O ubekach w RWE 

W tygodniku Wprost z 12 maja br. ukazal sie artykul "Wojna w eterze", napisany przez dwoch pracownikow Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamieci Narodowej Konrada Rokickiego i Roberta Spalka. Autorzy wymieniaja informatorow bezpieki, ktorzy dzialali w zespole Rozglosni Polskiej Radia Wolna Europa. Lista nie jest jednak pelna.

Dzieki prezesowi IPN uzyskalem dostep do materialow Instytutu. Okazalo sie, ze moja teczka zniszczona zostala w calosci 12 grudnia 1989 r., a wiec juz za czasow rzadu premiera Tadeusza Mazowieckiego. Polecenie zniszczenia wydal kapitan Andrzej Jungowski, inspektor Wydzialu IX Departamentu I Ministerstwa Spraw Wewnetrznych. Decyzje zatwierdzil zastepca dyrektora tego departamentu plk Bronislaw Zych. W miesiac pozniej - 16 stycznia 1990 r. - zniszczone zostaly akta Radia Wolna Europa. Tym razem decyzje zatwierdzil pplk Tadeusz Chetko, a wykonala ja trzyosobowa komisja w skladzie: por. Wojciech Werner, por. Jacek Rozdaj i trzeci funkcjonariusz UB, ktorego nazwisko wymazano, poniewaz do dzis dnia spelnia nadal swoje funkcje. Nazwisko wymazano celowo, albowiem selektywne zniszczenie dokumentow bylo i jest w swietle obowiazujacego kodeksu karnego przestepstwem karanym wiezieniem. Chodzilo o zatarcie sladow przestepstwa.

W latach 90. stalem sie celem akcji specjalnych, polegajacych na produkowaniu i rozpowszechnianiu falszywych dokumentow majacych skompromitowac w oczach opinii publicznej dyrektora Rozglosni Polskiej RWE i sama instytucje. Produkowanie falszywek bylo oczywiscie przestepstwem. Moja teczka zawierala informacje o przygotowaniach, skutecznosci i metodach rozpowszechniania falszywek. Dawaly one podstawy do wszczecia przez prokuratora postepowania sadowego.

W artykule we Wprost jest mowa o probach zwerbowania Kazimierza Zamorskiego, ale pominiety zostal fakt, ze Zamorski dwukrotnie spotkal sie z bezpieka, by doradzac jej, jak mozna najskuteczniej zniszczyc Jana Nowaka.

Autorzy artykulu "Wojna w eterze" nie natkneli sie najwidoczniej na teczke J-2829, teczke Jozefa Ptaczka, informatora bezpieki wystepujacego pod kryptonimem "Pilkarz", a w pozniejszych latach "Koliber". Wglad do niej uzyskalem niestety dopiero po jego smierci.

Ptaczek zwerbowany zostal przez bezpieke w kwietniu 1959 r. przez innego agenta, Zygmunta Kotwicza, redaktora rezimowego pisma Glos Powszechny, ukazujacego sie w Londynie. Kotwicz wprowadzil Ptaczka w kontakt z rezydentem Sluzby Bezpieczenstwa w Londynie Jerzym Kowalskim, ktory dzialal pod pokrywka attaché do spraw handlowych Ambasady PRL. Ptaczek byl wowczas dzialaczem studenckim. Przekazywal bezpiece informacje dotyczace srodowiska mlodej inteligencji skupionej w Zwiazku Studentow Polskich i wokol pism Merkuriusz i Kontury. Nie ograniczal sie jednak do roli informatora. Poswiecona mu notatka informacyjna z 1969 r. zawiera zdanie: "Realizowal rowniez nasze zadania inspiracyjne o kierunku dla nas dogodnym".

Byl ostrozny. Zgodzil sie na dostarczanie informacji tylko ustnie. W jego teczce znajduja sie jedynie notatki z rozmow przeprowadzanych przez SB.

Ptaczek zostal przeze mnie zatrudniony w r. 1962 jako redaktor. Poszukiwalem wowczas rozpaczliwie mlodego narybku, bo przecietna wieku mego zespolu byla niebezpiecznie wysoka.

Amerykanska sluzba bezpieczenstwa zawiodla na calego. Zarowno w przeszlosci, jak i owczesnej dzialalnosci kandydata do pracy w RWE, Amerykanie nie znalezli niczego podejrzanego. Ptaczek otrzymal tzw. clearance, czyli pozwolenie na przyjecie go do pracy.

