Wybrane posty Andrzeja Ciska
AMC napisał:
Prezydent Kaczyński uhonorował tych, którym Polska zawdzięcza najwięcej, a których próbowano zepchnąć w niebyt: Annę Walentynowicz i małżeństwo Gwiazdów. Cześć Jego pamięci.
AMC napisał:
Ksiądz, gość franciszkanin, na kazaniu w kościele w Ustroniu powiedział między innymi “Skoro Polacy Go nie chcieli, to Pan zabrał Go do siebie”. Miał oczywiście na myśli Prezydenta Kaczyńskiego.
AMC napisał:
Your comment is awaiting moderation. I nie doczekał się
Jak szybko podjęto decyzję o nazwaniu jednej z sal sejmowych imieniem jednego z tragicznie zmarłych ministrów o wątpliwych zasługach, jak nierozważnie nazwano lotnisko imieniem jeszcze żyjącego orędownika lewej nogi. Czy w tej sytuacji jest jeszcze miejsce na godne uczczenie Anny Walentynowicz, której Polska zawdzięcza najwięcej? Kto teraz stanie w obronie ubezwłasnowolnionego IPN? Czy to już nadeszła pora bezkarnego zakłamania naszej historii i naszych bohaterów?
AMC napisał:
Historia już nieraz udowodniła, że realiści kończą jak nieboszczka PZPR, a marzyciele i idealiści jak Piłsudski. Wielki ruch narodowy Solidarność powstał z inicjatywy marzycieli jak Anna Walentynowicz, Gwiazdowie i wielu innych idealistów, a wyprowadzony został na manowce przez realistów. Dzięki nim mamy to co mamy. Czy koniecznie trzeba doprowadzić do wybuchu gniewu, aby zrobić porządek w stajni Augiasza, którą stała się Polska? Tylko kto ośmieli się przywrócić nam prawdę i moralność, gdy zostały zniszczone IPN i CBA? Wygląda raczej, że to realiści biorą się za porządki, że stworzą warunki w których gniew zamieni się w słowa, a nie w czyny.
AMC napisał:
Rzeczpospolita – nasza gazeta – należy
do tych nielicznych mediów, które nie muszą się niczego wstydzić w tych
dniach żałoby narodowej, nie musi za nic przepraszać, ani bić się w piersi.
To jest domeną faryzeuszy i manipulatorów, którym wydaje się, że na dobre
zagnieździli się w umysłach Polaków i chcieliby tam pozostać. Przyszłość
jeszcze nieraz pokaże ich prawdziwe oblicze, ale czy to coś zmieni?
27/05/2008 o 08:19
Programów Lisa i pani Olejnik nie oglądam od dawna. Co do Wałęsy, to istotnie był największym, ale nieszczęściem jakie spoktało Polskę w czasach wybijania się na niepodległość. Czy możemy wyobrazić sobie, gdzie byłaby dzisiaj Polska, gdyby w miejsce chełpliwego karła bez żadnej wizji przewodził Solidarnością ktoś na miarę Piłsudskiego?
06/05/2008 o 08:00
Okazuje się, że nie unikniemy żadnego z etapów wchodzenia w “nowoczesność”, które były udziałem państw o dłuższej demokracji. Rycerze aborcji i eutanazji uznali, że muszą jeszcze trochę poczekać i wyciszyli debatę. Bardziej pewni są ekoterroryści i zboczeńcy. Teraz przychodzi “wrażliwość” niedowiarków na symbole religijne. Nie mają nic przeciwko wyuzdanym reklamom, rynsztokowemu słownictwu. Razić ich zacznie widok kapliczki i szopki bożenarodzinowej, nawet tej z krakowskiego rynku. Mam nadzieję, że czeka ich klęska, że w katolickiej Polsce nie znikną symbole naszej wiary. Tu nawet nie chodzi o wiarę. Chodzi o naszą tożsamość. Musimy bronić naszego “ciemnogrodu” i może przetrwamy jako naród, nawet w Zjednoczonej Europie..
27 marca 2008 o 15:36
Czy jest choć jedna osoba w Polsce, ktora zapoznała się z Traktatem Lizbońskim i rozumie wszystko, co tam zostało zapisane bełkotliwym językiem prawniczym? Ten traktat powinien być odrzucony bez jakiejkolwiek dyskusji. Ale skoro nasi politycy muszą iść z duchem czasu, a prawnicy muszą z czegoś żyć, to wystarczy preambuła, która wyraźnie powie, że konstytucja RP jest najwyższym prawem obowiązującym w Polsce. W ten sposob cały traktat będzie mniej warty od rolki papieru toaletowego, ale pan Giscard i tłum prawników będą mieli zapewniony byt do końca zycia. Tak ja widziałbym ten kompromis. A jeśli traktat zostanie przegłosowany, to w tym momencie Polska utraci suwerenność i Konstytucja RP stanie się rolką papieru toaletowego. Do tej pory byłem tylko eurosceptykiem. Teraz w EU widzę wroga. Tak jak niedawni nasi najeźdźcy, komisarze z Brukseli szarogęsić się będą na naszej ziemi. Na szczęście (i na pewno) nie zostaną uruchomione krematoria. Łatwiej jest skorumpować i ubezwłasnowolnić ludzi niż likwidować ich fizycznie.
15/03/2008 o 22:02
Jeszcze nie jest tak źle. Będzie gorzej, gdy do grona Mędrców Unii dołączy nasz noblista. On, który wszystko wie i wszystko przewidział, chyba też dokładnie wie, co piszczy w trawie, czyli w Traktacie, i będzie wiedział jak puścić Kaczyńskich w skarpetkach. W razie czego skoczy jeszcze raz przez płot i obali tych nienawistynch popaprańców. Już teraz będzie mu łatwiej, bo z pomocą przyjdą mu wnukowie.
26/02/2008 o 09:33
Mnie wystarczy przeczytać pierwszych 30 stron i odrzucić złą książkę i więcej do niej nie wrócić, obejrzeć 10 minut złego filmu, aby wyłączyć telewizor, posłuchać parę minut dwóch matołków z wieczornego programu TOK FM, aby wymazać tę stację z pamięci mojego radia itd, itd. Muszę jednak przyznać, że musiałem wiele godzin nasłuchać się Tomasza Lisa, aby zamiast oglądać jego program, poczytać dobrą książkę. Musi coś lisiego siedzieć w tym Lisie, jeśli dał radę zwodzić mnie tak długo.
20 listopad 2007 o 10:34
Nie widzę nic z złego w tym, że “Rzeczpospolita”
zamieściła artykuł Wojciecha Maziarskiego. Swego czasu “Wall Street Journal”
co dwa tygodnie zamieszczał artykuły ostatnich komunistów amerykańskich,
ojca i syna Cockburnów. Nikt z nimi nie polemizował, bo nie było o czym.
Sami się dostatecznie kompromitowali, a czytelnicy, którzy ich czytali - a
było ich coraz mniej - gruntowali swoje pro-amerykańskie opinie.
Wracając
do pana Maziarskiego, to poszedłbym nawet dalej i od czasu do czasu
zamieścił coś z twórczości Jerzego Urbana. Niech ci, co go nie czytają,
wiedzą z kim mają do czynienia, bo mogą zapomnieć kim był i jest.
Od
czasów zawłaszczenia “Newsweeka” przez ludzi ekipy Maziarskiego nie czytuję
tego pisma. A wiązałem z nim duże nadzieje, bo na rynku amerykańskim należał
do bardziej umiarkowanych tygodników. Opublikowanie w “Rz” artykułu pana
Maziarskiego wielu czytelnikom otworzyło oczy czym jest polski “Newsweek” i
kim jest pan Maziarski Junior (nie mylić z ojcem Jackiem).
7 listopad 2007 o 11:44
W USA nie trzeba liczyć, bo tam każdy wie kim jest kto. A jeśli nie wie, a chce się dowiedziec, idzie po prostu do biblioteki i przejrzy parę wydań “Who is Who?”. W polskim “Kto jest Kto” takiej informacji nie ma, dlatego każdego można nazwać Żydem, albo oszołomem. Ja na przykład nie wiem i chyba nigdy nie dowiem się, jakiego wyznania jest Adam Michnik. Ona sam mówi, że pochodzi z żydo-komuny. Skądinąd wiem, że jego dziecko do chrztu trzymał Wałęsa - chyba, że się przesłyszałem.
“Bolek”, to nie był żaden agent. To był mały agenciak, który donosił do dyrekcji na swoich kolegów. Być agentem nie wystarczy spryt. Trzeba mieć jeszcze trochę rozumu. Nic się nie zmienił. Będzie nadal donosił na każdego, by tylko chronić swoją goteskową “wielkość”. Tyle kłamał, że jest nadzieja, że tym razem nikt mu już nie uwierzy.
20/06/2008 o 09:25
Jak zwykle i tym razem będę głosował na kandydata Republikanów, chociaż ani Bush Jr ani McCain nie byli nigdy bohaterami moich snów, pomimo że ten ostatni jest prawdziwym bohaterem z czasow wojny w Wietnamie. Ostatni Demokrata, na którego oddałbym głos to Harry Truman. Po nim Demokraci stali się Socjaldemokratami i Ameryka zaczęła się staczać, ale jeszcze daleko do osiągnięcia dna. Wielkie narody nie potrzebują wielkich przywódców, a Ameryka jest wciąż wielka. Przeżyła Cartera i nawet dwie kadencje Clintona. W razie czego przeżyje Obamę i nawet przeżyłaby Wałęsę, chociaż ten ze swoim życiorysem i skłonnościami do bezinteresownego kłamstwa, nigdy by tam nie wyszedl z mroków nicości. Ameryce wystarczy, że od czasu do czasu pojawi się ktoś na miarę Lincolna, Roosevelta lub Reagana, by przywrócić jej wielkość. A więc trzeba odczekać następne cztery lata.
