Archiwum ''Solidarności'' 1983-1989

Andrzej Paczkowski

Wznowienie stenogramu ostatniego przed stanem wojennym posiedzenia Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" jest chyba dobrą okazją do przedstawienia konspiracyjnie działającego Archiwum "Solidarności", gdyż była to jedna z pierwszych wydanych przez nie pozycji. Pomysł zgromadzenia i zabezpieczenia źródeł dotyczących "Solidarności" z lat 1980-1981 narodził się w 1982 r. czasie rozmów w obozie dla internowanych w Jaworzu i Darłówku między Grzegorzem Bogutą, jednym z szefów wydawnictwa "Nowa" i Markiem Owsińskim, dziennikarzem radiowym, pracownikiem Radia Solidarność Regionu Mazowsze (RSRM). Na pewno nie oni jedyni nad tym się zastanawiali, ale ich właśnie rozmowy dały początek największej i najbardziej aktywnie działającej nielegalnej "firmie" zajmującej się dokumentacją historii związku. Jedną z podstaw pomysłu był fakt, że z pogromu regionu w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. ocalała znaczna część archiwum dźwiękowego RSRM, które (z powodu przeprowadzki radia do nowych pomieszczeń) znajdowało się po prostu w mieszkaniu Marka; esbecy przeprowadzający operację internowania nie zrobili rewizji, a żona Marka, Danuta, natychmiast ukryła ok. 250 kaset u różnych osób. Był to prawdziwy skarb, gdyż dziennikarze z RSRM - które powstało w celu przygotowywania audycji dla radiowęzłów zakładowych - nagrywali posiedzenia władz krajowych i regionalnych, rozmowy z rządem, obrady tzw. Sieci, różne imprezy związkowe; w zbiorze były też kasety z zapisem przebiegu I Krajowego Zjazdu Delegatów.

Po wyjściu z "internatu" Boguta i Owsiński przystąpili do działania, tworząc zespół Archiwum "Solidarności", do którego weszli - obok pomysłodawców - dziennikarze Janina Jankowska (radio) i Wojciech Adamiecki (prasa) oraz Jacek Fedorowicz (wielozawodowiec). Ponieważ postanowili, że działalność nie powinna ograniczać się do gromadzenia źródeł dźwiękowych, ale obejmie także ich publikację, zostałem dołączony do zespołu jako zawodowy historyk, a więc osoba mająca doświadczenie w pracy ze źródłami (choć, prawdę powiedziawszy, z takim rodzajem źródeł miałem niewiele do czynienia [2]) i redagowaniu tekstów. Stały zespół - jak to się nieco górnolotnie mówiło: strukturę - uzupełniał Zbigniew Bartoszewicz (z IBJ), który był skarbnikiem. Używam określenia "zespół", gdyż w takim właśnie gronie spotykaliśmy się regularnie (chyba raz na miesiąc, na ogół u Wojtka, tylko Jacek Fedorowicz zaglądał bardzo rzadko), ale liczba osób działających była wielokrotnie większa.

