Prezes Kongresu Polonii Amerykanskiej Edward Moskal
powtorzyl jedna z najglosniejszych falszywek sporzadzonych przez sluzby
bezpieczenstwa PRL. Jest to pochodzaca z poczatku lat siedemdziesiatych
opowiesc o tym, ze Jan Nowak-Jezioranski stal sie w czasie okupacji
hitlerowskiej w Warszawie nadkomisarzem w Komisarycznym Zarzadzie
Zabezpieczonych Nieruchomosci, by w tym charakterze odbierac zydowskim
mieszkancom polskiej stolicy ich domy i przedwojenna wlasnosc. Aby te
opowiesc uprawdopodobnic, polska bezpieka posluzyla sie oswiadczeniem
Johanna Kassnera, volksdeutscha z Zyrardowa, pozostajacego, jak mozna
przypuszczac, w bliskim kontakcie z komunistycznymi sluzbami specjalnymi.
Oswiadczenie na temat Nowaka zlozyl on podczas pobytu w Polsce, dokad
swobodnie przyjezdzal z Niemiec, choc byl tu oskarzony o zbrodnie wojenne.
Opublikowano je w 1973 roku w drugim wydaniu pamietnika "polskiego
Jamesa Bonda", czyli Andrzeja Czechowicza, pt. Siedem trudnych lat.
Az dziw bierze, iz w nadanym niedawno przez Telewizje Polska filmie o
agencie Czechowiczu nie bylo ani slowa o tym, w jaki sposob spreparowane
oswiadczenie Kassnera trafilo do jego ksiazki.
Tak zwane materialy majace udowodnic, ze Jan Nowak byl w czasie okupacji
zarzadca mienia pozydowskiego i ze sam staral sie o to stanowisko w
Radzyminie, majac przy tym poparcie SS - byly w pierwszej polowie lat
siedemdziesiatych masowo rozsylane do przywodcow polskich na emigracji, do
amerykanskiej dyrekcji Radia Wolna Europa, do pracownikow rozglosni
polskiej, do senatorow i znanych politykow amerykanskich. Analiza owych
donosow, ktore mialy byc odbitkami z dokumentow esesmanskich wskazuje, iz
byly one pisane na... polskiej maszynie do pisania (co w czasie okupacji
hitlerowskiej, w niemieckim urzedzie w ogole nie bylo mozliwe) z
podrabianymi literami niemieckiego alfabetu i w sposob calkowicie
odbiegajacy od formy owczesnej urzedowej korespondencji - np. bez
hitlerowskiego pozdrowienia "Heil Hitler", ktorego opuszczenie w
"dokumencie" SS nie wchodzilo w rachube. Owe "dokumenty"
polska bezpieka rozsylala z urzedow pocztowych w Duesseldorfie i w
Sollingen do tysiecy (bez przesady) adresatow w Niemczech Zachodnich, w
Wielkiej Brytanii i Ameryce.
Obecnie, po prawie 30 latach, propagowaniem owych falszywek zajal sie
prezes Kongresu Polonii Amerykanskiej Edward Moskal, nie baczac w ogole na
to, ze istnieja oswiadczenia, podpisane przez takie autorytety, jak
emigracyjny prezydent Edward Raczynski czy wybitny historyk i szef Akcji
"N" w czasie okupacji Tadeusz Zenczykowski-Zawadzki lub general
Stanislaw Kopanski, od 1943 r. szef sztabu Naczelnego Wodza -
stwierdzajace, iz "rzucanie podejrzen" na postawe patriotyczna
Jana Nowaka "zasluguje na stanowcze potepienie". W 1972 r.
Tadeusz Zenczykowski-Zawadzki potwierdzil w notarialnym zeznaniu , ze
Nowak, ktory byl jego podwladnym w Akcji "N", zostal celowo
przez podziemne dowodztwo Armii Krajowej skierowany do pracy urzedniczej w
"zarzadzie komisarycznym". Byla to zreszta praca czysto
administracyjna, nie majaca nic wspolnego z "przejmowaniem mienia
pozydowskiego". Chodzilo tylko o to, by Nowaka, dzialajacego w
podziemnej Akcji "N", uchronic przed przypadkowym aresztowaniem
przez niemieckiego okupanta na tej podstawie, ze nie ma swiadectwa pracy.
