|
Ruch Wolność i Pokój narodził się w 1985 r. i jest ważnym
fragmentem opozycji w PRL ze względu na motywy, które kierowały
założycielami, formy działania, a także osoby – niektóre dziś na szczycie
politycznym. Mapa ugrupowań opozycyjnych w połowie lat osiemdzisiątych
składała się z największej struktury czyli Solidarności i mniejszych, na
ogół współpracujących z „S”: Komitetu Oporu Społecznego (KOS)
najsilniejszego w Warszawie, Konfederacji Polski Niepodleglej
najaktywniejszej w Krakowie, Niezależnego Zrzeszenia Studentów, Polskiej
Partii Socjalistycznej, Ruchu Spoleczeństwa Alternatywnego, Pomarańczowej
Alternatywy (?) czy Federacji Mlodzieży Walczącej. Inność WiP-u polegała
na skupieniu się na walce o bardzo konkretne i bardzo radyklane na
ówczesne czasy postulaty związane z armią, która do tej pory stanowiła
swoiste tabu wśród opozycji: zmianę roty przysięgi wojskowej, tzn.
usunięcie zdań o wierności Armii Radzieckiej, wprowadzenie godziwej służby
zastępczej, uwolnienie więzionych za odmowę służenia w armii wreszcie
ochronę środowiska. Druga ważna roznica to zmiana formuły działania –
wyjście z podziemia i jawne, często spektakularne działania: sittingi,
demonstracje na wysokich rusztowaniach, (dokuczliwie dla milicjantów
zmuszonych wdrapywać się tam, żeby aresztować delikwentów), przejazdy
przez miasto wesołym tramwajem z transparentami i ulotkani, etc. Zarówno
postulaty zwłaszcza te dotyczące armii, jak i barwna forma działania
spowodowały sporo zamieszania w postrzeganiu WiP-u jako grupy anarchistów
i pacyfistów. Tymczasem WiP powstał jako absolutnie antykomunistyczny ruch
utworzony przez ludzi tworzących w 81 roku NZS, współpracujących blisko z
Solidarnością, podziemnymi wydawnictwami, majacych czesto za soba
internowanie, więzienie i inne prześladowania, co więcej część jego
tworców już wtedy określała się jako zadeklarowani konserwatyści.
Grudzień 1984 r. Marek Adamkiewicz, działacz Studenckiego Komitetu
Solidarności, a potem Niezależnego Zrzeszenia Studentów został skazany
przez Wojskowy Sąd Garnizonowy w Szczecinie za odmowę złożenia przysięgi
wojskowej, na dwa i pół roku więzienia. (- Nie wyobrażałem sobie złożenia
hołdu wierności obcej armii, przysięgi komunistycznej władzy). Wiadomość o
wyroku zelektryzowała środowisko ludzi młodych, ale mających już za sobą
doświadczenia działalności w opozycji i represje ze strony władz. Znali
się z wcześniejszej działalności. Niektórzy z nich otarli się w latach 70.
o ruch hipisowski - Roland Kruk, Jarema Dubiel, Marek Adamkiewicz. Inni
wywodzili się ze środowisk konserwatywnych: Jan Maria Rokita, Bogdan Klich,
Konstanty Miodowicz, Bartlomiej Sienkiewicz, Dariusz Rupiński. Część z
nich współpracowała z KOR: Jarema Dubiel, Jacek Czaputowicz, Roland Kruk,
Leszek Budrewicz, Marek Adamkiewicz. Politycy, społecznicy, pedagodzy,
naukowcy. Dzieliło ich wiele. Łączyło jedno – antykomunizm i poszukiwanie
innej formuły działania niż podziemna Solidarność.
Narodziny
Uwięzienie Adamkiewicza podziałało jak iskra na beczkę prochu. Zaczęły się
gorączkowe dyskusje, co dalej. Opowiada Piotr Niemczyk: - Na pomysł
głodówki wpadł Czapa; konsultował to z Jackiem Kuroniem i Januszem
Grzelakiem. Czapa mówił - zrobimy głodówkę i na niej powołamy ruch
pokojowy. W tyle głowy była myśl, żeby zabrać czerwonemu poborowych, tutaj
go zaatakować. Baliśmy się mówić to na głos - w końcu czym innym jest
robienie ruchu pokojowego, a czym innym osłabianie mocy obronnych państwa,
za co groziło 15 lat więzienia.