Już na samo gromadzenie oraz ochronę nagrań potrzebne były środki, gdyż polegało to na multiplikowaniu (najczęściej w trzech kopiach) każdej kasety, co było pracochłonne i wymagało sprzętu (kasety, powielarki). Gdy zaczęliśmy przymierzać się do publikacji, oczywiste było, że koszty znacznie wzrosną. Konieczne było więc zdobycie pieniędzy, których podziemna "Solidarność", rzecz jasna, nie miała na takie cele. Pomysł był - jak na ówczesne polskie nawyki - raczej nowatorski: wystąpiliśmy o grant dokumentacyjno-wydawniczy do jednej z największych fundacji amerykańskich, John and Cathy Mc Artur Foundation. Pośrednikiem była mieszkająca w Stanach Zjednoczonych Irena Lasota, autentyczność (anonimowego z oczywistych powodów) wniosku uwiarygodnili Wiktor Kulerski, który z ramienia podziemnej TKK zajmował się oświatą, kulturą i nauką (tzw. OKNo), oraz Zbigniew Bujak. Fundacja Mc Arturów przyznała dotację na 5 lat w wysokości 30 tys. dolarów wypłacanych w trzech ratach, a stowarzyszenie założone przez Irenę - Institute for Democracy in Eastern Europe (IDEE) - przekazało nam później dodatkowo 7,1 tys. dol. Nie było to mało, ale jako że uznaliśmy, iż będziemy działali jako firma non profit (nie czerpiąca dochodów z wydawnictw), nie dawało wielkiej swobody. Skarbnik miał węża w kieszeni, na ogół nieźle udawała się wymiana "zielonych", wszyscy staraliśmy się działać oszczędnie: płacono tylko za konkretną pracę (za godzinę, za arkusz - zależnie od charakteru wykonanej pracy; z jednym wyjątkiem: Tomasz Tabako otrzymywał miesięczną pensję, a więc był de facto pracownikiem etatowym [3]). W ostatnich latach częściowo - ale oczywiście dla dobra sprawy - sprzeniewierzyliśmy się początkowemu postanowieniu i sprzedaliśmy dwóm zachodnim instytutom kopie kaset, za co wpłynęło nieco grosza. Pieniądze ze Stanów Zjednoczonych docierały zwykłymi szlakami, z reguły via Paryż (czyli przez Piotra Lasotę), często razem z pieniędzmi dla OKNa. Irena ma do dziś zakodowany spis osób, które je przewoziły - np. "Fw/sp-Iw". Dostaliśmy wszystko co do centa [4].

Program wydawniczy, który ułożyliśmy (i przedstawiliśmy we wniosku o grant), zakładał wydawanie książek w trzech seriach: "dokumenty", "relacje i opracowania" oraz "Polska stanu wojennego", która miała obejmować teksty dotyczące okresu po 13 grudnia 1981 r. Był więc bardziej ambitny niż pierwotnie myślano, gdyż planowaliśmy powstawanie prac przygotowywanych specjalnie dla Archiwum "Solidarności", a nie tylko publikację zapisów magnetofonowych. Zresztą i liczba nagrań powiększała się dzięki poszukiwaniom, w których asem był Jacek Fedorowicz. Nowe nagrania odnajdowali też Janka Jankowska, Jerzy Farner (1948-2002, dziennikarz z RSRM), Krzysztof Oczkowski, Marek i Grzegorz. Pierwszymi zdobyczami były - robione tajnie - nagrania procesów MRK "S" i Janusza Pałubickiego. Chyba najbardziej ryzykowne było zdobycie kaset z nagraniami z procesu morderców ks. Jerzego Popiełuszki, które z dużą odwagą wyniosły (dla zrobienia kopii) Wiesława Dembińska i Małgorzata Jaworska, pracownice Wytwórni Filmów Dokumentalnych (jej operatorzy rejestrowali cały proces [5]. Działalność wydawnicza oparta była na związkach personalnych Grzegorza, który od wyjścia z internowania był szefem "Nowej", toteż planowaliśmy, że książki będą się ukazywały w tej właśnie, zasłużonej, oficynie. Podpisaliśmy, oczywiście bez pozostawiania śladów na papierze, umowę, na mocy której wszystkie pozycje wydawane były z copyright "Nowa & Arch". Później współpracowaliśmy z kilkoma innymi oficynami: wrocławską "IWA", "Mostem", "PoMostem", "In Plus", "Przedświtem", "Pokoleniem", "Wolnym Słowem", "Biblioteką Obserwatora Wojennego". Bywało tak, gdy "Nowa" nie mogła szybko wydawać jakiejś pozycji, ale częściej wydawcy sami zwracali się do nas o przyjęcie do Nowa & Arch przygotowywanej u nich książki. W każdym razie baza techniczna "Nowej" była podstawą, nawet wówczas, gdy mieliśmy już własną małą halę maszyn, którą zarządzała Iwonna (w skrócie: Iwona) Kowalska. Współpraca z wydawcami (także z "Nową") oparta była na następującej zasadzie: Archiwum dostarczało gotową matrycę (łącznie z okładką), oficyna - mając copyright na polskie wydanie - na swój koszt drukowała nakład, dawała Archiwum 100 egzemplarzy, a resztę kolportowała własnymi kanałami, zatrzymując dla siebie wszystko, co zarobiła na sprzedaży. Dzięki takiej taktyce nie zajmowaliśmy się w ogóle sprawami druku i dystrybucji, co zdejmowało z nas niezliczone kłopoty z tym związane, a jednocześnie ograniczało nasze kontakty z najbardziej narażoną na inwigilację i represje częścią drugiego obiegu, jaką były poligrafia i kolportaż.

