- Armia Czerwona, wkraczająca na nasze ziemie w styczniu 1944 r., nie
niosła Polsce wolności ani pokoju. Po początkowym współdziałaniu
z oddziałami Armii Krajowej przeciwko Niemcom, NKWD przystępowało
do aresztowań oficerów; zwykłych żołnierzy siłą wcielano do
wojsk Berlinga. Eksterminowano przede wszystkim inteligencję, aby jak
najbardziej osłabić żywioł polski. Mimo to konspiracja – choć
znacznie osłabiona – trwała na straży niepodległości. Opór
przeciwko sowieckiej dominacji od razu przybrał formę zorganizowanej
walki zbrojnej – Powstania Antykomunistycznego, które trwało do końca
lat 40-tych, a na niektórych terenach nawet znacznie dłużej.
- Minęło z górą 50 lat, a wiedza o tamtych wydarzeniach jest wciąż
niepełna. W potocznej świadomości nadal pokutują fałszywe
stereotypy, będące produktem komunistycznej propagandy. Do ich
ugruntowania przyczynili się peerelowscy pseudohistorycy, którzy
przez 45 lat nazywali ten okres „epoką walki o utrwalenie władzy
ludowej”. Stworzony przez nich skrajnie fałszywy obraz historii lat
40-tych i 50-tych trafiał do podręczników, encyklopedii i okolicznościowych
artykułów prasowych.
- Proceder ten trwał do końca istnienia „Polski Ludowej”. Oto np.
w „Gazecie Współczesnej” (nr 131/20822 z 6.06.1986 r.) niejaki
Stanisław Fiedorowicz w artykule „Spotkanie z katem” tak opisał
ppor. Stanisława Marchewkę „Rybę”, partyzanta Armii Krajowej i
WiN:
"Któregoś dnia, a było to jesienią 1955 roku, do celi więziennej,
w której odsiadywał karę Kazimierz, wprowadzono rosłego bruneta o
złym spojrzeniu. Nie przywitał się z więźniami. Usiadłszy na
taborecie, mruczał:
– „K... dostanę krawat, dostanę krawat... (krawatem nazywają więźniowie
karę śmierci przez powieszenie, przyp. SF). Za mało tych ...synów
zabiłem. Ale com pożył, to pożył. Pieniędzy i bab to mi nie
brakowało”.
– Kto ma papierosa? [...] Takie gówno muszę palić. Kiedyś to
amerykańskie człowiek dostawał, „Kamele”, „Lukistryki”.
Kapitanem jestem, a z hołotą muszę siedzieć. [...]
– Mężatkę jedną miałem – mówił. – Piękna dziewucha. Włos
puszysty, do samej dupy. Mąż jej w Szczecinie pracował. Początkowo
nie chciała dać. To ja jej dwa pierścionki i 10 tysięcy. Dolarów!
Też nie chciała. To ja wtedy spluwę do skroni. No i dała. [...]
P.S. W 1956 r. wyrokiem Sądu Wojskowego „Ryba” został skazany na
karę śmierci przez powieszenie. Wyrok wykonano."
- W rzeczywistości Stanisław Marchewka „Ryba” zginął na Białostocczyśnie
w walce z grupą operacyjną UB 3 marca 1957 r. i nigdy nie był
aresztowany.
- Chodziło nie tylko o dezinformację – aparat propagandowy PRL dbał
bowiem również o to, aby uczestników ruchów niepodległościowych
zohydzić moralnie, przypisując im wszelkie zbrodnie. Była to świadoma
i długofalowa polityka. Jeden z wyższych funkcjonariuszy UB, mjr
Wiktor Herer powiedział w śledztwie w 1948 r. do jednego z więźniów:
zadaniem naszym jest nie tylko zniszczyć was fizycznie, ale my musimy
zniszczyć was moralnie w oczach społeczeństwa (Czesław Leopold,
Krzysztof Lechicki Więźniowie polityczni w Polsce 1945-1956,
Wydawnictwo „Młoda Polska”, Warszawa 1981, s. 8).
-
- Fizyczna eksterminacja żołnierzy antykomunistycznego podziemia nie
wystarczyła komunistom. Dobrze wiedzieli, że z ofiary ich życia może
w przyszłości powstać mit, z którego nowe pokolenia Polaków będą
czerpały siłę do walki z komuną. I właśnie dlatego zabitych czy
też zamęczonych partyzantów potajemnie chowano w dołach kloacznych,
na torfowiskach, wysypiskach śmieci... Tak, by nie został po nich
nawet krzyż na mogile. Dlatego komuniści używali również
wszelkich możliwych chwytów propagandowych, aby tych, którzy
zdecydowali się na zbrojną walkę z nimi, unicestwić moralnie.
