nie werbowano więc agentury, nie zakładano podsłuchów, korzystano z kontaktów – rzadko rejestrowanych, przeglądu korespondencji etc. Sprawa operacyjnego sprawdzenia zakładana była w momencie uzyskania wiarygodnej, nawet potwierdzonej lecz nie przesądzającej informacji o wystąpieniu zagrożenia opisanego w kolejnej biblii, tym razem wydziałowej, a mianowicie „indeksie zagrożeń”. Przez prawie cały okres mojej służby Pion Departamentu V testował i wykorzystywał dość prymitywny program informatyczny, którego emanacją był „meldunek operacyjny”. Na jego pierwszej stronie w kolejnych polach były zawarte zunifikowane, hasłowe dane, według których można było prowadzić wyszukiwanie komputerowe. A więc takie jak województwo, nazwisko funkcjonariusza, stosowane formy, środki i metody pracy, wiele innych, w tym najważniejsza definicja zagrożenia. Tych definicji było dziesiątki, pogrupowane w kilka rozdziałów i stopniowo uszczegółowiane w formie choinki. W zasadzie taka formuła istnieje do dzisiaj w każdym programie: wchodzisz w pole wyboru otwierasz folder, potem podfolder, rozdział, … aż dochodzisz do podstawowego dokumentu. W tej chwili oczywiście nie pamiętam już formułek, poza kilkoma: -„nastrój niezadowolenia w postaci negatywnych i krytycznych wypowiedzi pod adresem kierownictwa Partii”, -„konflikt społeczny w postaci przerw w pracy”, -„wypadek nadzwyczajny o niewyjaśnionej przyczynie powstania powodujący zagrożenie dla procesu produkcji” -„awaria maszyn lub urządzeń o niewyjaśnionej przyczynie”, -„petycje i listy zbiorowe bądź indywidualne”. Funkcją sprawy operacyjnego sprawdzenia było pełne potwierdzenie informacji i istnienia określonego zagrożenia, a następnie jeśli w tym czasie zagrożenie nie zostało zneutralizowane wszczęcie sprawy operacyjnego rozpracowania. W s.o.s. można było wykorzystywać i werbować do niej osobowe źródła informacji oraz wykorzystywać inne źródła, które nie wymagały szczególnego przygotowania sytuacji. O kilku sprawach napiszę w dalszej części, bo teraz tylko teoria. I najwyższa forma pracy operacyjnej jakim była sprawa operacyjnego rozpracowania. Tu wiedzieliśmy już, że mamy do czynienia z przestępstwem, nieprawidłowością l.p. dużej wagi i musimy je udokumentować procesowo, ograniczyć jego skutki i doprowadzić do neutralizacji. Oczywiście jeszcze ustalić sprawcę. A więc jak był wybuch pod pomnikiem Lenina prowadzona była s.o.r. Kiedy na Wielkich Piecach, w środku nocy ciśnienie pary wyrywało z zaślepionego zaworu, śruby grubości mojego kciuka, które jak pociski latały po pomieszczeniu prowadziliśmy s.o.r. Kiedy rozpędzony pociąg przejeżdżał torami wzdłuż muru HiL i jakiś palant nie pomierzył wysokości ładunku tak, że zaklinowało się wszystko pod wiaduktem też prowadziliśmy s.o.r. Dlatego w sprawie tej kategorii, nie tylko należało wykorzystać wszystkie dostępne środki, ale też wprowadzać nowe, pozyskiwać doraźnie źródła informacji, podejmować kombinacje operacyjne, w razie potrzeby gry, wprowadzać technikę czy obserwację. Teczek personalnych i pracy osobowych źródeł informacji nie ma sensu opisywać. W pierwszej były informacje identyfikujące osobę, zdjęcie, zobowiązanie do współpracy, pokwitowania wynagrodzenia, raporty ze sprawdzenia współpracownika, w tym informacje na jego temat od innych źródeł, plany wykorzystania itp. W drugie uzyskiwane od niego informacje. Ta informacja byłaby nie do końca prawdziwa, bez pewnego uzupełnienia. Kiedy w latach osiemdziesiątych zaczęto coraz częściej dostrzegać, iż infiltracja SB w Solidarności niekiedy jest wzajemna, uznano, iż trzeba podnieść poziom tajemnicy. Ważne źródła nie mogły być kontrolowane przez inne, bowiem przebywały w zbyt nielicznym środowisku, aby nie groziło to dekonspiracją. Dlatego niektóre z tych osób nigdy nie zostały zarejestrowane jako tajni współpracownicy. Zakładano im sprawy operacyjnego rozpracowania, podejmowano do nich kombinacje operacyjne, stosowano cały anturaż podglądy, podsłuchy etc. Uzyskiwane od nich informacje były dzielone po innych technicznych i osobowych źródłach informacji, tak aby dopiero z sumy tych rozproszonych materiałów otrzymywać kolaż informacji kompletnej. O wyborze takiej metody mogły wiedzieć w Firmie co najwyżej trzy osoby. Oficer prowadzący, naczelnik wydziału i zastępca szefa d/s SB zatwierdzający taki tryb. Ile takich źródeł funkcjonowało, nie wiem chociaż często opracowywałem zbiorcze informacje, duże analizy, a także kontrolowałem kilka źródeł. Jednak właśnie przy opracowywaniu tych informacji wyłapywałem niekiedy zastanawiające zbieżności, taki „rachunek ciągniony” z informacji uzyskanych niby kilku przypadkowych źródeł, lecz w tym samym czasie.
Dzisiaj przechodzimy do środków pracy operacyjnej, jakby to powiedziano w
szkółce na kursie zerowym przed objęciem normalnych obowiązków w służbie.
|
kontakt z nami: | ||
info@videofact2.com | ||