|
Polityka komunistycznych władz wobec Polaków mieszkających na
Zachodzie była ściśle wzorowana na doświadczeniach sowieckich. Mimo kilku
propagandowych sukcesów na dłuższą metę okazała się jednak mało skuteczna.
Niemal od początku istnienia III Rzeczypospolitej w
dyskusjach na temat PRL-owskich służb specjalnych często możemy usłyszeć, że
na potępienie historii zasługuje jedynie Służba Bezpieczeństwa inwigilująca
obywateli Polski Ludowej mieszkających nad Wisłą. Według samozwańczych "specjalistów"
od specsłużb, komunistyczny wywiad to nie to samo, co SB, a jego
funkcjonariuszom i współpracownikom należy się najwyższy szacunek i uznanie,
działali bowiem "dla dobra ojczyzny", w interesie rozwoju gospodarczego i
technologicznego Polski, czasem przeciwko zakusom niemieckich rewizjonistów
czyhających na nasze Ziemie Odzyskane. Prawda wygląda jednak zupełnie
inaczej. PRL--owski wywiad cywilny był częścią SB i wspólnie ze służbami
wojskowymi przez prawie pół wieku zajmował się przede wszystkim walką z
polską emigracją, Polonią i Kościołem katolickim. Był po prostu
najważniejszym segmentem aparatu represji komunistycznego państwa,
działającym w dodatku w ścisłym porozumieniu ze Związkiem Sowieckim.
Polska Ludowa zaprasza
Bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej polscy komuniści zaapelowali
do emigrantów o powrót do kraju. Już w Manifeście PKWN wezwali ich do
przyjazdu, zaznaczając jednakże, że "dla tych, którzy zdradzili Polskę we
wrześniu 1939 roku, granice Rzeczypospolitej będą zamknięte". Koncepcja
przeciwstawienia "zdrowych mas żołnierskich" "reakcyjno-faszystowskim
bankrutom politycznym" winnym klęski wrześniowej będzie od tej pory jednym z
podstawowych kierunków walki propagandowej z wychodźstwem wojennym. W
kolejnych dekretach komuniści rozszerzali pojęcie zdrady o tych, którzy, "reprezentując
Państwo Polskie", szli "na rękę ruchowi faszystowskiemu", "umniejszali lub
osłabiali siłę zbrojną polską lub sprzymierzoną", "narzucali Narodowi
Polskiemu antydemokratyczną ustawę konstytucyjną" i "usiłowali zmienić
ustrój państwowy Rzeczypospolitej Polskiej w duchu faszystowskim". Im
wszystkim grożono karą więzienia lub śmiercią. W sierpniu 1945 roku, w
propagandowym Wezwaniu Rządu Jedności Narodowej do wszystkich oficerów i
żołnierzy, do marynarzy i lotników polskich na obczyźnie zapowiedziano
postawienie przed sądem wszystkich "szkodników sprawy narodowej", którzy
będą "przeszkadzać rodakom w powrocie do kraju". Jednocześnie wzywano "zwykłych"
żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie do przyjazdu: "Wszyscy polscy
obywatele, gdziekolwiek by się znajdowali, winni podporządkować się jedynej
władzy wykonawczej narodu polskiego - Rządowi Jedności Narodowej. Naród
polski jednoczy swe siły dla odbudowy zniszczonego kraju i dla zapewnienia
bezpieczeństwa granic Polski. [...] Obowiązek patriotyczny wymaga od Was
podporządkowania się Rządowi Jedności Narodowej i stanięcia pod rozkazami
Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego Marszałka Żymierskiego i mianowanych
przez niego dowódców?.