Szczególną rolę na tym polu odegrali pisarze. Przez cały okres PRL-u
wydawano książki, w których żołnierzy podziemia
antykomunistycznego przedstawiano jako rabusiów, wykolejeńców i
degeneratów, mordujących kobiety i dzieci. Gdy zsumujemy egzemplarze
takich książek, otrzymamy liczbę kilku milionów!
- Tzw. ludzie kina nie pozostawali w tyle za literatami. Dla przykładu
należy wymienić takich reżyserów jak Jerzy Kawalerowicz z jego osławionym
filmem „Cień”; Czesława i Ewę Petelskich, którzy w filmie „Ogniomistrz
Kaleń” przedstawili mjr. „Żubryda” jako pospolitego bandytę;
czy Kazimierza Kutza z równie „wybitnym” filmem „Z nikąd do
nikąd”. To ostatnie „dzieło” zostało zrealizowane już w
latach 70-tych. Kulminacyjna scena filmu przedstawia alkoholową
libację żołnierzy podziemnego oddziału, obserwowaną przez członków
międzynarodowej komisji, którzy wcześniej zostali wzięci do
niewoli. Obserwując spitych na umór, zachowujących się jak bydło
partyzantów, „anglojęzyczny” członek komisji zwraca się do
innego jej członka – w sowieckim mundurze – z następującym
pytaniem: Dlaczego nie zrobicie z nimi porządku? Ten zaś odpowiada
ze zdziwieniem: Jak to? Przecież to wolny kraj. To nie nasza sprawa.
- Do tego trzeba doliczyć ogromną liczbę artykułów, także w
prasie codziennej, pisanych głównie przez byłych funkcjonariuszy UB,
ale też i sztuki bardziej subtelne: poezję a nawet malarstwo. Ich
celem było „utrwalenie władzy ludowej” w świadomości społeczeństwa
i wytworzenie nowej moralności, w której dobro stawało się złem.
- Ani nasi rodzice, ani my w szkole nie mogliśmy się przed tym bronić.
Nie było przecież spotkań z żołnierzami Niepodległości, w ich
miejsce sprowadzano natomiast pseudokombatantów ze ZboWiD-u.
Reprezentowali oni UB, Informację Wojskową, KBW, Milicję i ORMO.
Weterani organizacji niepodległościowych wegetowali zaś na
marginesie społeczeństwa.
- Peerelowską propagandę wspomagali – niestety – niektórzy działacze
tzw. „opozycji demokratycznej” i związani z nimi historycy, nie
potrafiąc bądź nie chcąc wyjść poza oficjalne schematy. Polskie
podziemie antykomunistyczne w ich publikacjach zwane było w dalszym
ciągu „bandami”. Niektórzy z nich stosowali kłamliwe pomówienia,
wcale nie gorsze od tych, zamieszczanych w książkach autorów o
ubeckiej proweniencji.
- Np. prof. Krystyna Kersten w książce wydanej poza cenzurą, a
zatem traktowanej wówczas bardziej wiarygodnie od oficjalnych
publikacji (Narodziny systemu władzy. Polska 1943-1948. Wydawnictwo
KRŃG, Warszawa 1985, s. 8) dokonała oceny moralnej polskiego
podziemia antykomunistycznego, zrównując je z oprawcami z UB:
- "Sądzę, że specyfika polskiej sytuacji przełomu wojny i
pokoju polegała właśnie na tym, że wszelkie racje ulegały
relatywizacji. Nie jest to równoznaczne z usprawiedliwianiem oprawców
z UB czy NSZ-owców mordujących bezbronnych Żydów i „czerwonych”
[...]."
- Wtórowała jej Maria Turlejska (Łukasz Socha) w głośnej książce:
Te pokolenia żałobami czarne... Skazani na śmierć i ich sędziowie
1944-1956 (ANEKS, Londyn 1989, s. 66), twierdząc, że polskie
podziemie antykomunistyczne w ogóle nie istniało!
- W Polsce nie było w ogóle żadnej ogólnokrajowej zbrojnej
organizacji bojowej i władza nawet nie usiłowała jej zmistyfikować.