Od kiedy pamiec siega, PRL-owi towarzyszyla falszywka: sfalszowane
referendum "trzy razy tak", sfalszowane wybory, sfalszowane
oskarzenia w procesach, wyroki smierci i wiezienia oparte na falszerstwie
i falszywych zeznaniach.
Osobny dzial to falszywki propagandowe i prowadzone na wielka skale proby
dyskredytowania emigracji i jej instytucji oraz pracownikow i kierownictwa
Radia Wolna Europa.* W ksiazce Polska z oddali Nowak pisze, ze po raz
pierwszy na tak wielka skale w wojnie z RWE bezpieka posluzyla sie
falszywka w roku 1970. Byl to rozpowszechniany poczta w Niemczech rzekomy
list amerykanskiego dyrektora Radia Wolna Europa Ralpha Waltera do prezesa
Komitetu Wolnej Europy Williama Durkee. Walter zawiadamial, ze "rzad
Turcji wyrazil zgode na przyjecie Radia Wolna Europa po usunieciu
radiostacji z terenu Niemiec". W innym liscie dyrektor Walter wyrazac
mial jednemu z ministrow rzadu tureckiego podziekowanie za taka gotowosc.
Trzecia falszywka byl "list grupy pracownikow RWE" do wybitnych
przedstawicieli wladz amerykanskich, opisujacy nastroje zniechecenia,
bezsilnosci, braku perspektyw panujace w zespole polskim RWE w zwiazku z
"przenosinami" do Turcji. Jan Nowak-Jezioranski podaje, ze te
"listy" byly napisane tak prymitywnie i zawieraly tyle
oczywistych bledow, iz zostaly natychmiast rozpoznane jako falsyfikaty,
zarowno przez Amerykanow, jak przez zespol polski rozglosni i nie odniosly
zadnego skutku.
Po pewnym czasie esbecja jakby zmienila front walki. Nacisk polozono teraz
na infiltracje srodowisk polskich na Zachodzie, glownie na proby wplywania
na Polonie amerykanska (choc innych srodowisk polskich, np. w Wielkiej
Brytanii, Francji czy RFN tez nie pozostawiano w spokoju). Polonia stala
sie wowczas obiektem szczegolnego zainteresowania XI biura ADP w MSW (Anty-Dywersja
Polityczna). Biuro to bylo podzielone na osiem referatow, osobno istnialo
archiwum, w ktorym gromadzono dokumenty i informacje i osobno laboratorium,
specjalizujace sie w podrabianiu listow, pieczeci oraz tasm
magnetofonowych i podpisow. Znany jest epizod z wykradaniem papieru
firmowego RWE i brutalnym falszowaniem podpisu Nowaka lub umieszczaniem w
jego autentycznym liscie dodatkowych, nie istniejacych fragmentow. Taki
sfalszowany list opublikowalo owczesne Zycie Warszawy, a w 1973 r. senator
Fulbright odczytal z oburzeniem w Kongresie amerykanskim ow list, w ktorym
Nowak mial go nazywac "agentem Moskwy". Oczywiscie, chodzilo o
to, by wplywowego amerykanskiego senatora zle usposobic do radia.
W stosunku do polskiej emigracji niepodleglosciowej - takze masowo
dokonywano falszerstw i podrobek. Zazwyczaj (od poczatku lat
siedemdziesiatych) towarzyszyly one kazdemu wybiciu sie jakiegos polskiego
dzialacza emigracyjnego. Na przyklad, gdy prezes Stowarzyszenia Polskich
Kombatantow w Manchester Jaroslaw Zaba zostal wysuniety na
przewodniczacego konferencji "Polonia 1975" w Waszyngtonie,
natychmiast zaczela sie prawdziwa kampania znieslawiajacych listow,
rozsylanych do polskich srodowisk na Zachodzie. W innym przypadku, na
bylego dzialacza PPS mieszkajacego od dluzszego czasu w Chicago
przygotowano falszywke w postaci "wyroku za kolaboracje z
hitlerowcami", wydanego rzekomo zaraz po wojnie przez sad PRL. Znana
byla sprawa wysylania z Londynu kopii "listow" owczesnych
przywodcow endecji, Jedrzeja Giertycha i Antoniego Dargasa. Do
autentycznych tekstow dodano fragmenty, majace wskazywac na otwarcie
antysemicki, nawolujacy do pogromow rasistowskich, charakter pogladow obu
dzialaczy.