Głodówka rozpoczęła się w Podkowie Leśnej, w kościele św. Krzysztofa, 17
marca 1985 r. Wzięło w niej udział ok. 20 osób m.in.: z Warszawy - Jacek
Czaputowicz, Jarema Dubiel, Roland Kruk, Maciej Kuroń, Piotr Niemczyk,
Konstanty Radziwiłł, z Wrocławia - Marek Krukowski, Leszek Budrewicz, ze
Szczecina - Mirosław Witkowski. Z wykładami przyjechali m.in.: Jan Józef
Lipski, Jacek Kuroń, Bronisław Geremek, Jacek Santorski, ks. Michał
Czajkowski. Uczestnicy głodówki ogłosili zamiar powołania ruchu pokojowego.
Wspomina Jan Maria Rokita: - Myśmy w Krakowie już wcześniej rozmawiali o
tym, że trzeba stworzyć instytucję o charakterze pacyfistycznym, walczącą
fundamentalnie i pryncypialnie z wojskiem, że to jest teren, gdzie można
pozyskać młodych ludzi. Radek Huget przyszedł pewnego razu i powiedział,
że nasz pomysł będzie w najbliższym czasie wyeksploatowany w Warszawie.
Spacerowaliśmy po Plantach i on mnie przekonywał, że musimy natychmiast
zrobić to w Krakowie. Zacząłem poszukiwać inspiracji w wydawanych co roku
na 1 stycznia orędziach Wojtyły na światowy dzień pokoju. Tam znalazłem
argumentację o prawdziwym pokoju, który jest możliwy tylko w warunkach
wolności, z powołaniem się na św. Augustyna i o prawdziwej wolności, która
urzeczywistnia się tylko w warunkach pokoju. Pomyślałem, że to mogłoby
dobrze pasować i byłoby od razu hasło. No i się spodobało. Deklarację
założycielską podpisało osiem osób z Krakowa.
W Warszawie nikt nie zgłaszał zastrzeżeń do krakowskiego tekstu, co więcej
nadszedł on w czasie, kiedy dyskusje, co robić dalej po głodówce troche
juz wszystkich zmęczyły. 2 maja napisano oświadczenie o przyłączeniu się
kilkunastu osób do Ruchu Wolność i Pokój. Wkrótce dołączyli się
wrocławianie; opowiada Leszek Budrewicz: - Pierwsze spotkanie odbyło się
na Osiedlu Kosmonautów. Wzięli w nim udział także Tomek Wacko, Krzysztof
Albin, Marek Krukowski, Grzegorz Francuz, i Paweł Wrabec. Ale drzwi
mieszkania, gdzie się umówiliśmy, były zamknięte. I myśmy pierwsze rozmowy
odbyli w piaskownicy. W tej piaskownicy założyliśmy, że WiP trzeba zrobić.
Do Gdańska pojechał Piotr Niemczyk mając w kieszeni adresy dwóch znajomych
Czaputowicza z NZS, oni z kolei ułatwili dotarcie do grupy anarchistów z
Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego. Krótko wcześniej odbyła się w Gdańsku
demonstracja 1 majowa, podczas której tłum przybyły na wezwanie RSA
agresywnie zaatakował milicjantów, ciężko raniąc wielu z nich. To
wydarzenie było wstrząsem dla liderów RSA; nie spodziewali się takich
skutków zorganizowanej przez siebie manifestacji. Wprawdzie wcześniej
pisali w swoich broszurach, że na siłę trzeba odpowiedzieć siłą, ale teraz
te recepta przestała dla nich być oczywista. Kontakty z WiP i nowe
propozycje działania przyszły w najlepszym momencie.
