plk Swiatlo

 

 

 

 

 

 

 

Z pułkownikiem Światło spędziłem wiele godzin. Został on wysłany do Berlina z innym pułkownikiem UB, Fejginem, żeby przygotować plan zamordowania spikerki Radia "Wolny Berlin", uznanej przez sowieckie służby specjalne za osobę szczególnie politycznie szkodliwą. Któregoś dnia obaj z Fejginem zagapili się w kolejce podziemnej i wysiedli w Berlinie Zachodnim. Wtedy Światło zorientował się, jak łatwo jest uciec. Postanowił, nie zwlekając, zrobić to następnego dnia rano.

Miał opinię jednego z najbardziej zaufanych ludzi Moskwy, w każdym razie do czasu zabójstwa Berii. Był używany nie tylko do brudnej, ale także do tzw. mokrej roboty. To on został delegowany do aresztowania Gomułki i Roli-Żymierskiego. Zasadniczym motywem jego ucieczki był strach przed podzieleniem losu swego mocodawcy Berii.

Rano powiedział Fejginowi, że idzie do kiosku po papierosy. Kolejką podziemną dotarł do Berlina Zachodniego i nawiązał kontakt z wywiadem amerykańskim.

Przeprowadzałem z nim półgodzinne i godzinne rozmowy na użytek Radia "Wolna Europa". Równocześnie o innych sprawach rozmawiał z nim amerykański wywiad. Nas interesował przede wszystkim polityczny i moralny wymiar tego systemu. Przekazywał mi wszystko, co dotyczyło sytuacji w Polsce. Znał większość ludzi rządzących wówczas krajem. Wiedział wiele o ich prywatnym życiu. Miał tajne kartoteki wszystkich prominentnych komunistów, łącznie z Bierutem.

Pamiętam, wyrażał się o nich z najwyższą dezaprobatą. Twierdził, że są całkowicie bezideowi. Komunizm był dla nich jedynie okazją do prowadzenia wygodnego, pozbawionego jakichkolwiek moralnych zasad życia, a także do szybkiego wzbogacenia się. Na własną osobę miał - jak się wydaje - pogląd całkiem odmienny. Usiłował zaprezentować się jako komunista ideowy, a w momencie podjęcia decyzji o ucieczce, człowiek narażający życie w walce o wolność narodów.

Mieszkał co dzień w innym hotelu. Występował pod zmienionym nazwiskiem. Przeszedł operacje kosmetyczne. Poruszał się zawsze w towarzystwie dwu osób - mężczyzny i kobiety. Otrzymywał honoraria od CIA i niezależnie od tego, 50 dolarów za każdą godzinę wywiadu dla Radia "Wolna Europa". W tamtym czasie to było dużo pieniędzy.

Powstała z tych opowieści broszura, którą balonami wysyłaliśmy do Polski. To była zakrojona na wielką skalę akcja. Balony startowały przy granicy czesko-niemieckiej. Tam napełniano je gazem. Meteorolog prognozował, jaka będzie temperatura, prąd powietrza, szybkość wiatru w kierunku wschodnim. Balon musiał znaleźć się na wysokości 100-120 tys. stóp, żeby nie trafić w kanały przeznaczone dla międzynarodowego lotnictwa. W swoich wyliczeniach meteorolog musiał uwzględnić docelowe miejsce przylotu balonu: Poznań, Kraków, Warszawę. Do balonów były przytwierdzone dwa kosze. Jeden z suchym lodem, drugi z kilkoma tysiącami broszur. Rozpuszczenie lodu automatycznie zwalniało dźwignię, a koszyk z broszurami otwierał się i przechylał. Spadały one z wielkiej wysokości i pokrywały ogromną przestrzeń. Otrzymywaliśmy raporty, że komunistyczne władze wysyłały do zbierania tych broszur nie tylko policję, ale także wojsko. To była prawdziwa "stonka", tyle że atakująca nie kartofle, ale świadomość ludzi, którzy zgłosili akces do komunizmu. Dla szeregowych członków partii zawarta w broszurze informacja, demaskująca moralny poziom ich przywódców, była podobno psychologicznym szokiem.

Balony przerzuciły do Polski 3 miliony broszur. Niezależnie od tej operacji, ja sam wysłałem te broszury do 10 tysięcy polskich komunistów z kilkunastu stolic Europy. Dowiedziałem się potem, że wielu szeregowych członków partii nie miało pojęcia o praktykach bezpieki. Spowodowało to potężny kryzys polityczny i kilka procesów. Oczywiście był to raczej pozór sprawiedliwości i po pewnym czasie wszystko wróciło do normy, choć była to już oczywiście trochę inna norma.

Nikt tu nie miał złudzeń, łącznie ze mną, do jakiej kategorii ludzi należy pułkownik Światło. Był dobrze przeszkolony w Moskwie. Inteligencja jego nie wyrastała ponad poziom wyższej rangi funkcjonariusza policji politycznej. Każdy, kto rzucił na niego okiem, nie miał wątpliwości, że to typ "spod ciemnej gwiazdy". Zazwyczaj kontrolował, to co mówi, ale czasem bywał zmęczony. Na moje pytanie o samochodowy wypadek Ksawerego Pruszyńskiego odpowiedział szczerze, bez zażenowania, tak jakby rozmawiał w zupełnie innym gabinecie: "Przestał nam być potrzebny, więc trzeba było się go pozbyć".

Pamiętam, kiedyś, po przeprowadzonym wywiadzie, poszliśmy z nim na lunch do restauracji mieszczącej się z drugiej strony budynku. Siedzieliśmy przy stole w sześć osób. Ja naprzeciwko Światły. Wręczyłem mu pieniądze za nagrania. Prowadziliśmy rozmowę o różnych formach walki o wolność. Ku memu zdziwieniu pułkownik Światło zaczął niecierpliwie liczyć pod stołem otrzymane od nas honorarium, jakby chciał nam powiedzieć: wolność wolnością, a pieniądze pieniędzmi.

Słyszałem, że zajmował się później intratnym w Stanach Zjednoczonych handlem ziemią. Czy jeszcze żyje - nie wiem. I, prawdę mówiąc, kogo to może dziś obchodzić. W tamtym czasie spełnił jednak rolę trudną do przecenienia. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że człowiek tak nędzny i podły zrobił ostatecznie tak wiele dla idei wolności. Być może zresztą historia mogłaby dostarczyć więcej takich przykładów.

Rozmowę prowadziła

MARTA MIKLASZEWSKA

 kontakt z nami:
    info@videofact2.com  

VideoFact polska strona