02/10/2008 o 13:06
Debaty mogą zmienić preferencje tylko wyborców niezdecydowanych. Jest ich sporo i często ich głos waży nieraz więcej niż przysłowiowy języczek u wagi. Natomiast debaty nie są w stanie zmienić decyzji wyborcy świadomego swego wyboru. Na przykład straszliwa wpadka Geralda Forda, nazywającego PRL krajem wolnym, z pewnością przyczyniła się do jego porażki, chociaż ja sam głosowałem na niego. Miałem rację, bo Jimmy Carter omalże nie doprowadził Ameryki do katastrofy. Tak samo w poprzednich wyborach, chociaż Bush Jr nie był kandydatem moich marzeń, głosowałem na niego, bo Gore to byłby drugi Carter, a może nawet gorszy, bo ten ostatni przynajmniej nie kłamał. Oczywiście, że ważny jest prezydent, ale jeszcze ważniejsza jest administracja. Nie mogę sobie wręcz wyobrazić jakich szkód dokonałaby administracja Obamy. Dlatego jeśli chodzi o mnie i innych konserwatywnych Republikanów, to żadnego znaczenia nie będzie miało, co powie pani Palin.
05/10/2008 o 18:53
Kto to taki Tomasz Lis? Czy to ten chłopaczek z przedziałkiem, który w rankingu na prezydenta Rzeczypospolitej przebił nawet Jolę Kwaśniewską? Skoro lubi cytaty, to może zacytować mu Marka Twaina, który o takich jak on powiedział: “Lepiej milczeć i udawć idiotę, niż odezwać się, rozwiewając wszelkie wątpliwości”.
11/10/2008 o 17:03
Zaskoczył mnie Pan swoim artykułem.
Szkoda, że nie
zapytał Pan dzisiejszego mieszkańca Zimbabwe, czy był głodny w czasach, gdy
państwo to nazywało się Rodezja. Następna w kolejce po “kuroniówkę” będzie
Republika Południowej Afryki, jeszcze do niedawna jedna z światowych potęg
gospodarczych i z dobrobytem wypracowanym ciężką pracą przez pokolonia
holenderskich Burów.
Czy europejscy najeźdźcy rabowali tylko Afrykę i
Indie? Czy to nie Francuzi po inwazji na Włochy w XVI wieku nie próbowali
wywieźć 15 tysięcy wozów pełnych łupów wojennych? A niby skąd paryski Luwr
na tyle malarstwa włoskiego i flamandzkiego? Czy to nie nasi sąsiedzi ze
Wschodu rabowali nas przez 45 lat władzy ludowej? I tak można wymieniać po
kolei wszystkie państwa Europy, ktore dokonywały barbarzyństw w samej
Europie. Czy polski chłop pańszczyźniany był mniej wyzyskiwany od
murzyńskiego niewolnika na plantacjach bawełny w Luizjanie?
A jednak
jesteśmy Europą, a Afryka pozostanie jeszcze długo Afryką z dr Mugabe,
Mobutu Sese Seko i Idi Aminem Dada Ph.D. Ma Pan rację, że nie można
uszczęśliwiać na siłę. Anglicy to zrozumieli, a teraz na ich miejsce wchodzą
Chińczycy
22 października 2008 o 15:20
Uwagi w sprawie zniekształcenia wypowiedzi Jana Pawła II,
ktora dała początek powiedzeniu “Nasi starsi bracia w wierze”.
Istotnie
13 kwietnia 1986 roku miała miejsce historyczna wizyta polskiego papieża w
synagodze rzymskiej, gdzie Jan Paweł II zwracając się do Żydów wygłosił
słynne zdanie, które wśród obecnych wzbudziło wielką radość i nadzieje.
Brzmiało ono dosłownie: “Siete i nostri fratelli prediletti e, in certo modo
si potrebbe dire, i nostri fratelli maggiori”. (Jesteście naszymi
umiłowanymi braćmi i w pewnym sensie można by powiedzieć, naszymi starszymi
braćmi).
Przede wszystkim zdanie to jest w trybie warunkowym (”si
potrebbe dire”), zawiera przypuszczenie (”in certo modo”), a poza tym gdzie
jest w nim powiedziane “nasi starsi bracia w wierze”?
4 listopada 2008 o 17:03
Zawsze i wszędzie wszystkie związki zawodowe, po okresie chwalebnej obrony wyzyskiwanych, ze względu na niedemokratyczne struktury, ewoluują w kierunku organizacji mafijnych. Jeszcze jakiś czas walczą o przywileje swoich członków, ale na koniec już tylko swoich administratorów i przywódców. Przewodniczący związku zawodowego stróży i dozorców w Nowym Jorku mieszka w wielopokojowym apartamencie na ostatnim piętrze wieżowca (penthouse) wyłożonym najszlachetniejszym marmurem. Tak się kończą wszystkie sny o sprawiedliwym podziale dóbr. Niech nikt nie ma złudzeń, że w Polsce będzie inaczej.
08/11/2008 o 09:52
Rosjanie byli, są i pozostaną Rosjanami, aż się sami wyniszczą. Nie mogą tłumaczyć się, że carat i komuna zostały narzucone im z zewnątrz przez obce i wrogie siły. Były one ich własnym dziełem. Bolszewizm także, któremu zwycięstwo wywalczyli carscy oficerowie. W czasie wojny domowej przez Armię Czerwoną przewinęło się blisko 75 tysięcy carskich oficerów, w tym 775 generałów. Najwybitniejszy z nich, Michaił Tuchaczewski, szlachcic z pochodzenia, w czasie I Wojny Światowej służył w elitarnym Siemionowskim Pułku Gwardii i gdyby nie rewolucja, z pewnością osiągnąłby jedno z najwyższych stanowisk w carskiej armii.
09/11/2008 o 17:28
Na blogach wypowiadam się w sposób skrótowy, ale tym
razem pozwolę sobie na drugą, trochę dłuższą wypowiedź.
Rosję znam nie
tylko z dzieł Tolstoja i Puszkina, ale także z doświadczeń deportowanego
dziecka, skazanego na zagładę lub w najlepszym wypadku na rusyfikację.
W
moim przekonaniu naród rosyjski, jeśli w ogóle przetrwa jako naród, do końca
swych dni nie zazna wolności i będzie wegetował na granicy nędzy materialnej
i w obecności niesłychanego bogactwa oligarchów. W urażonej dumie niedawnego
żandarma i kata innych narodów nie przyjmie pomocnej ręki Zachodu, a raczej
będzie ją kąsać. Sprzeniewierzy miliardy dolarów, którymi ten Zachód będzie
płacił wygórowane ceny za kopaliny, a nawet karmił go w nadziei zachowania
pokoju. Pieniądze te wrócą z powrotem do banków zachodnich na prywatne konta
skorumpowanych polityków i nie będą służyły i bogaciły Rosji.
W naszej
tułaczce po nieludzkiej ziemi doświadczyliśmy wiele dobroci ze strony
prostych Rosjan. Chociaż mam dużo sympatii i głębokie współczucie dla
jednostek, nie umiem wykrzesać w sobie odrobiny tych uczuć dla nich jako
narodu. Człowiek bowiem inaczej zachowuje się jako jednostka, inaczej w
tłumie, a jeszcze inaczej w społeczności. Szczególnie taki człowiek, który
przez wieki żył w upodleniu. U takiego z pokolenia na pokolenia narasta
nienawiść do wszystkiego, co było i jest dla niego nieosiągalne. Taki
człowiek z romantycznego harmonisty, jakim jest na codzień, przemienia się w
barbarzyńcę oszalałego w dziele niszczenia, gdy uda mu się pokonać tego,
który miał szanse lepszego życia.
Moim zdaniem dezintegracja i upadek
Rosji są nieuniknione. Rosja zostawi po sobie strach, zniszczenia i
monstrualne budowle, ale i te runą z biegiem czasu.
Teoretycznie
sprawiedliwości stanie się zadość. Będzie się wydawało, że kara za nasze
cierpienia została wymierzona. Ale to nie zbrodniarze poniosą karę. Za
zbrodnie poprzednich pokoleń zapłaci biedny i prosty człowiek, który na
swoje nieszczęście urodził się w kraju bezprawia, na Nieludzkiej Ziemi, w
Rosji.
14 listopada 2008 o 21:37
Co nasze dzieci poczną z lotniskiem im. Lecha Wałęsy? Czy nie powinna obowiązywać zasada, że pomniki stawia się osobom najwcześniej po dziesięciu latach od ich śmierci?
15/11/2008 o 12:35
Amerykanie są wielkim narodem, a wiekie narody nie potrzebują wielkich przywódców. Ameryka przeżyła Cartera i jeszcze gorszego Clintona. Przeżyje Obamę, jakikolwiek by nie był, bo jak słusznie Pan pisze, niewiele wiemy o nim. Obawiam się czego innego: że pojawi się jakiś squarehead i zastrzeli Obamę. Wtedy Ameryka spłynie krwią. Już w trakcie kampanii wyborczej słychać było głosy “no, niech tylko nie wygra, to puścimy z dymem wielkie miasta”. Nie są to pogróżki bez pokrycia. Wystarczy przypomnieć, co działo się w Los Angeles w 1991 roku, po pobiciu przez policję Rodneya Kinga, wielokrotnego przestępcę. Dlatego trzeba się modlić, by Obamie nie spadł włos z głowy przez najbliższe cztery lata. Sam głosowałem na McCaina, bo od czasu kampanii Mondale-Reagan przyrzekłem sobie nigdy nie głosować na Demokratów. Mimo tego życzę Obamie, aby był dobrym prezydentem dla Ameryki, a tym samym dla świata.
17/11/2008 o 22:10
Lustracja powinna zacząć się od kapłanów, gdyż oni z tradycji są tymi, którym w trudnych momentach naród daje wiarę. Jeśli i oni, a raczej ich hierarchowie, okazali się ludźmi o małych charakterach, to gdzie jest ucieczka przed zakłamaniem? Gdzie jeszcze można szukać prawdy?
22/11/2008 o
17:46
W 2007 roku miałem okazję rozmawiać z
panią Imeldą Markos, żoną byłego prezydenta Filipin, Ferdynanda Markosa.