Twierdzono – i twierdzi się do dziś – że istniały dziesiątki,
setki, ba! tysiące band. Wymienia się najczęściej kryptonimy AK,
NSZ, ROAK, KWP, pseudonimy przywódców: Orlika, Burego, Ognia,
Warszyca, Dzikiego, Błyska, Groźnego, Otta, Tarzana, Łupaszki,
Zapory, Huzara, Wędrowca, Mewy, Szarego [...].
- Wtedy nie wiedzieliśmy, że jest to kontynuacja haniebnego
procederu propagandowego PRL-u, a Maria Turlejska to agentka MBP o
pseudonimie „Ksenia”.
- I że będą ją wspierać politycy III Rzeczypospolitej. Jacek
Merkel, minister stanu w Kancelarii Prezydenta RP, w wywiadzie dla
post(?)komunistycznego „Sztandaru Młodych” (z 15-17 lutego 1991
r.) na prowokacyjne pytanie, czy w wolnej Polsce uzyskają przywileje
kombatanckie żołnierze Wehrmachtu, UPA i NSZ – odpowiedział bez
zastanowienia: Nie. Skądże takie pytanie? Służba w obcej armii nie
jest brana pod uwagę.
Tak zohydził Jacek Kuroń, człowiek uchodzący za osobę
niezwykle wrażliwą na ludzką krzywdę, działacz KOR i polityk
obecnej Unii Wolnoęci Józefa Kurasia „Ognia” w książce: Wiara
i wina. Do i od komunizmu (Niezależna Oficyna Wydawnicza,
Warszawa 1990, s. 247):
- "Ogień – Józef Kuraś – legendarny przywódca Podhala,
najpierw należał do AK, potem założył własną bandę.
Ponieważ był antyakowski, po wojnie został szefem bezpieczeństwa
w Nowym Targu. Potem z całym Urzędem Bezpieczeństwa poszedł do
lasu i niesłychanie długo terroryzował Podhale. Otóż Ogniowi
co pewien czas podobała się jakaś dziewczyna, więc brał z nią
ślub. Czy zawierał małżeństwa w kościele, pod bronią,
zmuszając księży do udzielania mu kolejnych ślubów, czy obywał
się bez kościoła, nieważne, fakt, że wesela robił
najhuczniejsze na świecie. Przy tej okazji rozwalał czerwonych i
żydów. Właśnie w Rabce odbywał się taki ślub. Ogień naprzód
wydał wódę, potem kazał wypuścić ją w rynsztoki, podpalił
gorzelnię i w świetle pożaru pędził w olbrzymim kuligu z tą
swoją nowo poślubioną żoną."
- „Ogień” nie porywał kobiet i nie wymuszał na nich małżeństw.
Miał dwie żony: jedna spłonęła żywcem wraz z ich 2,5 letnim
synkiem w domu podpalonym przez Niemców w czerwcu 1943 roku,
druga zaś, Czesława (z domu Polaczyk) była łączniczką w jego
oddziale partyzanckim. Aresztowana przez UB, została uwolniona
przez żołnierzy „Ognia” z PUBP w Nowym Targu w kwietniu 1945
r. Wkrótce po tym wzięli ślub w kościele w Ostrowsku. Po śmierci
męża była przez wiele lat szykanowana przez UB. Żyje w kraju
wraz z synem. A książkę Kuronia przeczytały zapewne dziesiątki
tysięcy ludzi. I choć lata mijają, metody zniesławiania żołnierzy
antykomunistycznego podziemia pozostają te same. Kuroń także
pozostaje taki sam. W książce napisanej wspólnie z Jackiem Żakowskim
(Jacek Kuroń, Jacek Żakowski: PRL dla początkujących.
Wydawnictwo Dolnośląskie Wrocław 1998, s. 13) pokusił się już
o szerszą „analizę” całego podziemia antykomunistycznego: w
1945 r. "oddziały partyzanckie były zbyt rozdrobnione i za
słabe, żeby atakować np. wojskowe magazyny. Bały się, że
zostaną wykryte i rozbite przez sowietów. Więc rabowano chłopów.
Ruszył proces wyradzania się partyzantki w bandytyzm. Od chwili
rozwiązania AK coraz trudniej było odróżnić bandę rabunkową
od grupy niepodległościowej..."
- Jest dla nas oczywiste, że sytuacja nieprędko ulegnie zmianie.
