Nowa historia Polonii w USA
by Slawomir Cenckiewicz


Wpływowi działacze polskiej emigracji w Stanach Zjednoczonych byli agentami sowieckimi.

„Jest tylko jeden rząd w Europie, który nigdy nie złamał danego słowa – Rząd Radziecki, albowiem jest to jedyny rząd rzeczywiście reprezentujący wolę ludu” – grzmiało w kwietniu 1939 r. Biuro Polskie Komunistycznej Partii USA (KPUSA).

Autorem tych słów był Bolesław „Bill” Gebert, w 1919 r. jeden z założycieli KPUSA, później dyplomata PRL i działacz reżimowych związków zawodowych.W Polsce, jak dotąd, niewiele się mówi i pisze o roli, jaką w północnoamerykańskim ruchu komunistycznym odegrali komuniści przyznający się do polskiego pochodzenia. Według danych zgromadzonych przez władze amerykańskie podczas II wojny światowej, osoby pochodzenia polskiego stanowiły w największej z organizacji komunistycznych w USA – Międzynarodowym Związku Robotniczym (MZR) prawie 10 tys. członków na ogólną liczbę ponad 150 tys. Po częściowym otwarciu archiwów, zwłaszcza amerykańskich, wiemy, że szpiegostwo na rzecz Związku Sowieckiego stanowiło stały element działalności komunistycznej w USA.
Przekonujemy się o tym pośrednio studiując także skąpą spuściznę archiwalną po Bolesławie Gebercie – zastępcy członka Biura Politycznego Komitetu Centralnego KPUSA, w 1932 r. delegacie na XII Plenum międzynarodówki komunistycznej i współpracowniku sowieckich służb specjalnych. Znajdujemy w niej m.in. potwierdzenie choćby tego, że jednym z głównych celów w działalności komunistów skupionych wokół Biura Polskiego przy Komitecie Centralnym KPUSA było „popieranie Wojska Polskiego i Związku Patriotów Polskich w ZSRR”, „Komitetu Wyzwolenia Narodowego, rządu w Lublinie i Warszawie”, „krzewienie przyjaźni z ZSRR” oraz atakowanie „sanacyjnych ugrupowań” polonijnych. W tym czasie polscy komuniści w Stanach Zjednoczonych występowali w charakterze reprezentantów rozmaitych, rzekomo niepowiązanych ze sobą, lewicowych organizacji „postępowej Polonii” w rodzaju Ligi Kościuszkowskiej, Stowarzyszenia „Polonia” czy Kongresu Słowian Amerykańskich. Organizacje te były fragmentem sowieckiej siatki szpiegowskiej w USA, którą od grudnia 1941 r. do lipca 1944 r. kierował sekretarz ambasady sowieckiej w Waszyngtonie generał major Wasilij Maksim Zarubin (w Ameryce występował jako „Wasilij Zubilin”).

Z Kozielska do Ameryki

Zarubin uchodził w NKWD za specjalistę od spraw polskich. Przekonali się o tym polscy jeńcy, z którymi konferował w Kozielsku na przełomie 1939/1940 r. Z dostępnych dziś informacji wynika, że Zarubin, mimo iż nie był formalnym komendantem obozu w Kozielsku, to spełniał tam rolę faktycznego nadzorcy nie tylko z ramienia NKWD, ale i najwyższych czynników państwowych Związku Sowieckiego ze Stalinem na czele. Nadzorował tam prace śledcze i działania operacyjne NKWD, których celem było zwerbowanie agentury. Podczas swoich pobytów w Kozielsku, przerywanych częstymi wyjazdami do Moskwy, Zarubin prowadził bardzo zręczną grę, w którą wciągał polskich jeńców. Był miły, rozmowny, a nawet pomocny. Jednak pod maską elokwentnego i oczytanego filozofa krył się prawdziwy i bezwzględny dla swoich ofiar czekista. Efekty swoich „badań” i opisy rozmów z polskimi oficerami przelewał w szczegółach na papier i przekazywał przełożonym. W marcu 1940 r. Zarubin wyjechał do Moskwy, gdzie omówił zapewne szczegóły masakry katyńskiej. Nagle, tuż przed likwidacją obozu pojawił się w Kozielsku po raz ostatni. Znów był rozmowny i uprzejmy dla polskich oficerów. Zarządził m.in. szczepienie przeciw tyfusowi, co miało uśpić czujność polskich więźniów i potwierdzić wersję o przeniesieniu ich w inne miejsce. Zarubin zniknął z Kozielska przed samym rozpoczęciem transportów do lasu katyńskiego.