Przeciętny Polak wie o nich z Gazety Wyborczej tyle, że on był “krwawym
dyktatorem”, a ona “miała 3000 par butów”. Ja na szczęście nie czytuję GW,
tym nie mniej po niesławnym upadku Markosa gratulowałem nowemu ambasadorowi
Filipin w USA ich bezkrwawej rewolucji. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że
przyjdzie mi kiedyś rozmawiać z panią Markos.
Dla pełniejszego obrazu
dodam, że pani Imelda przez wiele lat brylowała na światowych salonach,
słuchała wybitnych polityków, a oni słuchali ją. Tajemnicą filipińskiego
poliszynela jest, że Ferdynand Markos rządził krajem, a ona rządziła nim.
W rozmowie z panią Markos zażartowałem, że my Polacy myślimy czasem, że
kiedyś Polska będzie graniczyła z Chinami wzdłuż Uralu. Jakież było moje
zdziwienie, gdy powiedziała zupełnie serio: “To nie jest żaden żart. To samo
powiedział mi Mao Tse Tung”.
Ja jednak tak nie myślę, bo jestem za silną
i niepodległą Ukrainą. Uważam jednak, że Polska ma rzeczywiście zadatki by
odzyskać status mocarstwa, gdyż jak dotąd jesteśmy narodem jednego języka,
jednej wiary i kraj jest położony w swoich etnicznych granicach. Dodam
jeszcze, że nikt nas nie musi uczyć tolerancji, gdyż jako Rzeczpospolita
Obojga Narodów byliśmy najbardziej tolerancyjnym mocarstwem w Europie.
23/11/2008 o
17:51
W zasadzie nie powinienem już się odzywać, bo Heldze odpowiedział jak należy pan Alek. Muszę jednak dodać, że nie wierzę, aby Helga była Polką, chociaż całkiem poprawnie pisze po polsku. Ten jej wybuch nienawiści i pogardy do Polaków świadczy, że Niemcy są tacy sami jak zawsze, że skorzystają z następnej okazji by potraktować nas jak podludzi i zrobić nas narodem pozbawionym elit. Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że jest inaczej. Pamiętam grupę młodych Niemcow, którzy przyjechali z moim siostrzeńcem odwiedzić nas w Stanach. Po kilku dniach, jeden z tych młodych ludzi przyszedł do mnie wieczorem i zapytał: “Czy wy Polacy kiedykolwiek wybaczycie nam nasze zbrodnie?”. Odpowiedziałem, że “wam młodym nie mamy czego wybaczać, ale narodowi niemieckiemu wybaczymy tylko wtedy, gdy on będzie pamiętał o zbrodnich jakich dokonał na nas”.
24/11/2008 o 11:07
Z pewnością pamięta Pan czasy, gdy na biurku prezydenta Harry Trumana stała plakieta z napisem The Buck Stops Here (Dolar nie ma wstępu). To nie była tylko słowna deklaracja, jak w wypadku Donalda Tuska. Za nią stały czyny. Gdy budowano Interstate Highway, przechodzący przez posiadłości ciotki Trumana, to jego decyzją było, że ciocia nie dostanie ani grosza, podczas gdy jej sąsiedzi nieźle na tym zarobili. Takie to były czasy, tacy prezydenci i tacy Amerykanie.
30/11/2008 o
19:04
Pytałem mego hiszpańskiego przyjaciela, studenta
odbywającego staż w mojej firmie w USA, czy Hiszpanie wybaczą nam udział
naszych wojsk w zniewoleniu jego kraju. Odpowiedział pytaniem na pytanie: to
Polacy też byli wśród najeźdźców? Na szczęście nie pamiętają, gdyż ogrom
zbrodni, jakich dopuszczali się żołdacy Napoleona, przyćmił zbrodnie
wszystkich innych. Ale Francuzi też dostali za swoje. Każdy z nich wiedział,
że jeśli żywy wpadnie w ich ręce, to lepiej by mu było nigdy nie narodzić
się.
Wielbicielim Napoleona może warto przypomnieć co mówił do
marszałka Narbonne o Polakach:
- Lubię Polakow na polu bitwy; to dzielne
plemię; ale gdy idzie o ich rozdyskutowane zgromadzenia…, nie chcę niczego w
tym rodzaju…Chcę Polski tylko jako zdyscyplinowanej siły, aby wypełniała
pole bitwy. Będziemy jednak mieli kawałek sejmu dla podparcia poboru do
wojska w Wielkim Księstwie Warszawskim, ale nic ponadto.
Trudno pogodzić
te słowa z przekonaniem Waldemara Łysiaka, że Napoleon „prawdziwie wielkie
Królestwo Polskie chciał reaktywować wojną 1812 roku”. Waldemar Łysiak, o
którym mówi się, że o Napoleonie wie więcej od samego Napoleona, twierdzi
również, że w jego szczerym zamiarze odbudowy Królestwa Polskiego
przeszkodził mu Talleyrand.
Może w to samo wierzyli polscy legioniści,
którzy do samego końca, gdy już wszyscy opuścili Napoleona, stali u jego
boku jak najwierniejsi pretorianie.
03/12/2008 o 20:56
Nie czytam Gazety Wyborczej nawet w sezonie palenia w
kominku, gdy trzeba miec pod ręką dużo papieru. Oszczędzam swoje nerwy.
Cieszę się, że dzięki temu nie przeczytałem artykułu pani Siedleckiej.
Dziennikarka ta ma wielu odpowiedników w światowych mediach, zawłaszczonych
przez wyrazicieli “jedynie słusznych poglądów”. Pamiętam ich nagonkę w 1987
roku na Roberta Borka, jednego z pierwszych nominatów Prezydenta Reagana na
stanowisko sędziego Sądu Najwyższego. Bork przegrał. Paszkwilanci nawet
skorzystali z perlistego głosu Gregory Pecka, by utrącić tego wybitnego
jurystę.
Przy okazji chcę wyrazić swój podziw i szacunek dla mecenasa
Janusza Kochanowskiego, za odwagę i konsekwencję z jaką przeciwstawia się
“oświeconym umysłom”, czyli samozwańczym autorytetom.
5 grudnia 2008 o 13:54
Pieniądze nie gwarantują szczęścia, ale dają
niezależność.
Socjalizm jest wspaniałą ideą, ale kończy się gułagami i
milionami ofiar. Kapitalizm jest ohydną ideę, ale dzięki niemu ludzie żyją w
wolności, bogacą się i w pewnym momencie zaczynają dzielić się swoim
bogactwem. To oni, Rockefellerowie, Fordowie, Morganowie, Vanderbildtowie,
Carnegie i setki, tysiące i dziesiątki tysięcy “chciwych kapitalistów”
stworzyli potęgę Ameryki. To oni utworzyli fundacje, dzięki którym istnieją
wielkie uniwersytety, opery, muzea, prowadzi się badania naukowe, odnawia
się francuski Wersal itd, itd. Dzisiaj ich śladem idą współcześni
miliarderzy: Bill Gates, Carl Icahan, Warren Buffett i dziesiątki, i setki
innym, mniejszych milionerów, ale o równie wielkim sercu.
Socjaliści
pochwalić się mogą setkami uczonych dzieł z dobrymi radami jak żyć, pracować
i zapewnić wszystkim szczęście, a po zdobyciu władzy zostawiają po sobie
zrujnowaną gospodarkę, powszechne ubóstwo i zwały trupów. Po każdym
socjalistycznym eksperymencie tłumaczą się, że gdzieś tam ktoś popełnił
jakiś błąd i obiecują na zapas, że już następnym razem, po następnej
rewolucji dopilnują by zapanował dobrobyt, tolerancja i powszechne
szczęście. Będzie to wymarzony przez nich socjalizm z ludzką twarzą. To samo
mówią nam biurokraci ze Związku Socjalistycznych Republik Europy, zwaną
narazie Unią Europejską.
14/12/2008 o 17:09
Posłuchajmy co na temat komunizmu powiedział Aleksander
Weissberg-Cybulski, austriacki Żyd, wybitny fizyk i matematyk, przyjaciel
Einsteina i Westphala, który najlepsze swoje lata zamiast twórczo
wykorzystać do pracy naukowej na uniwersytetach, poświęcił budowie komunizmu
w Sowietach. Jego ojca i dwóch braci zamordowali narodowi socjaliści w
Austrii, a jego samego wyleczyli z komunizmu czerwoni socjaliści w
sowieckich łagrach. Po podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow miał być wydany w
ręce Gestapo, ale zanim doszło do wymiany, został uwolniony przez AK. Brał
udział w Powstaniu Warszawskim. Ożenił się z Zofią Cybulską, która ukrywała
go, aż do wkroczenia Armii Czerwonej. W geście wdzięczności dodał jej
nazwisko do swego. Warto przypomnieć co Weissberg-Cybulski powiedział na
temat komunizmu na jednym ze zjazdów politycznych. Cytuję z pamięci:
-
Jako młody człowiek wierzyłem, że komunizm jest przyszłością i nadzieją
ludzkości. Przez wiele lat byłem zdeklarowanym komunistą, nawet kiedy
opuszczałem Rosję po więzieniach i torturach. Jeszcze wtedy twierdziłem:
pamiętajcie – komunizm jest dobrą ideą, tylko jej realizacja w Sowietach
jest zła. Dziś wiem i jestem głęboko przekonany, że jest to zła idea i do
tego źle realizowana przez złych ludzi.
