Stanisław Gierat |
(1903-1977) Szkic biograficzny ze szczególnym uwzględnieniem okresu amerykańskiego |
Wśród
Polaków, dla których odległa Ameryka stała się po II wojnie drugą ojczyzną,
ale też polem dalszej walki o odzyskanie przez Polskę niepodległości, na
szczególną uwagę zasługują byli żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na
Zachodzie. Przybywali oni do Stanów Zjednoczonych różnymi drogami i w różnym
czasie. Wśród nich od 1951 r. znalazł się również przedwojennym działacz
młodzieżowy i gospodarczy – Stanisław Gierat. Nie godząc się z dyktatem
jałtańskim, nie akceptując narzuconego Polsce siłą i podstępem komunizmu,
Gierat na gruncie amerykańskim rozwijał tak aktywną działalność niepodległościową,
iż już jemu współcześni postrzegali go jako jednego z najwybitniejszych i
najbardziej bezkompromisowych jej propagatorów na obczyźnie. Choć
niniejszy szkic zasadniczo poświęcony jest działalności Gierata w Stanach
Zjednoczonych, to jednak warto przytoczyć garść informacji na temat tego,
czym zajmował się on przed II wojną, podczas jej trwania i bezpośrednio po
jej zakończeniu.
Przed
1939 r. Gierat stał na czele największej, bo liczącej blisko 170 tys. członków
organizacji młodzieży wiejskiej o nazwie Centralny Związek Młodej Wsi, zwany
popularnie „Siewem”. Organizacja ta plasowała się na lewym skrzydle obozu
piłsudczykowskiego. Gierat był jednocześnie działaczem gospodarczym – założył
i przez wiele lat prowadził przedsiębiorstwo o nazwie Spółdzielnia Pracy „Grupa
Techniczna”, które mimo bezsprzecznych sukcesów finansowo-ekonomicznych do
dziś nie doczekała się rzetelnego opracowania. Gierat posiadał rozległe
kontakty w świecie politycznym przedwojennej Polski. Często konferował z
premierem Eugeniuszem Kwiatkowskim, był w bliskiej przyjaźni z ministrem
Juliuszem Poniatowskim, regularnie przyjmował go w Spale prezydent Mościcki.
Pozycja Stanisława Gierata jako działacza młodzieżowego i gospodarczego w II
Rzeczpospolitej była znaczna. Podczas
wojny obronnej 1939 r. jako podporucznik dowodził kompanią telegraficzną. Po
internowaniu na Węgrzech i udziale w kampanii francuskiej wylądował na
wyspach brytyjskich, gdzie m.in. przeszedł przeszkolenie spadochronowe.
Kilkakrotnie zgłaszał chęć przejścia do konspiracji krajowej, gdzie
siewiarze, z którymi kontakt posiadał, kontynuowali działalność w warunkach
okupacyjnych, głównie w ramach cywilnej Chłopskiej Organizacji Wolności „Racławice”
i wojskowej Polskiej Organizacji Zbrojnej, by później w przeważającej swej
części wejść jako licząca się siła w skład Armii Krajowej czy Batalionów
Chłopskich. Niestety, wysiłki Gierata w kierunku przedostania się do
okupowanego Kraju konsekwentnie torpedowali ludowcy z prof. Stanisławem Kotem
na czele. Krytycznie ustosunkowany do polityki gen. Sikorskiego, w czerwcu 1942
r. Gierat przedostał się do armii gen. Andersa, gdzie przez długi czas w 2
Korpusie zajmował się propagandą, sprawując funkcję zastępcy szefa Oddziału
Kultury i Prasy. Po zakończeniu działań wojennych w Europie, zdecydowanie
przeciwstawiał się działaniom aliantów i krajowych komunistów, mających na
celu spowodowanie powrotu do Kraju jak największej liczby zdemobilizowanych żołnierzy.
Praktycznie od początku krytykował – jak mawiał – „ugodową politykę
Stanisława Mikołajczyka”, nie wierząc, co podkreślał w licznych wystąpieniach
w „zwycięstwo zasad wolnościowych w wyborach pod opieką NKWD”. Po zakończeniu
wojny krótko pełnił funkcję łącznika między premierem z naczelnym wodzem.