Sieć „Atamana”

Najważniejszym kontaktem Zarubina wśród polskich komunistów był niewątpliwie Bolesław Gebert pseud. Ataman – niekwestionowany lider Biura Polskiego w KPUSA, którego teksty drukował jednocześnie nie tylko nowojorski „Daily Worker”, ale też moskiewska „Prawda” i „Izwiestia”. Do czerwca 1944 r. bezpośrednim nadzorcą Geberta był Avrom Landy pseud. Chan, później natomiast prowadził go niezidentyfikowany przez Amerykanów agent posługujący się pseudonimem Selim Kahn.

Należący do czołówki komunistów amerykańskich Louis Budenz, który po wojnie przeszedł na pozycje antykomunistyczne i współpracował z władzami amerykańskimi w ujawnianiu działalności szpiegowskiej na rzecz Sowietów, uznał Geberta za jednego z najwartościowszych agentów sowieckich w KPUSA. Być może Gebert miał swój udział w „podsunięciu” Sowietom Artura Salmana, znanego szerzej z przyjętego podczas wojny nazwiska Stefan Arski, który od 1941 r. pracował w amerykańskiej wojskowej komórce propagandowej – Office of War Information. Salman-Arski współpracował również z czasopismem „Poland Fights”, które było oficjalnym periodykiem informacyjnym rządu polskiego na terenie Stanów Zjednoczonych. Również Aleksander Hertz należał do grupy „Atamana” i razem z Salmanem-Arskim pracował w Office of War Information. Wspólnie prowadzili oni tam tzw. Polish Desk, w ramach którego prezentowali zbliżony do Sowietów punkt widzenia na sprawy polskie (przede wszystkim w kwestii granic).

Na przełomie 1941 i 1942 r. Gebert pozyskał do współpracy z Sowietami również profesora ekonomii związanego z czołowymi uczelniami amerykańskimi w Chicago, Stanford, Michigan, Berkeley i Nowym Jorku – Oskara Langego (pseud. Friend). Lange współpracował nawet z gabinetem gen. Władysława Sikorskiego. „Gebert pozyskał Langego do współpracy z wywiadem sowieckim – twierdzi amerykański historyk Herbert Romerstein. – Był to bardzo ważny werbunek dla NKWD. W jednej z depesz do Moskwy, Gebert przekazał, że Lange jest „czołową postacią w sferze relacji sowiecko-polskich”. Chociaż Lange, będąc obywatelem amerykańskim, przez długi czas trzymał się z dala od spraw polskich, miał on dużo wartościowych kontaktów w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w kręgach amerykańskich, rosyjskich i polskich socjalistów oraz wśród dziennikarzy”.

Sieć agentury i tzw. agentury wpływu (agent of influence) prowadzonej przez Geberta była dość gęsta. Do jego najważniejszych kontaktów bez wątpienia należeli Oskar Lange, Leon Krzycki, ks. Stanisław Orlemański, Artur Salman, Aleksander Hertz oraz Roman Moczulski pseud. Canuck, który pełnił funkcję kierownika Polskiej Agencji Telegraficznej w Nowym Jorku. W swoich zapiskach wspomnieniowych Gerbert wymienia także inne osoby, które pomagały mu w działalności komunistycznej w okresie amerykańskim, m.in.: Henryka Podolskiego, Juliana Tuwima, Bohdana Zawadzkiego, Ludwika Rajchmana i Ignacego Złotowskiego.

Agentura idzie na wojnę

Nie ulega wątpliwości, że aktywizacja polskich komunistów w Stanach Zjednoczonych była odpowiedzią na koncepcję konsolidacji środowisk polonijnych. Polacy stanowili bowiem realne zagrożenie dla realizowanego wówczas przez Sowietów propagandowo-dezinformacyjnego planu wobec Zachodu, którego celem było wytworzenie pozytywnej opinii społeczeństw zachodnich, w tym licznej Polonii amerykańskiej, na temat Związku Sowieckiego. W myśl tej koncepcji Sowieci i komunizm miały być oceniane wyłącznie w perspektywie trwałości „koalicji antyhitlerowskiej” oraz wkładu Związku Sowieckiego w walkę i pokonanie III Rzeszy.

