Wstep do ksiazki "Oczami
Bezpieki" |
Wstęp
Mimo upływu kilkunastu lat od upadku Polski Ludowej badania nad komunistycznym aparatem bezpieczeństwa wciąż na dobrą sprawę znajdują się w fazie początkowej[1]. Niewątpliwie znaczący postęp w tej dziedzinie nastąpił z chwilą powołania Instytutu Pamięci Narodowej, który przejął archiwa wytworzone przez szeroko rozumiany aparat bezpieczeństwa. Od tego czasu tajne służby PRL stały się i pozostaną na długo częstym obiektem badań historycznych. W tym miejscu należy zgodzić się z opinią Janusza Kurtyki, który nie tak dawno napisał, że „efekty tych badań nigdy nie okażą się dostatecznie satysfakcjonujące bez rozpoznania zasad funkcjonowania archiwów bezpieki: formalnych i rzeczywistych reguł obiegu informacji i ruchu dokumentów, zasad utajniania, dostępu i udostępniania (wewnątrz struktur bezpieczeństwa i na zewnątrz – partyjnym i państwowym ośrodkom władzy), budowy i funkcjonowania kartotek i baz danych o aktywach (np. siatki agenturalne różnych kategorii) i celach (np. o rozpracowywanych osobach, środowiskach i instytucjach), rejestrowania i współzależności informacji w zasobie kartotekowym i aktowym, wreszcie zależności pomiędzy ruchem dokumentów a realnymi działaniami bezpieki”[2]. Dopiero po zrealizowaniu tak nakreślonych postulatów badawczych będziemy mogli sformułować jakieś syntetyczne wnioski i odsłonić pełną prawdę o PRL. Postępującym studiom nad reżimem komunistycznym w Polsce nie sprzyja na ogół klimat polityczny, tęsknota wielu Polaków za PRL, postawa tzw. środowiska naukowego, ostre ataki na Instytut Pamięci Narodowej, a nade wszystko realizowana po 1989 r. polityka kontynuacji, nie zaś zerwania z państwowym dziedzictwem PRL. Obrana po 1989 r. idea ciągłości ma rzecz jasna swoje opłakane konsekwencje społeczne i niemal z miejsca „zaowocowała” zjawiskiem „niezauważonej niepodległości”[3]. Dlatego zapewne większość badaczy domagających się jednoznacznej oceny minionego reżimu spotyka ostra reprymenda starszych „kolegów po fachu” i prędzej czy później zyskują oni opinię żądnych odwetu „prawicowców” i „oszołomów”, a w konsekwencji również „historyków nieobiektywnych”[4]. W przekonaniu niektórych krytyków takiej postawy naukowej, antykomunizm jest wręcz cechą dyskwalifikującą historyka jako historyka, a szczególnie tego, który zajmuje się komunizmem i dziejami PRL. Adam Michnik napisał kiedyś, że „kłamstwo antykomunistów rozliczających komunizm” jest takie samo, jak „kłamstwo komunistów rozliczających faszyzm”[5]. Bodaj najtrafniej zjawisko to opisał przed laty Ryszard Legutko, który w jednym z numerów „Znaku” zauważył, że postawa antykomunistyczna nadal postrzegana jest jako coś nagannego. „Poprzednio była ona dyskwalifikującą, gdyż godziła w komunizm, czyli największe osiągnięcie humanizmu – pisze krakowski filozof – Obecnie nie przestała być dyskwalifikująca, jakkolwiek tym razem powody raczej insynuowano, niż je formułowano. Pojawiły się i nadal pojawiają sugestie, że istnieje jakieś powinowactwo duchowe między komunistą a antykomunistą, że antykomunizmu trzeba się strzec, bo stanowi on niemal zwierciadlane odbicie komunizmu. Doszło