Żołnierze wyklęci
antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku

Armia Czerwona, wkraczająca na nasze ziemie w styczniu 1944 r., nie niosła Polsce wolności ani pokoju. Po początkowym współdziałaniu z oddziałami Armii Krajowej przeciwko Niemcom, NKWD przystępowało do aresztowań oficerów; zwykłych żołnierzy siłą wcielano do wojsk Berlinga. Eksterminowano przede wszystkim inteligencję, aby jak najbardziej osłabić żywioł polski. Mimo to konspiracja – choć znacznie osłabiona – trwała na straży niepodległości. Opór przeciwko sowieckiej dominacji od razu przybrał formę zorganizowanej walki zbrojnej – Powstania Antykomunistycznego, które trwało do końca lat 40-tych, a na niektórych terenach nawet znacznie dłużej.
Minęło z górą 50 lat, a wiedza o tamtych wydarzeniach jest wciąż niepełna. W potocznej świadomości nadal pokutują fałszywe stereotypy, będące produktem komunistycznej propagandy. Do ich ugruntowania przyczynili się peerelowscy pseudohistorycy, którzy przez 45 lat nazywali ten okres „epoką walki o utrwalenie władzy ludowej”. Stworzony przez nich skrajnie fałszywy obraz historii lat 40-tych i 50-tych trafiał do podręczników, encyklopedii i okolicznościowych artykułów prasowych.
Proceder ten trwał do końca istnienia „Polski Ludowej”. Oto np. w „Gazecie Współczesnej” (nr 131/20822 z 6.06.1986 r.) niejaki Stanisław Fiedorowicz w artykule „Spotkanie z katem” tak opisał ppor. Stanisława Marchewkę „Rybę”, partyzanta Armii Krajowej i WiN:
"Któregoś dnia, a było to jesienią 1955 roku, do celi więziennej, w której odsiadywał karę Kazimierz, wprowadzono rosłego bruneta o złym spojrzeniu. Nie przywitał się z więźniami. Usiadłszy na taborecie, mruczał:
– „K... dostanę krawat, dostanę krawat... (krawatem nazywają więźniowie karę śmierci przez powieszenie, przyp. SF). Za mało tych ...synów zabiłem. Ale com pożył, to pożył. Pieniędzy i bab to mi nie brakowało”.
– Kto ma papierosa? [...] Takie gówno muszę palić. Kiedyś to amerykańskie człowiek dostawał, „Kamele”, „Lukistryki”. Kapitanem jestem, a z hołotą muszę siedzieć. [...]
– Mężatkę jedną miałem – mówił. – Piękna dziewucha. Włos puszysty, do samej dupy. Mąż jej w Szczecinie pracował. Początkowo nie chciała dać. To ja jej dwa pierścionki i 10 tysięcy. Dolarów! Też nie chciała. To ja wtedy spluwę do skroni. No i dała. [...]
P.S. W 1956 r. wyrokiem Sądu Wojskowego „Ryba” został skazany na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano."
W rzeczywistości Stanisław Marchewka „Ryba” zginął na Białostocczyśnie w walce z grupą operacyjną UB 3 marca 1957 r. i nigdy nie był aresztowany.
Chodziło nie tylko o dezinformację – aparat propagandowy PRL dbał bowiem również o to, aby uczestników ruchów niepodległościowych zohydzić moralnie, przypisując im wszelkie zbrodnie. Była to świadoma i długofalowa polityka. Jeden z wyższych funkcjonariuszy UB, mjr Wiktor Herer powiedział w śledztwie w 1948 r. do jednego z więźniów: zadaniem naszym jest nie tylko zniszczyć was fizycznie, ale my musimy zniszczyć was moralnie w oczach społeczeństwa (Czesław Leopold, Krzysztof Lechicki Więźniowie polityczni w Polsce 1945-1956, Wydawnictwo „Młoda Polska”, Warszawa 1981, s. 8).