Z kolei popularna forma denuncjowania opozycjonistow w Polsce wobec
srodowisk niepodleglosciowych na Zachodzie bylo posadzanie tych Polakow o
wspolprace z MSW. Tutaj esbecja miala wieksze pole do dzialania niz przy
"zwyklym" falszowaniu listow i podpisow, co dosc szybko
wychodzilo na jaw. Natomiast w kwestii wspolpracy z MSW mozna bylo
poslugiwac sie aluzjami, pomowieniami, niejasnymi posadzeniami. Dwa
charakterystyczne przyklady: SB w pierwszej polowie lat siedemdziesiatych
rozpuszczala na emigracji pogloski, jakoby Bogdan Borusewicz (wiezien
polityczny PRL) zwrocil sie do milicji z podaniem o prace. W koncu nestor
polskich naukowcow i wkrotce czolowa postac KSS KOR, niezyjacy dzis prof.
Edward Lipinski, wystosowal w lutym 1975 r. list otwarty do Edwarda Gierka,
w ktorym bronil Borusewicza przed tymi pomowieniami. Inny przyklad: w
lecie 1976 roku Adam Michnik wyjechal na Zachod. Do mnostwa osobistosci
polskich na Zachodzie nadchodzily wtedy listy, rzekomo redagowane przez (niepodpisanych)
polskich opozycjonistow, bliskich wspolpracownikow Michnika, ktorzy jednak
teraz "zaczynaja miec watpliwosci". Najpierw w tych listach byla
dluzsza story o licznych milosnych sukcesach Michnika (esbecja widocznie
uwazala, ze na to powinny byc szczegolnie uczulone konserwatywne
srodowiska emigracyjne), a nastepnie zawarto w nim tzw. cienkie aluzje do
wspolpracy z MSW, ktore "tylko udaje", ze Michnika sledzi i
przesladuje, a w rzeczywistosci kocha go, pielegnuje i wypuszcza za
granice.
Inny rodzaj falszywek mial przekonac (glownie srodowiska polskie na
Zachodzie), ze udzielaja poparcia osobom w Polsce , ktore na to poparcie
wcale nie zasluguja. Na przyklad, w 1972 roku rozpowszechniano falszywy
list Wladyslawa Bartoszewskiego, w ktorym oskarzal on sam siebie o
rozmaite winy i grzechy nigdy nie popelnione i wysuwal zarzuty pod adresem
dzialaczy AK na emigracji. Pisarz i wspolzalozyciel KOR Jerzy Andrzejewski
mial z kolei napisac (i rozsylac ) memorial, w ktorym jako swoje cele
wymienial... walke o rownouprawnienie homoseksualizmu, o zagwarantowanie
obyczajowych wolnosci, rozumianych jako czesc wolnosci obywatelskich.
Wszystkie te teksty masowo trafialy do skrzynek pocztowych Polakow na
Zachodzie.
W okresie stanu wojennego od falszywek po prostu sie roilo. Trudno
doprawdy uwierzyc, ze nic o tym nie wiedzieli ani tow. Kiszczak, ani tow.
Jaruzelski. Trudno przyjac, by kierownicy panstwa nie mieli zielonego
pojecia o dzialaniach, podejmowanych przez Biuro KC albo przez referaty i
departamenty SB.
Natychmiast po 13 grudnia byla to wiadomosc o dziesiatkach tysiecy
obywateli zabranych z wlasnych domow, umieszczonych na stadionach
sportowych i polewanych tam woda na mrozie. Inna podobna "informacja":
ze Tadeusz Mazowiecki przed internowaniem znalazl sie w depresji i
popelnil samobojstwo wyskakujac przez okno z wysokiego pietra. Cel tych
falszywek byl taki : gdyby Radio Wolna Europa lub inne rozglosnie
zachodnie informacje te w swoich serwisach podaly, nastepnego juz dnia
odbyloby sie triumfalne "sprostowanie" w partyjnych mass mediach,
przy czym to sprostowanie byloby oczywiscie zgodne ze stanem faktycznym:
bo Mazowiecki zyje, a na stadionach nikt nie stoi. I wowczas sami odbiorcy
mogliby sie przekonac, ze wiadomosci RWE nie sa wiarygodne. Ale mimo ze
Polska byla odcieta murem od swiata zewnetrznego Radio Wolna Europa nigdy
takich "wiadomosci" nie nadalo.