do sytuacji paradoksalnej: okazało się, że komunizm był zły, ale niezależnie od tego jak bardzo był zły, antykomunizm nigdy nie był dobry. Ludzie, którzy ulegali komunizmowi przez długie lata, byli wreszcie skłonni przyznać się do błędu, lecz swój krytyczny impet – pełen hałaśliwej pogardy – kierowali właśnie przeciw antykomunistom […] Także znaczna część polskiej inteligencji, potulna wobec reżimu, nawet wówczas gdy słabł i stawał się własną karykaturą, odnalazła w sobie w nowej rzeczywistości niezwykłą potrzebę wywyższania się ponad antykomunizm i antykomunistów. Z jakichś powodów długotrwała apologia ustroju sprawiedliwości społecznej traktowana jest przez nich jako doświadczenie cywilizujące, natomiast w antykomunizmie widzą rodzaj barbarzyństwa”[6]. Wyznawcy takiego poglądu twierdzą, że historyk-antykomunista nie jest w stanie dostrzec dorobku, osiągnięć i wewnętrznych przeobrażeń Polski Ludowej, która w 1956 r. miała porzucić komunizm i wkroczyć w erę swojskiej odmiany socjalizmu. Ów „obiektywizm” w ocenie PRL miałby również polegać na poszukiwaniu przysłowiowego „złotego środka”, w którym miniony reżim nie będzie obłożony całkowitą anatemą, ani nazwany komunistycznym (nie mówiąc już o porównywaniu z nazizmem), ani totalitarnym, ani niesuwerennym, ani nawet narzuconym z zewnątrz[7]. W takim „złotym środku” współistnieją na równych prawach dwie pamięci. Znajdzie się tam miejsce zarówno dla żołnierza Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, jak i bojowca Gwardii Ludowej i aktywisty Polskiej Partii Robotniczej, dla „inżyniera dusz” i Zbigniewa Herberta, dla internowanego 13 grudnia 1981 r. działacza „Solidarności” i członka WRON, dla górnika z kopalni „Wujek” i funkcjonariusza plutonu specjalnego ZOMO[8]. Ta polityczno-historyczna schizofrenia stała się zresztą udziałem władz Rzeczypospolitej. Nikogo zatem nie powinna dziwić obecność przedstawicieli najwyższych władz państwowych, z jednej strony na uroczystościach upamiętniających rocznicę agresji sowieckiej na Polskę, zbrodni katyńskiej czy Powstania Warszawskiego, a z drugiej na obchodach kolejnej rocznicy powstania Gwardii Ludowej i PPR[9]. Symbolicznym odzwierciedleniem tak skrajnie relatywistycznego podejścia do PRL pozostanie dla mnie smutny widok wojskowych Powązek w Warszawie, gdzie w bezpośrednim sąsiedztwie leżą kaci i ich ofiary z okresu stalinowskiego, bohaterowie Bitwy Warszawskiej i agenci „Kominternu”, żołnierze Armii Krajowej i bojownicy z Gwardii Ludowej, ministrowie Polski Niepodległej i członkowie marionetkowego Komitetu Rewolucyjnego Polski i PKWN. I rzecz bodaj najgorsza – to pomieszanie bohaterstwa i zdrady wydaje się nie mieć końca. Niedawno zmarłych zasłużonych lub tych, których prochy po latach wygnania powróciły do Polski, grzebie się obok zbrodniarzy, agentów i sprzedawczyków. Wszystkim natomiast urządza się państwowe pogrzeby. Jacek Kaczmarski leży nieopodal Mariana Spychalskiego, Józef Beck w sąsiedztwie Anatola Fejgina, a Andrzej Bączkowski obok „socjalisty” Henryka Jabłońskiego i „działacza spółdzielczego” Edwarda Osóbki Morawskiego… Tak dziś wygląda panteon Wolnej Polski!
