Morawiecki w USA opowiada Andrzej Myc |
Organizatorów wizyty Kornela w Stanach Zjednoczonych było
wielu, powiedziałbym, że zbyt wielu, co niestety miało swoje negatywne
konsekwencje polityczne. Głównym organizatorem wizyty Kornela był Darek
Olszewski.
K. Morawiecki przyleciał do Nowego Jorku razem z Ewą
Kubasiewicz 1. czerwca 1988 roku. Jeszcze tego samego dnia mieli spotkanie w
siedzibie Unii Polsko-Słowiańskiej w Nowym Jorku na Greenpoint’cie, gdzie
zostali entuzjastycznie przyjęci.
Pomimo entuzjastycznego przyjęcia w Nowym Jorku generalnie
wizyta Kornela Morawieckiego w USA nie należała do udanych. Jedną z podstawowych
słabości tej wizyty był brak zaplecza technicznego i czegoś, co nazywa się
protokołem dyplomatycznym każdej oficjalnej wizyty politycznej.
Wizyty polityczne planuje się bardzo szczegółowo z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a tu nie było na to czasu, bo wszystko potoczyło się bardzo szybko. Pomagałem jednak Kornelowi, jak umiałem najlepiej. Pomagałem w pisaniu przemówień, organizowaniu spotkań, trochę mu doradzałem, a czasami stanowczo odradzałem.
Wiele mu nie pomogłem, bo byłem w Ameryce zaledwie trzy miesiące i nie miałem większego rozeznania ani w środowisku polonijnym, ani w instytucjach politycznych USA, w których Morawiecki powinien złożyć wizytę. Pobyt Kornela w USA przypominał ruchy konika szachowego: skakał z jednego miejsca w Ameryce na drugie, w zależności od tego, kto się do niego pierwszy dodzwonił i zaprosił na kolejne spotkanie.
Oprócz spotkań w środowiskach polonijnych Morawiecki odbył szereg spotkań z politykami amerykańskimi, którzy mogli mieć fenomenalny wpływ zarówno na jego karierę polityczną, jak też na podniesienie prestiżu SW. Dzięki zaangażowaniu pana Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Kornel miał tzw. hearing w Departamencie Stanu w Waszyngtonie.
Takie spotkanie było doskonałą okazją, aby przedstawić SW jako organizację walczącą o wolność ekonomiczną, polityczną i religijną każdego człowieka w Polsce. Pokazać egzotykę walki podziemnej w PRL. Zainteresować polityków amerykańskich skromnymi sukcesami SW.
Kornel, niestety, nie wykorzystał tej szansy i w swoim przemówieniu wzniósł się na wysoki poziom abstrakcji – mówił o komunizmie, pierestrojce i reakcji Zachodu, jakby chciał pouczać zawodowych polityków, co mają myśleć o Związku Sowieckim.
Żeby nie być gołosłownym zacytuję fragment z jego przemówienia w Departamencie Stanu, wygłoszonego 21 czerwca 1988 roku: "Chociaż Zachód jest zahipnotyzowany pierestrojką i głasnostią, my nie ulegamy tym iluzjom. Mimo, że zmiany zainicjowane u szczytu władzy przez Gorbaczowa, są zmianami w dobrym kierunku, to nie zapominajmy, że istnieją one w sferze propagandy i nie zmieniają mechanizmów systemu. Imperium sowieckie znalazło się na brzegu katastrofy. Komuniści chcieliby wzmocnić system, ale nie są zdolni dotrzymać kroku spirali zbrojeń, którą sami zainicjowali. Z tego to powodu życzliwie zgodzili się na rozmowy rozbrojeniowe i na ustępstwa na rzecz praw człowieka. Mając nadzieję na zachodnie kredyty i transfer technologii obiecują demokratyzację, ale jak można zdemokratyzować państwo w systemie jednopartyjnym?"