Jeszcze we Włoszech, ale już po ustaniu działań wojennych, przydzielony do
Biura Planowania 2 Korpusu intensywnie angażował się w rozładowanie z Polaków
obozów jenieckich w Niemczech. Opracowywał też plany rozmieszczenia
zdemobilizowanych żołnierzy PSZ w różnych krajach świata. Jan Nowak-Jeziorański
napisał, iż Gierat „był mocną, przywódczą indywidualnością o dużej
charyzmie. Trzymał się twardo swoich zasad. Gdyby Polska odzyskała wolność
w 1945 r. stałby się jednym z przywódców demokratycznego ruchu ludowego”.
Polska, niestety, wolności nie odzyskała, co dla Gierata i jemu podobnych
oznaczało poświęcenie się dalszej walce o jej byt niepodległy. W
1946 r. Stanisław Gierat osiadł w Wielkiej Brytanii. Mieszkając w Londynie,
energicznie angażował się w politykę niepodległościową. Był legalistą.
Z polecenia gen. Andersa, który zresztą razem z gen. Kazimierzem Wiśniowskim
był świadkiem na jego ślubie z Ewą Karpińska w Rzymie, współorganizował
brukselski Zjazd Zjednoczenia Polskiego Uchodźstwa Wojennego z listopada 1946
r., którego został wiceprezesem, i które to Zjednoczenie reprezentował w
maju 1948 r. na II Konwencji KPA w Filadelfii. Należał również do władz
Stowarzyszenia Polskich Kombatantów – sprawował kilka razy z rzędu funkcję
członka Rady Głównej SPK. Od zawsze bezpartyjny, na obczyźnie sympatyzował
tylko z jednym ugrupowaniem politycznym – piłsudczykowską Ligą Niepodległości
Polski, w której znalazło się wielu jego przedwojennych przyjaciół z
tajnego Zetu i Związku Patriotycznego z wojewodą Michałem Grażyńskim na
czele. Gierat był niezwykle płodnym publicystą. W swych artykułach
drukowanych przede wszystkim w „Orle Białym” w zdecydowany sposób zwalczał
reżym komunistyczny w Kraju i opowiadał się za pojednaniem polskiego obozu
niepodległościowego w ramach legalizmu. O jego pozycji wśród uchodźstwa
politycznego świadczy fakt, iż w krótkim dla niego okresie brytyjskim
rozpatrywano możliwość powierzeniu mu teki ministra w jednym z rządów
polskich na uchodźstwie – pochłonięty działalnością społeczno-kombatancką,
planując wyjazd na stałe osiedlenie do USA, takiej ewentualności nie brał
pod uwagę. W
lipcu 1951 r. na stałe przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Obok
rozwijanej działalności kombatanckiej, przewodniczył Zespołowi Członków IV
Rady Narodowej RP w Ameryce. Był współtwórcą pierwszego Komitetu Skarbu
Narodowego w Nowym Jorku. Podczas misji mediacyjnej gen. Kazimierza
Sosnkowskiego mającej na celu pojednania obozu niepodległościowego, przez długi
czas politował jego wysiłki zjednoczeniowe na terenie amerykańskim. Był w
bliskich kontaktach i stałej korespondencji z wieloma przedstawicielami
polskiego obozu niepodległościowego, w tym głównie ze wspomnianym gen.
Sosnkowskim, ale też z generałami: Andersem, Maczkiem, Kopańskim, Ziemskim,
Glabiszem czy Odzierzyńskim. Wiele kwestii odnoszących się do spraw polskich,
nie zrażając się podziałami partyjnymi, omawiał również z Tadeuszem
Bieleckim, Franciszkiem Wilkiem, Juliuszem Poniatowskim, Bronisławem Hełczynskim
czy Stefanem Soboniewskim. Jednym z najbliższych przyjaciół Gierata był
Kazimierz Sabbat – przewodniczący Egzekutywy Zjednoczenia Narodowego, a później
premier rządu i prezydent RP na uchodźstwie. Jak bliska była to przyjaźń świadczy
treść ich korespondencji, w której Sabbat konsultował z Gieratem szereg
niezwykle istotnych kwestii dotyczących emigracji politycznej, nakłaniając
m.in. do objęcia przewodnictwa w Radzie Jedności Narodowej w USA.
