Skandal wyborczy na Greenpoincie 2000r.

 

   Polonia nowojorska jest bardzo aktywna, jeśli chodzi o tak ważną sprawę, jak wybory parlamentarne, czy prezydenckie w Polsce. W polonijnych redakcjach przed wyborami wzrasta liczba telefonicznych opinii na temat poszczególnych kandydatów, wzrasta poczytność pism, ożywiają się dyskusje w zakładach pracy i gronach towarzyskich. Niejednokrotnie zaobserwowałam, że przeciętnemu Polonusowi zamieszkującemu kilka tysięcy mil od kraju często bardziej leży na sercu kto będzie prezydentem Polski, niż niejednemu Polakowi znad Wisły. Radosnym dla Polonii faktem jest, że po raz pierwszy w tym roku Polonia łaskawie została dopuszczona do ewentualnej drugiej tury wyborów, co świadczy o tym, że wreszcie nas dostrzeżono i to jakby lekko przełamało stereotyp myślenia o nas, że "jesteśmy szczurami, które uciekły z tonącego okrętu" (słowa pani Danuty Wałęsowej, która przyjechała w imieniu męża prezydenta po odbiór jakiejś ważnej nagrody do USA).
   Kiedy przeczytałam komunikaty przedwyborcze nadesłane z Konsulatu Polskiego w Nowym Jorku, zdziwiłam się nieco, że oto mam przed sobą listę z mniejszą niż dotychczas liczbą punktów wyborczych w stosunku do ubiegłch lat. Konsekwencją takiej, a nie innej decyzji Państwowej Komisji Wyborczej, której przedstawicielstwem za granicą są ambasady i konsulaty, był tryb przeprowadzenia wyborów i skandal z nim związany, który doprowadził do wściekłości zwłaszcza wyborców z Nowego Jorku. Na tak dużą metropolię, która jest drugim po Chicago pod względem liczby osiadłych w USA skupiskiem Polaków zorganizowano tylko... dwa punkty wyborcze. Jeden w Konsulacie RP na Manhattanie, a drugi w Polskim Domu Narodowym na Greenpoincie. Zlikwidowano punkt wyborczy w Passaic (N. J.) i w Centrum Polsko-Słowiańskim na Greenpoincie.
   Do punktu wyborczego w PDN reprezentacja "Tygodnika Nowojorskiego" przybyła o godzinie 6 wieczorem. Przyjechaliśmy, by nie tylko oddać głos, ale porozmawiać o nastrojach przedwyborczych na krótko przed zamknięciem urn. Sytuację, jaką zastaliśmy na miejscu głosowania, trudno określić jako drobne potknięcie. Oburzenie wyborców sięgało zenitu.
   Po pierwsze: kolejki do głosowania kończyły się na zewnątrz Polskiego Domu Narodowego, a było ich kilka. Trudno było zorientować się dokąd prowadzą, w której należy stanąć, by po wielkich "bojach" dotrzeć do celu. W kolejkach trwały zażarte dyskusje na temat kandydatów, zaś preferencje były różne. Ogólnie wyborcy twierdzili, że nie mamy po raz kolejny na kogo głosować. Młodzi optowali za "prezydentem wszystkich Polaków", starsi przypominali młodszym stany wojenne, mordy na księżach i puste półki sklepowe, na których w okresie propagandy sukcesu stały słoiki z musztardą i ocet. Najwięcej jednak kłopotów sprawiał wyborcom sam proces głosowania, czyli skąd wziąć karty do zarejestrowania się, a później karty do głosowania. Zamęt był bardzo duży, zwłaszcza, że komisja wyborcza była oblegana przez tłum, nie było nikogo na sali, kto udziełby jakiejkolwiek informacji. W pewnym momencie jacyś dowcipnisie, którzy chcieli zwrócić uwagę organizatorów na panujący zamęt, chcieli wynieść urnę wyborczą. Podnieśli ją, przedefilowali wokół, ale postawili ją z powrotem, bowiem nikt nie zareagował. Gdyby urna zginęła, też pewnie nikt by nie zauważył.
   W żadnym miejscu sali nie było informacji jak uniknąć błędów w głosowaniu. Ja dla przykładu, nie wiedziałam, że na karcie do głosowania powinny być dwie pieczęcie: komisji krajowej i lokalnej. Z tego co pamiętam, na mojej karcie do głosowania była jedna pieczątka, ponieważ na 9 osób w komisji przydzielony był tylko jeden stempel... Nie wiem więc, czy mój głos był ważny. Spotkałam panią, która miała trzy karty do głosowania. Ile było takich osób? Najgorsze w tym całym zamieszaniu było, to że wiele osób, (na nasze szacunki 40-60 %) odeszło z PDN z kwitkiem, nie zagłsowało, bowiem nie chciało lub nie miało czasu czekać w trzygodzinnej kolejce, m. in. Zosia Żeleska i Eugeniusz Bobrowski. Kilku wyborców udało się, by oddać głos w konsulacie, gdzie kolejki były znacznie mniejsze. Inni obawiali się problemów z parkowaniem na Manhattanie, a jeszcze inni, zwłaszcza ci z odleglejszych zakątków Nowego Jorku nie pojechali, bowiem bali się czy trafią na Madison Ave.
   Żeby nie być gołosłowną, przytoczę kilka autentycznych wypowiedzi, by zobrazować co myśleli wyborcy na temat przebiegu głosowania.