Kuropieska na posterunku
Kiedy na mocy decyzji króla Jerzego VI i brytyjskiego parlamentu latem 1946
roku powstał Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia, do którego
wstąpiła zdecydowana większość zdemobilizowanych żołnierzy Polskich Sił
Zbrojnych (114 tysięcy), w Warszawie zawrzało. Komuniści oburzeni przejściem
żołnierzy PSZ na "etat w brytyjskiej armii" zainicjowali akcję o kryptonimie
"Condemned", która objęła byłych żołnierzy PSZ i reemigrantów, sprawy
związane z powstaniem i funkcjonowaniem PKPR oraz rewindykację mienia władz
cywilnych i wojskowych na uchodźstwie. Realizacją "Condemnedu" zajął się
wywiad wojskowy, a główny ciężar prowadzenia operacji spoczął na barkach
personelu Attachatu Wojskowego w Wielkiej Brytanii, od lutego 1946 roku
kierowanego przez pułkownika Józefa Kuropieskę. O sprawach związanych z
operacją "Condemned" Kuropieska na bieżąco informował szefa II Oddziału
Sztabu Generalnego generała Wacława Komara. Najpewniej to właśnie pod
wpływem raportów Kuropieski komuniści zdecydowali o odebraniu obywatelstwa
polskiego sześciu generałom i siedemdziesięciu wyższym oficerom Wojska
Polskiego. Wyraźnie uradowany pułkownik Kuropieska 9 października 1946 roku
meldował Komarowi o reperkusjach decyzji Rady Ministrów: "Opublikowanie
nazwisk oficerów pozbawionych obywatelstwa daje pewne rezultaty, wyrażające
się we wzroście tych, którzy ani nie zgłaszają się do PKPR, ani nie decydują
się na powrót do Kraju. Niewątpliwie wzrasta również liczba zgłaszających
się do repatriacji".
Optymizm Kuropieski co do możliwości rozszerzenia akcji repatriacyjnej nie
trwał jednak długo. Już w końcu października 1946 roku attaché wojskowy
narzekał na złą wolę Anglików, którzy w rozmowach z przedstawicielami
ambasady Polski Ludowej z nieskrywaną niechęcią odnosili się do niemal
wszystkich zgłaszanych przez komunistów propozycji. Podczas licznych rozmów
z Brytyjczykami Kuropieska domagał się, między innymi, przejęcia kontroli
nad PSZ przez reżim warszawski, współdziałania w zwrocie majątku po siłach
zbrojnych i rządzie polskim na uchodźstwie, uniemożliwienia lokowania
kapitału polskiego w nieruchomościach (chodziło zwłaszcza o powstrzymanie
rozwoju zaplecza organizacyjnego Stowarzyszenia Polskich Kombatantów i
Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii), likwidacji działalności "legalistów-londyńczyków",
rejestracji przez konsulat wszystkich zgłaszających się do powrotu,
utworzenia tak zwanych obozów tranzytowych przeznaczonych dla repatriantów,
których personel administracyjny tworzyć miały osoby wyznaczone przez
ataszat, oraz zaprzestania wykorzystywania polskich repatriantów jako taniej
siły roboczej w sektorze rolniczym.
Ukoronowaniem operacji "Condemned" było nawiązanie współpracy z wysokimi
oficerami PSZ - generałem Stanisławem Tatarem (zastępcą szefa Sztabu
Naczelnego Wodza do spraw Krajowych, któremu podlegał Oddział VI) [podczas
wojny utrzymujący łączność z krajem i zarządzający funduszami przeznaczonymi
dla AK - red.], podpułkownikiem Marianem Utnikiem (szefem Oddziału VI) i
pułkownikiem Stanisławem Nowickim (szefem sekretariatu osobistego generała
Tatara). Wymienieni oficerowie współtworzyli tak zwany komitet trzech,
kierujący fundacją "Drawa", którą na wiosnę 1945 roku powołały władze RP na
uchodźstwie. Fundacja rozporządzała znaczną częścią aktywów finansowych
rządu polskiego, które w 1947 roku trafiły w ręce komunistów. W czerwcu 1947
roku w ambasadzie zdeponowano 10 metalowych skrzyń ze złotem Funduszu Obrony
Narodowej. W lipcu złoto trafiło do kraju. Od października 1947 roku do
końca 1948 roku komitet trzech przekazywał stopniowo środki finansowe
fundacji "Drawa". Dostarczono do Polski ponad 100 tysięcy dolarów w
banknotach, 27 tysięcy funtów w banknotach oraz 12 tysięcy dolarów w złocie
i prawie 2 tysiące funtów w złocie. Ze środków posiadanych przez generała
Tatara, pułkownika Nowickiego i podpułkownika Utnika dokonywano również
zakupów na rynku brytyjskim. Przykładowo za około 56 tysięcy dolarów
zakupiono i przekazano do Polski urządzenia radarowe i niewielką ilość radu.