Gierat
twierdził, iż Polska straciła niepodległość i stała się państwem całkowicie
zależnym od wschodniego mocarstwa nie tylko na skutek polityki Rosji sowieckiej,
ale też naszych niesolidnych aliantów czasu II wojny, jak również błędnej
polityki polskiej w wykonaniu grupy odwetowej wobec sanacji z gen. Władysławem
Sikorskim, a potem Stanisławem Mikołajczykiem na czele. Krajowych komunistów
nazywał „pomniejszycielami Ojczyzny i szkodnikiem działającym przeciw jej
rozwojowi gospodarczemu i przeciw jej dobremu imieniu w całym świecie”.
Dlatego potępiał ich – jak mówił podczas jednego z przemówień w 1966 r.
– „za podrywanie autorytetu Polski i jej dobrego imienia, oraz jej tradycji
wolnościowych, którymi szczycili się rządzący Polską.(...) za wyrządzanie
Polsce krzywdy politycznej i ośmieszanie jej w świecie”, potępiał „ich
zacofanie i niezrozumienie czasów, w których żyjemy”. Politykę
zagraniczną PRL-u Gierat postrzegał jako drobny element globalnej polityki
sowieckiej. Zawsze głosił, że de facto PRL, jako państwo pozbawione
suwerenności, nie posiada własnej polityki zagranicznej, a jedynie wykonuje
zlecone przez Rosję sowiecką doraźne posunięcie polityczne skierowane na
zewnątrz bloku wschodniego. Z tego powodu w swych licznych przemówieniach i
artykułach nie rozwodził się nad takim czy innym układem podpisywanym przez
warszawskie władze komunistyczne z takim czy innym państwem. Wyjątek stanowiła
tylko kwestia zabiegów władz PRL-u w kierunku uznania trwałości granicy na
Odrze i Nysie Łużyckiej. Gierat tu twierdził, że bez względu na to kto tą
sprawą aktualnie się zajmuje, należy go wspierać, gdyż – jak pisał –
„ustroje w państwach się zmieniają, a straconego raz terytorium na ogół
się nie odzyskuje”. Gierata generalnie bardziej interesowały wydarzenia
krajowe, zwłaszcza w kontekście sytuacji narodu polskiego, który wbrew własnej
woli znalazł się w okowach obcego mu ustroju politycznego, i który jego
zdaniem musiał przetrwać w jak najlepszej kondycji, by po upadku systemu jałtańskiego
móc odbudować własną państwowość. Dlatego nie obce mu było położenie
Polaków w Kraju, ich sytuacja materialna i kondycja psychiczna. Gierat widział
dużą rolę uchodźstwa politycznego w walce Polaków o własne państwo. Zdawał
sobie sprawę, że istnienie emigracji niepodległościowej nie daje zapomnieć
światu o krzywdzie Polski doznanej po zakończeniu II wojny światowej. I
dlatego właśnie zwracał tak dużą uwagę na tę część polityki
zagranicznej PRL-u, która skierowana była właśnie na zminimalizowanie
znaczenia tegoż uchodźstwa wszędzie tam, gdzie było ono obecne. Mimo
zaangażowania w różnych ważnych dla Polonii strukturach organizacyjnych,
Gierat w USA był przede wszystkim działaczem kombatanckim. Od razu po
przybyciu do Stanów podjął wysiłek stworzenia silnej organizacji byłych żołnierzy
PSZ w postaci Stowarzyszenia Polskich Kombatantów, którego potem był
wieloletnim prezesem. Kilka lat później z powodzeniem współtworzył i
realizował koncepcję stworzenia Federacji Światowej SPK. Organizacja, której
przewodził miała program jasno sprecyzowany. Jego najważniejsze punkty to:
„Polska wolna i niepodległa, bez wojsk rosyjskich na jej terytorium; Polska w
granicach na Odrze i Nysie na zachodzie oraz wedle traktatu ryskiego na
wschodzie; Polska stanowiąca o własnym losie i formach ustroju państwowego
oraz posiadająca takie same prawa w życiu międzynarodowym, jakie przysługują
innym krajom europejskim.” Popularyzacja tego maksymalistycznego – jak wówczas