19/12/2008 o 22:37
Dokładnie w 2000 roku tego samego dnia po przylocie do Buenos Aires pobiegliśmy do Teatro Colon kupić bilety na cokolwiek, bo wydawało się, że dwa tygodnie pobytu w Argentynie mogą okazać się zbyt krótkie na zdobycie miejsc w tak slawnym teatrze. Okazało się, że bilety były dostępne jeszcze na ten sam wieczór. To wzbudziło nasze podejrzenia i kupiliśmy bilety na dzień następny. Nie będę opowiadał, jakie spotkało nas rozczarowanie. Po powrocie do hotelu poskarżyłem się pani z informacji. A ona zamiast wyrazić ubolewanie zapytała: czy aktorzy kopulowali na scenie?, a może robili kupy?, albo może rzucali kupami w publikę?, a może rzucali zdechłymi szczurami? itd. Na koniec dodała, że ostatnim krzykiem wyrazu artystycznego jest rzucanie żywymi szczurami, tak by wpadły za dekolty pań. Uspokojeni poszliśmy spać, bo akurat na naszym przedstawieniu nie było aż tak artystycznie - aktorzy tylko udawali kopulację. I pomyśleć, że kiedyś w tym teatrze występowała boska Amelita Galli-Curci, a jej wielbiciele wyprzęgali konie z karety i z portu własnymi siłami wieźli ją przez miasto do Teatro Colon.
28 grudnia 2008 o 21:21
Chyba nie rozumiem rzeczy podstawowej: jak w
społeczeństwie w którym duża część opowiada się za aborcją i tolerancją dla
wszelkiego rodzaju dewiacji, dyskutuje się sprawę zapłodnienia in vitro?
Przecież kolejność etapów “postępu cywilizacyjnego” powinna być inna:
najpierw in vitro, potem aborcja, potem eutanazja ludzi starych, potem
zabijanie niechcianych dzieci, a na koniec zabijanie wszystkich, ktorzy
myslą inaczej. Z tych etapów, jak dotąd, pominięto dwa: in vitro i zabijanie
niechcianych dzieci. In vitro niedługo zostanie usankcjonowane, czy
większość będzie tego chciała, czy nie. Przeważą głosy nauki i wyznawców
“tolerancji”, nad głosami Ciemnogrodu. Co do niechcianych dzieci, jeszcze
nie dorośliśmy do takiego stanu “ucywilizowania”, chociaż Chińczycy już tak.
Przemieszanie etapów “postępu” ludzkości daje się wytłumaczyć czystą logiką:
o wiele łatwiej jest zabijać, niż tworzyć nowe życie.
Czy alternatywą dla
in vitro nie powinna być adopcja? Znam dwie rodziny, w których po latach
oczekiwania na dziecko, małżeństwo zdecydowało się na adopcję i zaraz potem
posypały się własne dzieci jak z rogu obfitości.
In vitro ma swoje
naukowe zalety, ale niech nie będzie eksperymentowane na ludziach.
2 stycznia 2009 o 18:19
Argumentacja “oświeconych umysłów”, a do takich zaliczają
się również feministki, zmienia się w zależności od problemu, a jej jedynym
celem jest dokonanie kolejnego wyłomu w tradycyjnym społeczeństwie, czy
tradycyjnej rodzinie. Te same osoby bez zająknienia będą za aborcją, a nawet
zabijaniem dzieci w trakcie ich rodzenia (partial
birth abortion), a jednocześnie przeciwko karze śmierci dla
zwyrodniałych morderców.
Do tej pory bezdzietne małżeństwa mogły
zaspokoić swe rodzicielskie pragnienia poprzez adopcję. Teraz łudzi ich się
dziećmi poczętych w próbówkach. W miarę “postępu” okres próbówkowy będzie
się wydłużał, by dać szanse tym kobietom, które nie mogą donosić, a skończy
się fabryką produkująca gotowych ludzi. I orędownikami takiego
odczłowieczenia prokreacji są ci sami, co tyle mówią o powrocie do natury i
jej ochronie nawet kosztem ludzi. Czyżby człowiek nie był cząstką tej
natury?
Przekleństwem naszych czasów są “bezlitośni wielbiciele idei”,
jak ich nazwał Paul Johnson. Dobrze się stało, że redakcja Rzeczpospolitej
od czasu do czasu udostępnia im swe łamy. Trzeba bowiem demaskować ich
destrukcyjne zamiary i bronić się przed nimi.
05/01/2009 o 00:08
W amerykańskiej szkole moje dzieci uczono, że rząd ma
tylko trzy obowiązki: bronić obywateli przed agresją z zewnątrz,
reprezentować swój kraj za granicą i chronić własny pieniądz. Reszta
obowiązków należy do instytucji pozarządowych, szczególnie tych na
najniższym szczeblu.
Od chwili wejścia Polski do NATO rząd polski nie
musi już troszczyć się o obronność (z tym akurat zgadzam się za względu na
potężnych sąsiadów, którzy już nieraz pokazali, że ich celem jest
zniszczenie nas jako narodu), po wejsciu do UE nie powinien prowadzić
polityki zagranicznej zgodnej z jej interesami, a po przyjęciu Euro, nie
będzie musiał dbać o własny pieniądz. Czy nie nasuwa się logiczny wniosek,
że po przyjęciu Euro, powinno się zlikwidować polski rząd?
5 stycznia 2009 o 9:33
Nie będę powtarzał zachwytów innych internautów nad Pani tekstem, ani ubolewał nad dużym odstetkiem tych, co nie zrozumieli jego gorzkiej ironii. Przystąpię od razu do rzeczy: chociaż moje serce jest po prawej stronie, twierdzę z całym przekonaniem, że PiS zasłużył sobie na swoją klęskę. Nie wierzę także, że pod kierownictwem braci Kaczyńskich odzyska władzę. Musi powstać nowa siła na prawicy i przejąć elektorat i najlepszych politykow z dzisiejszego PiSu. Kaczyńscy zasłużyli sobie jedynie na życzliwe potraktowanie przez historię. Chcieli dobrze, ale nie wyszło.
08/01/2009 o 17:35
Ameryka dała się wplatać w konflikt, którego rozwiązanie nie było dla niej żadnym interesem. Gdzie jest interes Ameryki: czy w poparciu kilkumilionowego narodu nie posiadającego żadnych wartości w postaci dóbr materialnych, czy w niekonfliktowaniu miliardowej rzeszy muzułmanów siedzących na ropie? Każdy z polityków. gdyby zadał publicznie to pytanie, przepadłby w następnych wyborach, jak swego czasu potężni senatorowie Charles Percy i William Fullbright. Kariera polityczna Patricka Buchanana, kandydata na prezydenta USA, skończyła się w momencie, gdy powiedział “US Congress is a territory occupied by the state of Israel”.
Moim zdaniem, USA mogą odzyskać swą potęgę jedynie przez nawrót do polityki izolacjonizmu. Zdaję sobie sprawę ile w tym zagrożeń, ale innej drogi nie ma. Gdy odbuduje swoją potęgę, wówczas jak za czasów pierwszej i drugiej wojny światowej, może znowu wkroczyć na arenę międzynarodową i przepędzić siły zagrażające ludzkości. God bless America.
13/01/2009 o 19:33
Zwykle jest tak, że twórcami historii są wybitne jednostki, które mają wizję i są zdolne do realizacji tej wizji pociągnąć za sobą cały naród. W przypadku Solidarności było odwrotnie. Wybitnym okazał się naród, a jednostki które nim przewodziły okazały się skorumpowane, zakłamane, tchórzliwe i sprzedajne, nieodporne na manipulacje i pokusy „nachapania się”, czym nęcił ich pewien charyzmatyczny elektryk z Matką Boską w klapie. Brak przywództwa spowodował, że nie umieliśmy wykorzystać wielkiej szansy otwierającej się przed nami i znaleźliśmy się w przysłowiowych malinach, w których będziemy siedzieć, kto wie, może przez kilka pokoleń?
1 lutego 2009 o 13:10
Pan Andrzej Czuma miał szczęście urodzić się w
historycznej rodzinie i stara się sprostać jej tradycji. Niestety Opatrzność
poskąpiła mu rozumu i rozsądku przodków oraz rodzeństwa. Stara się jak może,
ale czego się nie dotknie, to rozwala i robi to z tym większą determinacją,
im większy napotka opór. Dlatego tak mocno, chociaż z nikłymi wynikami,
walczył z komuną i chwała mu za to. Ja jednak znam go tylko z jego
działalności w USA. Między innymi rozbił “Pomost”, a o innych rzeczach nie
wspomnę.
Premier Tusk powinien najpierw zapytać ludzi z Chicago, a potem
przywołać go do swej partii, licząc na podniesienie słupka swojej
popularności. Czeka go wielkie rozczarowanie i za to też niech będzie chwała
panu ministrowi Andrzejowi Czumie. Jego przewodniczenie komisji nacisków nie
pozostawia żadnych złudzeń. Gorszym od niego może być tylko poseł Karpiniuk
i może jego ewentualne przewodniczenie tej niesławnej komisji poprawi nieco
wizerunek pana Andrzeja Czumy.
(Specjalnie za każdym razem wymieniam
imię, gdyż nie chciałbym, aby ktokolwiek pomylił go z bratem Benedyktem)
12/02/2009 o 09:55
Prawo powinno przymykać oczy na sporadyczne przykłady łamania przykazania “nie zabijaj”, gdy chodzi o skrócenie cierpień bliskiej osoby. Natomiast uprawomocnienie zabijania w imię miłosierdzia prowadzi nieuchronnie do sytuacji, która jest w Holandii: ludzie starzy boją się iść do szpitala. Wiedzą, że tam się zabija nie z miłosierdzia i nie na życzenie osoby chorej. Czasami tylko dlatego, że trzeba zwolnić łóżko.