Pozniej bylo cale mrowie akcji falszywkowych, ktore z kolei mialy
wprowadzic zamieszanie w dzialalnosc podziemnej "S" i innych
grup opozycyjnych, a takze w ich kontakty z wlasnymi reprezentantami za
granica. Pamietam, jak puszczano w obieg na terenie wielu panstw
zachodnich sfalszowane komunikaty, podpisywane rzekomo przez osrodki
solidarnosciowe. W polowie 1983 r. do Wiednia nadszedl list, podpisany
przez "Solidarnosc" w Bremie, adresowany do przewodniczacego
Rady Koordynacyjnej Polskich Organizacji Niepodleglosciowych. Wynikalo z
niego, ze po wizycie papieza w Polsce odbylo sie w Gdansku tajne
posiedzenie Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej z udzialem Lecha Walesy i
na tym posiedzeniu postanowiono zawiesic dzialalnosc wszystkich struktur
konspiracyjnych, upowaznic ukrywajacych sie dzialaczy do ujawnienia sie,
wstrzymac z dniem 1 sierpnia 1983 r. dzialalnosc wszystkich biur
zagranicznych i delegatur "Solidarnosci" oraz zwolnic Lecha
Walese - na jego wlasna prosbe - z funkcji przewodniczacego niezaleznego
zwiazku.
Inna falszywka, dosc skomplikowanie pomyslana, dotyczyla Nagrody Wolnosci,
ktora Lechowi Walesie przyznaly skandynawskie pisma Politiken i Dagens
Nyheter. Nagroda miala byc wreczona 13 lutego 1983 r. Nagle na papierze
firmowym Biura Informacyjnego "S" w Sztokholmie z podpisem
kierowniczki biura, pani Katarzyny Slawskiej, nadchodzi do RWE list
informujacy o wywiadzie udzielonym szwedzkiej rozglosni Moderata przez
mecenasa Sile-Nowickiego. W wywiadzie tym znalazla sie wiadomosc, ze Lech
Walesa rzekomo oczekuje w Sztokholmie na przedstawiciela RWE, by wreczyc
mu... pieniadze, zwiazane z ta nagroda (50 000 koron). Pragnie w ten
sposob uhonorowac dzialalnosc RWE i podziekowac rozglosni za obrone
interesow robotniczych. Oczywiscie, taka forma uznania pracy RWE przez
robotniczego przywodce byla teoretycznie mozliwa, ale wydawala sie dziwna
i przekazana w jakis tajemniczo nieoficjalny, pokretny sposob. Jeden
telefon do Biura "S" w Sztokholmie wyjasnil, ze mecenas
Sila-Nowicki zadnego wywiadu radiowego w Sztokholmie nie udzielal, papier
firmowy biura jest wykradziony, a podpis kierowniczki - sfalszowany.
O falszywych listach, oswiadczeniach, posiedzeniach i wezwaniach
prokurowanych w owym czasie w celu wprowadzenia zametu mozna by napisac
tomy. Znana byla np. sprawa sfalszowanego listu prezesa Zwiazku Literatow
Polskich Jana Jozefa Szczepanskiego z 1983 r. Rzekomy autor listu, wybitny
pisarz, jawil sie w nim jako osoba malo odpowiedzialna, bazujaca tylko na
wlasnych ambicjach, nie bioraca pod uwage sytuacji kolegow pisarzy. "J.J.
Szczepanski" mial zapowiadac w slowach bunczucznych, ze na zadne
kompromisy nie pojdzie, los innych czlonkow zwiazku zas malo go interesuje.