W rzeczywistości politycznej opartej na fundamencie Okrągłego
Stołu i „grubej kresce” nie ma miejsca na oddawanie hołdu
ludziom, którzy w obronie naszej niepodległości, tradycji i
wiary do komunistów po prostu strzelali. Co więcej – dla środowisk
postkomunistycznych oraz osób, dla których jednym z najważniejszych
celów jest zalegalizowanie udziału postkomunistów w życiu
publicznym III RP (także w sferze moralnej), żołnierze
antykomunistycznego podziemia pozostają nadal przedmiotem ataku.
- Dziś tamte wydarzenia określa się enigmatycznie jako „wojnę
domową”, aby ukryć ich istotę – fakt, że rok 1944 oznaczał
początek sowieckiej okupacji Polski. Tym, którzy tego nie
rozumieją, przypominamy słowa Władysława Gomułki, sekretarza
KC PPR, wygłoszone na tajnym plenum w dniach 20-21 maja 1945 r.:
"Nie jesteęmy w stanie walki z reakcją przeprowadzać bez
Armii Czerwonej. [...] Niesłusznym byłoby żądanie wycofania
wojsk [sowieckich]. Nie mielibyęmy swoich sił, aby postawić [je]
na ich miejscu." Potwierdzał to jednoznacznie Franciszek Jóźwiak,
komendant główny MO: "Nie jesteśmy u siebie gospodarzami.
Pracują u nas bataliony sowieckie... Władza komunistyczna w
Polsce po 1944 r. nigdy nie była suwerenna."
- Dla żołnierzy walczących o niepodległoęć RP, II wojna światowa
nie zakończyła się z chwilą opuszczenia ziem polskich przez
niemieckiego okupanta. W beznadziejnych warunkach, przy całkowitej
obojętności świata, żołnierze niepodległościowego podziemia
do połowy lat 50-tych prowadzili walkę z drugim okupantem i
rodzimymi kolaborantami. Walczyli z komunistami w obronie naszej
niepodległości, wiary i tradycji. Polacy przegrali II wojnę światową.
- Jest coś symbolicznego w tym, że gdy wolna Europa świętowała
dzień zwycięstwa nad Niemcami, w nocy z 8 na 9 maja 1945 r. z
lasów nieopodal Grajewa wyruszali żołnierze AKO dowodzeni przez
mjr. Jana Tabortowskiego „Bruzdę”. Szli na Grajewo w celu
uwolnienia więźniów z PUBP i KP MO. Symboliczne są także losy
głównych bohaterów tej akcji: mjr Jan Tabortowski „Bruzda”
zginął 9 lat później, 23 sierpnia 1954 r. podczas akcji na
posterunek MO w Przytułach. Ppor. Stanisław Marchewka „Ryba”,
dowodzący grupą szturmującą budynek PUBP w Grajewie, zginął
12 lat później.
W maju 1945 r. – w „miesiącu zwycięstwa” – na
ziemiach polskich trwało już antykomunistyczne powstanie.
W nocy z 30 kwietnia na 1 maja oddział NSZ por. Romana
Dziemieszkiewicza „Pogody” rozbił areszt PUBP w
Krasnosielcu, uwalniając 42 żołnierzy AK i NSZ.
- 1 maja pod miejscowością Annówka oddział mjr. Mariana
Bernaciaka „Orlika” rozbił 60-osobową grupę operacyjną
UB z Radzynia. Zginęło 12 ubeków, 24 dostało się do
niewoli, reszta uciekła.
- 6 maja pod wsią Kuryłówka ok. 200-osobowe zgrupowanie
oddziałów NZW stoczyło całodzienny bój z oddziałem NKWD
w sile kilkuset osób. Partyzanci odnieśli całkowite zwycięstwo.
NKWD wycofało się z pola walki pozostawiając co najmniej 56
zabitych. Dwa dni później, 8 maja, w tzw. Dniu Zwycięstwa,
NKWD-dziści spalili w odwecie w Kuryłówce ponad 200
gospodarstw. Mieszkańcy wsi ratowali życie uciekając w
pobliskie lasy. Sowieci zastrzelili 6 osób, 2 zginęły w płomieniach.
- 9 maja z więzienia w Białymstoku uciekło ok. 100 więźniów.