Poniższy wpis nie ukazał się na blogu Igora Janke
Jestem zdziwiony wypowiedzią pani Agnieszki Romaszewskiej. Przecież mieszkała w Ameryce i wiedziała, co Andrzej Czuma wyprawia w Chicago. Ludzie tam uznali go za prawdziwego bohatera i otwierali przed nim nie tylko drzwi swoich domów i serca, ale także portfele. A on nadymał się i w podzięce niszczył prawie wszystko, czego się nie dotknął. Niespłacanie prywatnych pożyczek jest drobnostką w porównaniu z likwidacją najbardziej patriotycznej i wiarygodnej organizacji polonijnej, jaką był Pomost. Ludzie z Pomostu mieli bezpośredni dostęp do prezydenta Reagana i z pewnością wpływ na jego decyzje w sprawie Polski i Imperium Zła. A my sami czy jesteśmy ślepi? Czy nie widzieliśmy co wyprawiał w niesławnej komisji do spraw nacisku? Czy nie czas by niektórych bohaterów zamknąć w muzealnych gablotach? Jeśli pchają się nachalnie na czołówki gazet, to muszą się liczyć, że będa oceniani z tego co robią w tej chwili. Nie można wierzyć komuś tylko dlatego, że kiedyś siedział w więzieniu. Wystarczy posłuchać, co dzisiaj mówi Frasyniuk i Bujak. Na szczęście Andrzej Czuma jeszcze tak nisko nie upadł.
25/02/2009 o 09:17
Ja też oglądałem program pana Pospieszalskiego i chyba już na zawsze zapamiętam twarz i nazwisko Jana Hartmana. Reprezentuje sobą chyba najbardziej aroganckie i obskuranckie grono “oświeconych umysłów”, którzy kochają ludzkość, a nienawidzą ludzi, szczególnie tych ktorzy z różnych powodów stają się nieużyteczni i bezbronni. Jeśli kiedyś będę musiał pójść do szpitala, to pierwsze pytanie jakie zadam mojemu lekarzowi będzie, czy przypadkiem nie słuchał wykładów “bioetyka” Hartmana. Jeśli odpowiedź będzie twierdząca, to zaraz ucieknę, by przypadkiem nie zakwalifikował mnie do “godnej śmierci”, dlatego tylko że moje łóżko będzie potrzebne komu innemu. Tego rodzaju praktyki są już stosowane w Holandii i nic dziwnego, że starzy ludzie boję się tam iść do szpitala.
28/02/2009 o 09:20
Moim amerykańskim przyjaciołom pochodzenia żydowskiego, a
miałem ich sporo, od czasu do czasu mówiłem o grożącym im wzroście
nienawiści: “ludzie mówiąc o was ściszają głosy i rozglądają się, czy ktoś
nie podsłuchuje. I jaki naród - pytałem dalej - szczególnie silny naród,
pozwoli siebie na dłuższą metę zastraszać się we własnym kraju?”
Nie
byłem odosobniony w tej opinii. W dzienniku “The Reporter Dispatch” z White
Plains ukazał się list miejscowego rabina z apelem do swoich braci: “Żydzi,
opamietajcie się, przestańcie antagonizować miejscowych. Pamiętajcie co
spotkało was w nazistowskich Niemczech”. Apel ten ukazał się na początku lat
80-tych i widocznie uszedł uwadze żydowskim adresatom.
2 marca 2009 o 15:58
Ameryką naprzemiennie rządzą Demokraci i Republikanie. Natomiast Departamentem Stanu, czyli Ministerstwem Spraw Zagranicznych od wielu, wielu lat rządzą Socjaldemokraci, czyli mówiąc delikatnie lewica, do tego reprezentowana głównie przez przedstawicieli “wybranego narodu”. Z ich strony nie możemy oczekiwać nawet cienia sympatii. To im skarżą się i donoszą na Polskę michniki et consortes. Dopiero z łam amerykańskiej prasy dowiedziałem się, że pani Kazimiera Szczuka też należy do “wybranego narodu”, skoro jej zdaniem tylko za swe pochodzenie jest atakowana przez polskich antysemitów. W konkretnym przypadku chodziło o przedrzeźnianie przez nią niepełnosprawnej dziewczyny znajdującej ukojenie w modlitwie, co wywołało oburzenie nawet lewicujących mediów.
6 marca 2009 o 15:35
Więcej niż dziesięć lat temu amerykańskie feministki
znalazły się na równi pochyłej w dół. Kobiety same stanęły w obronie
własnej. Na żygolaków i zniewieściałych mężczyzn z kolczykiem w uchu i
“końskim ogonem” na łysiejącej głowie nie mają co liczyć.
Po rozpasaniu
seksualnym i ucieczce w świat narkotyków lat sześćdziesiątych, młodzi
chłopcy i dziewczęta, głównie w stanach południowych USA, składali w
kościele uroczyste przyrzeczenie dochowania czystości do dnia ślubu.
Młode studentki amerykańskich college?ów i uniwersytetów zaczęły brać do
sądu administratorów swych uczelni domagając się rozdziału toalet na męskie
i żeńskie, twierdząc, że nie są równe mężczyznom, chociaż wcale nie gorsze
od nich. Są inne i chcą, aby ich odmienność została uszanowana. Pikanterii
tej sprawie dodaje fakt, że toalety administracji zawsze były i nadal są
rozdzielone na damskie i męskie. “Postępowcy" zawsze uwielbiali regulować
innych, sami natomiast żyją w warunkach "burżuazyjnego zakłamania".
Coraz
więcej młodych absolwentek wyższych uczelni, niektóre z dyplomami Summa cum
Laude, zamiast iść do pracy i robić wielkie kariery, po wyjściu za mąż, na
wiele lat zaszywają się w zaciszu domowym, rodzą i wychowują dzieci. W
chwilach wolnych od zajęć domowych opisują radości związane z posiadania
dzieci i te książki stają się bestsellerami, a jeszcze nie tak dawno stałyby
się celem ataków feministek.
Młode Amerykanki coraz częściej zaczynają
dochodzić do wniosku, że ich ambicją powinny być dobrze wychowane dzieci, a
nie błyskotliwa kariera zawodowa.
God bless America, bo to od niej
przyjdzie opamiętanie.
22/03/2009 o 13:40
Pamiętam czasy, gdy na progu bankructwa znalazł się Chrysler. Ileż było gadania i biadolenia, dać czy nie dać mu te dwa czy trzy miliardy dolarów do wyjścia z zapaści? Wreszcie dostał. Naczelny dyrektor Lee Iaccocca podpisał zobowiązanie, że dług spłaci w pięć lat, a sam przed spłatą całości długu będzie brał pensję w wysokości $1.00 (słownie: jednego dolara) rocznie. Po trzech latach spłacił cały dług i zaczął brać menedżerską pensję. To były czasy i tacy byli Amerykanie. Co się stało z Ameryką? Czyżby została najechana przez międzynarodową szajkę przestępców? Bynajmniej. To efekt odejścia od etycznych zasad wpajanych w rodzinie. Przypuszczam, że matki dzisiejszych Madoffów i innych złodziei, nie miały czasu dla swoich dzieci, bo robiły wielkie kariery zawodowe.
28/03/2009 o 09:58
Miał rację Waldemar Łysiak mówiąc o wieku XX jako
“Stuleciu kłamstwa”. Ale to był dopiero początek. Prawdziwymi kłamstwami
będą nas raczyć dzisiejsi tfurcy (od tfu), od których zaroiło się w
polityce, publicystyce, historii, filmie i literaturze. Prawda w oczy kole.
Za głoszenie prawdy można iść do więzienia, lub zapłacić wysoką grzywnę -
przykład Wyszkowskiego. W takich okolicznościach zadziwia odwaga historyków
Cenckiewicza i Gontarczyka. Dlatego musimy bronić IPN-u jak źrenicy własnego
oka, bo to ostatnia wysepka prawdy w rozległym archipelagu kłamstwa.
W
1989 roku z okazji 200 lecia Rewolucji Francuskiej powstał w koprodukcji
znakomity serial telewizyjny “La Révolution Française” z udziałem naszego
aktora Andrzeja Seweryna w roli Robespierre’a. Po 30 latach nie można go
zdobyć legalnie za żadne pieniądze. Podobno producenci nie mogą pogodzić się
co do praw autorskich, ale wydaje się, że to rząd francuski macza palce w
aferze. Nie chce dopuścić do upowszechnienia prawdy o tym najbardziej
haniebnym epizodzie własnej historii..
30 marca 2009 o 21:20
Historycy piszą książki dla historyków i nie kształtują
opinii publicznej, bo są dla niej za trudne do zrozumienia. Na ich podstawie
pisarze mogą pisać powieści historyczne, a te trafią pod strzechy i będą
kształtowały opinie. Pan Gontarczyk z panem Cenckiewiczem dokonali przełomu,
wykazując niezwykłą odwagę w zdemaskowaniu kłamstwa o nieskazitelnej
przeszłości Wałęsy. Teraz pora na pisarzy, by to co zostało udowodnione
historycznymi dokumentami przekazać Polakom prostym i zrozumiałym językiem.
Wałęsa jest największym nieszczęściem, jakie spotkało Polskę w momencie
wybijania się na niepodległość i należy by jeszcze za życia został
zdemaskowany, bo w swej monstrualnej pysze myśli już o miejscu dla siebie na
Wawelu. Przypuszczam że w książce pana Zyzaka znajdę wiele z tych faktów,
które już 20 lat temu słyszałem z ust Joanny i Andrzeja Gwiazdów, oraz pani
Anny Walentynowicz. To są wiarygodni ludzie i ich przekaz ustny ma wagę
historycznego dokumentu.
A Wałęsa niech nas nie straszy, że odda nagrody
albo wyjedzie. Niech raczej pozwie autora do sądu i udowodni swe racje. Już
tak zaplątał się w kłamstwach, że nie wie na jakim gruncie stoi i jak kłamał
ostatnio.
05/04/2009 o 10:24
Maleńki kamyk kłamstwa chroniący agenturalną działalność
małego donosiciela na kolegów, spowodował lawinę. Jest nadzieja, że zmiecie
ona fałszywe autorytety i sławiących ich jawnych i tajnych współpracowników
komuny. Wieść o niechlubnej przeszłości Opatrznościowego Męża weszła w lud i
zacznie kiełkować. Jest to proces nieodwracalny, podobny do tego co stało
się po ukazaniu się książki “Jeden dzień w życiu Iwana Denisewicza”
Sołżenicyna.