Klopoty ideowe: od Jana Pawla II do Bakunina
Pierwsze spotkanie przedstawicieli WiP z Warszawy, Wrocławia i Gdańska
zorganizowano w Marcinkowie w Kotlinie Kłodzkiej. Od pierwszych chwil
szczególnie ostro zarysowały się różnice postaw i poglądów. Wojciech
Jankowski: - O mało nie pobiłem się z Radkiem Hugetem, który wówczas
jeszcze działał w KPN. Przywitał mnie: Słyszałem, że chcesz znieść państwo.
Więc ja mu na to: Słyszałem, że chcesz odbić Lwów. Jednak szybko okazało
się, że kompromis ideowy jest możliwy. Istniało wspólne stanowisko w
sprawach związanych ze służbą wojskową, ekologią i kontaktami
zagranicznymi.
Dyskusje w Marcinkowie zakończyły się poza tym konkretnymi decyzjami:
odmowy służby wojskowej przez Jankowskiego, odsyłania książeczek
wojskowych do MON, zorganizowaniem marszu na grób Schimka w Machowej w
rocznicę jego śmierci. Austriak Otto Schimek, żołnierz Wermachtu został
rozstrzelany podczas drugiej wojny światowej jako dezerter, ponieważ
odmówił brania udziału w mordowaniu ludności cywilnej. Pierwszy marsz miał
miejsce 7 listopada 1985 r., na drugi wiosna 86 roku w rocznice jego
urodzin rzad juz sie przygotowal. SB przeprowadziła rozmowy ostrzegawcze z
uczestnikami WiP w różnych miastach, zatrzymano na 48 godzin Jana Rokitę i
Bogdana Klicha. Od rana 4 maja dworzec PKS w Tarnowie, dokąd zjeżdżali się
wszyscy na uroczystości, był pełen funkcjonariuszy SB w cywilu; na drodze
do Machowej postawiono 5 wozów ZOMO. Wspomina Jan Rojek: „Regularnie nas
drutowali - albo na dworcu w Tarnowie, albo na polach. Np. idziemy polami,
a tu dziesięć nysek po tych zaoranych polach i nas wyłapywali. Każdy z nas
coś tam przy sobie miał, ulotki. Darek Rupiński zjadł chyba z kilo
makulatury, po co to miał być materiał obciążający, myśmy to jedli. Do
Tarnowa było dziesięć kilometrów i myśmy zjedli wtedy prawie ryzę papieru
w dwadzieścia osób. Regularnie wpieprzaliśmy papier. Niektórzy mieli
nieżyt żołądka przez tydzień.” Zatrzymano łącznie około 50 osób
Wiosną 1986 r. do wipowców dołączyły dwa nowe ośrodki: Poznań i Gorzów.
Każde z miast miało swoją specyfikę. Kraków był ideologicznie prawicowy;
motywacja dla działania w WiP była jednoznaczna – walka z komunistycznym
rządem. Ruch wydawał się idealną bronią w tej wojnie. Uderzał w armię
stanowiącą fragment Układu Warszawskiego, dawał też możliwość utworzenia
antysowieckiego nurtu w międzynarodowym ruchu pacyfistycznym.
Ideologicznie jednolity Kraków był podzielony towarzysko na dwie grupy:
Rokity i Hugeta; pierwsza postrzegana jako wyrachowani pragmatycy, druga
jako zadymiarze. Obie grupy do połowy 1988 r. zgodnie jednak ze sobą
współpracowały. Wtedy pojawiły się różnice nie tyle światopoglądowe, ile w
ocenie zmian politycznych w Polsce i drogi obranej przez przywódców
Solidarności, wiodącej do porozumień Okrągłego Stołu. Kraków też jako
jedyny zainteresował się wojną przeciw ZSRR w Afganistanie, mi.in dlatego,
że z Krakowa pochodził poległy w walce z Rosjanami Lech Zondek.
Na początku grudnia 85 roku Międzynarodowy Czerwony Krzyż wystosował apel
o pomoc dla Afganistanu. Krakowski WiP podchwycił ten apel i włączył się
drukując cegiełki; dochód z ich sprzedaży przeznaczono na pomoc medyczną
dla powstańców.