mówiono – programu była głównym aspektem działalności niepodległościowej
w kombatantów w USA. Program ten realizowano poprzez szeroko zakrojoną akcję
kulturalno-oświatową wśród Polonii, samopomoc koleżeńską, przez
zabieranie głosu we wszystkich sprawach polskich, inicjowanie i organizowanie
imprez patriotycznych lub demonstracji (np. podczas wizyty Gierka w USA), przy
udziale zapraszanych władz federalnych, stanowych i miejskich, jak również
przez listy i petycje słane na adres Białego Domu. Gierat
dużo energii poświęcał zwalczaniu przedstawicielstw komunistycznych PRL-u na
gruncie amerykańskim. Ostrzegał działaczy polonijnych przed niebezpieczeństwem
jakie niesie za sobą dywersyjna akcja czynników reżymowych wśród Polonii,
uskuteczniana przez różne komitety, zbiórki, odczyty, filmy, wydawnictwa i
biuletyny nadsyłane z Kraju. Twierdził, że akcja ta ma na celu zniszczenie
emigracji politycznej i uniemożliwienie jej odgrywania tej roli, jaka z natury
rzeczy przypada wolnej części uciemiężonego narodu.
Dlatego
podkreślał potrzebę odgradzania się od wszelkich kontaktów z
przedstawicielami reżymu, uznając jednocześnie konieczność wymiany poglądów
z rodakami w Kraju. Przestrzegał przed przyjmowaniem paszportów konsularnych,
bo takie działanie było, według niego, aktem dobrowolnego uznania władzy
komunistycznej. Kto zresztą przyjął paszport konsularny nie mógł być członkiem
SPK. W licznych przemówieniach i artykułach występował przede wszystkich
przeciw Towarzystwu Łączności „Polonia”, którego głównym zadaniem było
m.in. zneutralizowanie Polonii poprzez pozbawienie jej charakteru politycznego.
Uzasadniając swoje działanie pisał: „Nie ma w Kraju swobodnych i niezależnych
instytucji społecznych. Poza Kościołem Katolickim wszystkie inne jest
organizowane przez partię komunistyczną lub powołane za zgodą reżymu dla
dezorientacji opinii publicznej zagranicą lub dla bałamucenia emigracji
politycznej.(...) Tam powstają tylko instytucje społeczne, które są miłe
Rosji sowieckiej lub też obliczone na robienie dywersji wśród emigracji
polskiej.(...) SPK nie uznaje reżymu warszawskiego za legalny rząd Polski, a
jedynie traktuje go jako agenturę sowiecką. Z tego powodu nie utrzymujemy
stosunków z placówkami dyplomatycznymi reżymu warszawskiego. Nie chcemy również
nic mieć wspólnego z agendami tegoż reżymu działającymi zagranicą pod
przykrywką pseudospołecznych i pseydopatriotycznych stowarzyszeń”. Jako
prezes „amerykańskiego” SPK Gierat godnie reprezentował swą organizację
w Kongresie Polonii Amerykańskiej, która od początku była najpoważniejszym
ugrupowaniem zwalczającym kontakty Polonii z przedstawicielami – jak mówił
– „reżymu warszawskich komunistów”. Na skutek podejmowanych przez niego
działań wielu kolaborantów zostało z Kongresu usuniętych, a VII Konwencja
KPA w Cleveland z 1968 r. w powszechnym mniemaniu stała się wielkim zwycięstwem
idei niepodległościowej. Gierat i jego towarzysze z SPK przeforsowali
mianowicie zasadę, wedle której osoby mające jakiekolwiek powiązania z
komunistami z PRL-u, czy ich placówkami dyplomatycznymi oraz osoby pobierające
od tych komunistów bezpośrednie lub pośrednie świadczenia, nie tylko nie mogły
zasiadać we władzach centralnych i stanowych Kongresu, ani też być nawet
jego zwykłymi członkami. Tę wybitnie niepodległościową linię polityczną
Kongresu nie bez przeszkód Gierat starał się utrzymywać przez cały okres
swego w nim członkostwa. Prezes
