Wywiad wojskowy PRL

 

 

Główny wysiłek wywiadu wojskowego także skierowano przeciwko potencjalnemu przeciwnikowi, a przede wszystkim państwom NATO, jak również na walkę z dywersją polityczną i ideologiczną. W praktycznej działalności oznaczało to "rozpracowywanie" Radia Wolna Europa, paryskiej "Kultury", Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie i ośrodków polskiej emigracji w głównych krajach kapitalistycznych. Zasadniczymi zadaniami Zarządu II Sztabu Generalnego (podległemu MON), odpowiedzialnego za wywiad wojskowy, było: zdobywanie, opracowywanie i przekazywanie Kierownictwu Partii i Rządu (...) materiałów i informacji wywiadowczych o potencjalnym przeciwniku Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i państw wspólnoty socjalistycznej we współpracy z pokrewnymi komórkami MSW.

Dzisiaj ci oficerowie, którzy w czasach PRL byli bezgranicznie oddani pracy na rzecz tamtej rzeczywistości (czyt. Związkowi Sowieckiemu), pracują w większości w "demokratycznych" Wojskowych Służbach Informacyjnych. Na każdy tego typu artykuł reagują wielkim krzykiem, że to działalność godząca w obronność kraju oraz wiarygodność Polski jako oddanego członka NATO, stawiając przy tym autorów tekstów prasowych w jednym szeregu z rosyjskimi służbami specjalnymi (do kogo porównają teraz, po ociepleniu stosunków z Moskwą?).

Jeden z pracowników WSI, mjr Marek Ciecierski, nawet napisał na łamach "Rzeczpospolitej" (8 lipca 1997 r.), że wojskowe służby specjalne mają niebywałe zasługi w marszu do NATO, bo stanowiły ogniwo, które najwcześniej utrzymywało kontakty ze służbami krajów zachodnich! A oto jak bezwstydnie pisał Ciecierski o współpracy wojskowych wywiadowców z ich odpowiednikami w Związku Sowieckim: Wszelkie bezpośrednie sztampowe i okolicznościowe spotkania oraz kontakty między służbami miały na celu utrzymanie obu stron w błogim przeświadczeniu o wzajemnej współpracy i partnerstwie, natomiast nie służyły merytorycznej wymianie poglądów... Zresztą stopień zaufania partnerów radzieckich do naszych służb był niezwykle niski. I odwrotnie. Jeśli więc mowa o dekomunizacji i desowietyzacji, to moglibyśmy wskazać wiele instytucji, organizacji i ciał politycznych, którym w żadnym razie nie chcemy odbierać palmy pierwszeństwa w zbożnym procesie weryfikacyjnym.

Balast PRL-u, czyli rezydentury KGB i GRU "za Mazowieckiego"

W tym samym czasie, kiedy ludzie służb specjalnych karmili Polaków takimi i podobnymi tekstami, wyszło na jaw, że zostali aresztowani trzej szpiedzy w stopniach pułkowników działający na rzecz ...wywiadu rosyjskiego.

Jeszcze w czasach rządu Tadeusza Mazowieckiego w gmachu przy ul. Oczki (kontrwywiad wojskowy) rezydował przedstawiciel GRU ze swoim biurem. Podobną "czapą" w wojskowym wywiadzie był zespół łącznikowy ds. kontaktów z GRU. Wysłanie na emerytury wiekowych "utrwalaczy władzy ludowej" sytuacji w służbach specjalnych nie polepszył. Ich miejsca zajęli aktywiści partyjno-młodzieżowi rodzinnie zazwyczaj powiązani z generalicją PRL, tworząc przefarbowaną sitwę oddanych socjalizmowi absolwentów sowieckich akademii lub kursów GRU.

PRL-owskiego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego nigdy nie poddano lustracji. Także bezkarni pozostali konfidenci i agenci tych służb, na potęgę uczestniczący w zwalczaniu Kościoła i opozycji. To samo można powiedzieć o naszych attachés wojskowych za granicą. Współpracowali z oficerami GRU, a kwalifikacje przeważnie zdobywali w Moskwie. Czy zabrakło ludzi nie skażonych balastem PRL-u?

Wróćmy jednak do ustawy lustracyjnej, czy raczej antylustracyjnej, gdyż tyle jest wyłączeń od samej definicji współpracy z SB, że osoba lustrowana może w majestacie prawa kłamać, że nigdy nie miała żadnych związków ze służbami specjalnymi PRL. Tu nie tylko chodzi o inwigilowanie polskiej emigracji politycznej, będącej właśnie domeną wywiadu "ludowego" WP, lecz przede wszystkim agenturę wywiadu sowieckiego i rosyjskiego.

Po co była potrzebna sowiecka agentura?

Dane, jakie uzyskiwano w Moskwie czasów Związku Sowieckiego drogą oficjalną (z KC PZPR, z MON i Sztabu Generalnego LWP), były stale potwierdzane poprzez agenturę. Oczywiście takie dane, jak liczba żołnierzy WP czy czołgów i samolotów Sowietów nie interesowały. Drogą oficjalną byli bowiem informowali bieżąco równie dokładnie i precyzyjnie jak PRL-owski minister obrony narodowej.