Pseudolist roil sie przy tym od bledow stylistycznych i... gramatycznych,
takich, za ktore uczen w szkole dostaje dwoje. Przy tym autor poslugiwal
sie jezykiem ciezkim, metnym, powtarzajac to samo w kolko, uzywal zwrotow
zaczerpnietych z protokolow milicyjnych i narad ideologicznych. Nie mogl
tak pisac tej klasy czlowiek piora, co Jan Jozef Szczepanski. List byl
rozsylany do znanych osobistosci w Polsce i za granica (z roznymi datami w
naglowku. Brakorobstwo kompletne!) i stal sie tematem narady pisarzy
partyjnych, bowiem sekretarz KC Waldemar Swirgon upieral sie, ze list jest
prawdziwy, natomiast rozsadniejszy widocznie sekretarz KC Kazimierz
Barcikowski zdecydowanie temu przeczyl. Miedzy innymi zauwazyl on, iz
autor listu pisze: "warszawski" Tygodnik Powszechny.
Pozniej zas w krakowskim (a nie warszawskim...) Tygodniku Powszechnym
ukazal sie krotki list Szczepanskiego zapowiadajacy oddanie sprawy do
prokuratury w celu wszczecia sledztwa w sprawie falszerstwa listu z jego
podpisem.(Sprawcow nigdy nie znaleziono, sledztwo umorzono).
Rownie partacka, humorystyczna po prostu robota to "Zapis rozmowy
Hanny Krall z Bronislawem Geremkiem" , ktorego liczne kopie
rozpowszechniano w 1982 r. w zakladach pracy w Polsce. Brzmiala ta rozmowa
mniej wiecej tak "Docent Geremek: To jest najwieksza tajemnica w
najblizszym czasie. Zydzi powroca do handlu i produkcji w Polsce.
Hanna Krall: Skad Pan wezmie tylu Zydow? Kto im da przedsiebiorstwa ?
Docent Geremek: Kto? A o naszej "Solidarnosci" to juz Pani
zapomniala? Jeszcze bedzie prosic, aby Zydzi te przedsiebiorstwa brali.
Hanna Krall: Jeszcze nie obejmuje wzrokiem duszy tej operacji, ale cieszy
mnie ona juz ogromnie..."
I tak dalej, w tym stylu. "Zapis rozmowy" byl utrwalony na
maszynie z polskimi czcionkami, ale byl pelen bledow ortograficznych i
jezykowych. Na odleglosc pachnial falszywka.
Nie umiem powiedziec, czy w kraju ktokolwiek dal sie na "Zapis"
nabrac. Na Zachodzie wzbudzil smiech.
Trzy "wielkie" falszerstwa PRL zasluguja na oddzielne wzmianki.
Pierwsze, to znana "rozmowa braci Walesow", ktora mial rzekomo
nagrac brat Lecha Walesy na ukrytym magnetofonie podczas odwiedzin u
internowanego przywodcy "S" w Arlamowie. W audycji telewizyjnej
wykropkowano "brzydkie" slowa, ktore podobno padaly co chwila
(ale nie wypadalo ich telewizji publicznie odtwarzac); rozmowa byla pelna
inwektyw pod adresem Kosciola i duchowienstwa, sprowadzala sie do tego,
jak najlepiej schowac lub zainwestowac pieniadze z pokojowej Nagrody Nobla
i inne sumy, "zdobywane" przez Lecha w ramach jego rzekomej
walki o interesy robotnicze. Potem z audycji telewizyjnej zrobiono
nagrania radiowe i skrypty, oglaszane w gazetach.
W koncu wrzesnia 1992 r. przed Sadem Wojewodzkim w Warszawie
przesluchiwano dyrektora Zakladu Kryminalistyki KG MO, pulkownika Tadeusza
R. Zeznal on, ze z poleceniem sporzadzenia ekspertyzy fonoskopijnej
nagranej kasety magnefotonowej, zawierajacej "glosy" braci
Walesow zwrocil sie do niego owczesny szef SB general Ciaston. General
mial swiadkowi dac do zrozumienia, ze Biuro Polityczne oczekuje uznania
nagrania za autentyczne, gdyz chodzi o wyslanie kasety do komisji
przyznajacej Nagrode Nobla, oraz do Watykanu. Jednak zarzadzona ekspertyza,
jak powiedzial pulkownik przed sadem warszawskim, wykazala niezbicie, iz
byl to material spreparowany; ze wprawdzie glos Lecha Walesy jest
autentyczny, ale zostaly tam wmontowane poszczegolne slowa. Podobno
general Ciaston dowiedziawszy sie o tym byl wsciekly...
