Grudzien 1970

Powstanie grudniowe 1970 roku pozostawiło w pamięci mieszkańców Trójmiasta niezatarte ślady. Stało się cząstką historii "mówionej", bardziej dramatycznej i trwalszej niż historia pisana, nadzorowana przez cenzurę.
Już w trakcie powstania komuniści przeprowadzili wielokrotnie praktykowaną w różnych krajach operację pacyfikacyjną, polegającą na wymianie grupy rządzącej, ograniczonej krytyce poprzedniej ekipy i stworzeniu pozorów wielkich zmian. Edward Gierek zadał stoczniowcom dramatyczne pytanie: "Pomożecie!?", i wielu uwierzyło w jego dobre intencje. Zadbano też o "właściwy", oficjalny obraz tego, co się wydarzyło. "Słuszny" protest stoczniowców został wykorzystany przez "chuliganów i wichrzycieli", którzy "szli na rękę" nie tylko różnym "elementom antysocjalistycznym", lecz także "rewizjonistom niemieckim". Głównymi ofiarami mieli być milicjanci, których regionalna Telewizja Gdańsk pokazywała w szpitalach. Zafałszowano najważniejsze fakty i liczbę ofiar, a wszystko nazwano eufeministycznie "wydarzeniami grudniowymi".


Ten oficjalny, ocenzurowany obraz Grudnia budził w mieszkańcach Trójmiasta różne reakcje: śmiech, szyderstwo, złość. Im bardziej załamywał się gierkowski "cud gospodarczy", oparty na zagranicznych kredytach, tym bardziej utrwalała się legenda Grudnia, wokół której rodził się najważniejszy przełom w dziejach PRL-u - sierpień 1980.
Pod koniec lat 70. pamięć o Grudniu przybrała formy zorganizowane. Pojawiły się z jednej strony struktury Wolnych Związków Zawodowych (jako pierwszy stworzył je Kazimierz Świtoń na Śląsku), z drugiej zaś - ruch studencki (Studenckie Komitety Solidarności). W Gdańsku, pod pomnikiem Jana III Sobieskiego, studenci z SKS oraz Tadeusz Szczudłowski, jako przedstawiciel Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, organizowali od roku 1977 manifestacje z okazji 3 Maja i w Święto Niepodległości. Poprzedzały je Msze św. w intencji Ojczyzny w bazylice Najświętszej Maryi Panny. Działacze WZZ, szukając własnej tożsamości, odwoływali się do Grudnia, organizując spotkania rocznicowe pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej (wówczas im. Lenina).
Te rocznice były dla gdańskiej bezpieki okresem "podwyższonej gotowości bojowej". Cel główny organizowanych przez komunistów kontrakcji specjalnych był jasny: zabić pamięć Grudnia, nie pozwolić, by garstka działaczy WZZ objęła "rząd dusz" nad ludźmi spragnionymi prawdy zarówno o roku 1970, jak o Polsce w ogóle.

"Impreza z rozmachem"
Gdyby użyć języka SB, należałoby powiedzieć, że ostatnią przed wielkimi strajkami Sierpnia "imprezą" Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża była rocznicowa manifestacja pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej.
Bardzo wcześnie, bo już na 6 tygodni przed tym wydarzeniem, na biurku dyrektora Biura "B" MSW w Warszawie, płk. Krawczyka, pojawiło się pismo z nadrukiem "tajne", podpisane przez zastępcę komendanta wojewódzkiego MO ds. Służby Bezpieczeństwa w Gdańsku, płk. Jaworskiego. Pismo zawiera informację, że elementy antysocjalistyczne w Gdańsku zamierzają 16 grudnia "wygłosić przemówienia o wrogiej treści oraz złożyć wieńce i wiązanki kwiatów". Niepokój Jaworskiego budzą zapowiedzi, że "impreza ma być zorganizowana z dużym rozmachem". "Z tego też względu proszę Towarzysza Dyrektora o delegowanie do dyspozycji Wydziału ´B´ KW MO w Gdańsku pięciu sekcji obserwacyjnych, składających się z doświadczonych wywiadowców. Winni być wyposażeni w aparaturę radiową nasobną, fotograficzną, radiowozy, szatnię operacyjną oraz pieniądze". Towarzysze z Warszawy przychylili się do tej prośby.
21 listopada Jaworski zatwierdza "Koncepcyjny plan działania" ("Tajny, specjalnego znaczenia"). Celem planu jest "ograniczenie bądź niedopuszczenie do zorganizowania przez elementy antysocjalistyczne prowokacyjnej imprezy, związanej z rocznicą wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu". Obszerny, 8-stronicowy plan składa się z diagnozy sytuacji oraz z opisu planowanych "czynności operacyjno-zapobiegawczych i represyjnych". "Dopuszczenie do ostatecznego i nieskrępowanego przygotowania manifestacji grudniowej może wywołać negatywne skutki polityczno-społeczne" - pisze Jaworski.
W części dotyczącej represji proponuje się nękanie działaczy WZZ i działaczy studenckich poprzez rewizje w ich mieszkaniach wreszcie zatrzymanie ich na 10 dni przed planowaną manifestacją. Z tej "listy życzeń" SB wymknął się m.in. młody lekarz Dariusz Kobzdej (1954-1995), który będzie potem najaktywniejszą postacią całej manifestacji, wygłosi przemówienie i będzie instruował zgromadzonych ludzi, jak powinni się zachować.
25 listopada Jaworski poinformował o przygotowaniach do akcji I sekretarza KW w Gdańsku Fiszbacha, jego sekretarzy z KW, wojewodę Kołodziejskiego i dyrektorów departamentów z warszawskiej centrali MSW.