Juz po zatrudnieniu w Monachium Ptaczek z wlasnej inicjatywy zaprosil na spotkanie funkcjonariusza UB pod pseudonimem "Cedro" i oswiadczyl mu, ze "chetnie podjalby sie pomocy, o ile ta bylaby w zakresie jego mozliwosci, jednak chcialby, aby to nie czynilo z niego agenta". Nie stawil sie jednak na nastepne umowione spotkanie w Londynie. W czasie jeszcze jednej rozmowy "werbunkowo-sondazowej" z Jerzym Kowalskim Ptaczek oswiadczyl, ze zamierza robic kariere w radiu i w zwiazku z tym zrywa wszelkie kontakty.

Z dokumentu wynika jednak, ze bezpieka nie dala za wygrana i nie uznala sprawy za zamknieta. Swiadczy o tym notatka "Inwigilacja zamowiona", a nawet zapis przewidujacy mozliwosc jakiejs akcji odwetowej za odmowe wspolpracy. Pomimo tych zapowiedzi brakuje jakiegokolwiek dalszego ciagu sprawy Ptaczka. Wydaje sie nie ulegac watpliwosci, ze zawartosc teczki "Kolibra" po roku 1969 zostala zniszczona.

Po zerwaniu wspolpracy z bezpieka "Koliber" zastosowal niezwykly manewr. W czasie mojej nieobecnosci w Monachium zglosil sie do mego zastepcy Tadeusza Zenczykowskiego i z wlasnej inicjatywy ujawnil, ze wspolpracowal ze Sluzba Bezpieczenstwa w ciagu ostatnich dzisieciu lat, ale postanowil zerwac z ta dzialalnoscia i z calym oddaniem poswiecic sie pracy dla Polski w naszym radiu.

W pierwszym odruchu chcialem go z miejsca wyrzucic. Czlowiek, ktory zdecydowal sie przejsc na strone wroga, nie zaslugiwal na zaufanie. Przyznanie sie do winy moglo byc przebieglym manewrem na wypadek, gdyby kontrwywiad amerykanski lub brytyjski odkryl jego powiazania. Nie mozna bylo wykluczyc, ze czlowiek, ktory juz raz zdecydowal sie pelnic role donosiciela bezpieki, nie powtorzy tego w przyszlosci.

Moj zastepca i przyjaciel Tadeusz Zenczykowski byl innego zdania. Wyrzucenie czlowieka jedynie na podstawie jego wlasnego, dobrowolnego zeznania, nie popartego zadnym innym dowodem byloby, jego zdaniem, aktem niedopuszczalnym z moralnego punktu widzenia.

Uleglem niechetnie tej argumentacji i oceniam dzis decyzje pozostawienia Ptaczka w zespole jako najwieksza pomylke, jaka popelnilem w ciagu prawie 25 lat mojej pracy w RWE.

Ograniczylem sie do poinformowania o wszystkim Amerykanow. Z ich polecenia Ptaczek zlozyl dokladne pisemne sprawozdanie z calej dotychczasowej agenturalnej dzialalnosci. Jego ostatnie spotkanie z Jerzym Kowalskim odbylo sie juz za wiedza i zgoda amerykanskiej sluzby bezpieczenstwa i bylo przez nia inwigilowane.

Moje najgorsze obawy spelnily sie w kilka lat pozniej. Ptaczek dostal sie do wladz amerykanskiego zwiazku zawodowego pracownikow RWE. Zapewnilo mu to pelny immunitet wobec polskiego szefa i dyrekcji amerykanskiej. Nikt nie mial prawa go usunac. Wystepujac w roli skutecznego obroncy personelu przed polskim przelozonym i amerykanska administracja, zdobyl sobie ogromna popularnosc w zespole i wplyw na ludzi. Wykorzystywal go w sposob zreczny i przebiegly w nieustannych zabiegach o podwazanie autorytetu zarowno mojego, jak i moich nastepcow. Rozluznienie dyscypliny i poczucie calkowitej bezkarnosci uniemozliwialo w praktyce egzekwowanie wykonywania obowiazkow przez ludzi mniej chetnych do pracy. Bylem nieustannie ostrzegany przez moich przyjaciol przed intrygami, agitacja, falszywymi plotkami i donosami do moich amerykanskich przelozonych przez Ptaczka, ale czulem sie wobec tej systematycznej operacji calkowicie bezsilny.