 
Fizyczna eksterminacja żołnierzy antykomunistycznego podziemia nie wystarczyła komunistom. Dobrze wiedzieli, że z ofiary ich życia może w przyszłości powstać mit, z którego nowe pokolenia Polaków będą czerpały siłę do walki z komuną. I właśnie dlatego zabitych czy też zamęczonych partyzantów potajemnie chowano w dołach kloacznych, na torfowiskach, wysypiskach śmieci... Tak, by nie został po nich nawet krzyż na mogile. Dlatego komuniści używali również wszelkich możliwych chwytów propagandowych, aby tych, którzy zdecydowali się na zbrojną walkę z nimi, unicestwić moralnie. Szczególną rolę na tym polu odegrali pisarze. Przez cały okres PRL-u wydawano książki, w których żołnierzy podziemia antykomunistycznego przedstawiano jako rabusiów, wykolejeńców i degeneratów, mordujących kobiety i dzieci. Gdy zsumujemy egzemplarze takich książek, otrzymamy liczbę kilku milionów!
Tzw. ludzie kina nie pozostawali w tyle za literatami. Dla przykładu należy wymienić takich reżyserów jak Jerzy Kawalerowicz z jego osławionym filmem „Cień”; Czesława i Ewę Petelskich, którzy w filmie „Ogniomistrz Kaleń” przedstawili mjr. „Żubryda” jako pospolitego bandytę; czy Kazimierza Kutza z równie „wybitnym” filmem „Z nikąd do nikąd”. To ostatnie „dzieło” zostało zrealizowane już w latach 70-tych. Kulminacyjna scena filmu przedstawia alkoholową libację żołnierzy podziemnego oddziału, obserwowaną przez członków międzynarodowej komisji, którzy wcześniej zostali wzięci do niewoli. Obserwując spitych na umór, zachowujących się jak bydło partyzantów, „anglojęzyczny” członek komisji zwraca się do innego jej członka – w sowieckim mundurze – z następującym pytaniem: Dlaczego nie zrobicie z nimi porządku? Ten zaś odpowiada ze zdziwieniem: Jak to? Przecież to wolny kraj. To nie nasza sprawa.
Do tego trzeba doliczyć ogromną liczbę artykułów, także w prasie codziennej, pisanych głównie przez byłych funkcjonariuszy UB, ale też i sztuki bardziej subtelne: poezję a nawet malarstwo. Ich celem było „utrwalenie władzy ludowej” w świadomości społeczeństwa i wytworzenie nowej moralności, w której dobro stawało się złem.
Ani nasi rodzice, ani my w szkole nie mogliśmy się przed tym bronić. Nie było przecież spotkań z żołnierzami Niepodległości, w ich miejsce sprowadzano natomiast pseudokombatantów ze ZboWiD-u. Reprezentowali oni UB, Informację Wojskową, KBW, Milicję i ORMO. Weterani organizacji niepodległościowych wegetowali zaś na marginesie społeczeństwa.
Peerelowską propagandę wspomagali – niestety – niektórzy działacze tzw. „opozycji demokratycznej” i związani z nimi historycy, nie potrafiąc bądź nie chcąc wyjść poza oficjalne schematy. Polskie podziemie antykomunistyczne w ich publikacjach zwane było w dalszym ciągu „bandami”. Niektórzy z nich stosowali kłamliwe pomówienia, wcale nie gorsze od tych, zamieszczanych w książkach autorów o ubeckiej proweniencji.
Np. prof. Krystyna Kersten w książce wydanej poza cenzurą, a zatem traktowanej wówczas bardziej wiarygodnie od oficjalnych publikacji (Narodziny systemu władzy. Polska 1943-1948. Wydawnictwo KRŃG, Warszawa 1985, s. 8) dokonała oceny moralnej polskiego podziemia antykomunistycznego, zrównując je z oprawcami z UB:
"Sądzę, że specyfika polskiej sytuacji przełomu wojny i pokoju polegała właśnie na tym, że wszelkie racje ulegały relatywizacji. Nie jest to równoznaczne z usprawiedliwianiem oprawców z UB czy NSZ-owców mordujących bezbronnych Żydów i „czerwonych” [...]."
Wtórowała jej Maria Turlejska (Łukasz Socha) w głośnej książce: Te pokolenia żałobami czarne... Skazani na śmierć i ich sędziowie 1944-1956 (ANEKS, Londyn 1989, s. 66), twierdząc, że polskie podziemie antykomunistyczne w ogóle nie istniało!