Ponadto komitet trzech przekazał komunistom przeszło pięćset teczek
archiwalnych Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza, narażając w ten sposób
osoby występujące w dokumentach na represje ze strony bezpieki.
Komuniści uhonorowali swoich współpracowników. W lipcu 1948 roku Bolesław
Bierut odznaczył generała Tatara Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski IV klasy,
pułkownika Nowickiego Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski V klasy, a pułkownik
Utnik rozkazem marszałka Żymierskiego został awansowany do stopnia
pułkownika. Nie przeszkodziło to jednak już jesienią 1949 roku oskarżyć ich
o "spisek w wojsku" i postawić przed sądem wojskowym. Instrumentalne
traktowanie własnej agentury było w komunizmie normą i nie powinno nas
dziwić, że niektórych z konfidentów skazywano na kary więzienia, a nawet
śmierć. Uwięziono łącznie 130 oficerów (w tym między innymi Kuropieskę i
Mossora), czterdziestu z nich skazano na karę śmierci, z czego dwadzieścia
wyroków wykonano. Tatar, Utnik, Nowicki, Kuropieska i Mossor szczęśliwie
uniknęli śmierci. W ten sposób realizatorzy operacji "Condemned" sami
zostali "potępieni" przez swoich mocodawców.
Gry i kombinacje operacyjne
Sukcesy operacji "Condemned" były jedynie wstępem do wielu późniejszych
akcji bezpieki, która postawiła sobie za cel przechwycenie tak zwanych
kanałów łączności emigracji z krajem. O słynnych grach operacyjnych tajnych
służb z przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych, polegających na
przejęciu kontroli nad placówkami "Północ" i "Południe" w Zachodnich
Niemczech i organizowanymi przez nie kanałami łączności z krajem, wiemy już
stosunkowo wiele (tak zwana afera Bergu) [emigranci z Polski za pieniądze
Amerykanów przekazywali im informacje wywiadowcze - red.]. Operacje te
wymagały ścisłej kontroli środowiska endeckiego na emigracji, bowiem za
placówkami "Północ" i "Południe" stali właśnie narodowcy. W ostatnim czasie
okazało się, że w działaniach przeciwko emigracyjnej endecji wykorzystywano
także czołówkę Stowarzyszenia PAX (Bolesława Piaseckiego ps. "Tatar",
Ryszarda Reiffa ps. "Jacek", Dominika Horodyńskiego ps. "Pan-Ski" i
Konstantego Łubieńskiego ps. "Ł"), którą bezpośrednio nadzorowała pułkownik
Luna Brystygier. Sporo wiadomo także o tak zwanej operacji "Cezary"
wymierzonej w Zrzeszenie "WiN" oraz operacji "C-1" realizowanej "na odcinku"
podziemia ukraińskiego.
Warto w tym miejscu wspomnieć o mniejszych akcjach bezpieki: zainicjowanej w
1947 roku operacji o kryptonimie "Ekspozytura" oraz operacji "Koral" z 1952
roku. "Ekspozytura" była wymierzona w działalność wywiadowczą i
kontrwywiadowczą władz polskich na uchodźstwie. Pod szczególnym baczeniem
bezpieki znaleźli się wówczas czołowi oficerowie polskiego wywiadu (między
innymi pułkownik Stanisław Gano, kapitan Jerzy Niezbrzycki ps. "Ryszard
Wraga", kapitan Wiktor T. Drymmer, pułkownik Jan Kamieński, Włodzimierz
Bączkowski i pułkownik Leon Mitkiewicz) oraz generałowie: Władysław Anders,
Stanisław Kopański, Klemens Rudnicki i Kazimierz Sosnkowski. Operacja "Koral"
objęła swoim zasięgiem współpracujących z wywiadem brytyjskim - zdaniem
kierownictwa bezpieki - byłych oficerów Oddziału II i Oddziału VI, którzy w
1945 roku w porozumieniu z Brytyjczykami mieli założyć na terenie Londynu
zakonspirowaną komórkę wywiadowczą o kryptonimie "Hel", a po jej
dekonspiracji ośrodek "Zbiornica". Według oficerów MBP miały one -kontynuować
działalność Oddziału VI, opierając się na kadrze byłych dwójkarzy i
szóstkarzy". Ich zadaniem "było nasyłanie do Polski agentury w ramach
repatriacji, organizowanie w kraju szerokiej sieci o charakterze
wywiadowczo-dywersyjnym oraz zbieranie informacji wywiadowczych od
uciekinierów z Polski i wysłanników różnych organizacji podziemnych w kraju".