W panice przed dalszymi rewelacjami marszałek Komorowski
zaproponował agenturze inicjatywę obywatelską. Mają zebrać listę co najmniej
tysiąca sygnatariuszy i przedłożyć ją sejmowi do rozpoczęcia debaty nad
likwidacją IPN-u. Niech się pod nią podpisze jak najwięcej. Kiedy zostanie
ujawniona, może już nawet nie będzie potrzeba lustracji, bo agenci i ich
apologeci zdemaskują się sami. W międzyczasie wyjdą na jaw inne rewelacje i
powstaną następne “inicjatywy obywatelskie” i tak krok po kroku poznamy całą
prawdę. A zaczęło się, przypominam, tylko od małego kłamstwa zachłannego na
zaszczyty małego donosiciela.
11/04/2009 o 15:51
Internet pełni dzisiaj rolę jaką kiedyś były Listy do Redakcji. Znacznie większa, gdyż daje możliwość wypowiedzenia się wszystkim, bogatym i biednym jak mysz kościelna, a przede wszystkim ludziom, którzy nie mogą wypowiedzieć się gdzie indziej. W ogniu dyskusji rodzi się prawda - jak miał podobno powiedzieć nielubiany przeze mnie Wolter. Może też zniechęcić ludzi o słabych nerwach, szczególnie gdy czyta się wypowiedzi w tak zwanych blogach. Wśród rozsądnych opinii znajduje się wiele takich, w których jedynym argumentem są inwektywy i insynuacje. Ich autorzy nigdy nie odważyliby się wypowiedzieć ich publicznie, gdyby musieli podpisać się imieniem i nazwiskiem. Internet zapewnia im pełną anonimowość. Może i lepiej, że mogą bezkarnie pohulać i wypuścić część nagromadzonych w sobie jadów nienawiści do całego świata. Na pewno lepsze to niż uruchomienie gilotyny.
13/04/2009 o 09:04
Do jednych z pierwszych “obrońców” praw dziecka należał
Jean-Jacques Rousseau, człowiek zły, przewrotny i zakłamany. Swoim licznym
dzieciom, zrodzonym w konkubinackim związku, nie poświęcił odrobiny uczucia
i od razu po urodzeniu podrzucał do przytułku, nie interesując się nawet,
jakiej były płci. Natomiast grzmiał, by inni z szacunkiem i miłością
traktowali dzieci.
Z dzisiejszymi obrońcami praw dziecka jest podobnie.
Na ogół własnych nie mają, a jeśli już posiadają, to je zaniedbują – wszak
najwięcej narkomanów wywodzi się z rodzin, w których rodzice są zaangażowani
w zbawianie świata.
Zawsze zdarzały się, zdarzają i będą zdarzać
patologiczne rodziny i przypadki znęcania się nad dzieckiem. Odbierać dzieci
rodzicom za klapsa w pupę to lekka przesada, a takie przypadki znane są już
na przykład w Szwecji. Jest jeszcze gorzej, bo w krajach, gdzie już
obowiązują prawa dziecka, namawia się dzieci, by donosiły na własnych
rodziców. Czyżbyśmy wrócili już do czasów Pawlika Morozowa ? Znam jeden taki
przypadek ze Stanów, gdzie zniszczona została kochająca się rodzina.
Obawiam się, że Polska też przejdzie przez to szaleństwo „postępowego
wychowania”, że wiele normalnych rodzin zostanie rozbitych, a ofiarami w
dalszej perspektywie zostaną dzieci, gdy dorosną. Na ogół ci sami ludzie,
którzy uważają się za obrońców praw dziecka są zwolennikami aborcji i
rozwodów. Czy jest większa zbrodnia od zamordowania nienarodzonego dziecka?
Czy największą tragedią dzieci nie jest rozwód rodziców? Jak to się ma do
przysłowiowego klapsa? Nie dajmy się zwariować.
Jeśli przyjaciółmi i
obrońcami dziatwy zostaną zwolennicy wychowawczych metod Jana Jakuba
Rousseau, to dzieci nie muszą już mieć wrogów.
19/04/2009 o 11:51
Na marginesie Pana wypowiedzi chciałem przypomnieć, że u progu wolności Michnik lansował tezę, że nie ma już państw w pełni suwerennych, że nie ma co marzyć o niepodległości i tym podobnych mrzonkach. Ciekawe, że ten pupil międzynarodowego lewactwa nie mówił tego Francuzom, Niemcom, Anglikom, itd. Zapomnijmy o przeszłości, zapomnijmy o niepodległości, uderzmy się wszyscy w piersi za grzechy i patrzmy śmiało w przyszłość- takie były wtedy hasła GW. Zupełnie to samo mówili kaci z okresu Rewolucji Francuskiej, gdy nadszedł czas rozliczeń. Nawiasem mówiąc tych wielkich też nie rozliczono, a Bronisław Baczko wylewa dzisiaj krokodyle łzy nad “białym terrorem”, gdy ofiary wzięły sprawiedliwość we własne ręce i wybili kilkaset lokalnych płotek rewolucji. Pod tym względem jesteśmy bardziej cywilizowani of Francuzów. Nasi jawni i tajni agenci mają się dobrze i chyba już nic im nie grozi. Jeszcze trochę boją się IPN-u, dlatego chcą go zaorać.
30/04/2009 o 17:36
Daremne żale salonowców. Historii nie da się odwrócić, nawet przy pomocy prof. Friszke. Może michnikom (z małej litery, bo mówię o zjawisku) uda się pochować Wałęsę na Wawelu, ale i tak w narodzie pozostanie jako Bolek. Sam tego chciał, bo zamiast przyznać się do czynów, które uszły płazem nawet niektórym profesorom UJ, poszedł w zaparte, do tego z Matką Boską w klapie.
6 maja 2009 o 10:37
Google zaskakuje genialnymi pomysłami i jeszcze bardziej
rozwiązaniami o niezwyklej prostocie.
Kilka lat temu korzystałem z
zasobów amerykańskiej Questii, która w tym czasie miała zcyfrowanych 150
tysięcy książek i bodajże 300 tysięcy najważniejszych artykułów renomowanych
pism. Wystarczyło w ich wyszukiwarce wpisać hasło i po kilku sekundach
pokazywał się wykaz książek i artykułów ze wskazaniem strony poszukiwanego
hasła. W ten sposób nie czytając pełnych dzieł zapoznawałem się z
interesującym mnie tematem. Mam nadzieje, że Google uruchomi równie dobrą
bazę danych swoich zbiorów książkowych.
Dzisiejsi pisarze tylko w
wyjątkach są pisarzami z prawdziwego zdarzenia. W większości wypadków to
rzemieślnicy produkujący buble na użytek niewymagającego klienta. Jako
dobrzy przedsiębiorcy mają układy, w których te buble wydawane są w
krociowych nakładach, bo idą do publicznych lub szkolnych bibliotek. Na
przykład w amerykańskich bibliotekach jednym z największych działów jest
Judaica, bo prawie we wszystkich bibliotekach publicznych pracują
przedstawiciele wybranego narodu. Byle książka, byle pisarzyny na temat
Holocaustu, czy innego tematu związanego z historią żydostwa można znaleźć
prawie w każdej bibliotece publicznej. To działa również przeciwko interesom
tej grupy etnicznej, bo w powodzi tandety giną prawdziwe perły.
Po
trzecie, danie równych szans wszystkim twórcom pokaże nie tylko ich dorobek,
ale ich wartość. Dostępna książka o dużej wartości zawsze dotrze do
czytelnika, chociaż później niż autora bez talentu, ale o wyrobionym
nazwisku, który umie tylko gładko pisać, a nie ma nic do powiedzenia.
Jest jeszcze wiele innych powodów, dla których z entuzjazmem popieram
inicjatywę Google’a.
Mam głębokie przekonanie, że rynek książek
drukowanych będzie wciąż umacniał się równolegle.
07/05/2009 o 22:06
Hagiografom Wałęsy z Instytutu Jego Imienia z pewnością trudno zdecydować się czy wywieźć jego ród z królewskiego rodu Walezjuszy (chociaż pisze się Valois), czy uczynić go potomkiem rzymskiego cesarza Valensa, który wcale nie zginął w bitwie z Gotami pod Adrianopolem w 378 roku, jak piszą historycy, lecz ranny udał się na północ i w tamtejszych kniejach napotkał dzielne plemię Sarmatów, pojął ich hożą dziewkę i spłodził liczne potomstwo.
14/05/2009 o 10:15
Na temat Lecha Wałęsy można w nieskończoność. Parę dni
temu pan Rafał Ziemkiewicz dwukrotnie odrzucił mój wpis odnoście Naszego
Największego Skarbu i teraz spróbuję przemycić tę sama myśl, w nieco
złagodzonej formie:
“Lech Wałęsa jest jak mały chłopak, który lubi
wyjadać konfitury z cudzych spiżarń. Wyjadał komunie, prawicy, lewicy,
przyjaciołom, nieprzyjaciołom, euroentuzjastom, a teraz wyjada
eurosceptykom, a oni niepomni na to w jakim stanie zostawił innym ich
spiżarnie, swoją otwierają mu na oścież. Tak jak kiedyś powiedział jego kum
Michnik (trzymali sobie wzajemnie dzieci do chrztu) “Wałęsa jest
niereformowalny” i tu ma rację, chociaż trudno mi zgodzić się z czymkolwiek,
co mówi Ten Co Ma Zawsze Rację Bo Siedział w Więzieniu."
Dla wyjaśnienia
dodam, że pod “wyjadaniem konfitur” rozumiem zawłaszczanie cudzych dokonań i
zgarnianie całej kasy, jeśli i ona wchodziła w grę.