W Polsce nie było w ogóle żadnej ogólnokrajowej zbrojnej organizacji bojowej i władza nawet nie usiłowała jej zmistyfikować. Twierdzono – i twierdzi się do dziś – że istniały dziesiątki, setki, ba! tysiące band. Wymienia się najczęściej kryptonimy AK, NSZ, ROAK, KWP, pseudonimy przywódców: Orlika, Burego, Ognia, Warszyca, Dzikiego, Błyska, Groźnego, Otta, Tarzana, Łupaszki, Zapory, Huzara, Wędrowca, Mewy, Szarego [...].
Wtedy nie wiedzieliśmy, że jest to kontynuacja haniebnego procederu propagandowego PRL-u, a Maria Turlejska to agentka MBP o pseudonimie „Ksenia”.
I że będą ją wspierać politycy III Rzeczypospolitej. Jacek Merkel, minister stanu w Kancelarii Prezydenta RP, w wywiadzie dla post(?)komunistycznego „Sztandaru Młodych” (z 15-17 lutego 1991 r.) na prowokacyjne pytanie, czy w wolnej Polsce uzyskają przywileje kombatanckie żołnierze Wehrmachtu, UPA i NSZ – odpowiedział bez zastanowienia: Nie. Skądże takie pytanie? Służba w obcej armii nie jest brana pod uwagę. Tak zohydził Jacek Kuroń, człowiek uchodzący za osobę niezwykle wrażliwą na ludzką krzywdę, działacz KOR i polityk obecnej Unii Wolnoęci Józefa Kurasia „Ognia” w książce: Wiara i wina. Do i od komunizmu (Niezależna Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1990, s. 247):
"Ogień – Józef Kuraś – legendarny przywódca Podhala, najpierw należał do AK, potem założył własną bandę. Ponieważ był antyakowski, po wojnie został szefem bezpieczeństwa w Nowym Targu. Potem z całym Urzędem Bezpieczeństwa poszedł do lasu i niesłychanie długo terroryzował Podhale. Otóż Ogniowi co pewien czas podobała się jakaś dziewczyna, więc brał z nią ślub. Czy zawierał małżeństwa w kościele, pod bronią, zmuszając księży do udzielania mu kolejnych ślubów, czy obywał się bez kościoła, nieważne, fakt, że wesela robił najhuczniejsze na świecie. Przy tej okazji rozwalał czerwonych i żydów. Właśnie w Rabce odbywał się taki ślub. Ogień naprzód wydał wódę, potem kazał wypuścić ją w rynsztoki, podpalił gorzelnię i w świetle pożaru pędził w olbrzymim kuligu z tą swoją nowo poślubioną żoną."
„Ogień” nie porywał kobiet i nie wymuszał na nich małżeństw. Miał dwie żony: jedna spłonęła żywcem wraz z ich 2,5 letnim synkiem w domu podpalonym przez Niemców w czerwcu 1943 roku, druga zaś, Czesława (z domu Polaczyk) była łączniczką w jego oddziale partyzanckim. Aresztowana przez UB, została uwolniona przez żołnierzy „Ognia” z PUBP w Nowym Targu w kwietniu 1945 r. Wkrótce po tym wzięli ślub w kościele w Ostrowsku. Po śmierci męża była przez wiele lat szykanowana przez UB. Żyje w kraju wraz z synem. A książkę Kuronia przeczytały zapewne dziesiątki tysięcy ludzi. I choć lata mijają, metody zniesławiania żołnierzy antykomunistycznego podziemia pozostają te same. Kuroń także pozostaje taki sam. W książce napisanej wspólnie z Jackiem Żakowskim (Jacek Kuroń, Jacek Żakowski: PRL dla początkujących. Wydawnictwo Dolnośląskie Wrocław 1998, s. 13) pokusił się już o szerszą „analizę” całego podziemia antykomunistycznego: w 1945 r. "oddziały partyzanckie były zbyt rozdrobnione i za słabe, żeby atakować np. wojskowe magazyny. Bały się, że zostaną wykryte i rozbite przez sowietów. Więc rabowano chłopów. Ruszył proces wyradzania się partyzantki w bandytyzm. Od chwili rozwiązania AK coraz trudniej było odróżnić bandę rabunkową od grupy niepodległościowej..."