"Rozmowa Walesy z bratem" poza tym, ze nieprawdopodobna (Kosciol
nigdy nie potraktowal jej serio) nie byla zle zmontowana i zostala
zrobiona o wiele bardziej fachowo niz poprzednie, opisywane tu dzialania
falszywkowe.
A oto niektore inne akcje z poczatkow stanu wojennego. Lodzki Glos
Robotniczy z 16 wrzesnia 1982 zamiescil artykul pt.Pomost donikad.
Chodzilo o grupe polskich antykomunistow w Chicago, skupionych wokol
wydawnictwa "Pomost" . Grupa ta, wedlug autora artykulu "Stanislawa
Lewickiego", zwalczac miala jednak przede wszystkim polski Kosciol
oraz prymasa Glempa. Trudno sie czegos innego bylo spodziewac - dawal do
zrozumienia "Stanislaw Lewicki" - jesli sie tylko pamieta, kto
taki wyjezdzal z Polski w roku 1968. Wlasnie z tych kol wywodzi sie bowiem
grupa "Pomost".
Artykul zaczynal sie tak: "Podczas niedawnej wizyty Prymasa Polski
Jozefa Glempa w Stanach Zjednoczonych mialy tam miejsce godne ubolewania
akcje protestacyjne przeciwko glowie Kosciola katolickiego w Polsce.
Organizatorami tych burd - a jest to okreslenie zaczerpniete z
amerykanskiej prasy codziennej -byli... Polacy. Przynajmniej tak sie sami
okreslaja. Polacy, ktorzy stworzyli w USA prawie cztery lata temu tak
zwany Ruch Spoleczno-Polityczny "Pomost".
W dalszym ciagu "Stanislaw Lewicki" w szczegolach opisywal proby
zaklocenia wizyty prymasa w Ameryce. Artykul ukazal sie16 wrzesnia 1982
r., a termin planowanej wowczas wizyty ksiedza prymasa Glempa w USA
wyznaczono na... 14 pazdziernika 1982. Wizyta sie zreszta zostala odwolana
przez Episkopat ze wzgledu na napieta sytuacje w kraju. Nigdy poprzednio
zas ksiadz prymas nie wyjezdzal do Stanow Zjednoczonych i w calym okresie
powojennym nie odwiedzal Ameryki zaden prymas Polski. Nie moglo byc wiec
mowy o zadnej pomylce. Po prostu Glos Robotniczy mial przygotowany
material na temat burd i zaklocen spowodowanych przez grupe "Pomostu"
i miano to wydrukowac po 14 pazdziernika w zwiazku z wizyta prymasa, ale
przez pomylke ktos wyjal tekst z tajnej szuflady i dal do druku juz 16
wrzesnia. 15 pazdziernika 1982 o lodzkiej wpadce poinformowala szczegolowo
RWE w audycji "Fakty, Wydarzenia,Opinie", a 28 pazdziernika
wpadke te ujawnila Polityka.
I wreszcie historia "faszystowskiej mlodziezy" w Legnicy. Wiosna
1982 r. w srodkach przekazu rozlala sie fala reportazy o "faszystach".
W Grudziadzu - donosily gazety - milicji udalo sie zlikwidowac organizacje
FEST, co stanowilo skrot od Faszystowskiej Elity Szerzenia Faszyzmu. W
Chelmie skonfiskowano 500 odznak hitlerowskich. W Starogardzie w liceum
ogolnoksztalcacym mlodzi chlopcy nadawali sobie pseudonimy "Himmler"
lub "Hess". W Walbrzychu miala powstac Tajna Organizacja
Faszystowska, a w Sieradzu, Zdunskiej Woli i na Slasku dzialala podobno
Faszystowska Armia Odrodzenia. Pojawialy sie wciaz nowe nazwy, zdjecia,
dowody, zeznania. We wspomnianym Glosie Robotniczym 22 kwietnia ukazal sie
artykul pt. "Kwietniowa lekcja historii", w ktorym red. Piotr
Goszczynski (ten sam publicysta, ktory w 1968 r. cytowal glosy lodzkich
wlokniarek: "Nie bedziemy pracowac na brylanty dla Goldy Meir" )
dowodzil, ze za powstawanie w Polsce grup faszyzujacej mlodziezy
odpowiedzialnosc ponosi Jan Jozef Lipski.