Ponadto ośrodek "Zbiornica" miał "podporządkować sobie inne działające grupy
podziemia i organizacje wywiadowcze w kraju i za granicą, między innymi
delegatury WiN". W ramach operacji "Koral" rozpracowywano 41 osób (na
emigracji i w kraju), wykorzystując przy tym 12 agentów bezpieki. Mimo
rozpoznania kontaktów "Zbiornicy" w Polsce operację "Koral" kontynuowano
jeszcze w latach sześćdziesiątych, skupiając się na byłych współpracownikach
ośrodka "Hel" i "Zbiornica" zaangażowanych w działalność emigracyjną.
Sukcesy komunistycznego aparatu bezpieczeństwa w rozpracowaniu tak zwanych
baz i kanałów łączności z krajem miały również swoje negatywne konsekwencje.
Wielokrotnie zwracał na nie uwagę minister Stanisław Radkiewicz. Już na
początku 1953 roku szef bezpieki zauważył, że wraz z likwidacją kontaktów
podziemia w Polsce z emigracją "zerwana została dotychczasowa możliwość
penetracji wrogich ośrodków wywiadowczych za granicą". Wiosną 1953 roku w
podobnym duchu wypowiadał się także wiceminister MBP Jan Ptasiński: "W ciągu
kilku lat wywiad amerykański wodzony był przez nas za nos. Kontrolując
kanały WiN-u, w ciągu kilku lat paraliżowana była wywiadowcza i dywersyjna
działalność amerykańskiego wywiadu. Dzięki temu wszystkie dyrektywy i
nastawienia, plany i zamierzenia wywiadu amerykańskiego i reakcyjnych
ośrodków emigracyjnych w stosunku do naszego kraju były kontrolowane i w
porę paraliżowane". Podczas narad i konferencji kierownictwo bezpieki
zastanawiało się, w jaki sposób przywrócić dawne możliwości operacyjne. Za
priorytet uznano wówczas penetrację środowisk emigracyjnych za pomocą
agentury. Kluczową rolę w tych działaniach odegrał agent o kryptonimie "Ważny",
czyli Hugon Hanke - działacz Komitetu Zagranicznego Stronnictwa Pracy,
bliski współpracownik prezydenta Augusta Zaleskiego, członek III i IV Rady
Narodowej, minister stanu w emigracyjnych gabinetach Romana Odzierzyńskiego
(1952-1953) i Jana Hryniewskiego (1954 rok), a następnie premier rządu RP na
uchodźstwie (1955 rok).
Ważny najważniejszy
Hanke był najważniejszym informatorem bezpieki w strukturach emigracji
londyńskiej. Nawiązał z nią kontakt z własnej inicjatywy w lipcu 1952 roku.