- 11 maja połączone oddziały ppor. Teodora Śmiałowskiego
„Szumnego” z AKO i ppor. Zbigniewa Kryńskiego „Rekina”
z NSZ zdobyły koszary 4 szwadronu 11 pułku KBW w
Siemiatyczach. Partyzanci wzięli do niewoli 80 żołnierzy
KBW, których rozmundurowali i rozbroili.
- 11 maja oddział AKO dowodzony przez ppor. Stanisława
Marchewkę „Rybę” rozbił pod wsią Wyrzyki grupę
operacyjną UB. 16 ubeków zginęło lub odniosło rany.
- 17 maja pod wsią Bodaki ok. 50-osobowy oddział NZW por.
Zbigniewa Zalewskiego „Drzymały” został zaatakowany
przez grupę operacyjną NKWD. W nierównej walce zginęło
ponad 20 partyzantów (ranni byli dobijani przez NKWD-zistów).
- W nocy z 18 na 19 maja ok. 80-osobowy oddział AKO dowodzony
przez NN „Zbycha” opanował Ostrołękę.
- W nocy z 20 na 21 maja oddział por. Eugeniusza
Wasilewskiego „Wichury” rozbił obóz koncentracyjny NKWD
w Rembertowie. W wyniku akcji uciekło kilkuset więźniów.
Na uciekinierów zorganizowano gigantyczną obławę. Spośród
schwytanych ok. 100 osób zostało zamordowanych przez NKWD.
- 21 maja oddział ppor. Stanisława Bogdanowicza „Toma”
rozbił areszt w Białej Podlaskiej uwalniając kilkunastu więźniów.
- 24 maja ok. 200 partyzantów ze zgrupowania mjr. Mariana
Bernaciaka „Orlika” stoczyło całodzienny bój z liczącą
kilkaset osób grupą operacyjną NKWD i UB. Do walki z
partyzantami użyto samochodów pancernych. Walka zakończyła
się klęską strony komunistycznej. Zginęło co najmniej 64
NKWD-zistów i 10 ubeków. Zwycięstwo okupiono stratą 8
partyzantów.
- 28 maja I szwadron V Wileńskiej Brygady AK dowodzony przez
por. Zygmunta Błażejewicza „Zygmunta” i oddział por. Władysława
Łukasiuka „Młota” został otoczony przez grupę
operacyjną NKWD i KBW w rejonie Majdan-Topiły na terenie
Puszczy Białowieskiej. Po kilkugodzinnej walce partyzanci
przebili się z okrążenia. W walce zginęło 15 NKWD-zistów,
a 16 zostało rannych. Partyzanci stracili 1 żołnierza.
- 28 maja pod m. Kotki (powiat Busko-Zdrój) oddział NSZ por.
Stanisława Sikorskiego „Jaremy” stoczył zwycięską walkę
z grupą operacyjną NKWD i UB. Komuniści wycofali się z
pola walki. Partyzanci okupili zwycięstwo stratą dowódcy i
kilku żołnierzy.
- Ostatnie polskie Powstanie Narodowe skończyło się klęską,
bo nie miało żadnych szans powodzenia. Polska została
opuszczona przez wolny świat, którego przedstawiciele niczym
Piłat umyli ręce od sprawy polskiej. Zostaliśmy wydani na łup
Związkowi Sowieckiemu, który przy pomocy swej komunistycznej
agentury zorganizował farsę wyborczą, fasadowe państwo,
quasi-polską armię, w której wszystkie ważniejsze stanowiska
objęli „Polacy z importu” lub sowieccy agenci, jak np.
mianowany przez Stalina marszałkiem agent NKWD Artur Łyżwiński
vel Michał Żymierski. Ludzie podziemia nie zdawali sobie
jednak sprawy, jak bardzo zostali zdradzeni. Liczyli, biorąc
pod uwagę przede wszystkim względy moralne, ale także
pragmatyczne, że Zachód przyjmie do wiadomoęci, iż komunizm
jest wrogiem nie tylko Polaków i nie tylko innych narodów
podbitych przez wyznawców zbrodniczej ideologii, ale że jest
też wrogiem całego wolnego świata. Stało się inaczej. W ciągu
następnych dziesięcioleci czerwony imperializm połknął następne
ofiary i zaczął bezpośrednio zagrażać istnieniu wolnego świata.