Jesienią 86 roku uczestnik WiP z Krakowa Wojciech Modelski wyjechał do
Stanów Zjednoczonych i natychmiast po przyjeździe rozpoczął w stanie Idaho
razem z amerykanskimi organizacjami akcję sprowadzania rannych i uchodźców
z Afganistanu. Umieszczano ich w szpitalach, a po wyleczeniu w prywatnych
domach. Przemówienie na ten temat wygłosił w październiku 86 roku na
posiedzeniu Senatu republikański senator McClure; z ogromną sympatią
wyrażał się on o polskim emigrancie i jego inicjatywie, a także o jego
przyjaciołach w Polsce, którzy z powodu poparcia okazywanego powstańcom
afgańskim są represjonowani.
Udało się nawet nawiązać bezpośredni kontakt z legendą afgańskich
mudżahedinów, Massudem, który przysłał list z podziękowaniem za wsparcie
dla WiP-u.
Warszawa była podzielona i ideologicznie, i towarzysko – na tych, którzy
chodzili na obiady do Czaputowicza i na tych, co szli do baru z Jaremą
Dubielem. Obaj działali w SKS, ale różnili się osobowością i podejściem do
polityki. Jacek Czaputowicz był typem działacza politycznego, dobrym
organizatorem, umiejącym tworzyć sprawny system przekazywania informacji
do mediów zachodnich i podziemnej prasy, dla której zresztą część wipowców
pracowała. W ten sposób stosunkowo mała grupa – po kilkanaście osób w
zaledwie kilku miastach – stała się znana w kraju i za granicą. Dla
Czaputowicza WiP był po prostu formą działalności politycznej wymierzonej
w komunizm.
Jarema Dubiel był z zawodu i zamiłowania pedagogiem pracującym w Szkolnym
Ośrodku Socjoterapii. Wylądowała tutaj niejedna barwna postać, nie
mieszcząca się w szarzyźnie rzeczywistości komunistycznej. Andrzej Stasiuk
zabawnie charakteryzuje go (w książce „Jak zostałem pisarzem”): „Uczniowie
bardzo go cenili, ponieważ nie był wymagający w potocznym znaczeniu tego
słowa. Wymagał jedynie, aby jego podopieczni bezkompromisowo rozwijali
swoją osobowość. (...) Dziadek Jarema był za całkowitą legalizacją
marihuany. Także na terenie szkoły. Na tym tle często dochodziło do
konfliktów z resztą kadry.” Dubiel był zwolennikiem filozofii
non-violence, która dopuszcza przemoc tylko w sytuacji obrony koniecznej;
odwoływał się ideowo do Mahatmy Gandhiego. W Warszawie tez miescilo sie
ubogie centrum finansowe ruchu, ktory nigdy nie dysponowal duzymi
pieniedzmi – skarbnikiem zostal Konstanty Radziwill cieszacy sie
nieposzlakowana opinia, dawny skarbnik NZS-u w 81 roku: „Po wprowadzeniu
stanu wojennego w 81 r udało mi się uratować trochę pieniędzy NZS, które
co komiczne, pochodziły z dotacji państwowej. Zanim powstał WiP były już
używane w różnych miejscach i celach, głównie wydawniczych. Musiałem te
pieniądze trzymać na książeczce PKO, czy pod materacem. Dostawaliśmy
drobne sumy ; ktoś przyjechał i przywiózł nam 20$. Dziś to nie są
pieniądze, ale wtedy się liczyły. Można było za to coś wydać, albo
pojechać do Szczecina i z powrotem. Głównym źródłem pieniędzy był Zachód;
bardzo różne osoby i organizacje. Kiedyś na przykład dostaliśmy pieniądze
od rządu londyńskiego. Albo czyjaś ciocia, czyjś wujek dali 10$ lub jakaś
grupa na emigracji. Było bardzo wiele drobnych wpłat.Ja prowadziłem
regularną księgowość, zapisywałem wszystko w księdze, która potem wpadła w
ręce milicji”.
