Nie "Święty" bohater

 
 

Sławomir Cenckiewicz

Blisko dziesięć lat obowiązuje w Polsce ustawa lustracyjna. Ustawa uchwalona 11 kwietnia 1997 r. miała oczyścić polskie życie publiczne z agentury komunistycznej. Trzeba od razu zaznaczyć, że ów szczytny zamiar był od samego początku nierealny. Przede wszystkim dlatego, że pojęcie "tajnej" i "świadomej" współpracy z komunistycznym aparatem bezpieczeństwa miało być de facto dopiero wypracowane przez powołany w tym celu Sąd Lustracyjny i jego praktykę orzeczniczą. Zarówno ustawodawca, jak i sędziowie Sądu Lustracyjnego, świadomie zrezygnowali z przejęcia z takiej definicji współpracy, jaką w okresie istnienia Polski Ludowej wypracowały organa bezpieczeństwa. Wystarczyło przecież pochylić się chociażby nad lekturą instrukcji operacyjnych służb specjalnych PRL, by zorientować się, że za współpracowników organów bezpieczeństwa państwa uważano w tym czasie osoby celowo pozyskane do współpracy i wykonujące zadania w zakresie zapobiegania, rozpoznania i wykrywania wrogiej działalności (fragment Instrukcji o pracy operacyjnej SB resortu spraw wewnętrznych z 1 lutego 1970 r.). Zamiast tego zaczęto zastanawiać się i szukać dowodów na "świadomą" współpracę, jej "szkodliwość", "trwałość", "szczerość", "przydatność" i "wartość operacyjną" itd. Wszystko to powinno być, rzecz jasna, szczegółowo udokumentowane i przypieczętowane własnoręcznym zobowiązaniem do współpracy i pokwitowaniami poboru pieniędzy. Wówczas dopiero, zdaniem wielu domorosłych polskich lustratorów, możemy mówić o "agentach bezpieki". W tej dość przemyślanej grze zapomniano chociażby o tym, że organa bezpieczeństwa PRL rozróżniały kilka kategorii współpracowników – "konsultant", "kontakt poufny"/"kontakt służbowy", "pomoc obywatelska"/"kontakt obywatelski", "kontakt operacyjny" i dopiero "tajny współpracownik". W zasadzie tylko jedna z tych kategorii – "tajny współpracownik" – wyczerpuje pojęcie współpracy zdefiniowane przez polskie ustawodawstwo lustracyjne. Ale czy aby na pewno?

Najnowsza książka wybitnego historyka młodszego pokolenia, obecnie wiceszefa archiwów IPN, dr Piotra Gontarczyka – Tajny współpracownik "Święty". Dokumenty archiwalne sprawy Mariana Jurczyka, pokazuje, że nawet w przypadkach wydawałoby się ewidentnych, gdzie mamy do czynienia z płatnymi agentami donoszącymi na kolegów, sędziowie mogą mieć wątpliwości co do ich współpracy z bezpieką. Książka przedstawia historię lustracji byłego lidera szczecińskiej "Solidarności", w latach 1980-1981 członka jej władz krajowych, a obecnie prezydenta Szczecina – Mariana Jurczyka. W latach 1977-1978 Jurczyk ps. "Święty" odbył 19 spotkań z SB, sporządził 9 pisemnych informacji i przyjął wynagrodzenie finansowe. Jego proces rozpoczął się w drugiej połowie 1999 r. i trwał trzy lata. Mimo czterech orzeczeń sądowych (pierwsza instancja, Sąd Apelacyjny, kasacja i kolejne dwa procesy) uznających Jurczyka za świadomego i tajnego współpracownika SB, w 2002 r. Sąd Najwyższy uznał jego związki z SB za "pozorowane" i operacyjnie "nieprzydatne". Sąd Najwyższy stwierdził tym samym, że oświadczenie lustracyjne złożone w dniu 12 sierpnia 1997 r. przez Mariana Jurczyka jest prawdziwe. Tym samym Jurczyk został oczyszczony z zarzutu współpracy z SB.

Na nic się zdały zachowane dokumenty, które jednoznacznie świadczą o współpracy Jurczyka z SB – pokwitowanie odbioru pieniędzy od funkcjonariusza SB, własnoręcznie napisane zobowiązanie do współpracy czy pisemne raporty agenturalne. Autor zamieścił w swej książce fotokopie tych wszystkich dokumentów. Co ciekawe P. Gontarczyk, który do niedawna pracował w Biurze Rzecznika Interesu Publicznego, pisze, że podczas jednej z rozpraw przed Sądem Lustracyjnym obrońca Jurczyka nie zaprzeczał wcale faktowi współpracy, lecz jedynie próbował udowodnić, że informacje przekazywane przez jego klienta były dla SB nieprzydatne.

Sprawa Jurczyka obnażyła słabość ustawy lustracyjnej. Poza tym jeszcze raz mogliśmy się przekonać, że prawda historyczna nie powinna być rozstrzygana w ławach sądowych. Dlatego zamiast niekończących się dywagacji sądowych na temat pojęcia współpracy z komunistycznymi specsłużbami powinniśmy dążyć do całkowitego ujawnienia akt byłej bezpieki i zaprzestać maskarady związanej z procesami lustracyjnymi. Ostatnimi czasy litera ustawy lustracyjnej i orzecznictwo Sądu Lustracyjnego stały się nadzieją dla agentów i ich obrońców, a jednocześnie maczugą na wolność wypowiedzi i swobodę badawczą. Otwórzmy zatem archiwa, niech bezpośrednio przemówią do nas źródła historyczne, tak by każdy z nas mógł wyrobić sobie własną opinię bez pomocy sędziów. Właśnie w ten sposób postąpił P. Gontarczyk, decydując się na publikację dokumentów z teczki Mariana Jurczyka, nie zważając na jego groźby i siłę antylustracyjnego lobby, które zaatakuje każdego, kto tylko zechce ujawnić prawdę. I za tę odwagę Autorowi oraz Wydawnictwu ARWIL należy się wielkie uznanie.

Byliśmy ostatnio świadkami ujawnienia się w środowisku krakowskiej opozycji agenta. Stanisław Filosek ps. "Kałamarz", mimo że nie odgrywa dziś żadnej ważnej roli społecznej, publicznie przyznał się, że został złamany i współpracował z SB. Ze łzami w oczach przeprosił i poprosił swoich kolegów z Solidarności o wybaczenie. Taka postawa jest budująca, nie potrzebne były sądy do ustalenia prawdy historycznej, potrzebna była jedynie odrobina przyzwoitości, aby umieć przyznać się do własnej słabości. Filosek przyznał się i tylko dlatego nie zyskał wsparcia ze strony antylustracyjnego lobby.

Jurczyk i jemu podobni mają możnych i wpływowych obrońców. Ale już przegrali, bo nie chcą stanąć przed ludźmi w prawdzie. Książka Piotra Gontarczyka ukazuje, że najlepszym lekarstwem na kłamstwo i fałszywe mity jest prawda zawarta w dokumentach.

Piotr Gontarczyk, Tajny współpracownik Święty. Dokumenty archiwalne sprawy Mariana Jurczyka, Warszawa 2005, Wydawnictwo ARWIL.


Sławomir Cenckiewicz