Zanim upadł, pozwalając nam – i nie tylko nam – odzyskać
upragnioną wolność, kosztował świat dziesiątki milionów
niepotrzebnych ofiar. Byliśmy awangardą walki z dwiema
najstraszliwszymi odmianami totalitaryzmu: socjalizmu w wydaniu
nazistowskim, ze zbrodniczą ideologią walki ras, i socjalizmu
w wydaniu komunistycznym, ze zbrodniczą ideologią walki klas.
- Celem komunistycznych represji było złamanie wszelkiego
oporu społeczeństwa. Droga do tego wiodła przez eksterminację
elit (także lokalnych) tak, aby dawna infrastruktura społeczna,
kształtowana przez pokolenia Polaków, mogła być stworzona
przez komunistów na nowo, od podstaw. Tradycyjne więzi
polityczne, gospodarcze i społeczne były istotną przeszkodą
w ustanawianiu „dyktatury proletariatu”. Dopiero od lat
60-tych rozpoczęło się ich powolne odbudowywanie. Powstanie i
działalność konspiracyjnej organizacji „Ruch”, nawiązującej
do ideałów konspiracji niepodległoęciowej z pierwszych lat
powojennych, wydającej wzorem swych poprzedników konspiracyjną,
wolną prasę, tworzyło podwaliny pod zorganizowanie środowiska,
które w 1977 r. powołało Ruch Obrony Praw Człowieka i
Obywatela (ROBCiO). Doświadczenia pacyfikacji Wybrzeża w
grudniu 1970 r., stłumienia spontanicznych wystąpień
robotniczych w czerwcu 1976 r. oraz powstanie „Solidarności”
w 1980 r. sprawiły, że rozpoczął się powolny proces
odzyskiwania podmiotowości przez zniewolone społeczeństwo.
- Do tego niezbędne było odtwarzanie niezależnych polskich
elit, wolnych od wpływów komunistycznych, nastawionych na całkowite
odzyskanie niepodległości. Jednakże miejsce tradycyjnych elit
było już częściowo zajęte przez nową pseudo-inteligencję
komunistyczną i dysydentów z PZPR. Po 1989 r. stali się oni
gorącymi rzecznikami „grubej kreski” wobec zbrodniarzy,
postulując pozostawienie wszelkich rozliczeń wyłącznie
historykom.
- Dziś trudno jest przebić się z wiedzą o ostatnim polskim
Powstaniu Narodowym przez postkomunistyczne media do nowych
pokoleń. Niestety, także w III Rzeczpospolitej uczestnicy
podziemia niepodległościowego dalej pozostają Żołnierzami
Wyklętymi – nie uzyskali bowiem należnego im miejsca w
naszej narodowej świadomości. Czynniki państwowe nigdy nie
oddały im honorów. A jesteęmy przecież coś winni ludziom,
którzy walczyli o to, aby Polska była Polską...
- Nasze „elity”, idąc za hasłem wyborczym Aleksandra Kwaśniewskiego
wybrały przyszłość, a do przeszłości sięgają wybiórczo
i w sposób instrumentalny, wykorzystując ludzką niewiedzę i
stereotypy PRL-owskiej propagandy. Zresztą wielu członków tej
„elity” korzysta z owoców własnej pracy. I dlatego oglądamy
wręczanie przez PZPR-owskiego aparatczyka Orderu Orła Białego
Jackowi Kuroniowi i Karolowi Modzelewskiemu z następującym
uzasadnieniem: byli pierwsi, gdy w 1964 r. otwarcie napiętnowali
system dyktatury – bez słowa protestu ze strony samych
udekorowanych, a także środowiska, które reprezentują.
- I słyszymy, że to ludzie PZPR-u, jedni od wewnątrz a drudzy
od zewnątrz, działali na rzecz niepodległości naszego kraju.
- Zdajemy sobie sprawę, że mamy bardzo niewielkie szanse na
zmianę istniejącego stanu świadomoęci historycznej rodaków.
Do wyjątków należą pisarze, reżyserzy, aktorzy – ludzie
tworzący kulturę, zainteresowani walką o prawdę,
pokazywaniem postaw bohaterskich, odkłamywaniem przeszłości.
Ale to w żadnym przypadku nie zwalnia nas z obowiązku
wykorzystania wszystkich środków będących w naszym zasięgu,
aby ten stan rzeczy zmienić. Jesteśmy to winni tym, którzy 55
lat temu, decydując się na walkę zbrojną w obronie
imponderabiliów, odrzucili możliwość egzystencji pod rządami
kolaborantów. Dla nas uczestnicy antykomunistycznego powstania
są bohaterami.
|