Gdański WiP wywodził się ze środowiska anarchistów, którego jednym z
liderów był Wojciech Jankowski. Jego okres utożsamiania się z podziemnymi
strukturami „S” nie trwał długo. Lektury Abramowskiego, Kropotkina i
Bakunina oraz negatywne doświadczenia z władzą i opozycją popchnęły go w
stronę anarchizmu, na początku bardzo radykalnego. Wraz z grupą podobnie
myślących osób założyli Ruch Społeczeństwa Alternatywnego. Zaczęli też
wydawać pisemko pod tytułem „Homek”, w którym zamieszczali artykuły ostro
krytykujące wojsko oraz obowiązek odbywania służby zastępczej. Innym celem
ataków był Kościół, sam Jankowski mówi o sobie z tego okresu jako o
wojującym ateiście. Ich stosunek do pacyfizmu był zbliżony do postawy
Jaremy Dubiela. Zeby bylo smieszniej Jankowski uczyl w szkole PO czyli
przysposobienia obronnego.
Wrocław, najbardziej chyba rozmaity pod względem światopoglądowym, był
zarazem najmniej podzielony towarzysko. Widać wśród wrocławian dwa źródła
non violence: korzenie kontrkulturowe i nauki Kościoła katolickiego.
....pieprzę i odsyłam
Już latem 1985 r. w czasie pierwszego spotkania Jacek Czaputowicz
zaproponował, żeby odesłać książeczki wojskowe wraz z listem wyjaśniającym
przyczyny na ręce ministra obrony narodowej. Początkowo twierdził, że
akcję można zacząć, jeśli co najmniej 50 osób zdecyduje się przyłączyć, co
zwiększy bezpieczeństwo uczestników i zainteresuje media zachodnie.
Wspomina Piotr Niemczyk: - Ja się wtedy strasznie bałem iść do wojska.
Pomyślałem, że z tymi książeczkami to świetny pomysł, bo może mnie wsadzą,
ale do wojska nie wezmą . Potem okazało się, że każdy miał sto tysięcy
powodów, żeby się wykręcić - przeważnie, że zgubił książeczkę. Ja
powiedziałem, że pieprzę i odsyłam, bo mi się podoba ten pomysł. Pierwsi
swoje książeczki wojskowe wraz z oświadczeniem odesłali 12 września Jacek
Czaputowicz, Jarema Dubiel i Piotr Niemczyk. We wrześniu 1985 r. Wojciech
Jankowski odmówił przyjęcia powołania do wojska, deklarując jednocześnie
gotowość do odpracowania służby wojskowej. Władze wojskowe były na nową
konfrontację najwyraźniej nieprzygotowane, urzędnik Wojskowej Komendy
Uzupełnień rozpaczliwie próbował znaleźć u Jankowskiego jakąkolwiek
chorobę, żeby móc go po prostu zwolnić. Jankowski chodzil do WKU ze
szczoteczka do zebow, wkrotce okazalo sie, ze slusznie, bo idylla sie
skonczyla. Zostal aresztowany i skazany na 4 lata wiezienia.
W listopadzie ci, którzy odesłali swoje książeczki wojskowe stanęli przed
kolegium do spraw wykroczeń w Urzędzie Dzielnicowym Warszawa -
Środmieście. Wyznaczono po 10 minut na osobę; obrońcami byli ˙Piotr
Andrzejewski i, drugiego dnia, Jolanta Nowakowska. Sposób funkcjonowania
ówczesnych kolegiów był dość specyficzny. Przewodniczący składu
orzekającego Antoni Gaweł bez przerwy żując gumę rzucał od czasu do czasu
uwagi: „Protestować to pan sobie możesz w domu”, ”Niech mi pan tu nie
opowiada bajek” i „Słuchaj pan uchem, a nie brzuchem”. Kolegia w tej samej
sprawie odbyly sie w innych miastach. Wkrotce tez posypaly sie
aresztowania dzialaczy WiP, niektore dokonywane w brutalny sposob. W ciągu
następnych kilku lat WiP spopularyzował tę formę protestu - stopniowo do
akcji odsłania książeczek i odmowy przysięgi lub służby wojskowej
przyłączali się inni. Władze przystąpiły do represji, ale to tylko
zwiększyło liczbę odmawiających - według danych WiP tylko między styczniem
a czerwcem 1987 r. było to 40 osób. W tym czasie uczestnicy i sympatycy
ruchu znajdowali się już w wielu miastach Polski. O aresztowanych kolegów
dopominali się pozostali, listy otwarte pisali liderzy Solidarności z
Wałęsą na czele, a także zaprzyjaźnione już w tym czasie organizacje
zachodnich pacyfistów. Nie obyło się bez elementów humorystycznych: W
Gdańsku zbierano podpisy pod petycją w jego obronie, jak opowiada sam
zainteresowany: „...nawet ksiądz Jankowski podpisał. Doszło do zabawnej
sytuacji, kiedy jakieś babcie, niezupełnie świadome sprawy, przyszły
podpisać petycję i dopytywały, czy nie jestem przypadkiem synem księdza.”