Zgłosił się wówczas do Attachatu Wojskowego przy ambasadzie PRL w Londynie,
przedstawiając się jako "Woliński". Przyniósł ze sobą trzy dokumenty:
memoriał kapitana Andrzeja Pomiana do generała Stanisława Kopańskiego na
temat ukrytych funduszy rządu emigracyjnego, materiał dotyczący ministra
Zygmunta Rusinka oraz mówiący o firmach i przedsiębiorstwach zakupionych
przez władze RP we Francji, Tunisie i Afryce Południowej. W rozmowie z
oficerem ataszatu zaproponował dostarczanie ważnych dokumentów na temat
działalności rządu emigracyjnego, prób odtworzenia PSZ, podziemia w kraju
oraz "agentury dwójkarskiej" w placówkach dyplomatycznych PRL. Tłumaczył, że
do tego kroku "skłoniły go pobudki patriotyczne i humanitarne (mimo że jest
przeciwnikiem komunistycznego reżimu bardziej pragnie zapobiec rozlewowi
krwi i uchronić ludzi w Polsce przed niepotrzebnymi ofiarami)". Ustalono, że
kolejne spotkania będą się odbywać poza budynkiem ambasady. W ich czasie
Hugon Hanke przekazywał kolejne dokumenty rządowe, za co regularnie
otrzymywał wynagrodzenie, podpisując pokwitowania nazwiskiem "Woliński".
Również jego podróże po ośrodkach emigracyjnych w Belgii i Francji
finansowała bezpieka. Często podczas wojaży po kontynencie z "Ważnym"
spotykali się wydelegowani oficerowie wywiadu PRL.
W październiku 1954 roku kierownictwo MBP rozważało dwa kierunki
wykorzystania "Ważnego". Pierwszy zakładał ściągnięcie go do Polski oraz "przeprowadzenie
szerokiej kampanii politycznej mającej na celu pogłębienie rozgardiaszu
panującego wśród emigracji i poderwanie resztek autorytetu, jakim cieszą się
jeszcze koła emigracyjne wśród niektórych sfer społeczeństwa w Kraju". Drugi
wymagał pozostawienie Hankego na emigracji, pod warunkiem że uda się "mocniej
go wgłębić w grupę Zaleski-Mackiewicz". Zwyciężyła nadzieja na jego awans w
strukturach gabinetu Rady Ministrów na uchodźstwie. "Ważny" otrzymał
polecenie wejścia w skład rządu. Kiedy w lipcu 1955 roku upadł gabinet
kierowany przez Stanisława Cata Mackiewicza, prezydent Zaleski mianował
Hankego jego następcą. Tym samym spełniły się najskrytsze marzenia reżimu.
Oto na czele "reakcyjnego rządu londyńskiego" stanął agent bezpieki. W
czasie jednego ze spotkań w londyńskim kinie "Monsigneur News", a później na
terenie Hyde Parku Hanke w szczegółach opisał oficerowi prowadzącemu (ps. "Oskar")
okoliczności objęcia funkcji premiera. Prosił też o dalsze wskazówki. "Oskar"
zobowiązał "Ważnego" do postawienia podczas obrad rządu kwestii obrony Ziem
Odzyskanych oraz potępienia akcji sabotażowo-dywersyjnej na kraj prowadzonej
przez część środowisk emigracyjnych. Ponadto "Ważny" miał fotografować
protokoły posiedzeń gabinetu i inne dokumenty rządowe. Jednak jeszcze w
sierpniu 1955 roku w Warszawie zapadła decyzja o ewakuacji "Ważnego" do
kraju. Hanke bez większych oporów podporządkował się jej. Wielokrotnie
żałował, że nie wrócił już w chwili zakończenia wojny. Jego powrót
postanowiono wykorzystać propagandowo w ramach tak zwanej drugiej akcji
reemigracyjnej, którą zainaugurowano w lipcu 1955 roku listem
intelektualistów wzywającym emigrantów do powrotu do ojczyzny. Wyjazd "Ważnego"
wstrząsnął emigracją. Władze PRL uczyniły z niego symbol kampanii
reemigracyjnej. Odtrąbiono wielki sukces i ostateczny koniec "emigracyjnych
politykierów".
