Milion TW |
Suwerenne panstwo musi sie uporac z dziedzictwem bezpieki, by budowac przyszlosc oparta na jasnych i czytelnych kryteriach Donoszenie jako kwestia charakteru Komunizm we wszystkich fazach swego istnienia opieral sie przede wszystkim na przemocy i strachu. Jednym z jego filarow byla tajna policja, ktorej rola w schylkowym okresie systemu w calej Europie Wschodniej wzrastala. Ten fakt musi byc brany pod uwage w debacie na temat rozliczen. Dyskusja o tajnych wspolpracownikach policji politycznej musi byc osadzona w realiach tamtej epoki i uwzgledniac przede wszystkim fenomen "kultury donosicielstwa", jaka zdominowala wszystkie sfery zycia publicznego oraz prywatnego w calej Europie Wschodniej. Najwazniejsze jej cechy zostaly uksztaltowane w latach trzydziestych w Zwiazku Radzieckim, gdzie donosicielstwo podniesione zostalo do rangi jednej z glownych cnot obywatelskich. Po 1945 roku zostala zaaplikowana wszystkim panstwom Europy Wschodniej. Jej promotorami czesto byli starzy komunisci, ktorzy przeszli przez sowieckie lagry i sami doswiadczyli, jak grozne i bolesne moga byc konsekwencje zaniechania w odpowiednim czasie donosu. Pozniej w wielu srodowiskach ugruntowane zostalo przekonanie, ze wspolpraca z organami bezpieczenstwa jest elementem nobilitacji towarzyskiej i zawodowej. W tej atmosferze tworzyly sie cale rody ubeckie, w ktorych zawod oficera bezpieki przechodzil z ojca na syna. Kij i marchewka W czasach PRL agentura komunistycznych sluzb specjalnych zostala dwukrotnie rozbudowana do gigantycznych rozmiarow - w polowie lat piecdziesiatych i w polowie lat osiemdziesiatych. W obu przypadkach wywolywalo to z jednej strony silny opor czesci spoleczenstwa, z drugiej pelne przyzwolenie innych grup. Tym, jak mi sie wydaje, mozna tlumaczyc szereg wydarzen po 1989 roku. Gdyby wowczas zdecydowana wiekszosc spoleczenstwa domagala sie rozliczen, nie byloby wielu problemow, z ktorymi przychodzi nam sie borykac obecnie. Jednym z rozpowszechnianych w debacie rozliczeniowej mitow jest poglad, ze organy bezpieczenstwa PRL zmuszaly ludzi do wspolpracy. Tajni wspolpracownicy przedstawiani sa nieomal jako "ofiary systemu", o statusie podobnym do statusu ludzi rzeczywiscie przez system przesladowanych. Kazdy, kto mial okazje zapoznac sie z wieksza liczba materialow bezpieki, wie, ze taki poglad nie jest prawdziwy. Oczywiscie, mialy miejsce werbunki pod przymusem, za pomoca szantazu, zagrozenia bezpieczenstwa wlasnego czy osob bliskich. Rzadko jednak tak pozyskana osoba byla wartosciowym informatorem. Wspolpracowala niechetnie, przekazywala informacje niemajace wiekszej wartosci operacyjnej, czasem wyraznie ukrywala ludzi lub sprawy, o ktorych nie chciala mowic. Funkcjonariusze bezpieki meldowali o takich sytuacjach przelozonym i z reguly szybko konczyli wspolprace. Komunistyczna bezpieka w pracy operacyjnej zawsze poslugiwala sie kijem i marchewka. Jednak o ile u zarania PRL kij czesto bywal koronnym argumentem, o tyle pozniej, zwlaszcza w latach osiemdziesiatych, obficie serwowana marchewka ulatwila wielu ludziom odrzucenie skrupulow. Wiekszosc tajnych wspolpracownikow podejmowala gre z bezpieka nie ze strachu, lecz dla osiagniecia wymiernych korzysci. Warto podkreslic, ze nie