Aresztowani wipowcy wyszli na wolność na mocy amnestii jesienią 86 roku.
Druga fala aresztowań przyszła latem 87 roku. W listopadzie aresztowano
Sławomira Dutkiewicza z Bydgoszczy i skazano na 2,3 lata więzienia.
Dutkiewicz od momentu aresztowania prowadził głodówkę i bardzo szybko
zaczął być dokarmiany siłą. W styczniu odbyła się rozprawa rewizyjna -
wyrok utrzymano w mocy. Dziesięć dni wcześniej wezwano go do raportu do
naczelnika za leżenie na pryczy w ciągu dnia, po czym wyprowadzono z
ustami zawiązanymi ręcznikiem do celi dzwiękochłonnej, gdzie został
dotkliwie pobity. Schudł o 17 kg. Odebrano mu pozwolenie na widzenia i
prawo do korespondencji. W marcu przeniesiono go do więziennego szpitala.
Kilkuletnia walka przyniosła efekty: w czerwcu 1988 r. Sejm uchwalił nową
ustawę o przysiędze wojskowej, z której usunięto sformułowania budzące
sprzeciw oraz zmienił ustawę o powszechnym obowiązku obrony PRL,
umożliwiając odbywanie służby zastępczej poborowym odmawiającym pójścia do
wojska z przyczyn światopoglądowych. Stopniowo odmawiający służby zaczęli
opuszczać więzienia, w końcu sierpnia 88 roku wyszedł na wolność także
Sławomir Dutkiewicz.
Jednym w powodów tak szybkiego – jeszcze przed Okrąglym Stołem - poddania
się władz mogła być obawa przed kontaktami WiP-u z zachodnimi ruchami
pacyfistycznymi, które obóz wschodni wspierał widząc w ich protestach
przeciwko wyścigowi zbrojnemu świetne narzędzie polityki
antyamerykańskiej. Tymczasem aresztowania ich polskich kolegów za podobną
działaność, dyskusje o wolności, sprzeciw Polaków wobec jednostronnego
rozbrojenia wreszcie przyjaźnie osobiste zmieniały ocenę rzadów
komunistycznych w oczach zachodnich pacyfistów.
„Dziś Czarnobyl, jutro Żarnowiec!”
W kwietniu 1986 r. miała miejsce katastrofa elektrowni atomowej w
Czarnobylu na Ukrainie. W tym czasie we Wrocławiu przebywała czasowo
gromada warszawiaków: Roland Kruk, Jarema Dubiel, Lech Budrewicz, Radosław
Gawlik, Marek Krukowski, Małgorzata Krukowska. Zrobili tzw. sitting. 2
maja po południu w godzinach szczytu osiem osób usiadło na schodach
przejścia podziemnego przy ul. Świdnickiej, jednej z głównych ulic
Wrocławia, trzymając plakaty z hasłami, wokół zgromadziło się ok. 200
osób. Milicja nie interweniowała. Marek Krukowski: - To było niesamowite,
że nic się nie stało. To była pierwsza, publiczna akcja niezależna.
Jesienią 1986 r. wrocławski WiP na czele z Radoslawem Gawlikiem bardzo
aktywnym na polu ekologii wygrzebał inną sprawę dotyczącą środowiska.