***
Oczami bezpieki to książka, w której starałem się oddzielić bohaterstwo od zdrady. Chciałem ukazać dławiony przez bezpiekę wysiłek kilku pokoleń Polaków walczących z komunizmem. Na książkę składa się siedemnaście artykułów i rozpraw naukowych poświęconych różnym aspektom działalności aparatu bezpieczeństwa PRL. W większości były one publikowane wcześniej na łamach czasopism popularnych i periodyków naukowych (m. in. „Biuletynu IPN”, „Arcanów”, „Christianitas”, „Niepodległości” i „Glaukopisu”). Niemal wszystkie teksty zostały jednak poprawione i uzupełnione o nowo pozyskane dokumenty, przez co zyskały one nową postać. Dlatego też zrezygnowałem z zamieszczenia noty bibliograficznej na końcu książki ufając, że czytelnik sięgnie po niniejszą książkę. Przygotowując niniejszy zbiór stawiałem sobie za cel przybliżenie czytelnikowi funkcjonowania komunistycznego aparatu represji. Przyświecała mi chęć odsłonięcia mechanizmów dławienia niezależnej myśli i niepodległościowych aspiracji Polaków przez służby specjalne PRL. Dzieląc książkę na trzy części tematyczne chciałem ukazać zwłaszcza kulisy i sposoby walki bezpieki z polską emigracją polityczną i Polonią amerykańską, opozycją antykomunistyczną i Kościołem katolickim. Skoro nie ma bezpieki bez tajnych współpracowników, dążyłem również do ukazania roli agentury jako podstawowej metody pracy operacyjnej MBP/MSW. Pozyskane w Instytucie Pamięci Narodowej archiwalia aparatu bezpieczeństwa starałem się zweryfikować z dokumentacją PZPR, relacjami świadków i innymi dostępnymi źródłami w kraju i za granicą. W zamiarze moim jest to jednak przede wszystkim książka o polskiej bezpiece, a zatem jej główną bazą źródłową są materiały wytworzone przez nią samą. I właśnie przez pryzmat spuścizny „resortu”, jego ludzi, ich sposobów myślenia i działania, wreszcie jakże specyficznego języka, którym posługiwali się funkcjonariusze bezpieki, a który paradoksalnie przejęli dziś historycy[10], chciałem ukazać kilkudziesięcioletnie zmagania Polaków z komunizmem. Stąd też taki, a nie inny tytuł książki – Oczami bezpieki. Wbrew opiniom wielu publicystów, którzy nieustannie przekonują, że „teczki bezpieki” mają taką samą wartość źródłowo-poznawczą o Polsce i Polakach, jak Protokoły Mędrców Syjonu o Żydach, twierdzę, iż spuścizna po komunistycznym aparacie bezpieczeństwa jest dzisiaj pierwszorzędnym źródłem historycznym do badania najnowszych dziejów politycznych Polski. Bez zaglądania do „teczek” w dalszym ciągu nie poznalibyśmy chociażby skali „mordów sądowych” i liczby wykonanych egzekucji w ubeckich kazamatach okresu stalinowskiego, rozmiarów tzw. drugiej konspiracji, metod pracy bezpieki, zasięgu agentury oraz tego, kto jest fałszywym kombatantem. Okazuje się, że te blisko 80 kilometrów akt przejętych przez IPN pozwala historykom wiele rzeczy odkryć, ustalić i na nowo przedefiniować. Natomiast ten, który to wszystko kwituje stwierdzeniem, że to „osobliwa pornografia naszej epoki” staje po stronie niepamięci i jest obrońcą oprawców. Trzeba bowiem pamiętać, że za „teczkami bezpieki” stoją sprawy i tragedie konkretnych ludzi, tych poniżanych, których albo mordowano, albo na różne sposoby łamano, wyrzucano z pracy, niszczono ich życie rodzinne, odbierano marzenia… Mając na względzie ludzki dramat nie możemy relatywizować problemu zdrady i winy. Nie możemy bezmyślnie wartościować i dokonywać bilansu dobrych i złych uczynków konfidentów bezpieki zapominając jednocześnie o tych, których skrzywdzili. Możemy rzecz jasna ocenić „przydatność operacyjną” tego czy innego donosiciela, lecz nie mamy prawa wystawiać mu świadectwa moralności mówiąc „on nic złego nie robił”. Pochylajmy się nad tragedią prześladowanych, a nie prześladowców. Czyż właśnie nie to miał na myśli Wielki Poeta pisząc Przesłanie Pana Cogito, w którym zawarł jakże aktualną przestrogę :
…a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
Zaprezentowane w książce wyniki kilkuletnich badań nad działalnością aparatu bezpieczeństwa PRL nie aspirują do miana ostatecznych. Niewątpliwie nie jest to praca pod wieloma względami doskonała, ale też taką w chwili obecnej być nie może. Mimo coraz szerzej otwartych archiwów komunistycznych służb specjalnych i prowadzonych od kilku lat badań wciąż jesteśmy na początku drogi, a prezentowana książka jest zatem jedynie małym krokiem w procesie odsłaniania prawdy o Polsce Ludowej. Moja książka nie powstałaby, gdyby nie pomoc wielu życzliwych mi ludzi. Szczególne wyrazy wdzięczności należą się archiwistom Instytutu Pamięci Narodowej – Marzenie Kruk, Ewie Pirek, Mirosławowi Jeziorskiemu i Tomaszowi Knopowi. Za wszelką pomoc, uwagi i sugestie dziękuję również Antoniemu Dudkowi, Pawłowi Machcewiczowi i Grzegorzowi Majchrzakowi. Ich gotowość do podzielenia się doświadczeniami z pracy na źródłach wytworzonych przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa były mi nieraz bardzo przydatne.