pieniadze byly najwazniejszym dobrem, jakie bezpieka miala do zaoferowania. W PRL pieniadze czesto mialy wartosc symboliczna. Zastepy platnych kapusiow byly liczne w czasach stalinowskich czy w latach szescdziesiatych. W okresie pozniejszym znacznie wazniejsza forma gratyfikacji byl na przyklad paszport, bo otwieral droge do kariery i duzych pieniedzy, ktore mozna bylo zarobic nie w kraju, lecz na Zachodzie. Dla paszportu podejmowal wspolprace zarowno robotnik marzacy o pracy na czarno u wujka w Ameryce, jak i naukowiec czy artysta, przekonany, ze zagraniczne stypendium lub tournée otworzy mu nowe mozliwosci. Specyficznymi beneficjentami wspolpracy z bezpieka byli wlasciciele mieszkan, ktorzy zdecydowali sie na ich wynajem SB na tzw. lokale konspiracyjne. Z materialow, jakie otrzymalem zarowno jako pokrzywdzony, jak i badacz, dobitnie wynika, jak wazna byla to grupa. Bez tych lokali SB trudno byloby utrzymywac rozwinieta siec kontaktow operacyjnych. Ich wlasciciele czesto mieli oplacane przez bezpieke czynsze, finansowane remonty oraz mogli liczyc na zyczliwa protekcje w staraniach o telefon, wymiane okien czy inne drobne uslugi, dla innych lokatorow czesto niedostepne. Ideowcy i pasjonaci Zawsze istniala grupa ludzi podejmujacych wspolprace z pobudek ideowych. Bylo ich szczegolnie wielu w latach czterdziestych i piecdziesiatych, ale i w latach pozniejszych motyw wspolpracy podejmowanej z pobudek ideowych byl istotny dla pewnej grupy, aczkolwiek w miare uplywu czasu byla ona coraz mniejsza. Ta grupa utozsamiala sie z PRL i wspolprace z organami bezpieczenstwa traktowala po prostu jako element obywatelskiej lojalnosci. W materialach, jakie otrzymalem z IPN na swoj temat, pierwsza sprawe operacyjnego rozpracowania zalozono mi w 1974 roku, jako studentowi tzw. roku zerowego. Ze zdumieniem przeczytalem opracowania jawnych wspolpracownikow SB - pracownikow naukowych Wydzialu Nauk Spolecznych Uniwersytetu Slaskiego w Katowicach. W sporzadzonych na uzytek SB ekspertyzach z ideowa pryncypialnoscia domagali sie wyrzucenia mnie z uczelni za to, ze dla studenckiego radiowezla nagralem audycje o naszym zwyciestwie w 1920 roku. Uratowalo mnie to, ze audycja nigdy nie zostala wyemitowana. Czujny szef Radia Egida tasme z nagraniem natychmiast przekazal SB. Ci naukowcy nadal ucza. Dzisiaj z rownym patosem pisza o sowieckim ucisku oraz nieszczesciach, jakie sprowadzil komunizm. Z pewnoscia najbardziej ciekawa grupa byli ci, ktorzy wspolprace traktowali jako rodzaj intensywnej emocjonalnie gry. W ich wyobrazeniach podjecie wspolpracy bylo czyms na ksztalt zrzadzenia losu. Dzieki niemu przestawali byc anonimowymi ludzmi z tlumu. W swoim przekonaniu stawali sie kreatorami rzeczywistosci. Zreszta nieraz mogli obserwowac, jak rzeczywiscie potezna byla sila przekazywanych przez nich informacji. To od nich zalezala czyjas wolnosc, kariera, wlasne lub cudze powodzenie i niepowodzenie. Czasami w gre wchodzily takze fascynacje erotyczne. Aczkolwiek formalnie bylo to zakazane, lecz na tego rodzaju "wykroczenia" funkcjonariuszy przelozeni patrzyli przez palce. Zwlaszcza jezeli staly za nimi efekty operacyjne. Studiujac doswiadczenia radzieckich sluzb specjalnych, spotkalem sie kiedys z opinia oficera