Dzialalnosc "Kolibra" nie ograniczala sie jednak bynajmniej do atakowania dyrektora Rozglosni Polskiej, a po pewnym czasie jego nastepcow. Ptaczek uderzyl w instytucje w momencie dla RWE najbardziej niebezpiecznym. W latach polityki "odprezenia" Henry Kissinger zmierzal do stopniowego demontazu radia poprzez ponawiane corocznie obnizanie wydatkow i redukcje personelu. W chwili, gdy na skutek spadku wartosci dolara sytuacja budzetowa stala sie krytyczna, zwiazek zawodowy z inicjatywy Ptaczka wystapil o podwyzke plac w skali nie znajdujacej pokrycia w funduszach. Pod wplywem Ptaczka wladze zwiazku zagrozily strajkiem w razie odrzucenia ich zadan. Dyrekcja amerykanska nie widziala innego wyjscia, jak zamkniecie radiostacji w przypadku, gdyby doszlo do przerwy w nadawaniu programow.

Moj nastepca Zygmunt Michalowski, zaniepokojony sytuacja, wezwal wowczas Ptaczka, odbyl z nim rozmowe i zlozyl mi na pismie sprawozdanie:

"W czasie krotkiej wymiany zdan z J. Ptaczkiem na temat planowanej akcji strajkowej zwrocilem uwage, ze za daleko posuniete zadania Zwiazkow doprowadzic moga w koncowym rezultacie do zamkniecia Stacji. Na to Ptaczek odpowiedzial: ´Bierzemy to pod uwage. Lepiej Stacje zamknac, jesli nie ma miec odpowiednich warunkow spelniania swej misjiª. Zapytalem wtedy, kto ma o tym decydowac i czy jest pewien, ze reprezentuje poglad wiekszosci czlonkow Z. Z. Na tym rozmowa sie skonczyla.

Monachium, 16 lipca 1975 r.".

Od tej chwili nie mialem juz zadnych watpliwosci, ze Jozef Ptaczek powrocil po kilkuletniej przerwie do wspolpracy z bezpieka i jest w jej rekach skutecznym instrumentem zniszczenia znienawidzonej Wolnej Europy. Na szczescie pozostali czlonkowie wladz zwiazku zawodowego nie mieli ochoty utracic pracy i zamiary strajku w walce o wyzsze zarobki zostaly poniechane. Gdyby stalo sie inaczej, historia potoczylaby sie odmiennym torem. Polska stala na progu dramatycznych wydarzen: strajku w Radomiu i w Ursusie w r. 1976, wydarzen na Wybrzezu, powstania "Solidarnosci" w roku 1980 i wreszcie proby jej zniszczenia w roku 1981. O wszystkich tych wypadkach kraj dowiadywal sie dzien po dniu z RWE. Gdyby ta radiostacja nie nadawala, kazdy lokalny odruch buntu bylby niezwlocznie, bez rozglosu stlumiony.

Pierwsze potwierdzenie moich podejrzen znalazlem w wywiadzie-rzece, ktorego udzielil na krotko przed swoja smiercia byly minister spraw wewnetrznych Franciszek Szlachcic (Gorzki smak wladzy, s. 196): "Utrudnialismy mu [Nowakowi] - powiedzial Szlachcic - kierowanie rozglosnia przez podkladanie klod i sklocanie zespolu".

Mialem w zespole ludzi nastawionych do mnie niechetnie lub nawet wrogo, jednak tylko Jozef Ptaczek rzucal mi systematycznie klody pod nogi, przy kazdej nadarzajacej sie sposobnosci.

Ptaczek nie pracowal dla pieniedzy. W jego teczce nie ma zadnych pokwitowan ani sladow rekompensaty. Wydaje sie, ze kierowala nim obsesyjna ambicja lub chec odegrania jakiejs znaczacej roli.

Na zakonczenie warto jeszcze dodac, ze "Koliber" byl najbardziej zazartym antykomunista w zespole. Zarowno mnie, jak i moim nastepcom zarzucal zbyt "miekkie" stanowisko wobec rezimu komunistycznego.

Jan Nowak Jezioranki


 

wiecej infromacji:  kontakt z nami:
  info@videofact2.com     videofact@videofact2.com  

VideoFact polska strona