Potęga fałszywego mitu

Marcin Wolski

Gazeta Polska, 31.X.2007 str.23

 

Czy można wyobrazić sobie we współczesnych Niemczech oficjalne obchody 74. rocznicy podpalenia Reichstagu jako święta narodowowego? Albo żeby we Włoszech dzień marszu „czarnych koszul" na Rzym był dniem wolnym od pracy?

Nawet putinowska Rosja za­miast jubileuszu strzału ślepaka­mi z Aurory i rzezi damskiego ba­talionu w Pałacu Zimowym woli świętować starsze o 300 lat wypę­dzenie Polaków z Kremla. Jakoś nie wypada czcić wydarzeń, które rozpoczęły orgie bezprawia, zbrod­ni, ludobójstwa.

Jest wyjątek. 14 lipca republi­kańska Francja, chluba europej­skiej Francji, kiedyś zwana pierw­szą córką Kościoła, świętuje zdo­bycie Bastylii - szturmu tłuszczy na obiekt, gdzie nie było więźniów politycznych, a którego załogę, mi­mo honorowej kapitulacji, bezlito­śnie wymordowano. (Co do zbu­rzenia, nie dokonał tego bynaj­mniej lud, tylko jakiś czas później łebski przedsiębiorca). Jak to możliwe, skoro paryska ruchawka (Lu­dwik XVI pod tą datą napisał w swoim dzienniku „rien") była je­dynie uwerturą do masowych zbrodni, niebywałego w tradycji europejskiej bezprawia, egzekucji niewinnych bez procesów, rzezi własnych obywateli bez względu na płeć (Wandea), masowych prześladowań za wiarę, niszczenia zabytków kultury... ?

W zbiorze szkiców „Kłamstwo Bastylii" Andrzej Cisek próbuje opi­sać i zinterpretować to zjawisko. Konstatacje ma niewesołe. Zakła­mana legenda rewolucji francu­skiej to nie tylko mit założycielski lewicy, ale fundament współcze­snego racjonalizmu i poprawności poli-tycznej. Rewolta 1789 r. stała się pramatką wszelkich kolejnych przewrotów, z Komuną Paryską, so­wieckim Październikiem, rewolu­cją meksykańską, chińską. Tryumf oświecenio-wego „Rozumu" prostą drogą prowadzi do Kampuczy i Ho­locaustu. A hasło „Nie ma wolno­ści dla wrogów wolności" to ulubio­na dewiza „pięknoduchów", na­tychmiast, gdy zdobędą władzę.

U podstaw lewicowego projektu leżało kłamstwo - ideowy patron Jean Jacques Rousseau, twórca koncepcji „umowy społecznej", był ambicjonatem i cynikiem, no­torycznie sprzeniewierzającym się ideom, które głosił. On, autorytet moralny i pionier książek o wycho­waniu, oddał swoje pięcioro dzieci do przytułku. I nie interesował się ich losem. Jego uczniowie nie wa­hali się mordować najbliższych przyjaciół (wyprzedzając pod tym względem bolszewików). Wielo­krotnie zastanawiano się, dlacze­go trójczłonowe hasło składa się z Wolności i Równości oraz Bra­terstwa, a nie ma tam Sprawiedli­wości? Dziś jest to jasne i z socjo-technicznego punktu widzenia zręczne. Demagogiczna, bo niere­alna, równość zburzyła logiczny porządek świata, wyzwalając w człowieku najgorsze instynkty, i znalazła ukoronowanie w sloga­nie: „grab zagrabione". Myślenie klasowe zabiło miłosierdzie, współczucie, a przy okazji rozsą­dek i prawo. W szczytowej fazie Terroru oskarżeni nie mieli jakie­gokolwiek prawa do obrony, stając się mięsem gilotyny. Dzięki Bogu machina się zatkała, kiedy ostrze dosięgnęło również arcykatów, na czele z Robespierre'em.

Można się zgodzić z opinią auto­ra, że największą ofiarą rewolucji stała się sama Francja, u schył­ku XVIII wieku najpotężniejszy kraj w świecie Zachodu - demograficznie, ekonomicznie, kulturowo. Re­wolucja i jej paroksyzmy strąciły ją z tego piedestału. Dziś wolnemu światu przewodzą Stany Zjedno­czone, których rewolucja (a właści­wie wojna o niepodległość) odbyła się bez terroru, walki z Bogiem i po­żerania własnych dzieci.

Jednak ciągle niewielu dziwi pa­rada na Polach Elizejskich w dniu nawiększej klęski „słodkiej Fran­cji", a nieprawe potomstwo jakobinów nadal snuje mrzonki na te­mat utopii opartych na równości, która, potwierdzają to liczne przy­kłady, jest największym wrogiem wolności, a jak bliżej się przypa­trzeć milionom grobów, również braterstwa.