Jest dla nas oczywiste, że sytuacja nieprędko ulegnie zmianie. W rzeczywistości politycznej opartej na fundamencie Okrągłego Stołu i „grubej kresce” nie ma miejsca na oddawanie hołdu ludziom, którzy w obronie naszej niepodległości, tradycji i wiary do komunistów po prostu strzelali. Co więcej – dla środowisk postkomunistycznych oraz osób, dla których jednym z najważniejszych celów jest zalegalizowanie udziału postkomunistów w życiu publicznym III RP (także w sferze moralnej), żołnierze antykomunistycznego podziemia pozostają nadal przedmiotem ataku.
Dziś tamte wydarzenia określa się enigmatycznie jako „wojnę domową”, aby ukryć ich istotę – fakt, że rok 1944 oznaczał początek sowieckiej okupacji Polski. Tym, którzy tego nie rozumieją, przypominamy słowa Władysława Gomułki, sekretarza KC PPR, wygłoszone na tajnym plenum w dniach 20-21 maja 1945 r.: "Nie jesteęmy w stanie walki z reakcją przeprowadzać bez Armii Czerwonej. [...] Niesłusznym byłoby żądanie wycofania wojsk [sowieckich]. Nie mielibyęmy swoich sił, aby postawić [je] na ich miejscu." Potwierdzał to jednoznacznie Franciszek Jóźwiak, komendant główny MO: "Nie jesteśmy u siebie gospodarzami. Pracują u nas bataliony sowieckie... Władza komunistyczna w Polsce po 1944 r. nigdy nie była suwerenna."
Dla żołnierzy walczących o niepodległoęć RP, II wojna światowa nie zakończyła się z chwilą opuszczenia ziem polskich przez niemieckiego okupanta. W beznadziejnych warunkach, przy całkowitej obojętności świata, żołnierze niepodległościowego podziemia do połowy lat 50-tych prowadzili walkę z drugim okupantem i rodzimymi kolaborantami. Walczyli z komunistami w obronie naszej niepodległości, wiary i tradycji. Polacy przegrali II wojnę światową.
Jest coś symbolicznego w tym, że gdy wolna Europa świętowała dzień zwycięstwa nad Niemcami, w nocy z 8 na 9 maja 1945 r. z lasów nieopodal Grajewa wyruszali żołnierze AKO dowodzeni przez mjr. Jana Tabortowskiego „Bruzdę”. Szli na Grajewo w celu uwolnienia więźniów z PUBP i KP MO. Symboliczne są także losy głównych bohaterów tej akcji: mjr Jan Tabortowski „Bruzda” zginął 9 lat później, 23 sierpnia 1954 r. podczas akcji na posterunek MO w Przytułach. Ppor. Stanisław Marchewka „Ryba”, dowodzący grupą szturmującą budynek PUBP w Grajewie, zginął 12 lat później. W maju 1945 r. – w „miesiącu zwycięstwa” – na ziemiach polskich trwało już antykomunistyczne powstanie. W nocy z 30 kwietnia na 1 maja oddział NSZ por. Romana Dziemieszkiewicza „Pogody” rozbił areszt PUBP w Krasnosielcu, uwalniając 42 żołnierzy AK i NSZ.
1 maja pod miejscowością Annówka oddział mjr. Mariana Bernaciaka „Orlika” rozbił 60-osobową grupę operacyjną UB z Radzynia. Zginęło 12 ubeków, 24 dostało się do niewoli, reszta uciekła.
6 maja pod wsią Kuryłówka ok. 200-osobowe zgrupowanie oddziałów NZW stoczyło całodzienny bój z oddziałem NKWD w sile kilkuset osób. Partyzanci odnieśli całkowite zwycięstwo. NKWD wycofało się z pola walki pozostawiając co najmniej 56 zabitych. Dwa dni później, 8 maja, w tzw. Dniu Zwycięstwa, NKWD-dziści spalili w odwecie w Kuryłówce ponad 200 gospodarstw. Mieszkańcy wsi ratowali życie uciekając w pobliskie lasy. Sowieci zastrzelili 6 osób, 2 zginęły w płomieniach.
9 maja z więzienia w Białymstoku uciekło ok. 100 więźniów.
11 maja połączone oddziały ppor. Teodora Śmiałowskiego „Szumnego” z AKO i ppor. Zbigniewa Kryńskiego „Rekina” z NSZ zdobyły koszary 4 szwadronu 11 pułku KBW w Siemiatyczach. Partyzanci wzięli do niewoli 80 żołnierzy KBW, których rozmundurowali i rozbroili.