Komuniści polscy w Ameryce umiejętnie wykorzystywali też konflikty pomiędzy dużą częścią uchodźstwa polskiego a obozem rządowym skupionym wokół osoby premiera gen. Władysława Sikorskiego. Środowisko, któremu przewodził Bolesław Gebert, w dość przemyślany sposób akcentowało swoją lojalną postawę wobec poczynań Sikorskiego, zwłaszcza jeśli chodzi o kierunek wschodni jego polityki po układzie polsko-sowieckim z lipca 1941 r. Trzeba przyznać, że również Sikorski i jego ministrowie niektórymi swoimi wypowiedziami uwiarygodniali w oczach Amerykanów i części Polonii działalność grupy Geberta i Langego. Słowa premiera i jego bliskich współpracowników o „zarzuceniu planu światowej rewolucji” przez Sowietów, o „agentach Goebbelsa” w szeregach Polonii, o panującej w Rosji sowieckiej „swobodzie religijnej”, czy wreszcie o kontaktach gen. Kazimierza Sosnkowskiego i płk. Ignacego Matuszewskiego z „faszystami” na Węgrzech, w Hiszpanii i we Włoszech, były skrzętnie wykorzystywane propagandowo przez polskich komunistów.

O sojusz ze Związkiem Sowieckim

Po tragicznej śmierci Sikorskiego polscy współpracownicy Moskwy, w tym Oskar Lange, otwarcie występowali jako ambasadorowie Moskwy w Stanach Zjednoczonych. Jednocześnie z radością przyjęli oni objęcie przez Stanisława Mikołajczyka teki premiera rządu. W liście z 11 lipca 1943 r. ks. Stanisław Orlemański pisał do Bolesława Geberta: „Mikołajczyk premierem. To wielka pomoc dla nas”. W latach 1943–1944 w czasie licznych zjazdów, konferencji i mityngów organizowanych głównie w Detroit, Nowym Jorku, Pittsburghu i Chicago podkreślali oni swoje poparcie dla polityki Roosevelta oraz sojuszu ze Związkiem Sowieckim. W rezolucjach i listach adresowanych do władz amerykańskich komuniści domagali się niezwłocznego uznania Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w Lublinie za oficjalny rząd polski. W tym czasie ulubionym celem napaści komunistów był także polski wódz naczelny gen. Kazimierz Sosnkowski. W czasie jednego z zebrań Ligi Kościuszkowskiej w Detroit uchwalono nawet rezolucję potępiającą Sosnkowskiego. Stwierdzono w niej, że „gen. Sosnkowski jest jednym z wodzów reakcji polskiej, która odpowiedzialną jest za pięcioletnią niewolę narodu polskiego”.

Rezydent Zarubin użył również komunistów działających w środowisku polskim w Ameryce w kampanii katyńskiej. Jako oficer NKWD mający bezpośredni związek z masakrą katyńską był tym osobiście zainteresowany, zwłaszcza że na trop świadczący o jego roli w likwidacji polskich oficerów natknęli się Amerykanie. W dniu 1 lipca 1943 r. Zarubin poinformował Centralę NKWD w Moskwie, że zauważył wokół siebie wzmożone zainteresowanie amerykańskich służb specjalnych, które najpewniej zdobyły jakieś informacje na temat jego roli w 1940 r. w jednym z obozów jenieckich dla Polaków, których wkrótce zamordowano. Występując w imieniu Polonii, przekonywali oni opinię amerykańską, że zbrodnia w lesie katyńskim jest dziełem Niemców, a oskarżanie o nią Związku Sowieckiego jest kolejną próbą rozbicia koalicji antyhitlerowskiej. W 1943 r. dzięki akcji Salmana-Arskiego w „Stars and Stripes” ukazała się karykatura polskiego oficera „rzekomo” zamordowanego w Katyniu. Wkroczenie Armii Czerwonej do Warszawy i pewność, że o przyszłości Polski decydować będą Sowieci, nie uśpiło aktywności polskich komunistów w Stanach Zjednoczonych. Od początku 1945 r. kontynuowali oni swoją działalność w wyznaczonych wcześniej kierunkach. W połowie kwietnia 1945 r. obradowała w Waszyngtonie II Konferencja Amerykańsko-Polskiej Rady Pracy – jeszcze jednej organizacji, za którą ukrywali się agenci Moskwy.

Konferencja była w istocie manifestacją poparcia dla postanowień jałtańskich. Oczywiście jej uczestnicy występowali jako reprezentanci Polonii amerykańskiej. Programowe wystąpienie wygłosił Oskar Lange. „Friend” mówił m.in.: „Tymczasowy Rząd Polski jest koalicją czterech największych partii. Rząd Tymczasowy zobowiązał się solennie do przeprowadzenia powszechnych wyborów. Porozumienie krymskie zobowiązało sygnatariuszy do przypilnowania, aby takie wybory odbyły się i aby były uczciwe. Tylko ci, którzy są przeciwni temu, aby naród polski wybrał swój własny rząd w wolnych wyborach, mogą sprzeciwiać się porozumieniu krymskiemu”.