Śladami "Ważnego" podążał Stanisław Cat Mackiewicz. W sierpniu 1955 roku
zwrócił się on listownie do Jerzego Putramenta. W niepodpisanym, a napisanym
na maszynie liście pisał: "Szanowny i Drogi Panie, Dobrze Panu znany
Szatybełko gotów jest odbyć z Panem lub z kimś od Panów poważną rozmowę na
zupełnie zasadnicze tematy, na razie oczywiście najściślej poufną i nie
gdzie indziej, jak tylko w Londynie". "Szatybełko" to nie kto inny, jak sam
Mackiewicz, który pod takim nazwiskiem pojawił się w powieści Putramenta
Rzeczywistość (Warszawa 1947). Od tej pory rozpoczyna się druga odsłona
rozmów przedstawicieli PRL z Mackiewiczem, który pierwsze kontakty nawiązał
jeszcze w latach czterdziestych w Londynie. Zaledwie w kilka dni od
otrzymania listu, Putrament zostaje wysłany do Anglii i w ścisłym
porozumieniu z Departamentem I Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego,
jako "Delegat" rozpoczyna negocjacje z byłym premierem. Po krótkim czasie
Mackiewicz, któremu nadano kryptonim "Rober", został "przekazany na kontakt"
kadrowemu oficerowi rezydentury w Londynie Jerzemu Klingerowi ps. "Oskar". "Zamieścił
on [Mackiewicz] szereg artykułów w czasopismach: "Tygodnik", "Kultura" i "Wiadomości".
Artykuły te były w dużej mierze inspirowane przez pracownika kadrowego
Departamentu I, który po rozmowie Jerzego Putramenta z Mackiewiczem
prowadził dalsze rozmowy aż do chwili jego powrotu do kraju". Atakował w
nich emigrację polską, przywiązanie do idei legalizmu i państwa na
uchodźstwie, podawał w wątpliwość sens pozostawania na wygnaniu i
prowadzenia tam działalności politycznej, a także oskarżał część polityków
polskich o działalność szpiegowską na rzecz Stanów Zjednoczonych i Wielkiej
Brytanii (afera Bergu).
Od tej pory przez prawie rok (między sierpniem 1955 a czerwcem 1956)
Mackiewicz pozostawał w sensie dosłownym pod opieką Departamentu I. Prosił "Oskara"
między innymi o zapłatę czynszu za mieszkanie, "dotację" na zakup kożucha,
aparatu do powiększania zdjęć i książki. Funkcjonariusz rezydentury ps. "Grabski"
chodził nawet z Catem na zakupy, regulował jego rachunki, przed wyjazdem
pomagał mu się pakować, a nawet odwiózł go na lotnisko. Złożył na ten temat
dość osobliwy raport: "Dla pomożenia mu w spakowaniu się, zrobienia zakupów
prosto od M[ackiewicza] pojechałem z nim na zakupy. Kupiłem z nim lalkę i
trzy kupony towaru. Zapłaciłem za to 27 funtów i 10 szylingów. Odwiozłem go
do domu. Po czym umówiliśmy się, że przyjadę na następny dzień dla odebrania
rzeczy, których z sobą nie weźmie do samolotu. [...] Zabrałem od R[obera]
jego archiwum polityczne (pełna waliza), trochę książek i powiększalnik do
robienia odbitek fotograficznych. [...] Na lotnisko zabrałem z sobą również
konsula i adwokata. Jednak wszystko przeszło lepiej niż oczekiwaliśmy.
Rewizji żadnej mu nie robili. Nawet emigration officer trzymał go bardzo
krótko. R[ober] był bardzo podniecony. Kilkakrotnie musiałem mu powtarzać,
jak się ma zachować przed władzami angielskimi na odprawie paszportowej".
Stanisław Cat Mackiewicz wylądował w Warszawie 14 czerwca 1956 roku. Jego
powrotowi towarzyszyła odpowiednio przygotowana oprawa propagandowa.