   Andrzej Szczepaniec -absolwent Akademii sztuk Pięknych w Krakowie, artysta rzeźbiarz, projektant sztuki użytkowej, mieszkający na Greenpoincie: "To skandal! Przyszedłem po raz trzeci i po raz kolejny zastaję taki ścisk. Ja mogłem sobie pozwolić na trzykrotną wędrówkę, bo mieszkam niedaleko, ale widziałem osobę, która zwolniła się z pracy, długo czekała i, niestety, nie zagłosowała. Widziałem 20 do 30 osób, które z głosowania zrezygnowały. Myślę, że ta dezorganizacja przeprowadzona jest celowo, tak aby jak najmniej ludzi wzięło udział w tym patriotycznym akcie. Ja zagłosowałem na Andrzeja Olechowskiego, choć to były agent, ale gość z doświadczeniem i postać na te czasy. Poza tym popierają go takie postaci, jak Zbigniew Religa, czy Jan Nowak-Jeziorański.

   Pani Lucyna ze stanu New Jersey: "Totalny bałagan, punkt wyborczy powienien być przygotowany do takiej liczby głosujących, powinno być otwartych więcej punktów, a tu tymczasem zlikwidowano punkt w Passaic, do którego mam najbliżej. Mamy prawo do głosowania i nie wolno nam go odbierać!

   Tadeusz Sokal z Borough Park (N. Y.), pracownik Nursing Home-"Zastanawiam się jak w takich warunkach, w takim bałaganie można wybierać głowę państwa! Stoję tu już trzy godziny i nie wiem czy zagłosuję. To jest, proszę pani, specjalna robota. Wiadomo czyja! '

   Alina Kołodziejska z Warszawy (l. 50), mieszkająca na Greenpoincie: -"Jestem zdegustowana tym, co zobaczyłam. Chciałabym spełnić swój obywatelski obowiązek, ale nie wiem czy będę w stanie stać tu tak długo. To jest po prostu wielki skandal!

   Adam Grodecki, Brooklyn, pracownik jedenj z księgarń: -"Przede wszystkim za ten stan rzeczy winne są władze konsularne, które absolutnie są nieprzygotowane do przeprowadzenia wyborów. Byłem tu już trzy razy, po skończeniu pracy próbuję się dostać czwarty raz. "

 
 Ewa Łada z Brooklynu-: "Pytam kto jest odpowiedzialny za ten koszmar? 3 i pół godziny stoję w kolejce i jeszcze nie zagłosowałam. Ja jeszcze mogę postać, bo się uczę, ale mój mąż dzisiaj ciężko pracował i jest zmęczony. A przecież prawo do głosowania mają również Polacy za granicą. Będę głosowała na Andrzeja Olechowskiego, ponieważ był wprawdzie w SB, ale wykradał dla nas nowoczesną technologię z zachodu.

   Jan Choiński, Greenpoint: -"Nie pozwolono mi głosować, ponieważ posiadam wizę kanadyjską. Ale przecież mam ważny paszport polski do 2005 roku, wydany przez wojewodę białostockiego. Co to kogo obchodzi, jaką mam wizę, skoro posiadam ważny paszport? Mam licencję azbestową, amerykańskie prawo jazdy, opłacam podatki. Chciałem głosować na Krzaklewskiego.

   Rafał Łyko: (l. 24) pracownik budowlany-kompania ołowiowa. -"Pracowałem dziś od 7 rano do 6.30, więc kiedy mogłem zagłosować? A tu tymczasem chaos, brak koordynacji, totalne nieporozumienie, Głosuję na A. Kwaśniewskiego, interesuję się trochę polityką i uważam, że lepszego kandydata nie ma. (W tym momencie pan Rafał spotkał się z ripostą starszego pokolenia).
   Andrzej z Greenpointu-11 lat w USA: "Po raz pierwszy konsulat nie przygotował się do wyborów. Tylko dwa punkty wyborcze to nieporozumienie. Przyprowadziłem dziś córkę, która po raz pierwszy uzyskała prawo głosowania. A teraz się tego wstydzę. Jakie ona będzie miała wyobrażenie o Polonii, która jest lekceważona. 40 proc. wyborców wytrzyma tę sytuację, a reszta? To jest nic innego, jak utrącanie pewnej liczby wyborców.

   Janusz Sroka z Greenpointu: Ja nie mogłem zagłosować, ponieważ mam nieważny paszport polski. A ponad dwie godziny stałem w kolejce. Dlaczego wprowadzono zasadę tylko ważnych paszportów. Ja nie miałem czasu go odnowić, ciężko pracuję. To jest dyskryminacja. Czy ktoś, kto ma wygaśnięty termin ważności paszportu nie jest Polakiem?

   Maciej Stokłosa, 11 lat w USA: Te wybory to wielka improwizacja, liczenie na zasadę, że "jakoś to będzie". Konsulat powinien mieć orientację ilu będzie głosujących. To kpina, żeby zrobić dwa punkty wyborcze na cały Nowy Jork. Pewnie teraz nie są w stanie zrobić nic, więc tylko należy im współczuć. Będę głosował na A. Kwaśniewskiego. Alternatywą dla niego mógłby być A. Olechowski, ale z pewnym zastrzeżeniem. Dlatego, że rząd był AWS-owski, więc wskazane jest, by jedna strona mogła drugą kontrolować. Nie można dopuścić też do nadmiernego wpływu kościoła na sprawy państwa.

   Inż. Bolesław Bieliński (l. 60), pracownik Laudamachina, firmy produkującej części zamienne do maszyn. -: "Zastałem tu bałagan taki, że gorszeggo nie mogło być. Poprzednim razem każdy z głosujących podchodził do stolika z odpowiednią literą alfabetu, na którą zaczynało się jego nazwisko, a teraz? Byłem w Polsce, orientuję się w sytuacji gospodarczej. Chcę głosować na Jana Łopuszańskiego, dlatego, że jest w polityce nowy, może wniesie coś nowego. Przecież Polska potrzebuje oddechu, kiedy chciałem dojechać do Lublina, nie mogłem. Bilety wyprzedane, pociągi nie kursują...