15/05/2009 o 21:02
Wałęsa nie jest jakimś wyjątkiem w historii. W czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej w latach 1790-tych niepoślednią rolę odegrał niejaki Ludwik Legendre, rzeźnik z zawodu i z zamiłowania. Ten olbrzym z donośnym głosem odznaczał się wielką charyzmą i jeszcze większą głupotą. Urodzony mówca. Potrafił godzinami mówić bez sensu, wzbudzając entuzjazm tłumów. Zawsze pojawiał się tam, gdzie działo się coś ważnego i od razu znajdował posłuch. Wielu współczesnych wybitnych ludzi ubiegało się o jego względy. Oprócz dygnitarzy, Legendre’a otaczali i schlebiali ludzie, którzy w Rewolucji widzieli dla siebie szansę wybicia się, a więc dziennikarze bez gazet, nauczyciele bez uczniów, aktorzy bez publiczności, adwokaci bez klientów, itp. Sukcesy przewróciły mu w głowie do tego stopnia, że wygłaszał oracje na wzór rzymskich mężów stanu, których imion nigdy nie słyszał i nie umiał zapamiętać. Zachłanny na popularność tłumu, miał pretensje do Charlotty Corday, że zasztyletowała Marata, a nie jego. Największym jego wyczynem było zachowanie własnej głowy, pomimo przyjaźni z ludźmi, którzy kolejno tracili swoje. Wbrew mniemaniu o sobie jako bohaterze, w rzeczywistości był tchórzem. Umarł we własnym łóżku, zapomniany przez wszystkich, gnębiony jedynie ciężką chorobą i starczą demencją, chociaż miał tylko 45 lat. Taki koniec nie czeka Lecha Wałęsy. Ten ma już lotnisko, ulice i place swego imienia na całym świecie i marzy mu się pochówek na Wawelu. Może i to mu się uda. On i jego apologeci zapominają tylko o jednym: że w pamięci narodu zostanie na zawsze jako Bolek.
Tego wpisu Wildstein nie puścił niedziela, 17 maja 2009
Jaki pogląd Panie Redaktorze? Wałęsa nie ma żadnych poglądów. On wyznaje
tylko własny interes. Chociaż tak postępują niektórzy politycy, to przypadek
Wałęsy jest ekstremalny, bo wcale się nie kryje, że chodzi mu o pieniądze i
popularność. Wałęsa pójdzie na współpracę z każdym i zdradzi każdego, jeśli
służyć to będzie jego prywacie. Jakie to szczęście, że nie żyjemy w czasach,
gdy w sporach ostateczny głos należał do gilotyny.
Proszę nam przypomnieć jakie to były zasługi Wałęsy? Przecież już z ust gen.
Kiszczaka wiemy, że komuna oddała tyle władzy, na ile mogła sobie pozwolić,
by mieć ją nadal w nowych warunkach. Przestańmy wreszcie mówić o
"niezaprzeczalmych zasługach" Wałęsy, o jego "bohaterskim okresie życia".
Wałęsa nie przewodził, lecz manipulowal największym w naszych dziejach
ruchem narodowym i powinniśmy już wreszcie stracić złudzenia, kto nim
kierował i w czyim interesie.
23/05/2009 o 13:17
Piłsudski dla mnie i dla wielu innych był tym, który
wbrew woli i poparcia większości narodu przywrócił nam wolność i
suwerenność. Jakimi otaczał się ludźmi wiem nie tylko z historii, ale miałem
zaszczyt poznać niektórych osobiście. Prof Wacław Jędrzejewicz, jeden z
najbliższych mu towarzyszy, niegdyś negocjator Traktatu Ryskiego, a potem
minister edukacji, gdy znalazł się na emigracji, najpierw pracował jako
ślusarz, potem hodowca kur, a na koniec zaproponowano mu profesurę
literatury rosyjskiej na Wesley College, gdy opuścił ją Nabokow. Z tego co
Pan pisze można by wyrazić zdziwienie, że nie opływał w dostatki korzystając
z sekretnego konta bankowego w Szwajcarii. Wszyscy oni byli tacy. Przelewali
krew dla Polski i nie oczekiwali zapłaty. Wśród nich także Józef Beck,
którego nazwał Pan niedawno mordercą Polaków. Czy nie posunął się Pan za
daleko? Beck z pewnością zbytnio zaufał zachodnim sprzymierzeńcom. Ale
dopiero dzisiaj wiemy, że nie stanowili oni dla nas żadnej gwarancji i sami
nie byli przygotowani do wojny.
Jeśli w Polsce o Piłsudskim pisze się tak
jak Pan, to nie możemy dziwić się, że w niektórych zachodnich encyklopediach
nazywa się go faszystą. Dużo by pisać na ten temat, ale na tym zakończę.
26 maja 2009 o 11:14
Panie Redaktorze Zychowicz,
nie zadał Pan pani (Alinie) Całej pytania: “A co żydzi
zrobili aby ratować swych braci w Europie skazanych na wyniszczenie?”.
Przypomnę to co wszyscy wiedzą, ale żydzi wola przemilczeć: Felix
Frankfurter, sędzia Sądu Najwyższego USA i człowiek bliski Rooseveltowi, z
powątpiewaniem wysłuchiwał relacji Jana Karskiego, wysłannika Rządu
Polskiego na Uchodźstwie, o masowej eksterminacji żydów na wschodnich
terenach. Karski prosił by zbombardować Oświęcim. I nie pomogło nawet
publiczne samobójstwo Szmula Zygielbojma, by ruszyć serca Frankfurterów i
innych żydów, którzy mogli coś zrobić w tym kierunku.
Pani Całej
chciałbym powiedzieć, że zaprzyjaźniony rabin, z którym prowadziłem wiele
rozmów w Ameryce, powiedział: “Oskarżanie Polaków o współudział w
Holocauście to wielkie kłamstwo, którego żydzi będę się kiedyś wstydzić…”.
Jak widać są żydzi, którzy się tego nie wstydzą.
28 maja 2009 o 18:54
Może jestem przewrażliwiony, ale przeraża mnie nienawiść
do Polski niektórych wypowiadających się blogerów. Kim są ci ludzie? Mówią
całkiem poprawną polszczyzną, mieszkają wśród nas, chodzą do polskich szkół
i może nawet przyjaźnią się z innymi Polakami, a utopiliby nas w łyżce wody.
Tacy jak oni, gdy pojawili się nasi najeźdźcy, zakładali opaski ze swastyką
lub czerwoną gwiazdą i wskazywali tych Polaków, których najpierw należy
uśmiercić. Teraz z pewnością założyliby opaski z gwiazdą Dawida i
potraktowali nas jak Arabów ze strefy Gazy. Ich nienawiść nie ma ludzkich
wymiarów.
Czy Polacy we własnym kraju muszą tolerować, a nawet utrzymywać
zdeklarowanych wrogów swego narodu i państwa? Czy nie powinniśmy prawem
bronić swojej godności, tak jak żydzi bronią zawłaszczonego przez siebie
pojęcia Holokaustu? Na Ukrainie w latach 30-tych zagłodzono na śmierć być
może aż 16 milionów chłopów i co? Kto im wybudował Muzeum Holokaustu? Pani
Cała może nawet w ogóle nie uważa tego za zbrodnię? Dla niej liczą się tylko
cierpienia jej narodu. Cierpienia innych nie mają dla niej żadnego
znaczenia.
Dziękuję Rzeczpospolitej, że zdemaskowała ją w oczach polskich
czytelników. Musimy wiedzieć, co myślą o nas ci, którzy tylko czekają na
chwilę naszej słabości. Wtedy pokażą swoje nieludzkie oblicze. Nie miejmy
żadnych złudzeń, że darują nam największą naszą zbrodnię: że jeszcze Polska
nie zginęła.
08/06/2009 o 15:36
A ja z całą świadomością zmarnowałem swój głos, oddając go na Marka Jurka. Kiedyś głosowałem na PO, czego dzisiaj się wstydzę, potem na PiS, który mnie rozczarował. Żadna z tych partii nie ma już szans w moich oczach i obawiam się, że w następnych wyborach znowu zmarnuję swój głos na Marka Jurka, lub Zbigniewa Ziobrę (gdy wykończy go Kaczyński), lub Jana Marię Rokitę, jeśli wróci do polityki. Trzeba ich popierać pomimo wszystko, bo reprezentują sobą cechy polityków, którym można powierzyć los państwa. Zgadzam się z moimi przedmówcami, że tylko ordynacja z Jednomandatowymi Okręgami Wyborczymi wyeliminuje wszechobecną miernotę, bełkoczącą do nas z mediów.
20/06/2009 o 10:56
Gdy parę lat temu głosowałem na PO, to w partii tej było trzech polityków z wizją, którzy przynajmniej dla mnie byli wiarygodni: Paweł Śpiewak, Jan Maria Rokita i Jarosław Gowin. Poza tym wydawało się wszystko jedno na kogo się glosuje, bo miał być POPIS i ten, mając zdecydowana większość, rozprawi się z pozostałościami po komunie. Dzisiaj już w PO nie ma nikogo komu można zaufać. Co prawda ostał się Gowin, ale dni jego są policzone. Tusk, jak jego wielki poprzednik rodem z Gdańska, nie zniesie w swoim otoczeniu nikogo, kto mógłby zagrozić jego dyktaturze. Tym samym popełnia polityczne samobójstwo, chociaż do ostatniej chwili słupki poparcia będzie miał wysokie. Dla przypomnienia: Bolkowi wciąż budują pomniki.
25/06/2009 o
16:32
Nienawiść do własnego kraju nie jest wcale fenomenem
polskich wykształciuchów. Chyba wszelkie rekordy biją amerykańscy
intelektualiści począwszy od Doctorowa, Vonneguta i Salisbury, a skończywszy
na małych, niedopieszczonych tfurcach. Ci specjalizowali się w publicznym
paleniu amerykańskiej flagi i gdy im i na to pozwolono, poczuli się bezradni
i bez motywacji do działania. Teraz może odzyskają grunt i sens życia i po
ostatnim wyczynie Polsatowskiego wulgarysty będą ją wtykali w psie g. No i
co? Ameryka jak była silna, taka jest i długo jeszcze będzie. Byli tacy, co
z nienawiści wyjeżdżali z niej z hukiem i przy błyskach fleszów, by po kilku
latach pokornie wrócić i prosić o nowy paszport.