Gdańsk, listopad 2004 r.
[1] Por. A. Paczkowski, Archiwa aparatu bezpieczeństwa PRL jako źródło: co już zrobiono, co można zbadać, „Pamięć i Sprawiedliwość”, nr 1 (3), 2003, s. 9-21. [2] J. Kurtyka, Światy przeciwstawne: komunistyczna bezpieka wobec podziemia niepodległościowego, „Pamięć i Sprawiedliwość”, nr 1 (5), 2004, s. 11-12. [3] Szerzej na ten temat pisał Tomasz Wiścicki w interesującym artykule: Niezauważona niepodległość, [w:] III Rzeczpospolita w trzydziestu odsłonach. Nadzieje i rozczarowania po 1989 roku, pod redakcją Andrzeja Kostarczyka, Warszawa 2004, s. 51-62. [4] Wystarczy w tym miejscu odwołać się do reakcji (niekoniecznie publicznych) części środowiska naukowego na artykuł Łukasza Kamińskiego: Spadek do rozliczenia, „Rzeczpospolita”, 27-28 III 2004. Autor artykułu wezwał wówczas historyków do „jednoznacznej oceny PRL” jako opresyjnej dyktatury z obcego nadania. [5] A. Michnik, Mantra zamiast rozmowy, „Gazeta Wyborcza”, 1-2 IV 2000. Jednym z czołowych rzeczników anty-antykomunizmu na niwie filozoficzno-naukowej pozostaje Andrzej Walicki. Por. m. in.: A. Walicki, Nieporozumienia wokół antykomunizmu, [w:] Antykomunizm po komunizmie, pod redakcją Jacka Kloczkowskiego, Kraków 2000, s. 209-223. [6] R. Legutko, Intelektualiści i komunizm, „Znak”, nr 2, luty 1999, s. 12. Zob. także: idem, O anty-antykomunizmie, [w:] Antykomunizm…, s. 225-232. Podobny problem poruszył przed laty również Zdzisław Krasnodębski: Złudzenia dawne i nowe, „Znak”, nr 7, lipiec 1999, s. 4-32. [7] Por. B. Wildstein, Słabość III Rzeczypospolitej, [w:] III Rzeczpospolita w trzydziestu odsłonach…, s. 75. [8] Na temat budowania zbiorowej niepamięci i pomieszania bohaterstwa ze zdradą w III Rzeczypospolitej zob. R. Terlecki, Powrót do historii, „Rzeczpospolita”, 28-29 VIII 2004. [9] T. M. Płużański, Wskrzeszenie komunistycznego trupa, „Najwyższy Czas!”, 2 X 2004. [10] Jest to zresztą w pełni zrozumiałe i uzasadnione, gdyż stosując nomenklaturę i siatkę pojęciową bezpieki, oczywiście przy jej odpowiednim objaśnieniu, jeszcze lepiej możemy przybliżyć specyfikę funkcjonowania komunistycznych tajnych służb.
|