11 maja oddział AKO dowodzony przez ppor. Stanisława Marchewkę „Rybę” rozbił pod wsią Wyrzyki grupę operacyjną UB. 16 ubeków zginęło lub odniosło rany.
17 maja pod wsią Bodaki ok. 50-osobowy oddział NZW por. Zbigniewa Zalewskiego „Drzymały” został zaatakowany przez grupę operacyjną NKWD. W nierównej walce zginęło ponad 20 partyzantów (ranni byli dobijani przez NKWD-zistów).
W nocy z 18 na 19 maja ok. 80-osobowy oddział AKO dowodzony przez NN „Zbycha” opanował Ostrołękę.
W nocy z 20 na 21 maja oddział por. Eugeniusza Wasilewskiego „Wichury” rozbił obóz koncentracyjny NKWD w Rembertowie. W wyniku akcji uciekło kilkuset więźniów. Na uciekinierów zorganizowano gigantyczną obławę. Spośród schwytanych ok. 100 osób zostało zamordowanych przez NKWD.
21 maja oddział ppor. Stanisława Bogdanowicza „Toma” rozbił areszt w Białej Podlaskiej uwalniając kilkunastu więźniów.
24 maja ok. 200 partyzantów ze zgrupowania mjr. Mariana Bernaciaka „Orlika” stoczyło całodzienny bój z liczącą kilkaset osób grupą operacyjną NKWD i UB. Do walki z partyzantami użyto samochodów pancernych. Walka zakończyła się klęską strony komunistycznej. Zginęło co najmniej 64 NKWD-zistów i 10 ubeków. Zwycięstwo okupiono stratą 8 partyzantów.
28 maja I szwadron V Wileńskiej Brygady AK dowodzony przez por. Zygmunta Błażejewicza „Zygmunta” i oddział por. Władysława Łukasiuka „Młota” został otoczony przez grupę operacyjną NKWD i KBW w rejonie Majdan-Topiły na terenie Puszczy Białowieskiej. Po kilkugodzinnej walce partyzanci przebili się z okrążenia. W walce zginęło 15 NKWD-zistów, a 16 zostało rannych. Partyzanci stracili 1 żołnierza.
28 maja pod m. Kotki (powiat Busko-Zdrój) oddział NSZ por. Stanisława Sikorskiego „Jaremy” stoczył zwycięską walkę z grupą operacyjną NKWD i UB. Komuniści wycofali się z pola walki. Partyzanci okupili zwycięstwo stratą dowódcy i kilku żołnierzy.
Ostatnie polskie Powstanie Narodowe skończyło się klęską, bo nie miało żadnych szans powodzenia. Polska została opuszczona przez wolny świat, którego przedstawiciele niczym Piłat umyli ręce od sprawy polskiej. Zostaliśmy wydani na łup Związkowi Sowieckiemu, który przy pomocy swej komunistycznej agentury zorganizował farsę wyborczą, fasadowe państwo, quasi-polską armię, w której wszystkie ważniejsze stanowiska objęli „Polacy z importu” lub sowieccy agenci, jak np. mianowany przez Stalina marszałkiem agent NKWD Artur Łyżwiński vel Michał Żymierski. Ludzie podziemia nie zdawali sobie jednak sprawy, jak bardzo zostali zdradzeni. Liczyli, biorąc pod uwagę przede wszystkim względy moralne, ale także pragmatyczne, że Zachód przyjmie do wiadomoęci, iż komunizm jest wrogiem nie tylko Polaków i nie tylko innych narodów podbitych przez wyznawców zbrodniczej ideologii, ale że jest też wrogiem całego wolnego świata. Stało się inaczej. W ciągu następnych dziesięcioleci czerwony imperializm połknął następne ofiary i zaczął bezpośrednio zagrażać istnieniu wolnego świata. Zanim upadł, pozwalając nam – i nie tylko nam – odzyskać upragnioną wolność, kosztował świat dziesiątki milionów niepotrzebnych ofiar. Byliśmy awangardą walki z dwiema najstraszliwszymi odmianami totalitaryzmu: socjalizmu w wydaniu nazistowskim, ze zbrodniczą ideologią walki ras, i socjalizmu w wydaniu komunistycznym, ze zbrodniczą ideologią walki klas.