Co do przyszłości Polski
jestem optymistą. Polacy nieraz udowodnili, że są patriotami. Nasz obraz
wewnątrz i na zewnątrz deformują wykształciuchy, uważające się za elitę.
Musimy tylko poczekać, aż wymrą, a narazie traktować ich tak jak zasługują -
to znaczy nie zauważać ich, nie kupować ich książek, nie czytać ich
artykułów i nie słuchać ich programów. Dla mnie na przykład takie postacie
jak Lis, Urban, Michnik, Olejnik i cała ferajna z “Gazety Wyborczej” już nie
egzystują od dobrych, kilku lat.
25 lipca 2009 o 20:27
Antystenes, filozof grecki z Aten z lat 400
p.n.e., twórca szkoły cyników, powiadał, że naród, który nie potrafi odróżnić
łajdaków od ludzi przyzwoitych, jest skazany na zagładę. Czeka nas taki los
jeśli przewagę w myśleniu Polaków zdobędą michniki, urbany, kamaze, Zu-Za,
Dariusze i Q.
27/07/2009 o 10:29
Wśród polskich żydów są nie tylko osobnicy w
rodzaju pani Aliny Całej, czy Tomasza Grossa, robiących wielkie kariery na
zachodnich uniwersytetach na wywlekaniu brudów wszelkiej maści z czasów, gdy
zniewolony naród polski nie decydował o swoim losie. Są również tacy jak
miniaturzysta Artur Szyk i profesor Hilary Koprowski, którzy swą polskość
podkreślali przy każdej okazji. Profesor Koprowski, w swoim czasie
najwybitniejszy mikrobiolog na świecie a także wybitny kompozytor i dyrygent, na
jednym z bankietów Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku wygłosił swoje
przemówienie w języku polskim przed osłupiałym audytorium wypełnionym tuzami
amerykańskiego biznesu. Polscy uczestnicy musieli wtedy tłumaczyć na ucho swoim
amerykańskim sąsiadom, między innymi pani Gronkiewicz-Waltz prezesowi Citibanku.
Po bankiecie profesor nikomu się nie tłumaczył, tylko swobodnie włączył się do
dyskusji tym razem już w języku angielskim. Nam powiedział, że na wielu
kongresach robił to samo, bo niby czy język polski jest gorszy od angielskiego,
czy francuskiego? Od tego są tłumacze.
30/07/2009 o 08:56
Nie jest hańbą zostać oszukanym, ale tkwić w
kłamstwie (niewiedzy) świadczy o kimś nie najlepiej. Dotarcie do prawdy zawsze
wymaga pewnego wysiłku, na co nie każdego stać. Prawdą jest, że z Moskwy
przyszedł “prikaz głasności”, ale demontaż komuny zaczął się od Solidarności.
Bez Gwiazdów, pani Anny Walentynowicz i pani Aliny Pieńkowskiej nie byłoby
Solidarności, agent Bolek nadal donosiłby na kolegów, a my nie wiadomo gdzie
byśmy teraz byli. To oni, jak kiedyś Piłsudski, wykorzystali zaistniałe
okoliczności i doprowadzili komunę do upadku. Nie jest ich winą, że Wałęsa przy
Okrągłym Stole i w czasie swojej kadencji oddał komunie, przepoczwarczonej w
kapitalistów, lwią część władzy. Właśnie dlatego mieli być wdeptani w nicość.
Sto lat Pani Anno. Historia o Pani nie zapomni i zajmie w niej Pani należne jej
miejsce.
22/08/2009 o 10:50
Historię piszą zwycięzcy, a polska rzeczywistość wskazuje, że posierpniowymi zwycięzcami są byli budowniczowie PRL i agentura obcego mocarstwa. Nic więc dziwnego, że mało kto ma odwagę pisać prawdę o największym ruchu narodowym w naszych dziejach przekierowanym w maliny przez “doradców” i pewnego Męża Opatrznościowego z Matką Boską w klapie i kłamiącego z obsesyjnym uporem. Ale Polska to nie Rosja, w której można w nieskończoność kłamać bezkarnie i na przykład oskarżać nas o wywołanie II Wojny Światowej. W Polsce już znaleźli się odważni młodzi historycy: Cenckiewicz, Gontarczyk i Zyzak. Niedługo pojawią się następni i prawda zwycięży wbrew wysiłkom Michnika i profesorów w rodzaju pana Friszke.
08/09/2009 o 10:44
Przymierze z wrogiem, nawet krótkotrwałe, to
najpewniejsza recepta na klęskę. Zysk będzie krótkotrwały, ale w dalszej
perspektywie grozi utratą znacznej części własnego elektoratu. Nie można
oczekiwać by ludzie PiS-u zrozumieli lekcję jaką był sojusz żyrondystów z
jakobinami w czasie rewolucji francuskiej, ale czyżby zapomnieli co stało się po
ich koalicji z Samoobroną i LPR? A przecież byli to tylko przeciwnicy. Lewica
jest natomiast wrogiem, o którego perfidii mieliśmy okazję przekonać się przez
45 lat niesławnego PRL-u.
Po prawej stronie tworzy się coraz liczniejsze
grono wyborców, którzy nie mają na kogo głosować. Wspólne działanie PiS-u i
Lewicy może go tylko powiększyć. Czy nie lepiej poczekać na samokompromitację PO
i wyłuskać z jej szeregów przyzwoitych polityków?
21 września 2009 o 21:30
Co do fenomenu obleganej twierdzy, w której
jakoby żyją Rosjanie i co trzeba zrozumieć, jak sugeruje prof. de Lazari - to
przypomina mi się wypowiedź Gromyki, który powiedział administracji bodajże
prezydenta Forda, że Rosja nie pozwoli Ameryce wtrącać się w jej wewnętrzne
sprawy. A chodziło o sankcje wobec Kuby. Zatem Kuba w tamtym czasie była
wewnętrzną sprawą Rosji. Była wewnątrz obleganej twierdzy. Do tej oblężonej
twierdzy wpadały wtedy kolejno postkolonialne państwa afrykańskie i groziło
nawet, że wpadnie Portugalia. I z każdą nową ofiarą apetyty ZSRR (Rosji) rosły.
Trzeba było Jana Pawła, Solidarności i Reagana, aby ten trend odwrócić
Rozumiem, że takie głupstwa mówią zachodni tchórzliwi
useful idiots, głoszący hasła
Better red than dead
i
Better live on knees than die standing. Wstyd, że propaguje je polski
politolog z tytułem profesora, usiłujący sprawić wrażenie, że mówi tak w polskim
interesie.
23 września 2009 o 9:04
Panie prof. de Lazari,
mam dla Pana złą nowinę: Rosja rozsypuje się.
Owszem, jeszcze podskakuje i może tak podskakiwać jakiś czas, ale są to drgawki
przedagonalne. Też niebezpieczne, ale daleko im do agresywnych poczynań
imperialnych. Bez Ukrainy nie ma żadnych szans, dlatego tak zaciekle o nią
walczy. Zapomina jednak, że tuż za wschodnią granicą czekają Chińczycy.
Czy
nie czas zmienić orientację i poglądy. I niech przestanie Pan mącić nam w
głowach. Może już dla Pana nadszedł czas na zasłużoną (dla Rosji) emeryturę?
26/09/2009 o 11:24
Naszym negocjatorom z Rosją należy za każdym
razem przypominać, że przed podpisaniem każdego porozumienia z tak wiarołomnym
partnerem, należy jeszcze raz przeczytać całość przed złożeniem podpisu i to w
obu językach. Zdarzało się nieraz, że uzgadniany przez tygodnie negocjacji tekst
miał inne brzmienie w wersji ostatecznej, to znaczy w chwili podania do podpisu.
Z Rosją wygraliśmy wiele bitew, nawet jedna wojnę (rok 20), ale zawsze
przegrywaliśmy w traktatach. I tak już zostanie, bo my jesteśmy europejczykami,
a oni azjatyckimi barbarzyńcami.
28/09/2009 o 09:25
Pamiętam początek lat 70-tych, gdy ten nieszczęsny Richard Nixon po aferze Watergate stracił resztki rozumu i w przemówieniu na temat pogłębiającego się kryzysu zaapelował do narodu, by zacząć oszczędzać. Wtedy rzucili się na niego ekonomiści. Nie pomogło, że sam się z tego wycofał i tłumaczył się równie głupio jak pewien charyzmatyczny Mędrzec Europejski, że został źle zrozumiany. To przypieczętowało jego ostateczną klęskę. Dzisiaj może dostałby za to Nagrodę Nobla i jakiś port lotniczy zostałby nazwany jego imieniem. Amerykanie jednak sobie z nim poradzili. Liczył, że pamięć ludzka jest krótka i że już niedługo wróci do władzy. Srodze się zawiódł. Nawet mieszkańcy luksusowego kondominium, do którego chciał się wprowadzić zaprotestowali i musiał wynieść się gdzie indziej.
6 października 2009 o 20:56
Gdyby spełniły się marzenia osobników w rodzaju pana (Waldemara) Kuczyńskiego, to znaczy gdyby zlikwidowano IPN i CBO, to okazałoby się, że w Polsce nie było i ma korupcji i nigdy nie było żadnych TW, a PZPR i sowieckie namiestnictwo składało się z samych patriotów.
08/10/2009 o 10:16
Nie wszystko stracone. Jeśli Brytyjczycy będą
mieli referendum, to Traktat Lizboński padnie choćby z tak błahego (?) powodu
jak jego objętość. Trzeba pamiętać, że oprócz paruset stron traktat ma kilka
tysięcy stron załączników “pisanych drobnym drukiem”, ale równie obowiązujących
i dających się interpretować w zależności od “konkretnych warunków”, jak mawiał
kiedyś niejaki Władysław Gomułka (Wiesław).
Brytyjczycy, którzy kiedyś
zarządzali połową świata wypracowali proste reguły rządzenia i mają wrodzony
wstręt do dokumentów dłuższych od dwóch stron. To oni pierwsi wycofają się, a
może nawet rozwalą Związek Socjalistycznych Republik Europejskich.