Pośrednictwo Moskwy

5 lipca 1945 r. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania uznały komunistyczny Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, a tym samym wycofały swoje poparcie dla legalnych władz RP w Londynie. Dwa dni wcześniej Oskar Lange otrzymał z Ambasady Związku Sowieckiego w Waszyngtonie depeszę z Moskwy od Zygmunta Modzelewskiego: „W związku z rychłym uznaniem przez Aliantów rząd upoważnia Was do podjęcia już teraz kroków wstępnych w celu zabezpieczenia mienia państwa polskiego w Stanach Zjednoczonych. Z chwilą ogłoszenia uznania zwróćcie się formalnie do Białego Domu w celu przejęcia mienia. Zawiadamiamy o Waszej misji za pośrednictwem Moskwy”. 17 lipca 1945 r., także za pośrednictwem ambasady sowieckiej w Waszyngtonie, Lange dowiedział się, że został ambasadorem Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej w Stanach Zjednoczonych.

Wraz z akceptacją komunistycznego reżimu w Polsce przez Aliantów i nominacją ambasadorską „Frienda”, kierowane przez Bolesława Geberta środowisko polskich komunistów nie uznało swojej misji za zakończoną. Nie zamierzali oni jechać do wymarzonej Polski Ludowej. Ich obecność na terenie Stanów Zjednoczonych była niezbędna dla realizacji zadań wyznaczonych przez władców Polski Ludowej względem Polonii amerykańskiej. W tym czasie przystąpili oni do jednej z ostatnich swoich kampanii propagandowych. Tym razem dążono do skompromitowania w oczach Amerykanów „reakcyjnych” środowisk polonijnych w Stanach Zjednoczonych przez zarzucanie im związków z jakoby „antysemickim podziemiem” w kraju, winnym rzekomych pogromów i pojedynczych mordów dokonanych na Żydach. Tego typu oskarżenia wytoczono przeciwko gen. Tadeuszowi Borowi-Komorowskiemu podczas jego wizyty w Stanach Zjednoczonych w czerwcu 1946 r. W liście otwartym do Polonii amerykańskiej sygnowanym przez Sekcję Polską MZR, który w formie dwujęzycznych ulotek kolportowano w Ameryce, komuniści „przypominali”, że Bór-Komorowski jest winien śmierci 300 tys. powstańców i warszawiaków, akcji i napadów Armii Krajowej na Żydów, włączenia „faszystowskich” Narodowych Sił Zbrojnych do AK oraz podania ręki gen. Erichowi von dem Bachowi-Zelewskiemu w czasie podpisywania aktu kapitulacji Warszawskiego Korpusu AK w październiku 1944 roku. „Działalność antysemicka jest popierana przez faszystów i reakcyjne grupy podziemne, które są inspirowane oraz znajdują się w kontakcie z Andersem we Włoszech i resztkami byłego rządu emigracyjnego” – zapewniał Amerykanów ambasador Lange.

Na celowniku FBI

W rozpoczynającej się erze zimnowojennej działalność komunistyczna w Ameryce napotykała na coraz większe kłopoty. Grupa „Atamana” znalazła się na celowniku Departamentu Sprawiedliwości i FBI. „Środowisko lewicy wystawione zostało na najbardziej zajadłe ataki reakcyjnej prawicy oraz tajnych służb amerykańskich” – wspominał po latach następca Langego na stanowisku ambasadora PRL w Stanach Zjednoczonych Józef Winiewicz.

Do opuszczenia Stanów Zjednoczonych po 33 latach działalności zmuszony został, zagrożony aresztowaniem, Bolesław Gebert. We wrześniu 1947 r. na formalne polecenie Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej i przy oporze towarzyszy z KPUSA powrócił do Polski, gdzie został skierowany do pracy w Centralnej Radzie Związków Zawodowych. Był w Polsce Ludowej dyplomatą (ambasador w Turcji), członkiem Towarzystwa Łączności z Polonią Zagraniczną „Polonia” i specjalistą od polityki polonijnej PRL. Po raz pierwszy jego agenturalna i komunistyczna działalność ujrzała światło dzienne za sprawą specjalnej komisji Kongresu USA dla spraw działalności antyamerykańskiej, gdy komisja ta w czerwcu 1949 r. opublikowała jeden ze swoich raportów.

Pod nieobecność Geberta jednym z priorytetów reżimu warszawskiego w tym czasie było „pomagać komunistom polskim w USA”, by przetrwali, a przez to oddziaływać na Polonię i opinię amerykańską (np. w kwestii Katynia). W tej sytuacji władze PRL postanowiły wesprzeć ruch komunistyczny w Stanach Zjednoczonych z ukrycia, bez powodzenia, ale to już jednak zupełnie inna historia…