Na samym początku - w związku z planem publikacji zapisów (stenogramów) posiedzeń KK - napotkaliśmy nieoczekiwaną przeszkodę. Nie wnikając w personalia, powiem tyle, że gdy parę osób ze środowiska zwanego enigmatycznie "doradcami związku" dowiedziało się, że chcemy ogłaszać zapisy in extenso i bez autoryzacji (która była niemożliwa choćby z tego powodu, że część członków KK wyemigrowała), zaprotestowali. Argumentowali, że ujawnienie wypowiedzi - np. z ostatniego posiedzenia KK - może ułatwić SB prace śledcze i zostać wykorzystane w propagandzie antysolidarnościowej. Odpieraliśmy zastrzeżenia, mówiąc, że SB na pewno ma i tak więcej nagrań niż my. Powoływaliśmy się też na Uchwałę programową Zjazdu, w tym na "tezę nr 36", która głosiła, że "działalność wszystkich władz Związku podlega kontroli. Warunkiem tego jest jawność wszystkich działań". Nieco demagogicznie twierdziliśmy nawet, że do publikacji stenogramów jesteśmy zobowiązani jako członkowie "Solidarności". W wywiadzie dla "Tygodnika Mazowsze" ujęliśmy to następująco: "działacze podobnie jak byli rozliczani w okresie legalnego działania związku, tak muszą być rozliczani i teraz, przed historią". Nie wiem, czy adwersarze uznali nasze racje, ale utrzymaliśmy swoje stanowisko - poparł nas Kulerski, a ponadto w tym momencie chyba już wiedzieliśmy o pozytywnym przyjęciu wniosku o grant, więc byliśmy finansowo niezależni [6].

Działania wstępne trwały stosunkowo długo. Czekaliśmy na odpowiedź od Ireny, szukaliśmy autorów, spisywanie kaset okazało się bardziej żmudne, niż początkowo sądziliśmy. Nie pamiętam już, czyj to był pomysł, ale uznaliśmy, że pierwsza książka musi ukazać się w orwellowskim roku 1984, do czego zresztą nawiązywała napisana z emfazą notka przygotowana na IV stronę okładki [7]. Zdążyliśmy: przed końcem owego symbolicznego roku "do punktów kolportażu" dotarł obszerny reportaż dokumentalny Małgorzaty Szejnert i Tomasza Zalewskiego Szczecin: grudzień, sierpień, grudzień (ukazał się też, nakładem "Aneksu", na emigracji).

Praca Archiwum wyglądała mniej więcej następująco:

Nagrania magnetofonowe. Najpierw "radiowcy" (głównie Marek) scalali zgromadzone nagrania na kasecie-matce, którą powielano w 3 egzemplarzach; jeden egzemplarz otrzymywali "spisywacze", którymi byli Iwona, Maria Bielska, Tomasz Tabako, Maciej Włostowski, Wiesław Uziembło; następnie Marek sprawdzał transkrypt z nagraniem, uzupełniał luki, wprowadzał brakujące nazwiska mówców. Maszynopis był robiony w trzech kopiach przechowywanych, oczywiście, w różnych miejscach. Największe transkrypty ciągłe to zapisy procesu morderców ks. Jerzego oraz 18 dni obrad I KZD. Niektóre zapisy powstały przez scalenie z kilku różnych nagrań, co było pracą bardzo skomplikowaną i zabierającą wiele czasu.

Sprawy redakcyjne. Praca nad przygotowaniem tekstów do druku nie odbiegała od pracy normalnych wydawnictw, tyle że odbywała się konspiracyjnie. Postanowiliśmy, że wszystkie książki będą miały identyczną okładkę, którą skomponował Tomasz Kuczborski, taką samą IV stronę okładki, na którą (cytowany) tekst napisał Janek Walc oraz jednakową krótką prezentację Archiwum (mojego autorstwa). Przyjęliśmy, że publikowane transkrypty obrad KKP/KK oraz I KZD powinny odpowiadać standardom wydawnictw naukowych, tj. posiadać wstępy, przypisy, aneksy, indeksy oraz streszczenia (po angielsku). W innych pozycjach jako minimum przyjęliśmy zamieszczanie indeksów i streszczeń. Opracowaniem merytorycznym zapisów - przypisami, aneksami, informacjami o posiedzeniach KKP/KK, także redakcją stylistyczną, która była dlatego skomplikowana, że należało troszczyć się o zachowanie poetyki słowa mówionego - zajmowali się Tomasz Tabako, Maciej Włostowski i Wiesław Uziembło. Jedyny opracowany zapis z I KZD (pierwszy dzień obrad) przygotował Sławomir Chrzczonowicz. W pracach nad zapisami zjazdu brał też udział Gwido Zlatkes, który zgromadził pokaźny zbiór materiałów pomocniczych (m.in. komplet gazetki zjazdowej "Głos Wolny", satyryczne pisemko "Pełzający Manipulo", uchwały zjazdu etc.). Poważnym problemem były luki w nagraniach, które trzeba było uzupełniać odpowiednimi fragmentami sprawozdań publikowanych w "Biuletynie Prasy Związkowej AS" czy innych wydawnictwach "Solidarności". W aneksach publikowano m.in. przyjęte uchwały wedle tekstów ogłoszonych w prasie lub wydawnictwach KK. Niektóre aneksy były rozszerzone nawet o relacje. Mistrzem w sporządzaniu przypisów i aneksów był Tomek Tabako (pseudonim "Zielony"), który przygotował największą liczbę opracowań (w sumie 9 tomów). On także utrzymywał kontakty z gronem uczestników wydarzeń (m.in. Andrzejem Celińskim, Bronisławem Geremkiem, Andrzejem Stelmachowskim), którzy udzielali czy to wyjaśnień, czy przekazywali dokumenty. W 1989 r., już jako autor, przygotował jedną z naszych najciekawszych i najważniejszych pozycji dokumentalnych - o strajkach z 1988 r. i początku rozmów z władzami. Redakcję stylistyczną zapisu z ostatniego posiedzenia KK przygotowała Maria Ofierska. Indeksy robiła Grażyna Helszer, streszczenia tłumaczyła Aleksandra Rodzińska-Chojnowska, redakcją techniczną zajął się Tomasz Boczyński, teksty wstępu (do zapisów posiedzeń) i streszczenia pisałem ja. Zajmowałem się także tzw. redakcją ogólną i merytoryczną oraz (na ile potrafiłem) robiłem coś w rodzaju ostatniej korekty stylistycznej. Korzystaliśmy z pomocy - przekazywanie przesyłek, ukrywanie kaset, maszynopisów, książek - różnych osób. Pewnie kilkunastu. Na publikacjach nie podawaliśmy naszych nazwisk, a tylko ogólną formułę: "Opracował Zespół Redakcyjny".

Gotowy maszynopis wędrował (niedaleko - oboje mieszkaliśmy w "zagłębiu konspiry", czyli na Ursynowie) do Iwony Kowalskiej, która zajmowała się pracami technicznymi: przepisywanie na maszynie (najpierw były to elektryczne IBM, potem nasza duma - komputer Commodore-64), makietowanie, korekta; wreszcie matryce, które - robione w dziale technicznym "Nowej" - przekazywano wydawcy. W jednym czy dwóch przypadkach przygotowanie redakcyjne i techniczne odbywało się częściowo poza naszymi stałymi wykonawcami [8]. Nakłady wynosiły kilka tys. egzemplarzy. Sądząc z informacji przekazywanych przez oficyny, książki rozchodziły się bardzo dobrze, co zresztą cechowało nieomal całą produkcję drugiego obiegu. Od 1986 r. wszystkie pozycje miały edycję mikrofilmową (poprzedzała ona wydanie książkowe) przygotowywaną przez "Nową", ale raczej nie było na nie chętnych. W dwóch przypadkach zapisy ogłoszone zostały w kwartalniku "Krytyka", gdyż były za krótkie na edycję książkową: w nr. 18 z 1984 r. ukazał się stenogram (fragmentaryczny) zebrania założycielskiego "Solidarności" z 17 września 1980 r., a w nr. 21 z 1986 r. jeden z naszych "hitów", a mianowicie stenogram (też fragmentaryczny) słynnego posiedzenia radomskiego z 3 grudnia 1981 r.

Na ogół udawało się utrzymać przyjęte standardy, ale oczywiście nie brakowało "niedoróbek". Dwa tomy (proces MRK "S" i książka o strajku w KWK "Andaluzja") ukazały się w formacie A4, gdyż w "zakładach poligraficznych" "Nowej" akurat wolne były tylko maszyny drukujące w takim formacie. Parę pozycji (m.in. proces Pałubickiego) ukazało się bez indeksów i streszczeń. Pomyliłem nazwisko z "ksywką" używaną w kontaktach i książka Wiesławy Kwiatkowskiej ukazała się z nazwiskiem "Kwaśniewska" (oburzona autorka ostro protestowała, gdyż chciała pisać pod nazwiskiem). Powstało - a dla czytelników trwa do dziś - pewne zamieszanie z numeracją. Początkowo nie numerowaliśmy tomów: obawialiśmy się, że inicjatywa padnie i będzie głupio, że ukazał się np. tylko tom I. Numerację zaczęliśmy od zapisu posiedzenia KK z 11-12 grudnia 1981 r., który był szóstą pozycją i popełniliśmy błąd "przypisując" numery pozycjom jeszcze nie gotowym, a nawet tylko zamierzonym. Jak to często z planowaniem bywa i nasze załamało się: raz przygotowanie jakiejś pozycji przeciągało się, kiedy indziej autor nie złożył tekstu, trafiały natomiast do nas rzeczy nieplanowane. W rezultacie ukazywał się np. tom 27., a nie było 26. Niektóre "numery" w ogóle się nie ukazały.

Książki autorskie. Stosunkowo szybko zaczęliśmy szukać autorów do napisania monografii regionów związku, głównych konfliktów, NZS czy NSZZ "S" Rolników Indywidualnych. Kontakty były mniej lub bardziej przypadkowe: Grzegorz miał je z autorami "Nowej", ja w środowisku naukowym, Wojtek Adamiecki wśród dziennikarzy. Włodzimierza Suleję, który napisał (jako "Stanisław Stefański") monografię Regionu Dolnośląskiego, "ugadałem" w czasie X Powszechnego Zjazdu Historyków (w Poznaniu, we wrześniu 1984 r.); Jerzy Bartmiński przekazał tekst o strajku nauczycieli w Lublinie po rozmowie w czasie posiedzenia Komitetu Koordynacyjnego "projektu międzyresortowego" badań nad historią kultury polskiej; także w jakichś "naukowych okolicznościach" porozumiałem się ze Sławomirem Kalembką, który dostarczył tekst o Regionie Toruńskim w stanie wojennym; "Katarzyna Zuzanna", autorka opracowania o strajku w KWK "Andaluzja" - jednej z pierwszych pozycji Archiwum - była to Barbara Tchórzewska, moja koleżanka z Instytutu Historii PAN. Dla Wiesławy Kwiatkowskiej uczyniliśmy wyjątek, publikując opracowane przez nią materiały dokumentalne z rewolty grudniowej 1970 r. w Gdyni. Niektórzy autorzy trafili do Archiwum za pośrednictwem znanych sobie wydawców. Tak było z Jackiem Cieszewskim (alias "Jerzy Fajerant"), który wydał w Nowa & Arch trzy pozycje (o strajkach w KWK "Wujek", w KWK "Ziemowit" i o strukturach poziomych). Przez Cieszewskiego skontaktował się z nami inny dziennikarz ze Śląska, Zdzisław Zwoźniak, który przygotował opracowanie o Regionie Śląsko-Dąbrowskim (po 1989 r. okazał się jednym z nielicznych naszych autorów wiernych tematowi i do dziś redaguje - ukazało się już 6 grubych tomów - Zeszyty Historyczne Solidarności Śląsko-Dąbrowskiej). Namawianie do pisania monografii regionów było dosyć zaawansowane (m.in. Regionem Łódzkim chciał zająć się Benedykt Czuma), ale niewiele z tego wynikło. Jeden z kontrahentów, historyk z Gdańska (znany nam jako hurtowy kolporter "Nowej" i odbiorca wydawanych przez nas książek), który pobrał zaliczkę na monografię regionu, nic nie napisał, ale za to - jak się okazało po 1989 r. - był oficerem SB! [9] (Co nie znaczy, że nie mógł napisać książki). Jako firma nie mieliśmy żadnej "wpadki", ale zdarzyły się one tym, którzy byli "na styku" z oficynami wydawniczymi (Grzegorz, Iwona). Zapewne w SB uznawano nas za "małe zło". Doceniał nas natomiast związek: dostaliśmy Nagrodę Kulturalną "Solidarności" za rok 1986. Żadna z osób, które pytałem, nie pamięta, czy były z tego jakieś pieniądze, więc była to chyba nagroda honorowa. Dała nam dużą satysfakcję, choć może dziś łatwiej byłoby się chwalić jakąś "odsiadką".

I tak się to toczyło z roku na rok, nabierając powoli rozpędu: do 1989 r. (włącznie) opublikowaliśmy 22 książki, w tym 5 zawierających stenogramy KKP/KK; kilka było w różnych stadiach produkcji; w "teczce redakcyjnej" znajdowało się parę gotowych do wydania pozycji, które później ukazywały się sukcesywnie (w tym 4 następne stenogramy KK oraz zapis rozmów z rządem z października 1981 r.); w kasie były też jakieś pieniądze. Wszystkie zbiory dźwiękowe, spisane taśmy oraz przygotowane maszynopisy (i kasę) przejęło, założone przez nas, Stowarzyszenie Archiwum "Solidarności", które kontynuuje naszą pracę. Ale to już zupełnie inna historia, w dodatku większość jej zapisywana jest przez zupełnie innych ludzi.

Przypisy:

[1] Tekst powstał na podstawie relacji Grzegorza Boguty, Iwonny Kowalskiej, Ireny Lasoty i Marka Owsińskiego oraz moich wspomnień, opublikowany został też w "Więzi" (nr 11, listopad 2002). W "Tygodniku Mazowsze" (nr 211, 13 maja 1987) ukazał się anonimowo wywiad o działalności Archiwum (Związek powinien znać swoją przeszłość), którego udzieliliśmy wspólnie z Grzegorzem Bogutą; siłą rzeczy nie wszystkie informacje tam podane były dokładne.

[2] