Jozef Nowak

 

Jozef Franciszek Nowak urodzil sie 1 wrzesnia 1918 roku w Nowym Saczu. Jego przygoda z lotnictwem zaczela sie w 1936 roku, kiedy byl jeszcze uczniem siodmej klasy gimnazjum staroklasycznego im. Jana Dlugosza. Ktoregos dnia dyrektor szkoly oglosil, ze Ministerstwo Spraw Wojskowych przyjmuje zgloszenia ochotnikow do sluzby w lotnictwie i poprosil chetnych o podniesienie reki. Zglosili sie wszyscy, nawet kilkunastu kandydatow do stanu duchownego. Wymagana byla zgoda rodzicow. Mimo lez matki ojciec zdecydowal, ze nadszedl czas, kiedy syn sam ma stanowic o sobie i podpisal sie pod jego decyzja. Poczatki nie byly latwe (strata jednego roku przez niedopatrzenie urzednika komisji lekarskiej, egzaminy teoretyczne trudniejsze moze niz maturalne, wreszcie wymagane ukonczenie kursu podchorazych piechoty).

Z tysiaca kandydatow, na wlasciwe szkolenie lotnicze zakwalifikowano dwustu osmiu. Pierwszym zajeciem kandydatow na lotnikow, ktorzy przybyli do Deblina w styczniu 1939 roku, byl udzial w pogrzebie dwoch kolegow starszego rocznika, ktorzy wlasnie rozbili sie w trakcie szkolenia. Po kilkumiesiecznym szkoleniu naziemnym rozpoczeto praktyczna nauke pilotazu i walki powietrznej. W obliczu zblizajacej sie nieuchronnie wojny szkolenie znacznie przyspieszono. Wlasnie, kiedy podchorazy Jozef Nowak rozpoczac mial szkolenie na bombowcach, wojna wybuchla. Wraz z innymi skierowany zostaje w poczatku wrzesnia do Rumunii, rzekomo po odbior nowych, angielskich samolotow, rozwoj wydarzen spowodowal jednak, ze krotko po 20 wrzesnia, po dramatycznych walkach odwrotowych przekroczyl granice wegierska. Internowany w obozie w Nagykata. Wobec duzego zapotrzebowania na personel latajacy, juz po krotkim okresie internowania skierowany zostaje do Francji, chociaz i to nie obylo sie bez przeszkod. Zostal bowiem, ni mniej, ni wiecej oskarzony o to, ze jest zbieglym Anglikiem, szpiegiem niemieckim, ktory stara sie wrocic do Anglii. Nieporozumienie udalo sie szczesliwie wyjasnic i plutonowy podchorazy Jozef Nowak "zdazyl" jeszcze wziac udzial w Kampanii Francuskiej.

Wojskowi francuscy nie darzyli Polakow zbyt duzym zaufaniem ("jacy moga byc z was zolnierze, jezeli w 39 roku broniliscie sie tylko kilka tygodni"). Wrazenia z tej kampanii odniosl bardzo ujemne: dezorganizacja, przestarzaly i marny, znacznie gorszy od polskiego, sprzet wojenny. W czasie walk odwrotowych w okolicach Lyonu cudem niemal uniknal smierci w czasie bombardowania. Ewakuacja z pokonanej Francji odbyla sie na weglowcu wskutek czego po wyladowaniu w porcie angielskim Liverpool, pokryci pylem weglowym zolnierze sprawiali bardziej wrazenie weglarzy, niz wojska. Centrum wyszkolenia lotnikow polskich byl Blackpool w srodkowej Anglii. Stamtad, po przeszkoleniu w Elementary Flying Training School (EFTS) i Service Flying Training School (SFTS), kierowano do Operational Training Unit (OTU), gdzie dokonywano ostatecznego zgrywania zalog. 25 czerwca 1942 roku, z takiego wlasnie OTU (nr 18) w Bramcote ppor. pilot Jozef Nowak polecial na swoj pierwsy lot bojowy, bombardowanie Bremy.

Otrzymuje przydzial do Dywizjonu Bombowego 300 Ziemii Mazowieckiej. Po wykonaniu kilku lotow w charakterze drugiego pilota zostaje dowodca zalogi. Do kwietnia 1943 roku odbywa 31 lotow operacyjnych (plus jeden lot niezaliczony - lot przerwany z powodu oblodzenia samolotu), po czym zostaje skierowany jako instruktor do OTU, gdzie przez nastepne dwa lata szkoli zalogi bombowe. W tym czasie odbyl tez trzy "dinghy search" - loty, ktorych zadaniem bylo odnajdowanie zestrzelonych nad kanalem La Manche lotnikow.

Kilka wypraw szczegolnie tkwi w pamieci.

Jeden z pierwszych lotow operacyjnych. Ppor. Nowak (jeszcze jako drugi pilot) prowadzi Wellingtona do celu. W komorach bombowych ladunek ponad czterech tysiecy funtow bomb. Samolot zostaje wyluskany z ciemnosci nocy przez reflektory artylerii i uchwycony w stozku swiatel koncentruje na sobie ogien dziesiatek dzial. Wydostanie sie ze "stozka" jest sprawa zycia i smierci. Samoloty bombowe nie sa stworzone do akrobacji lotniczych (szczegolnie z ladunkiem bomb), szybkosc tez nie jest ich najmocniejsza strona, jednak dzieki karkolomnemu manewrowi pilotowi udaje sie "zgubic" reflektory i "zainteresowanie" niemieckiej artylerii. W ten sposob ppor. Nowak zdaje, niejako, egzamin praktyczny z rzemiosla wojennego i wkrotce zostaje dowodca zalogi bombowca.