SPK w USA odważnie wytykał i piętnował osoby utrzymujące kontakty z
pracownikami konsulatów PRL-u, nie bacząc na zajmowane przez nich stanowiska
czy pozycję w szeregach Polonii. Sztandarowym przykładem jest tu prezes
Fundacji Kościuszkowskiej prof. Eugeniusz Kusielewicz, który w przeciwieństwie
do swego poprzednika Stanisława Mierzwy uskuteczniał zażyłe kontakty z
komunistami. Lista tego typu nazwisk jest długa. Gierat miał za złe części
naukowców polonijnych, że dają się wciągać w przedsięwzięcia
organizowane przez komunistów zarówno w USA, jak i PRL-u, że się spotykają
z dygnitarzami reżymowymi czy uczestniczą w obchodach kolejnych rocznic ku
czci zaprowadzenia w Polsce zbrodniczego systemu. Uważał, że naukowcy ci dają
tym samym zły przykład innym. Dlatego jednoznacznie negatywnie odnosił się
do proponowanych przez reżym kontaktów naukowych i samego zainteresowania
naukowców z PRL-u zagadnieniami Polonii amerykańskiej. Kiedy w Krakowie,
Warszawie, Poznaniu i Lublinie powołano instytuty naukowe dla – jak informował
docent Hieronim Kubiak – „badania przeszłości i teraźniejszości Polonii”,
apelując na krakowskim Forum Polonijnym z 1974 r., by jego uczestnicy szukali
tego, co może łączyć Kraj i emigrację, by działać w myśl zasady „Dobro
Rzeczypospolitej najwyższym prawem”, Gierat pisał: „Ten akord końcowy nie
jest szczery; w założeniu tkwi obłuda. Emigracja i Polonia zagraniczna inną
treść podkłada pod hasło „Dobro Rzeczypospolitej”. Młodzież nasza poza
krajem wychowuje się na innych ideałach niż komunistyczne. Mamy wątpliwości,
czy gromadzenie materiałów archiwalnych Polonii w kolegium w Pogorzałach pod
Krakowem, w wyłącznym posiadaniu komunistów, wyszłoby Polonii na dobre. Nie
chcemy dzieł fałszowanych, nie chcemy oglądać oblicza Polonii w krzywym
zwierciadle(...) Obawiamy się, że zakłady do badania Polonii, nie będą
pracować naukowo i rzetelnie – choćby dlatego, że nikt Polonii nie pytał,
nie konsultował na temat projektów i programów czy celów kierownictwa. Widać
Polonia, zwłaszcza amerykańska, ma być królikiem doświadczalnym dla
komunistów warszawskich”.
W innym zaś miejscu dodawał: „Polonia w wolnym świecie nie potrzebuje
uszczęśliwiania na modłę komunistyczną. Od 100 lat samorzutnie się
zorganizowała, żyje i działa o własnych siłach. Natomiast los dwóch milionów
Polaków w imperium sowieckim, bez opieki, bez organizacji, bez książki ani
gazety polskiej, powinien stać się szczególnym przedmiotem troski i badań
nowo powstałych instytutów. Polacy w kraju i w diasporze bardzo pragną
rzetelnych studiów nad swymi rodakami na Litwie, Białorusi, Ukrainie, a zwłaszcza
na Syberii.(...) Polonia w Rosji jest druga na świecie – ale głucho o niej,
nikt nie pyta czemu młodzież polska z Sowietów nie przyjeżdża na kursy
uniwersyteckie ani obozy letnie do PRL”. To, co głosił Gierat w Stanach
Zjednoczonych oczywiście nie wszystkim z Polonii się podobało. Osoby, które krytykował
– a które, co ciekawe, do dziś wymieniają na jego temat złośliwe uwagi
– nie mieli chyba większych wątpliwości dlaczego czasem na ścianach ich
domów – jak to miało miejsce w Chicago w 1974 r. – pojawiały się
wymalowane czerwoną farbą sierpy i młoty. Komuniści w USA nie mieli też wątpliwości
kto jest tego sprawcą. Nie mając jednak dowodów, pisali w swej prasie o „terrorystach”
z ośrodkiem kierowniczym w Nowym Jorku. Jako
prezes SPK, Gierat dużo uwagi poświęcał młodzieży. Popierał finansowo z
funduszy Stowarzyszenia szkoły sobotnie i różnego rodzaju imprezy młodzieżowe.