Ścieki i odpady z Huty Siechnice znajdowały się na granicy terenów
wodonośnych Wrocławia, co oznaczało zagrożenie wody pitnej skażeniem
metalami ciężkimi. Uczestnicy Ruchu zaangażowali się w kilkuletnią walkę o
zamknięcie huty. Organizowali też akcje uświadamiające mieszkańcom bloków
ocieplanych azbestem, że substancja ta jest rakotwórcza. W Szczecinie
wipowcy protestowali przeciwko zatruwaniu powietrza przez fabrykę nawozów
sztucznych w Policach. W Krakowie podobne akcje koncentrowały się na
sprawie Huty im. Lenina. Wipowcy z Poznania i Gorzowa Wielkopolskiego
uratowali rezerwat nietoperzy w Międzyrzeczu, gdzie w doskonale
zachowanych, poniemieckich bunkrach władze chciały umieścić składowisko
odpadów promieniotwórczych z Ośrodka Badań Jądrowych w Świerku (a w
przyszłości z elektrowni jądrowej w Żarnowcu). Zmobilizowano miejscową
ludność i w efekcie marszów protestacyjnych zakończonych głodówką w
miejscowym kościele władze odstąpiły od tego zamiaru. Gdański WiP
rozpoczął protesty przeciwko budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu, które
zakończyły się sukcesem już w III RP.
Kontakty zagraniczne
Ważną częścią działań WiP były kontakty zagraniczne. W drugiej połowie
1985 r. i na początku 1986 r. na Zachód wyjechali Jacek Czaputowicz i
Piotr Niemczyk. Towarzyszyło im duże zainteresowanie zagranicznych mediów
oraz polskiego wywiadu, skutkiem czego natychmiast po powrocie do kraju
obaj zostali aresztowani. Ukoronowaniem tych i wielu innych kontaktów było
zorganizowanie w maju 1987 r. przez WiP w Warszawie, w kościele przy ul.
Żytniej, międzynarodowego seminarium. Władze starały się zrobić wszystko,
aby to uniemożliwić. Zgodnie z zapowiedzią Jerzego Urbana, wielu gości,
zarówno z bloku wschodniego, jak i z Zachodu, nie zostało wpuszczonych do
Polski. Udało się wjechać Węgrom i Jugosłowianom, dotarlo ponad 60.
działaczy z reprezentujących 30 organizacji pokojowych z USA, Kanady i
krajów Europy Zachodniej.
Jak pisał Marek Kossakowski (pod pseudonimem Marco Polo) w „Tygodniku
Mazowsze”: „ Atmosfera spotkania przywodzi na myśl biura regionalne
„Solidarności” z okresu posierpniowego. Kłębiący się tłum, porozkładana
bibuła, rozdawanie znaczków (wśród nich frywolnych ’Wojsko-fuj’ i
‘Żarnowiec-dupa’), entuzjazm, który zastępuje rutynę organizacyjną,
kręcące się ekipy telewizji zachodniej i dziennikarze. W salach budowanej
od lat parafii brak okien, chłodno. Ogrzać się można na dziedzińcu, w
słońcu, gdzie jest także herbata albo zupa z kotła. Uderza misz-masz
uczestników: obok zachodnich pacyfistów (brody, dżinsy, swetry) grupa
‘anarchistów’ Wojtka Jankowskiego z Gdańska (białe rękawiczki, ogolone
głowy), solidarnościowy establishment, sympatyzująca z KPN-em młodzież z
Krakowa i ’oazowa’ z Gorzowa, robotnicy zatrudnieni przy budowie kościoła,
niezależni plastycy”.
Zetknięcie się Wschodu i Zachodu pokazało różnicę doświadczeń
historycznych, ocen sytuacji politycznej, a także celów ich działalności.
Jarema Dubiel: - Przyjeżdżali ludzie i usiłowali o czymś rozmawiać, a my
żeśmy te dyskusje kretyńsko wekslowali, że u nas jest gorzej, a u nich
lepiej. Wyraźnie rozumieli, że rzeczywiście niezwykłym skurwysyństwem jest
to, że nie mamy paszportów. Dla nas najgorsze było, że mogą cię zamknąć na
osiem lat na przykład. Mieliśmy poczucie, że tam na Zachodzie nic się nie
dzieje, rzeki miodem płyną, a my tu rzeczywiście walczymy o cały świat.