Po wizycie w Waszyngtonie Kornel udał się do Chicago. Polonia w Chicago była w tym czasie bardzo skłócona. Jedni popierali zmiany w Polsce, zainicjowane przez komunistów i opozycję konstruktywną, inni byli śmiertelnymi przeciwnikami komunistów i uważali, że tylko krwawa rewolucja może doprowadzić Polskę do demokracji.
Byli tam i tacy, co uważali, że Kościół katolicki w Polsce mało się angażuje w walkę z reżimem, inni byli święcie oburzeni na zaangażowanie Kościoła w sprawy polityki. Jeżeli jeszcze do tego dodamy nacjonalistów – „Polska dla Polaków” i Polaków z Kresów wschodnich – „Polska od morza do morza”, a nadto będziemy pamiętać o agentach i prowokatorach wysłanych w ciągu ostatnich 30 lat przez reżim PRL, to będziemy mieli mniej więcej pełny obraz Polonii w Chicago.
1. lipca poleciałem do Chicago, aby towarzyszyć i służyć pomocą Morawieckiemu w jego spotkaniach i już pierwszego dnia zrozumiałem, że Kornel z tej wizyty w Chicago nie wyjdzie bez szwanku, co więcej, on też o tym wiedział, ale nie miał wyjścia.
Prawie wszystko, co Kornel powiedział, zaraz obracało się przeciwko niemu. Był za mniejszościami w Polsce – było źle, był za utrzymaniem Polski w powojennych granicach – atak na niego i SW, był sceptycznie nastawiony do zmian w Sowietach – wywrotowiec, mówił, że zamierza wrócić do kraju – ludzie pukali się w czoło, przyjmował datki na działalność SW – dowiedział się, że przyjechał do USA, aby się wzbogacić. Spotkał się z przedstawicielami jednego środowiska, miał przeciwko sobie inne. Udzielił wywiadu jednej gazecie, doczekał się niewybrednych ataków na swoją osobę w innej. Jedni przeciw drugim, a Kornel był im potrzebny jako środek do załatwiania własnych porachunków.
Oczywiście, w Chicago spotkał się Kornel z wieloma życzliwymi i bezinteresownymi osobami, które z wielkim zaangażowaniem pomagały i broniły Kornela i chyba tylko dlatego jego pobyt w Chicago był w miarę udany.
Pamiętam, jak po jednym takim spotkaniu z Polonią, ciągnącym się do późna w nocy, prawie uciekliśmy przed ludźmi, którzy ciągle coś od Kornela chcieli. Pojechaliśmy z Andrzejem Czumą do śródmieścia. Było po północy, upał. Nagle Kornel zaczął biec w kierunku jeziora i zrzucać ubranie. Pobiegłem za nim, zostawiając w osłupieniu Andrzeja i jeszcze kilka osób na promenadzie. Kilka minut później pływaliśmy w jeziorze Michigan.
Kornel musiał jakoś odreagować te wszystkie spotkania, nieprzespane noce, ciągnące się godzinami rozmowy, tysiące twarzy i imion osób, które poznał. Było coś w tym naszym pływaniu nierealnego. Noc w Chicago, wokół rozświetlone drapacze chmur, a my w jeziorze Michigan – sen czy jawa? Nagle w jednym momencie wróciła do mnie cała podziemna przeszłość. Tajne spotkania, nocne rozmowy, ucieczki przed SB przez piwnice i strychy dawno zapomnianych domów i ciągły pośpiech, aby zdążyć na czas...
Gdyby mi ktoś rok wcześniej powiedział, że za rok będę pływał z Morawieckim w Chicago, w nocy, w jeziorze Michigan, pomyślałbym, że to jakieś brednie, niesmaczny żart. Rzeczywistość jednak okazała się bardziej szalona niż nasza działalność w Solidarności Walczącej. Ta kąpiel podziałała na nas bardzo odświeżająco.
26. sierpnia Kornel Morawiecki po krótkiej wizycie w Kanadzie wrócił nielegalnie do kraju, gdzie ponownie zszedł do podziemia.
Był to błąd, który – w moim przekonaniu – przesądził o jego dalszej karierze politycznej.