Jego posiadłość w Bethlehem w stanie Connecticut, była nie tylko miejscem
zjazdów czołowych działaczy polonijnych i środowiska naukowego w Ameryce, co
nosiło nazwę „rekolekcji ideowych”, ale służyła również organizowaniu
zlotów młodzieżowych, w tym głównie harcerzy, wśród których aktywnie
udzielała się z kolei jego żona Ewa. Gierat dla harcerzy był – jak sami
napisali – „uosobieniem Wielkiego Polaka, który całe swoje życie poświęcił
dla Ojczyzny”. Do
jego sukcesów organizacyjnych zaliczyć można inicjatywę stworzenia Cmentarza
Kombatanckiego w Amerykańskiej Częstochowie czy zorganizowanie części
funduszy na pomoc dla Ambasady Polskiej przy Watykanie, już po cofnięciu jej
uznania przez Stolicę Apostolską i obcięciu stałej dotacji Konferencji
Biskupów Amerykańskich. Nieprzeliczalną wartością wydaje się też liczba
osób z tzw. starej Polonii, którym uświadomił tragizm sytuacji, w jakim
znalazła się Polska po II wojnie i konieczność wytężonej pracy na rzecz
zmiany tego stanu. Sukcesem zakończyła się też zapoczątkowana przez niego w
1954 r. wizytą u Prezydenta Eisenhowera akcja przyznania polskim kombatantom
przez administrację amerykańską praw weterańskich. Mimo wielu przeszkód,
Gierat doprowadził do konferencji waszyngtońskiej POLONIA` 75, w konsekwencji
czego w 1978 r. powstała Rada Koordynacyjna Polonii Wolnego Świata. Publicznie
zaatakowany przez Stefana Korbońskiego, który w jego zapowiedziach prasowych
na temat konferencji dopatrywał się chęci nawiązania przez Polonię współpracy
z reżymem komunistycznym, ostro odpowiadał: „Jeśli od lat zajmowałem się
sprawami politycznymi, to nigdy nie był to mój zawód życiowy, robiłem to za
własne ciężko zapracowane pieniądze, nie byłem na jakimkolwiek stypendium.
Posądzenie mnie o jakąkolwiek chęć uznania rządu komunistycznego jest
krzywdzące, bowiem nie miałem nigdy kontaktów z aparatem reżymu, czego p.
Karboński o sobie powiedzieć nie może, jako że razem z Mikołajczykiem
kolaborował z Bierutem i nie odegrał roli Rejtana, gdy Mikołajczyk jako
wicepremier u Bieruta podpisywał w Moskwie oddanie Sowietom ziem wschodnich. A
kiedy koncepcja ugody powrotników emigracyjnych z Sowietami przegrała i Mikołajczyk
z Korbońskim uciekli z Polski, to w Ameryce prowadzili politykę polską poza
legalnym rządem RP w Londynie”. Następnie dodawał:
„Moja postawa wobec Sowietów i ich wielkorządców w Polsce pozostała
niezmiennie bezkompromisowa.(...) Publicznie piętnowałem kolaborantów i
dwustołkowców, tak w Polonii, jak i wśród emigracji żołnierskiej i nic nie
skłania mnie do zmiany tej postawy”. Konferencja waszyngtońska nie była
straconym czasem. Jak napisał historyk Wojciech Roszkowski: „zahamowała
upadek emigracji politycznej i zapoczątkowała jej wyjście z impasu
spowodowanego zmianą pokoleń, asymilacją oraz fatalną koniunkturą międzynarodową
początkowego okresu „detente”.” Stanisława
Gierata w USA zwalczali i sami komuniści. Szczególnie detroicki „Głos
Ludowy” upodobał sobie ataki na jego osobę. Gierata i cały Zarząd Główny
Stowarzyszenia określano tam zwykle jako „spółkę z piekła rodem”, która
– jak pisano na łamach wspomnianej gazety w 1975 r. – „od trzydziestu
lat warcholi się na Polonii i rozkłada naszą grupę etniczną na obydwie łopatki.(...)