kontrwywiadu, ze w kazdej populacji sa urodzeni agenci. Ludzie, ktorych wystarczy tylko odpowiednio zainicjowac, aby z pasja i oddaniem weszli do gry z wywiadem lub kontrwywiadem. Polskie doswiadczenia zdaja sie potwierdzac te obserwacje. Jeden ze znajomych wspominal, ze bez trudu wskazal pracownikom IPN osoby, ktore mogly na niego donosic. Po prostu - mowil - wytypowalem tych, o ktorych wiedzialem, ze donosili na mnie w pracy. Bardzo czesto bowiem donoszenie nie bylo kwestia okolicznosci, przymusu, represji, lecz po prostu charakteru. Milion wspolpracownikow Z pewnoscia nie kazdy tajny wspolpracownik przekazywal policji politycznej informacje, ktore wprost szkodzily innym. Jasno jednak i stanowczo trzeba powiedziec, ze dla bezpieki nie bylo informacji niewaznych. Dlatego niepowazne sa pojawiajace sie nawet w sentencjach sadow lustracyjnych opinie, ze dana osoba wprawdzie spotykala sie z oficerem SB, ale nie przekazywala mu zadnych waznych informacji i nikomu nie szkodzila. Otoz szkodzila nam wszystkim. Kazde nieformalne spotkanie bylo elementem utwierdzajacym obie strony, a wiec zarowno tajnych wspolpracownikow, jak i funkcjonariuszy bezpieki, w przekonaniu, ze inwigilacja spoleczenstwa jest czescia naturalnego, akceptowanego przez wszystkich porzadku. Kazda informacja byla dla tajnej policji wazna, bo mogla zostac wykorzystana operacyjnie i najczesciej byla. Chociazby przy sporzadzaniu charakterystyk pomocnych przy werbunku innych osob. Bardzo czesto nawet rzeczy pozornie blahe byly wykorzystywane w czasie przesluchan oraz rozmow operacyjnych dla stworzenia przekonania, ze "my wszystko wiemy". Ulatwialo to skuteczne lamanie osob, a z pewnoscia bylo waznym argumentem dla wielu ludzi, aby w nic sie nie angazowac, gdyz "oni i tak wszystko wiedza". W inwentarzach komunistycznych organow bezpieczenstwa, jakie przejal IPN, zarejestrowanych zostalo, jako tajni wspolpracownicy, ponad milion naszych rodakow. Z powodu zniszczenia materialow trudno orzec, jaki byl rzeczywisty efekt ich pracy. Nie slyszalem jednak, aby dla wielu z nich byl to powod do glebszej rozterki czy moralnych dylematow. Na ogol, jezeli czegos sie obawiaja, to jedynie odkrycia faktow z przeszlosci przed opinia publiczna. Ich energia po 1989 roku zwrocona zostala nie na wyjasnienie wszystkich okolicznosci swej wspolpracy z bezpieka, lecz powstrzymanie procesu ujawniania sladow dawnych powiazan. Suwerenne panstwo musi sie jednak uporac z balastem tego dziedzictwa. Nie bez powodu trud tego rozliczenia podjeto tylko tam, gdzie zdecydowano sie budowac przyszlosc oparta na jasnych i czytelnych kryteriach. Zaniechano go natomiast na obszarze calego bylego Zwiazku Radzieckiego, oprocz krajow baltyckich. Jestem przekonany, ze w dalszej perspektywie przyszly historyk bedzie dostrzegal wyrazne linie graniczne miedzy obszarami, w ktorych przezwyciezono "kulture donosicielstwa", i miejscami, w ktorych zakwitla w nowej postaci, ze wszystkimi tego konsekwencjami, ustrojowymi, spolecznymi i moralnymi. ANDRZEJ GRAJEWSKI *** Autor jest zastepca redaktora naczelnego tygodnika "Gosc Niedzielny", czlonkiem kolegium Instytutu Pamieci Narodowej
|
kontakt z nami: | ||
info@videofact2.com | ||
All rights reserved. VideoFact © 1999 - 2024 |