|
.
Nie jest tajemnicą, że Urząd Bezpieczeństwa a później Służba Bezpieczeństwa,
szukały swoich współpracowników także wśród emigrantów. I to już od
najwcześniejszych lat powojennych, aż po lata osiemdziesiąte. Nie ominęło to
także Polonii szwedzkiej. Gromadzeniem danych o emigrantach zajmowały się
konsulaty PRL. Należy przypuszczać, że okres szczególnej aktywności
rozpoczął się już w końcu lat 60-tych, ale najbardziej widoczny był w latach
80-tych. Dlaczego?
Na początku lat 80. rozpoczęła się masowa emigracja z Polski, głównie w
poszukiwaniu pracy. Sytuacja w posierpniowej Polsce oraz niepewność sytuacji
po Grudniu 1981 roku, spowodowały, że kraje zachodnie skłonne były łatwiej
udzielać azylu politycznego Polakom.
Wyjeżdżali więc masowo i to niezależnie od tego, czy istotnie groziło im coś
czy nie. Zapełniły się obozy uchodźców w Niemczech, Austrii, Włoszech oraz
tanie hoteliki w Paryżu, Atenach, Madrycie i wielu innych miejscach w
Europie. Wówczas to, w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zrodził się pewien
pomysł. Na solidarnościowej fali mogli przecież wypłynąć zarówno
funkcjonariusze SB jak i współpracownicy, czyli agenci. Otrzymywali często
pieniądze na to by jak najszybciej urządzić się i rozpocząć “pracę”.
Otwierali więc krótko po przybyciu do nowych krajów małe biznesy a mając
pieniądze mogli oddawać się “pracy społecznej”, w której najłatwiej było o
kontakty, a więc i o pożądane informacje. Nie była to oczywiście żadna
reguła, ale mechanizm wydaje się prawdo-podobny.
Infiltracja środowiska emigracyjnego w Szwecji była prowadzona
systematycznie, a ilość donosicieli dość pokaźna. Niemal w każdym ośrodku
polonijnym (i to bez względu na jego polityczne oblicze) znajdował się ktoś,
kto był stałym informatorem odpowiednich służb w PRL-u. Najczęściej poprzez
stałe kontakty z przedstawicielami służby dyplomatycznych PRL w Szwecji.
Z informacji jakie uzyskaliśmy, a jednocześnie śledząc różnego rodzaju
skandale, które wstrząsały tutejszym środowiskiem, można wysnuć wniosek, że
najczęściej infiltrowane były organizacje działające w Sztokholmie i na
południu Szwecji. Przede wszystkim dlatego, że właśnie w tych dwóch
regionach działało najwięcej polskich organizacji, a jednocześnie i w
Sztoholmie i Malmö znajdowały się konsulaty PRL.
Ale również i w innych środowiskach nie brakowało informatorów. Działali oni
m.in. w Norrköpingu, Linköpingu i Göteborgu. Są podejrzenia, że w kilku
przypadkach chodziło nawet o bardzo aktywnych działaczy lokalnych
organizacji. W jednym z miast miejscowy działacz przekazywał regularnie
informacje o przebywających tam Polakach i przyjezdnych do konsulatu; w
innym mieście tamtejszy działaczy spotykał się regularnie z pracownikiem
ambasady informując go pracach zarządu dużej organizacji. Obydwaj aktywni
byli już w połowie lat 70-tych. To zresztą okres tworzenia się struktur
opozycji demokratycznej w Polsce i ich punktów kontaktowych na emigracji.
Szwecja była ważnym ośrodkiem przerzutu informacji i nic dziwnego, że
właśnie na jej terenie działalność inwigilacyjna odgrywała ważną rolę.
Zresztą nie chodziło tylko o rozpracowanie emigracji czy opinie o poglądach
niektórych działaczy. Przede wszystkim interesowano się kanałami, którymi
przerzucano z Polski do Szwecji i w drugą stronę, materiały informacyjne o-pozycji.
Tymi kanałami zainteresowany był także wywiad.
Zintensyfikowano te działania już w latach 80-tych, gdy do Szwecji napłynęła
olbrzymia fala nowych emigrantów, a w strukturach emigracji solidarnościowej
znalazły się osoby przypadkowe. Działalność Biura Solidarności i kilku
innych ośrodków utrzymujących kontakty z opozycją w Polsce (i organizujących
pomoc dla Polski) budziła zainteresowanie służb specjalnych. O tym, że grupy
te były infiltrowane świadczy kilka wpadek transportów ze sprzętem dla
podziemnej Solidarności. Chociażby sprawa aresztowania Lennarta Järna z roku
1986.
Samochód ciężarowy TIR, który prowadził Järn zatrzymany został na przejściu
granicznym w Świnoujściu. Służby graniczne znalazły w nim materiały
drukarskie, w tym 12 offsetowych maszyn drukarskich. Władze PRL starały się
zrobić ze sprawy Järna pokazowy proces kryminalno-szpiegowski. Jak wynikało
z informacji MSW bezpośrednią przyczyną dokładnej kontroli zatrzymanej
ciężarówki był brak ważnego prawa jazdy i ważnych dokumentów przewozowych.
Wszystko jednak wskazuje na to, że nie był to jednak tylko „szczęśliwy
przypadek” PRL-owskich służb granicznych.
Przeciek o transporcie nastąpił już w Szwecji, a działający tutaj agent (Polak
mieszkający w Szwecji od lat początku lat 70-tych) poinformował o
transporcie władze PRL. Podobna zresztą sytuacja była w przypadku innej „wpadki”:
Niklasa Holma i Görana Jacobssona, którzy pod identycznym zarzutem zostali
aresztowani w Polsce w 1983 roku.
Trudno dzisiaj odtworzyć listę tajnych współpracowników służb specjalnych,
którzy działali w Szwecji. Wiele z dokumentów po prostu „wyparowało” z
archiwów placówek konsularnych zaraz na przełomie 1989/90 roku. Nagle
okazało się, że po prostu ich tam „nie było”. Najczęściej zostały po prostu
zniszczone, część została przekazana do Warszawy (zwłaszcza gdy dotyczyły
osób najbardziej znanych na emigracji). Co się z tymi dokumentami stało w
Warszawie? Nie wiadomo, ale pewnie tylko drobną część można nadal znaleźć w
IPN-ie. A warto by je odnaleźć, bowiem zweryfikowanie podejrzeń z
istniejącymi dokumentami mogłoby oczyścić część osób z ciążących na nich
zarzutów.
Na tzw. liście Wildsteina, a więc spisie danych osobowych zasobów IPN-u,
znajdują się nazwiska osób, które przewinęły się przez Szwecję i tutaj
działały. Nie sposób jednak stwierdzić, czy były Tajnymi Współpracownikami,
czy tylko ofiarami SB. Ale tę prawdę poznamy pewnie już niedługo. Lustracji
nie sposób już dzisiaj zatrzymać.
/NGP/
|
|