   Mieczysław Kłoskowicz z rodziną przyjechał aż z Greenwich (Connecticut): -"Nie wiem czy się dopchamy do komisji i czy będziemy czekać. Przyjechałem z rodziną: żoną o trójką dzieci. One nie rozumieją tego, że mają czekać cierpliwie, płaczą marudzą. Proszę pani, to nic innego, jak polityczna prowokacja! Przecież wiadomo od lat, że kiedy Polonia głosuje, to zawsze bardziej na prawo. Nie mam żadnej wątpliwości, że pewnie te wybory "załatwił sobie" prezydent Kwaśniewski, który był tu ostatnio z wizytą... "

   Jak widać wśród moich rozmówców nie było żadnej pozytywnej opinii w ocenie organizacji wyborów. Słyszałam tylko jeden taki głos (pana wyglądającego na starego BOR-owca (Biuro Ochrony Rządu): "Najpierw się prześpi cały dzień, a potem pretensje, że nie można zagłosować! ". Może i tak, drogi panie. Nie należy zostawiać niczego na ostatnią chwilę, problem w tym, że kolejki w Polskim Domu Narodowym rozpoczęły się już po godzinie 10 rano.
 O ocenę sytuacji poprosiłam obecną na sali panią wicekonsul, Bogusławę Roszko. Miała raczej niewiele do powiedzenia na obronę. Tłumaczyła zaistniałą sytuację dużą frekwencją i przepisami PKW, które nie pozwalają na powołanie większej niż 9-cioosobowa komisji. Nie widziała w sprawie żadnej winy konsulatu, choć twierdzi, że konsulat ma orientację ile osób głosowało w latach ubiegłych. Winę upatruje również w tym, że przed wyborami zarejestrowało się tylko 700 chętnych do głosowania. Stwierdziła, że już przed szóstą rano ustawiały się kolejki. Komisja wyborcza nie miała nawet czasu na spożycie posiłku. Osoby bez ważnego paszportu nie mogły wziąć udziału w głosowaniu na podstawie nowej ustawy, więc to właśnie nowa ustawa reguluje takie sprawy.

   Polski Dom Narodowy był tego dnia miejscem, które przeżyło dwa oblężenia. Jedno opisane powyżej, zaś przed drugim wejściem czekała następna kolejka. O godz. 8 wieczorem miała się rozpocząć tradycyjna zabawa na tej samej sali, na której odbywało się głosowanie. Miałam okazję wysłuchać opinii również tej strony. Co mówili balowicze, pozwolę sobie nie cytować, bowiem nie pozwala na to wewnątrzredakcyjna cenzura obyczajowa. Ja zagłosowałam dopiero o godz. 22. 15, zaraz później lokal wyborczy zamknięto, mimo tego, że byli jeszcze chętni do głosowania.
   Zadać sobie należy pytanie: czy tak jak na Greenpoincie powinno wyglądać głosowanie na najwyższy urząd w państwie? Ile osób nie oddało głosu, ile głosów było nieważnych, czy wybory na Greenpoincie można uznać za ważne, skoro nie wszyscy mogli wziąć w nich udział.
 
   Nie chcę wyciągać daleko idących wniosków, ale w oparciu o zacytowane wypowiedzi nie można sądzić inaczej, że proces przygotowania wyborów był polityczną prowokacją, zważywszy na wyniki wyborcze. Aleksander Kwaśniewski nie wygrał w żadnym z punktów wyborczych w Nowym Jorku, jego okręgach, Chicago, Kanadzie, a także we wszytkich punktach poza granicami kraju. Brawo, Polonia! Wiem kto stracił podczas wyborów, nie wiem kto zyskał, jeśli chodzi o kandydatów. Na pewno na zamęcie zarobił bar w Polskim Domu Narodowym, spotkały się w nim bowiem obydwie grupy: podirytowanych wyborców i zdegustowanych balowiczów.

Krystyna Godowska