Cel - Duisburg, 6 wrzesnia 1942 roku. Wellington nie osiaga celu bombardowania z powodu postrzelenia i unieruchomienia lewego silnika. Por. Nowak decyduje o powrocie do bazy na pracujacym, prawym silniku (Wellington to bombowiec dwusilnikowy). Ladunek bomb, ktory w tej sytuacji stanowi szczegolnie niebezpieczny balast, zostaje zrzucony na przypadkowo odkryte lotnisko wojskowe nieprzyjaciela. Nad Anglia oczekuje ich gesta mgla, utrudniajaca odnalezienie naziemnych znakow swietlnych (beacons), kierujacych powracajace z zadania zalogi do ich baz. Pierwszy strzelec rozpoznaje jeden z "beacon'ow" jako wlasciwy i w kilka minut pozniej cos, co we mgle wyglada na oswietlony pas startowy macierzystego lotniska. Wszelkie jednak proby nawiazania lacznosci radiowej z rzekomym lotniskiem spelzaja na niczym, co wzbudza czujnosc dowodcy. Bombowiec podchodzi do ladowania i kiedy jest juz na wysokosci okolo 800 stop, pierwszy pilot katem oka widzi umykajaca pod samolotem jakas wieze, ktorej w okolicy lotniska byc nie powinno. W ostatniej chwili wyrywa uszkodzony samolot w powietrze i po niedlugim czasie odnajduje wlasne, tym razem prawdziwe, lotnisko. Wskutek bledu, popelnionego przez pierwszego strzelca w identyfikacji "beacon'u" bombowiec omal nie wyladowal na stacji kolejowej miasta Lincoln. Wieza nalezala do tamtejszej katedry, a rzekome swiatla pasa startowego to odbijajace sie w wodach rzeki swiatla oswietlajace biegnacy rownolegle tor kolejowy.

Essen, centrum niemieckiego przemyslu zbrojeniowego. Wiedza o tym zalogi i nie tai tego oficer prowadzacy odprawe w dniu 5 marca 1943 roku, ze jest to obszar najbardziej broniony przed atakami lotnictwa, a zatem najbardziej nasycony artyleria przeciwlotnicza. Zaloga Wellingtona ze znakami BH-S por. Nowaka otrzymuje zadanie dodatkowe - po dokonaniu bombardowania krazyc przez dwadziescia minut w okolicy i kierowac nad cel nadciagajace fale bombowcow. Lot ten i owe dwadziescia minut por. Nowak zapamietal jako, bodaj, najciezsze chwile w swoim zyciu. Rozrywajace sie dookola pociski artylerii przeciwlotniczej, eksplodujace samoloty rozrywane przez ich wlasne, smiercionosne ladunki przeznaczone dla wroga. Pandemonium. Z pieciu zalog, ktore dywizjon wyslal na to zadanie, powrocila tylko jedna. Kiedy po powrocie porucznik zdawal relacje sluzbowa z przebiegu nalotu, przysluchiwal sie jej gen. Wladyslaw Sikorski, ktory tego wlasnie dnia przebywal z wizyta w dywizjonie. Po zakonczeniu meldunku osobiscie zobowiazal dowodce dywizjonu do przedstawienia zalogi nr 146 do odznaczenia Orderem Wojennym VIRTUTI MILITARI.

Przeciwnikiem zalog bombowych byly nie tylko mysliwce i artyleria przeciwlotnicza nieprzyjaciela. Pogoda, kiedy dobra, chociaz sprzyjala nawigacji i wykonaniu zadania, pomagala rowniez nieprzyjacielowi. Kiedy zla, utrudniala wykonanie zadania i mogla spowodowac uszkodzenie, czy nawet zniszczenie samolotu. W czasie wykonywania jednego z zadan samolot por. Nowaka natrafil na obszar gwaltownych wyladowan elektrycznych, czyli po prostu, burze. Piorun zniszczyl antene radiowa bombowca, miedzy naelektryzowanymi lufami karabinow maszynowych wytworzyl sie luk elektryczny, tylny strzelec nie mogl nawet dotknac spustu swoich karabinow maszynowych bez obawy porazenia elektrycznego.

Po oficjalnym zakonczeniu wojny, odarty z marzen o sluzbie w lotnictwie Polski Niepodleglej, kpt. pilot Jozef Nowak latal jeszcze przez pewien czas w angielskim lotnictwie transportowym, zrazony jednak niechetnym, czy wrecz wrogim nastawieniem spoleczenstwa angielskiego do bylych sojusznikow, zdecydowal sie wraz z zona na emigracje do Kanady.

Wsrod odznaczen, poza KRZYZEM SREBRNYM ORDERU WOJENNEGO VIRTUTI MILITARI (nr 8310) posiada z wazniejszych: KRZYZ WALECZNYCH (trzykrotne nadanie), francuski CROIX DE GUERRE i angielski AIR CREW EUROPE STAR. Zapytany, czy z posiadanym bagazem doswiadczen wojennych znow podnioslby reke, jak wtedy w szkole, w 1936 roku, kiedy poszukiwano kandydatow na bohaterow, odpowiada - NIE. Z dwustu osmiu podchorazych jego rocznika w SZKOLE ORLAT, wojne przezylo trzydziestu szesciu.