W realizacji i propagowaniu akcji reemigracyjnej - której pomysł wyszedł z
Moskwy i był wzorowany na prowadzonych przez Sowietów w latach dwudziestych
programach repatriacyjnych - brali udział wybitni przedstawiciele różnych
środowisk kulturalnych: literaci, aktorzy, sportowcy i ludzie Kościoła oraz
placówki dyplomatyczne, prasa i rozgłośnie radiowe. Dyrektywa Moskwy
nakazywała przeprowadzić analogiczne akcje w pozostałych państwach bloku
sowieckiego. Inspirację sowiecką potwierdził zresztą wysoki przedstawiciel
władz PRL Seweryn Bialer, który w 1956 roku uciekł na Zachód. W pierwszym
dniu przesłuchań przez Amerykanów miał powiedzieć, że w czasie wizyty Nikity
Chruszczowa w Warszawie przywódca sowiecki oznajmił, że "współistnienie [między
Wschodem i Zachodem - przyp. S.C.] jest tylko chwilowe" i po jakimś czasie "trzeba
zepchnąć USA do grobu". I pewnie tej taktyce Moskwy służyła akcja
reemigracyjna, obliczona w dużej mierze na uśpienie wroga. W tych operacjach
szczególną rolę przypisano - rzecz jasna - bezpiece, która szybko
sformułowała swoje prawdziwe cele w stosunku do emigracji: "stosowanie
agenturalno-operacyjnych przedsięwzięć mających na celu osłabienie i
paraliżowanie działalności reakcyjnych ośrodków emigracyjnych. Pogłębienie
sprzeczności w ich obozie, demaskowanie i kompromitowanie przywódców oraz
odrywanie od nich mas emigracyjnych. Udzielanie poparcia działaczom i grupom,
które pragnąc skorzystać ze stworzonych możliwości, zmieniają swój stosunek
do Kraju i chcą wrócić lub nawiązać pozytywną współpracę z Krajem".
Mimo propagandowego rezonansu spowodowanego powrotem Hankego i Mackiewicza,
na przełomie 1955 i 1956 roku kampania repatriacyjna przyniosła dość mizerne
skutki. Do końca listopada 1955 powróciło do Polski jedynie 672 reemigrantów
z Zachodu - najwięcej z Francji (245) i Anglii (96), natomiast najmniej ze
Stanów Zjednoczonych (10). Na początku grudnia do różnych placówek
konsularnych PRL zgłosiło się jeszcze sto osób deklarujących wolę powrotu.
Trochę korzystniej z punktu widzenia władz PRL przestawiała się sytuacja
wiosną 1956 roku. Ogółem do kwietnia wróciło do Polski około 2 tysięcy
emigrantów, a w maju tego roku taką chęć zgłosiło kolejne sto osób osiadłych
na Wyspach Brytyjskich. Zaniepokojony kiepskimi wynikami kampanii powrotowej
resort bezpieczeństwa zalecał "stworzenie lepszych warunków dla rozwoju
akcji repatriacyjnej" w celu "dalszego pogłębienia rozbicia emigracji, a w
szczególności jej najaktywniejszych ośrodków". "Nasza praca w tej kwestii "
czytamy w wytycznych pułkownika Czaplickiego - winna zmierzać do rozbijania
na drobne grupy od wewnątrz poszczególnych ugrupowań, przeciwstawienia,
kompromitowania przywódców, którzy szczególnie wrogo występują przeciwko nam".
Nowy cel: polonia
Jeszcze przed Październikiem "56 władze PRL zdały sobie sprawę, że tak
naprawdę mogą liczyć jedynie na powrót pojedynczych osób. Wprawdzie znalazły
się wśród nich także jednostki wybitne, żeby wymienić tylko Melchiora
Wańkowicza, Marię Kuncewiczową czy Zofię Kossak, lecz nawet one nie zdołały
pociągnąć za sobą uchodźczych mas. Fiasko akcji reemigracyjnej oddają też
słowa Hugona Hankego z jesieni 1956 roku. "Nie ma celu ściągać ludzi z
zagranicy - mówił były premier - lepiej ich ustosunkować życzliwie do kraju,
ale na siłę nie namawiać do powrotu".
Od tej pory komuniści zaczęli lansować tezę o końcu emigracji politycznej i
narodzinach emigracji zarobkowej. Większą uwagę zaczęto przywiązywać w
Warszawie do spraw Polonii amerykańskiej, aniżeli "starców" z "polskiego
Londynu". Dlatego też w końcu lat pięćdziesiątych za zasadniczy cel pracy z
Polakami z zagranicy władze uznały "pozyskanie Polonii dla współpracy z
Polską, dla obrony jej interesów, dla polityki współistnienia pokojowego i
przyjaźni z narodami" oraz "stopniowe przełamywanie bojkotu PRL narzuconego
Polonii przez reakcyjną emigrację".