Niebezpieczny ksiądz
W informacji tej Jaworski zwraca uwagę, że poza działaczami WZZ, organizatorem manifestacji może być też ks. Jastak z Gdyni. Ksiądz Hilary Jastak (1914-2000) był od lat przedmiotem "wielkiej troski" bezpieki. Kaszub z urodzenia, wyświęcony w czasie wojny w Warszawie, uczestniczył w tajnym nauczaniu i sprawował duszpasterską opiekę nad młodzieżą z Szarych Szeregów. Po wojnie osiadł w Gdyni jako proboszcz kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa (1949 r.). Budował obiekty sakralne bez odpowiednich pozwoleń władz komunistycznych, był duszpasterzem studentów, gromadził informacje dotyczące prawdziwego obrazu masakry grudniowej w Gdyni. Krótko mówiąc, był ojcem duchowym trzech pokoleń gdynian, człowiekiem wielkiej odwagi i pewności ziałania. Pod koniec życia został honorowym obywatelem miasta Gdyni.

"Tarcza"
3 grudnia komendant wojewódzki MO Andrzejewski wydaje zarządzenie "w sprawie przeprowadzenia na terenie województwa gdańskiego operacji ´Tarcza´" i powołuje sztab operacji. W zarządzeniu pojawia się nowy wątek. Teraz SB i milicja mają walczyć już nie tylko z "elementami antysocjalistycznymi", ale też z "przestępczymi i chuligańskimi". Tego można się było spodziewać. W przewidywaniu wielkiej manifestacji i możliwych wystąpień ulicznych Andrzejewski zawczasu przygotowuje wersję o "chuliganach"!
Z całej dokumentacji akcji "Tarcza" zdumiewa swą szczegółowością i rozmachem obszerny "Plan wycinkowy", sygnowany jako "tajny, specjalnego znaczenia". Na wiele dni przed akcją nękania osób, które potencjalnie mogły uczestniczyć w manifestacji pod bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej, w miejscu ich zamieszkania, szczegółowo ustalono, kto przeszuka mieszkania Andrzeja Gwiazdy, Magdaleny Modzelewskiej, Mirosława Rybickiego, Tadeusza Szczudłowskiego, Niny Milewskiej i innych osób, kto będzie mu towarzyszył, jak będzie się nazywał kierowca i jaki będzie numer rejestracyjny samochodu. Wystarczyło tylko w dniu akcji wpisać w wolnym miejscu datę i godzinę wyjazdu!

Kościoły pod nadzorem
Z 16 grudnia pochodzi "poufna" informacja Jaworskiego, dotycząca "zabezpieczania" nabożeństw w kościołach. Uczestniczyli w nich "wywiadowcy" SB, którzy donosili, o czym mówili księża z okazji 9. rocznicy Grudnia, często nagrywali ich słowa (esbecy narzekali na marnej jakości sprzęt do nagrywania...). Ksiądz Henryk Pawlicki z parafii Świętego Krzyża w Gdańsku Wrzeszczu powiedział: "Musimy zdawać sobie sprawę, że przed 9 laty właśnie tu, na Wybrzeżu, decyzją poprzedniej ekipy rządzącej pomordowanych zostało dziesiątki bliskich nam osób. I oto dzisiaj spotykamy się z przewrotnością ludzi, którzy piętnując wydarzenia sprzed 9 lat, wydają dziś nakazy aresztowania i wyciągania z domów tych wszystkich, którzy pragną czcić pamięć poległych".