Mnie – pisał jeden z redaktorów „Głosu...” – bardzo zaciekawiło życzenie
wszelkiej pomyślności i błogosławieństw jakie nadesłał [dla SPK – przyp.
P.K.] z Polski ksiądz prymas Wyszyński. SPK jest organizacją antypaństwową.
Jej cele w stosunku do Polski Ludowej są krwiożercze i jak najbardziej
wywrotowe. Czy ksiądz prymas udzielając swego błogosławieństwa nie staje w
jednym szeregu z takimi ludźmi jak różne Gieraty i Krzyżanowscy? Czy tego
rodzaju błogosławieństwa warchołom z SPK nie stawiają go za nawias polskiej
praworządności?” Gierat dla komunistów w USA był solą w oku. Nic też
dziwnego, że w ci swej prasie dotowanej tysiącami dolarów przez odpowiednie
agendy PRL-u, ubolewali, że kombatanci podczas corocznej Parady Pułaskiego „zawsze
byli najbardziej zdyscyplinowaną grupą na Polonii i – jak pisali w tonie
oburzenia – zjawiali się z transparentami o treści antypolskiej – co należy
czytać antypeerelowskiej – i antysocjalistycznej”. Sam Gierat określany był
jako „mąciciel chyba najwytrawniejszy”, „zawodowy antykomunista”, „chłop
z urojenia”, „macher sanacji”, „wichrzyciel” itd.
Warto
dodać, że Gierat był też aktywny w Radzie Instytutu Józefa Piłsudskiego w
Ameryce. Zwalczając publikacje powstałe z inicjatywy reżymu, jak np. wielce
kontrowersyjną książkę „Poland”, przy jego wydatnym współudziale
Instytut wydał wiele cennych prac historycznych, m.in. „O Zjednoczenie i
legalizm” Tadeusza Katelbacha czy angielską wersję „Roku 1920” Marszałka
Piłsudskiego. Otwarcie sekundował też Katelbachowi w jego batalii z o. Michałem
Zembrzuskim, który utrzymywał kontakty z przedstawicielami reżymu, co stanowi
jeden z wątków tzw. sprawy Amerykańskiej Częstochowy. Nie bez przyczyny
zatem prezes Instytutu prof. Wacław Jędrzejewicz pisał o Gieracie, iż „zawsze
wierny wskazaniom Józefa Piłsudskiego,(...) był nieprzeciętnej miary
bojownikiem o niepodległość Polski, posiadał wielką dynamikę działań i
niezłomny charakter”. Z kolei współpracujący z Gieratem na forum Polskiego
Komitetu Imigracyjnego dyrektor wykonawczy tejże organizacji, a potem wysoki
urzędnik federalnej administracji amerykańskiej Władysław Zachariasiewicz,
który w latach 70-tych z racji ożywienia kontaktów państwowych PRL-USA, urzędowo
zobowiązany był w ramach delegacji amerykańskiej do nie tolerowanego przez
Niezłomnych uczestnictwa w imprezach z udziałem wysokich rangą członków
PZPR, przez co musiał zresztą rozstać się z SPK, po latach napisał: „Stanisław
Gierat swoim nieskazitelnym charakterem i niezłomną postawą ideową, ale też
doskonałym wyczuciem politycznym, budził szacunek nawet u tych, którzy nieraz
nie podzielali jego surowych ocen i poglądów politycznych. Nie poszedł nigdy
na kompromis z narzuconymi Polsce komunistycznymi wasalami. Do końca wierny żołnierskiej
przysiędze, stał twardo na gruncie legalizmu władz „londyńskich” i
uznawał autorytet zmieniających się Prezydentów RP. Sprzeciwiał się
wszelkim odchyleniom lansowanym przez niektóre środowiska polityczne emigracji.