Polacy mieszkający na Zachodzie ponownie znaleźli się na celowniku służb
specjalnych. To właśnie po Październiku "56 gwałtownie zwiększyła się
aktywność agenturalna środowisk uchodźczych. Po 1956 roku niemal wszyscy
liderzy emigracyjni, większość stronnictw politycznych, organizacji
społeczno-kulturalnych i czasopism zostali poddani "ochronie operacyjnej" ze
strony wywiadu PRL. Żadnych wątpliwości w tym względzie nie pozostawia
Zarządzenie w sprawie pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa za granicą (w
krajach kapitalistycznych) z 8 sierpnia 1958 roku, w którym wiceminister
spraw wewnętrznych generał Mieczysław Moczar napisał, że "polska służba
wywiadowcza posiada o wiele szerszą bazę do pracy wywiadowczej od innych
krajów naszego obozu" i postulował "skuteczniejsze penetrowanie obiektów
wroga w celu ujawniania, demaskowania i paraliżowania wrogich zamierzeń
przeciwko Polsce i krajom obozu socjalizmu". Spośród ponad setki obiektów
operacyjnych na Zachodzie, które znalazły się w kręgu zainteresowania
wywiadu PRL, Moczar wyliczył aż 29 instytucji polskiego życia
społeczno-politycznego na uchodźstwie.
Lista polityków emigracyjnych, których po 1956 roku rozpracowywano i
inwigilowano, wydaje się nie mieć końca. Na celowniku bezpieki znaleźli się
między innymi: Kazimierz Bagiński (któremu nadano kryptonim "Nabab"),
Aleksander Bregman ("Emu"), Witold Czerwiński ("Turkoć"), Mikołaj Dolanowski
("Doryl"), Jędrzej Giertych ("Jegier"), Stefan Korboński ("Kalif"), Jan
Kowalewski ("Żeniacz"), Izydor Modelski ("Wojak"), Adam Pragier ("Klarnet"),
Kazimierz Sabbat ("Kanon"), Edward Sojka ("Nawrócony"), Wacław Soroka ("Kanarek"),
Kazimierz Sosnkowski ("Kazio"), Witold Sworakowski ("Zły"), Mieczysław
Thugutt ("Tybr"), Wiesław Wohnout ("Eremita"). Niektórych rozpracowywanych
działaczy emigracyjnych udało się zwerbować do współpracy z wywiadem PRL,
żeby wymienić redaktora miesięcznika endecji Horyzonty Witolda Olszewskiego
(pseudonim agenturalny "Wysoki") i czołowego wydawcę i księgarza w "polskim
Londynie" Bolesława Świderskiego (ps. "Nord"). Natomiast z organizacji
bezpieka rozpracowywała między innymi Kongres Polonii Amerykańskiej ("Adawa"),
Federację Ruchów Demokratycznych ("Zadra"), PSL - Odłam Jedności Narodowej
("Rozłamowcy"), Radę Jedności Narodowej w Londynie ("Cyrk"), Egzekutywę
Zjednoczenia Narodowego ("Egzekutywa"), Ligę Niepodległości Polski ("Bereza"),
Stowarzyszenie Polskich Kombatantów ("Ulik" i "Bajoro"), Związek Polskich
Federalistów ("Tarń"), Radę Polonii Amerykańskiej ("Mrowisko"), Polski
Komitet Imigracyjny w Nowym Jorku ("Troskliwi") oraz ogół prasy emigracyjnej
("Zaraza").
***
Taka sytuacja trwała do końca Polski Ludowej. Zmieniał się tylko historyczny
kontekst otaczający działania bezpieki. W latach osiemdziesiątych doszło
kolejne wyzwanie - rozpracowanie zagranicznych agend "Solidarności" i
kanałów łączności z podziemiem w kraju. I znów okazały się przydatne
doświadczenia i sukcesy z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, do których
tak chętnie odwoływali się szefowie bezpieki, z Czesławem Kiszczakiem i
Władysławem Pożogą na czele?
Slawomir Cenckiewicz
|
|