Przeto niezrozumiała dla mnie była i jest przesadna dbałość wojskowego kontrwywiadu, by żołnierze komunistycznego WP (z wyjątkiem "wybrańców" dopuszczonych do prac tajnych) nie poznali własnej armii! Pamiętam, jak w lutym 1971 r. jako publicysta "Żołnierza Ludu" pytałem pracownicę kiosku na terenie 25. pz w Opolu, ile egzemplarzy poszczególnych tytułów pism kupują codziennie żołnierze, bo miałem napisać artykuł o czytelnictwie prasy w n-tym garnizonie. Nie minęło pół godziny, a już byłem wezwany do pomieszczenia oficera dyżurnego, gdzie dwóch podpułkowników kontrwywiadu zaczęło mnie "maglować" niczym szpiega. Nie mogli pojąć, po co zbieram "te informacje" i jęli mi udowadniać, że chcę w ten sposób "wyliczyć" stan osobowy pułku. Na rozmowie się nie skończyło. Rozkaz dowódcy Śląskiego OW wyznaczający mnie na stanowisko publicysty działu wojskowego "Żołnierza Ludu" zmieniono na rozkaz delegujący mnie jedynie na 3-miesięczną praktykę w tej redakcji, po czym już nigdy - do końca PRL - etatowym publicystą (mimo ukończonych studiów dziennikarskich) nie byłem.

To, czym naprawdę się Sowieci interesowali w Polsce, to kwestia rzeczywistych nastrojów w "kierowniczej sile" oraz w armii. Głośna była sprawa "przepytywań" przed stanem wojennym kierownictwa partyjno-dowódczego 1. Dywizji ("Kościuszkowców") i pułków podległych w sprawie zachowania się żołnierzy zawodowych i tych z poboru na okoliczność wejścia Rosjan z internacjonalistyczną pomocą. Rzecz szczególna: ci, którzy "dobrze" wypadli w tych przepytywaniach, wkrótce szybko awansowali. Interesowało Sowietów także "morale" w szeregach opozycji (o to "przepytano" m.in. aktyw GZP), a także w wielkich zakładach przemysłowych itp. Te dane mogli im dostarczyć tylko towarzysze partyjni tkwiący wewnątrz powyższych struktur.

Nie było przy tym żadnego podpisywania czegokolwiek ani nawet brania pieniędzy. Oznaką zewnętrzną było pilotowanie w karierze zawodowej, awansowaniu itp. Dziś nikt nie znajdzie pisemnych donosów czy podpisanych deklaracji, bo to się odbywało bezpośrednio, przy "wspólnym biesiadowaniu". Jeśli chodzi o wojskowych, to oni wiedzą, kto z kim "biesiadował", ale wolą milczeć, bo domysły nie są dowodami, a po wtóre - jeśli się widziało "biesiadę", to się w jakimś stopniu w tym samemu uczestniczyło. Ot, pierwszy lepszy przykład: w "Gazecie Polskiej" jeden z oficerów rezerwy napisał przed laty, że widział, jak liderzy SdRP na początku lat 90. spędzili wieczór w restauracji w hotelu wojskowym przy ul. Sulkiewicza w Warszawie, "w dobrej komitywie" z dwoma oficerami GRU. Chociaż nie mam podstaw twierdzić, że to nie było prawdą, od razu nasuwa się pytanie: czy wcześniej się z nimi ów oficer spotykał, skoro ich bez trudu rozpoznał?

Mogą istnieć tylko dowody pośrednie. I nie jest to wcale fantazja. Generałowie Jaruzelski i Siwicki wiedzą, w stosunku do których oficerów mieli naciski Sowietów o szybsze awanse. Wielu oficerów mówiło mi, że niektórzy po ukończeniu moskiewskiej uczelni zapraszali swych wykładowców na miesięczny pobyt u siebie w domu - i z tym się nie kryli. Przeciwnie, chełpili się, że ich zaproszenia zostały przyjęte i zrealizowane. Wiadomo było, że obywatelom sowieckim nie wolno było utrzymywać z Polakami kontaktów towarzyskich. Jeśli to czynili, musieli mieć "odgórne" polecenie służbowe. A otrzymać je mogli tylko ludzie "specsłużb".

Wracając do znowelizowanej ustawy - stosuje ona nierówność obywateli wobec prawa: jedni z nich nie podlegają lustracji, bo zwerbował ich wywiad czy kontrwywiad, a inni podlegają, bo zostali zwerbowani przez inne komórki bezpieki, chociaż mogli robić to samo, czyli donosić na swoich kolegów z pracy lub sąsiadów albo rozpracowywać zagraniczne ośrodki polskiej emigracji politycznej. Jeszcze inni, mianowicie b. funkcjonariusze ("obojga płci") Wojskowej Służby Wewnętrznej, Oddziału Propagandy Specjalnej GZP LWP oraz Oddziału Morale i Dyscypliny, a także Komitetu PZPR IC MON zostali całkowicie wyłączeni.

I jeszcze jedno. Każde państwo totalitarne, w którym jeden szpieguje drugiego, musiało mieć wiarygodnych informatorów (ich informacje były stale sprawdzane i potwierdzane przez innych informatorów, więc żadnych "bzdur" nie można było przekazywać, jak to się dziś nieudolnie próbuje tłumaczyć), a dane o tajnych współpracownikach SB musiały być jak najrzetelniejsze, co uniemożliwiało ich celowe fałszowanie.

Stanisław L. Krowicki


 

 

 

 kontakt z nami:
    info@videofact2.com  

VideoFact polska strona