Będąc prezesem SPK w Stanach, nie pełnił tej funkcji tylko formalnie – był
mózgiem i ojcem ideowym Stowarzyszenia. Był jedną z czołowych postaci obozu
niepodległościowego na emigracji”. Na
uwagę zasługuje również fakt, iż w 1975 r. Gierat był obok profesorów:
Andrzeja Ehrenkreutza i Jerzego Lerskiego, założycielem i członkiem władz Północnoamerykańskiego
Studium Spraw Polskich, które jako pierwsze opublikowało i rozpowszechniło
poza Krajem program Polskiego Porozumienia Niepodległościowego, informowało
Kongres USA o konkretnych przykładach łamania praw człowieka w PRL-u, jak też
bardzo aktywnie wspierało opozycję antypeerelowską w Kraju. Z kolei w
porozumieniu z Jerzym Giedroyciem, z którym zasadniczo się nie zgadzał i często
spierał, ale którego dobrze znał od czasów 2 Korpusu, od 1976 r. skutecznie
organizował pomoc finansową dla działaczy kierownictwa Komitetu Obrony
Robotników, którym wówczas przydzielił z terenu USA tzw. „niańki”, a którzy
obecnie byli lub są nadal polskimi parlamentarzystami. Co należy podkreślić,
Gierat miał też osobiste kontakty z różnymi przedstawicielami opozycji, których
– jak na przykład Jerzego Turowicza – gościł w swoim domu w Bethlehem, i
z którymi omawiał nie tylko sprawy krajowe, ale i te dotyczące uchodźstwa
politycznego. Należy jednak podkreślić, że mimo tego, nie łączył z działalnością
opozycji w PRL-u kwestii odzyskania przez Polskę niepodległości,
konsekwentnie twierdząc, iż zależeć ona będzie przede wszystkim od pomyślnej
dla Polaków koniunktury politycznej na świecie, z czym miał się wiązać
upadek systemu jałtańskiego. I tego przekonania nie zmienił do końca życia.
Prywatnie, w listach do przyjaciół, wyznawał jednak, że: „W naszym
pokoleniu Polska nie ma szans na uzyskanie niepodległości”. Jan
Nowak-Joziorański, który z różnych powodów i w różnym czasie stykał się
z Gieratem czy też wymieniał poufną korespondencję, w momencie śmierci
prezesa SPK napisał, iż odejście tego człowieka było „straszliwą stratą
dla sprawy polskiej. Będzie – dodawał – bardzo brakowało nam Jego
charakteru, odwagi przekonań, kwalifikacji przywódczych i niezłomnej postawy
niepodległościowej, która hamowała oportunistów i podtrzymywała innych”.
Z kolei naczelny komendant Stowarzyszeniu Weteranów Armii Polskiej w
Ameryce Ryszard Rudnicki twierdził, iż Gierat był „wzorem gorącej miłości
dla Polski, wzorem Bojownika i Misjonarza, który w słowie i w piśmie
bezkompromisowo, wytrwale i entuzjastycznie domagał się Sprawiedliwości dla
Polski oraz uprawnień i szacunku dla Jej najlepszych Synów, walczących i
krwawiących
na wszystkich krańcach świata, na lądzie, na morzu i w powietrzu o
Polskę Całą, Wolną i Niepodległą.” Wśród wielu listów, jakie po śmierci
męża otrzymała żona Gierata, Ewa, były też kondolencje z Kraju.
Charakterystyczne, że cenzura krajowa wstrzymała druk nekrologu Gierata w „Życiu
Warszawy”, a w krakowskim „Tygodniku Powszechnym” pozwolono tylko na krótką
informację o jego śmierci, w której zakazano wspominać o pozycji zmarłego
na uchodźstwie. Sam
Stanisław Gierat często zadawał głośno pytanie: „Czy jest nadzieja, że
Polska odzyska niepodległość, a naród polski będzie miał swobodę wyboru
ustroju politycznego oraz decydowania o własnym losie?”
Chociaż w to gorąco wierzył, niestety, nie doczekał upragnionej
niepodległości, nie doczekał nawet czasów „Solidarności”. Zmarł 30
maja 1977 r. Został pochowany z niezwykłymi honorami na Cmentarzu w Amerykańskiej
Częstochowie w Doylestown w stanie Pensylwania. Ten jeden z najokazalszych
pogrzebów w dziejach Polonii amerykańskiej, na którym przemawiał m.in.
ówczesny premier rządu RP na uchodźstwie Kazimierz Sabbat, był niewątpliwie
wyrazem zbiorowego hołdu Polaków dla jego niezłomnej postawy niepodległościowej. Opracowanie: dr Piotr Kardela |