Oni byli za jednostronnym rozbrojeniem, skoro Wschód nie chce się
rozbrajać, to przynajmniej Zachód powinien się rozbroić. Dla nas
rozbrojenie się Zachodu to był horror i groza. Tutaj już był spór na noże,
kiedy oni nam mówili, ze blokują atomowe wyrzutnie, my mówiliśmy, gdyby im
się to udało, natychmiast Rosja ruszy i wszystkich nas zmiecie z
powierzchni.
Później, w roku 87, raczej dzięki nowym możliwościom niż nowemu
zainteresowaniu, bo kontakty tego rodzaju były zawsze w polskiej opozycji
niezwykle cenione, WiP zaangażował się w różne akcje organizowane przez
powstałą w tym okresie ”Solidarność Polsko-Czechosłowacką”. Prawie w tym
samym czasie, bo w lutym, aresztowano na Węgrzech studenta Zsolta
Keszthelyi niezależnego działacza, który odesłał książeczkę wojskową. W
Czechosłowacji został aresztowany za to samo Petr Pospichal. WiP nawiazal
kontakty z ich bliskimi i organizował w Polsce akcje protestacyjne przeciw
ich uwięzieniu.
Epilog
WiP w tym składzie zakończył działalność jesienią 1988 r., dalszy ciąg
jego dziejów to nowi liderzy tacy jak Marek Kurzyniec, którzy po odejściu
twórców przekształcili ruch w anarchizującą organizację pozarządowa. Nie
sprawdziły się przewidywania działu analiz SB, że WiP przekształci się w
zalążek partii politycznej zbliżonej do niemieckich Zielonych. Za duże
były różnice światopoglądowe, za szybko zmieniała się sytuacja polityczna
w Polsce i na arenie międzynarodowej; a poza tym starszyznę wipowską
wciągał już wir wydarzeń w kraju. Tutaj zresztą powstał jeszcze jeden mit
wokół WiP-u, mowiacy. że jego liderzy gremialnie poszli do nowo
powstajacych sluzb specjalnych czyli Urzedu Ochrony Panstwa. Tymczasem
dotyczylo to tylko trzech osob. Piotr Niemczyk stworzyl polski biały
wywiad czyli Biuro Analiz i Informacji korzystające wyłącznie z prasy i
jawnych dokumentów, Konstanty Miodowicz, przez kilka lat szefowal
kontrwywiadowi, a Bartlomiej Sienkiewicz byl dyrektorem Biura Koordynacji
i Prognoz. Dziś dwaj ostatni sa w PO podobnie jak ich przyjaciel i lider
partii Jan Rokita, Piotr Niemczyk byl wiceministrem gopodarki w rządzie
Jerzego Buzka, sekretarzem generalnym Unii Wolności, a dziś prowadzi
własną firmę, Radoslaw Gawlik, poseł Unii Wolności, wiecminister ochrony
środowiska w rządzie jest jednym z zalożycieli nowo powstałej Partii
Zielonych (a jednak!), Konstanty Radziwiłł jest lekarzem i prezesem Izby
Lekarskiej. Jacek Czaputowicz jest wicedyrektorem Słuzby Cywilnej.
Wojciech Jankowski razem z przyjacielem z WiP-u Krzysztofem Galińskim
prowadzi Gdanskie Towarzystwo Hipoterapeutyczne, leczące dzieci z
porażeniem mózgowym, wcześniej Galiński razem z Markiem Kurzyńcem
pojechali z pomocą humanitarną do Czeczenii, gdzie zostali porwani i
spędzili parę miesięcy w niewoli. Jarema Dubiel prowadzi zajęcia z trudną
młodzieżą i jest radykalnym działaczem ekologicznym. Leszek Budrewicz był
przez kilka lat szefem Gazety Wyborczej we Wroclawiu potem zawirowania
osobiste i zawodowe zawiodły go do zawodu wolnego dziennikarza i przytułku
dla bezdomnych.
Anna Smółka
|
|