Kryptonim KLAN - akcja SB |
Mimo buńczucznych zapowiedzi komunistycznej władzy, że w każdej chwili "opozycjonistów można zapakować do jednego autobusu", wybuch Sierpnia '80 kompletnie zaskoczył bezpiekę. Jeśli nawet rozważać niezliczone warianty hipotezy o "prowokacji SB" jako detonatorze strajku w dawnej Stoczni im. Lenina, wszystko wskazuje na to, że rozwój wydarzeń wymknął się spod kontroli włodarzy PRL. Służba Bezpieczeństwa szybko jednak przystąpiła do precyzyjnie skoordynowanej kontrofensywy przeciw "elementom antysocjalistycznym". Nie bez sukcesów. W pierwszej połowie listopada 1980 r. w MSW podjęto decyzję o rozpoczęciu akcji, której nadano kryptonim "Klan". Jej głównym celem miała być "operacyjna kontrola i eliminacja [z "Solidarności"] osób prezentujących wrogie postawy w stosunku do ustroju społeczno-politycznego PRL". W centrum zainteresowania SB znalazł się Gdańsk, gdzie mieściła się siedziba krajowych władz "Solidarności". W działaniach bezpieki najważniejszą rolę odgrywali agenci, oficjalnie nazywani tajnymi współpracownikami (tw). Ich wprowadzanie w szeregi żywiołowo powstającego związku, a także werbowanie nowych agentów wśród tysięcy działaczy "Solidarności" nie było szczególnie trudne. Już w grudniu 1980 r. trójmiejska SB mogła się pochwalić wprowadzeniem do struktur kierowniczych "S" 41 tw, z których pięciu (Albinos, Cezary, Teofil, Zbyszek i Konrad) znalazło się we władzach regionu gdańskiego. To dzięki nim, jak donosiło kierownictwo gdańskiej SB do centrali w Warszawie, możliwe było "podjęcie z naszej strony określonych kombinacji operacyjnych zmierzających do pozyskania bądź kompromitacji określonych osób, prowadzącej do ich eliminacji z władz związkowych". Przeciw Wałęsie SB starała się wykorzystywać do działań dezintegracyjnych napięcia wewnątrz kierownictwa "Solidarności". W Gdańsku najważniejsze znaczenie miał podział na zwolenników Lecha Wałęsy i Andrzeja Gwiazdy. W obu grupach ("liberalnej" - skupionej wokół Wałęsy - i "radykalnej" - reprezentowanej przez małżeństwo Gwiazdów, a także Annę Walentynowicz i Bogdana Lisa) bezpieka miała agenturę. Obok dostarczania informacji jej podstawowym zadaniem było podsycanie walki o przywództwo, wyniszczającej rywalizujące frakcje "Solidarności". W Trójmieście zmierzano do powołania alternatywnej struktury zarządu regionu, którą tworzyliby "ludzie Gwiazdy". Agenci SB mieli to wobec związkowców uzasadniać tym, że "Wałęsa nie spełnia oczekiwań, nadziei i dążeń robotników", sięga po autokratyczne metody kierowania związkiem, a ponadto ma "powiązania z klerem" i jest "ugodowy w negocjacjach ze stroną rządową". Wśród argumentów miał paść także i ten, że "powołanie nowego zarządu regionu pozwoli w pełni wykorzystać wiedzę i doświadczenie osób, które rzeczywiście walczyły o ten związek i za swoją działalność były represjonowane, na przykład Joanny i Andrzeja Gwiazdów, Aliny Pienkowskiej i Anny Walentynowicz". Zjazd SB Prawdziwym egzaminem dla trójmiejskiej bezpieki stał się I Krajowy Zjazd Delegatów "Solidarności", który obradował w Gdańsku we wrześniu i październiku 1981 r. Dwa tygodnie przed jego rozpoczęciem SB przystąpiła do operacji o kryptonimie "Sejmik", której celem było wyeliminowanie z udziału w zjeździe radykalnych działaczy. W trakcie samych obrad toczonych w Hali Olivii najważniejsza była "neutralizacja delegatów znanych z ekstremistycznych postaw". Było to zadanie 36 tw (najwięcej z Warszawy i Gdańska), którzy znaleźli się wśród ponad ośmiuset delegatów, oraz jeszcze większej liczby agentów SB w gronie zaproszonych na zjazd gości. W sumie SB miała na sali ponad siedemdziesięciu ludzi, co stanowiło około 5 proc. uczestników obrad. W trakcie zjazdu pozyskano kolejnego tw należącego do władz regionalnych "Solidarności" w Gdańsku. Za Wałęsą "Możliwość frontalnego ataku na Wałęsę jest w pierwszej turze obrad zjazdu mało prawdopodobna. (...) Wstępnie ustalono, że taki atak w okresie międzyzjazdowym lub w II turze obrad może jednak zostać przeprowadzony przy wykorzystaniu A. Walentynowicz, która (...) może sobie pozwolić na ujawnienie faktów kompromitujących L. Wałęsę" - raportował 6 września 1981 r. do Warszawy płk Sylwester Paszkiewicz, szef gdańskiej SB. Obecni na zjeździe agenci otrzymali polecenie wspierania kandydatury Wałęsy na przewodniczącego, ale tak, by jego zwycięstwo "uczynić możliwie nieznacznym, aby pokazać mu siłę innych". W trakcie zjazdu bezpieka prowadziła swoisty ranking ilości i jakości informacji przekazanych jej przez poszczególnych agentów. Rekordzistą okazał się tw Mietek z Poznania, który tylko w trakcie II tury zjazdu dostarczył 18 donosów. Pięć z nich zakwalifikowano do kategorii określanej jako "informacja bardzo dobra". Tuż za nim uplasowali się Marek z Gorzowa Wielkopolskiego i Równy z Warszawy. Nie u wszystkich ilość wiązała się z jakością. Słabo spisał się na przykład agent Zec z Torunia. Aż 11 z 17 nadesłanych przez niego meldunków oceniono jako słabe. W sumie podczas drugiej części zjazdu SB otrzymała ponad sześćset doniesień od uczestników obrad. Nawet tak rozbudowana agentura nie była jednak w stanie zapobiec uchwaleniu przez zjazd słynnego posłania do ludzi pracy Europy Wschodniej, które Leonid Breżniew określił na posiedzeniu politbiura mianem "chuligańskiego wybryku przedstawicieli 'Solidarności' przeciwko Związkowi Radzieckiemu". Nie zmienia to faktu, że w ścisłym kierownictwie "Solidarności" SB stanowiła liczną i bardzo wpływową frakcję. Sławomir Cenckiewicz |