W lipcu 1982 r. radio Warszawa donioslo, ze milicja w Kaliszu wykryla
ugrupowanie mlodziezowe przebierajace sie w uniformy esesmanskie, a w
polowie czerwca Glos Nauczycielski wspominal o powstaniu takiej grupy w
Starogardzie Gdanskim. Miala ona ulec "wrogiej propagandzie
zachodnich osrodkow dywersji". Na przykladzie II Liceum im.
Zamoyskiego w Lublinie Glos Nauczycielski napietnowal pedagogow, ktorzy
dostarczaja mlodziezy nielegalna prase i literature podziemna oraz
inicjuja zbiorki pieniedzy na rzecz internowanych. Trudno sie potem dziwic,
ze mlodziez zaczyna nosic swastyki.
Wszystko odbywalo sie dalej jak na komende - w calej prasie, w calym kraju,
w podobny sposob. W numerze 7 z data 26 marca 1982 r. tygodnik PZPR
Konkrety w Legnicy takze zamiescil artykul demaskujacy miejscowych
faszystow. Autor Jacek Broszkiewicz pietnowal rodzicow, ktorzy "w
stanie politycznej slepoty" dopuszczali do udzialu ich corek i synow
w strajkach i do roznoszenia przez mlodziez ulotek. Ale najwieksza wina -
zdaniem autora - spoczywala na nauczycielach. Reportazowi towarzyszyla
fotografia przedstawiajaca mlodego czlowieka w harcerskiej bluzie z
doskonale widoczna, bardzo wyrazna opaska ze swastyka na lewym ramieniu.
Pewien sluchacz przeslal do Radia Wolna Europa do Monachium to zdjecie z
tygodnika. Dolaczyl rowniez inne zdjecie podpisane: "1973 Festiwal
Piosenki Radzieckiej" . Byl na nim ten sam mlodzieniec, w tej samej
bluzie, ale przed dorysowaniem opaski ze swastyka. Eliminacje do Festiwalu
Piosenki Radzieckiej w 1973 r. odbywaly sie w Zlotoryi i tam wlasnie
pewien fotoreporter wykonal fotografie mlodego chlopaka w bluzie.Wiosna
1982 r. redakcja Konkretow (podobnie jak inne pisma) otrzymala zamowienie:
ma byc cos o faszystach. Maja byc dowody, ilustracje. Siegnieto do
archiwum. Fotografia sprzed 9 lat doskonale sie nadawala.Chlopak stoi
bokiem, dobrze widoczne jest cale lewe ramie, latwo mozna bylo domalowac
swastyke.
Po dzis dzien nieznani sa sprawcy ogromnej wiekszosci falszerstw PRL. Nie
wiadomo, w jakiej instancji pomysly te powstawaly, skad przychodzily
instrukcje i konkretne teksty lub tasmy, co powodowalo, ze do "wykonania"
zlecenia wyznaczano np. tygodnik z Legnicy, albo komu kazano rozsylac
listy do emigrantow polskich na Zachodzie. W jakim stopniu te dzialania
zatwierdzali towarzysze z Wydzialu Propagandy KC PZPR? Z Ministerstwa
Spraw Wewnetrznych? Kto odpowiadal za opisane tu falszywki? W jakich
archiwach sa po nich slady i czy jest szansa, by w wolnej Polsce wreszcie
ujawniono autorow i wykonawcow, by juz nikt nie mogl sie w przyszlosci
powolywac na materialy, na jakie powoluje sie dzis, na przyklad, prezes
Moskal?
ALINA GRABOWSKA
Autorka jest sekretarzem Stowarzyszenia Pracownikow
Rozglosni Polskiej RWE (Warszawa-Monachium)
|