5 tysięcy uczestników
"Impreza" rocznicowa miała rzeczywiście - tak jak przewidzieli esbecy - "wielki rozmach". Dzięki akcji ulotkowej pod bramę Stoczni Gdańskiej przybyło około 5 tysięcy ludzi! Była to chyba największa, antykomunistyczna manifestacja publiczna lat 70. w Polsce. Przebieg manifestacji znamy dzięki "pracowitości" esbeków w najdrobniejszych szczegółach. "Tajny" harmonogram - sprawozdanie dla szefa SB w Gdańsku - odtwarza wydarzenia z dokładnością co do minuty! O godz. 14.10 Dariusz Kobzdej rozpoczął przemówienie. O godz. 14.12 jezuita o. Bronisław Sroka zaintonował Hymn Narodowy, potem "Boże, coś Polskę". O godz. 14.30 o. Sroka "rozpoczął kazanie" (dla funkcjonariusza SB chyba każde publiczne odezwanie się kapłana było "kazaniem"...). W rzeczywistości o. Sroka rozpoczął modlitwy w intencji pomordowanych w roku 1970, po czym zaintonował "Serdeczna Matko". O godz. 14.35 w imieniu Wolnych Związków Zawodowych głos zabrała Maryla Płońska, sąsiadka Joanny i Andrzeja Gwiazdów, którym SB uniemożliwiła udział w manifestacji. O godz. 14.58 przemawiał Lech Wałęsa.

Żeby Polska była Polską
Dzięki przemówieniu Dariusza Kobzdeja, żarliwego działacza niepodległościowego, spotkanie pod bramą nr 2 zamieniło się w ogólną manifestację narodową. Dariusz Kobzdej powiedział m.in.: "Aby Grudzień się nie powtórzył, aby na ulicach polskich miast nie ginęli ludzie, musimy już dziś myśleć, jak zapobiec aktom rozpaczy. Najlepszą drogą zapobieżenia eksplozjom społecznym jest samoorganizowanie się społeczeństwa. Powinniśmy wszyscy solidarnie prowadzić walkę o nasze prawa, o naszą ludzką i narodową godność, uczestniczyć w budowie niezależnych od władz struktur społecznych i politycznych, budować autentyczne polskie życie. Wierzymy, że jest to droga, która nas doprowadzi do stanu, w którym wolny naród polski żyć będzie w wolnym państwie, na swojej ziemi!".

"Społeczne" SB
Rozpowszechniony jest pogląd na temat omnipotencji sił bezpieczeństwa państwa komunistycznego w inwigilacji ludzi i sterowaniu ich postępowaniem. Dokumenty esbeckie, związane z "wystąpieniami wrogich elementów w Gdańsku", zdają się to potwierdzać. Jest też jednak w tych dokumentach skromna "notatka służbowa" kpt. SB Banaszaka z 14 grudnia 1979 r., która rzuca światło na jeszcze inny mechanizm decydujący o tej omnipotencji. Notatka dotyczy Piotra Dyka i Andrzeja Słomińskiego - młodych lekarzy, współzałożycieli i działaczy Studenckiego Komitetu Solidarności w Gdańsku i Ruchu Młodej Polski. Pracowali oni wówczas w tczewskim szpitalu. Banaszak nie trudzi się, by ich zatrzymać. Informuje tylko dyrektorów Wydziału Zdrowia UW w Gdańsku - Klimaszewskiego i Sikorskiego - że trzeba tak działać, by Dyk i Słomiński nie zdążyli z Tczewa do Gdańska na godzinę 14.30. Dalej akcja rozwija się sama, już bez udziału SB, które zostało jedynie poinformowane, że "stanowisko SB w sprawie w/w lekarzy spotkało się z przychylnym potraktowaniem przez kierownictwo służby zdrowia". "Kierownictwo" zadecydowało, że 18 grudnia o godzinie 13.30 dyrektor szpitala Cubała spotka się przy kawie w swoim gabinecie z młodymi lekarzami, "by wysłuchać ich bolączek". Spotkanie nie może trwać krócej niż półtorej godziny. Dyskretny nadzór nad akcją sprawował sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR, towarzysz Król. Zanim Andrzej Słomiński się o tym dowie, kpt. Banaszak zaopiniuje też jego nowe miejsce pracy - we wsi Rudno koło Pelplina. "Uważam, że podjęcie pracy przez Słomińskiego w Rudnie jest uzasadnione - napisze w raporcie - ´Duża odległość od miast i dużo pracy´".
To nie doskonałość w działaniu bezpieki, lecz organizacja państwa, praktycznie jedynego pracodawcy, od którego uzależnione były wszystkie sfery życia, decydowały o sile komunistycznej bezpieki. Bezpieczniaków, w razie potrzeby, wspierały wielotysięczne, nieformalne "odwody" SB, w postaci armii nomenklaturowych urzędników, dyrektorów i płatnych z budżetu państwa działaczy partyjnych.

1970-1980
Rok później, na uroczystości z okazji 10. rocznicy Grudnia, pod Stocznię przyszło ponad sto tysięcy osób! Była już "Solidarność", odsłonięcie Pomnika Poległych Stoczniowców, był powiew wolności. Nie dla wszystkich. Z polecenia władz komunistycznych bezpieka zorganizowała potężną, kosztowną operację "zabezpieczającą", przy której akcja "Tarcza" była niczym. To jednak temat na osobną publikację.


Piotr Szubarczyk

Autor jest pracownikiem Oddziału Gdańskiego IPN.

 

 kontakt z nami:
    info@videofact2.com