Celem komunistycznych represji było złamanie wszelkiego oporu społeczeństwa. Droga do tego wiodła przez eksterminację elit (także lokalnych) tak, aby dawna infrastruktura społeczna, kształtowana przez pokolenia Polaków, mogła być stworzona przez komunistów na nowo, od podstaw. Tradycyjne więzi polityczne, gospodarcze i społeczne były istotną przeszkodą w ustanawianiu „dyktatury proletariatu”. Dopiero od lat 60-tych rozpoczęło się ich powolne odbudowywanie. Powstanie i działalność konspiracyjnej organizacji „Ruch”, nawiązującej do ideałów konspiracji niepodległoęciowej z pierwszych lat powojennych, wydającej wzorem swych poprzedników konspiracyjną, wolną prasę, tworzyło podwaliny pod zorganizowanie środowiska, które w 1977 r. powołało Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROBCiO). Doświadczenia pacyfikacji Wybrzeża w grudniu 1970 r., stłumienia spontanicznych wystąpień robotniczych w czerwcu 1976 r. oraz powstanie „Solidarności” w 1980 r. sprawiły, że rozpoczął się powolny proces odzyskiwania podmiotowości przez zniewolone społeczeństwo.
Do tego niezbędne było odtwarzanie niezależnych polskich elit, wolnych od wpływów komunistycznych, nastawionych na całkowite odzyskanie niepodległości. Jednakże miejsce tradycyjnych elit było już częściowo zajęte przez nową pseudo-inteligencję komunistyczną i dysydentów z PZPR. Po 1989 r. stali się oni gorącymi rzecznikami „grubej kreski” wobec zbrodniarzy, postulując pozostawienie wszelkich rozliczeń wyłącznie historykom.
Dziś trudno jest przebić się z wiedzą o ostatnim polskim Powstaniu Narodowym przez postkomunistyczne media do nowych pokoleń. Niestety, także w III Rzeczpospolitej uczestnicy podziemia niepodległościowego dalej pozostają Żołnierzami Wyklętymi – nie uzyskali bowiem należnego im miejsca w naszej narodowej świadomości. Czynniki państwowe nigdy nie oddały im honorów. A jesteęmy przecież coś winni ludziom, którzy walczyli o to, aby Polska była Polską...
Nasze „elity”, idąc za hasłem wyborczym Aleksandra Kwaśniewskiego wybrały przyszłość, a do przeszłości sięgają wybiórczo i w sposób instrumentalny, wykorzystując ludzką niewiedzę i stereotypy PRL-owskiej propagandy. Zresztą wielu członków tej „elity” korzysta z owoców własnej pracy. I dlatego oglądamy wręczanie przez PZPR-owskiego aparatczyka Orderu Orła Białego Jackowi Kuroniowi i Karolowi Modzelewskiemu z następującym uzasadnieniem: byli pierwsi, gdy w 1964 r. otwarcie napiętnowali system dyktatury – bez słowa protestu ze strony samych udekorowanych, a także środowiska, które reprezentują.
I słyszymy, że to ludzie PZPR-u, jedni od wewnątrz a drudzy od zewnątrz, działali na rzecz niepodległości naszego kraju.
Zdajemy sobie sprawę, że mamy bardzo niewielkie szanse na zmianę istniejącego stanu świadomoęci historycznej rodaków. Do wyjątków należą pisarze, reżyserzy, aktorzy – ludzie tworzący kulturę, zainteresowani walką o prawdę, pokazywaniem postaw bohaterskich, odkłamywaniem przeszłości. Ale to w żadnym przypadku nie zwalnia nas z obowiązku wykorzystania wszystkich środków będących w naszym zasięgu, aby ten stan rzeczy zmienić. Jesteśmy to winni tym, którzy 55 lat temu, decydując się na walkę zbrojną w obronie imponderabiliów, odrzucili możliwość egzystencji pod rządami kolaborantów. Dla nas uczestnicy antykomunistycznego powstania są bohaterami.

 kontakt z nami:
     info@videofact2.com   

VideoFact polska strona  

 

All rights reserved. VideoFact © 1999, 2000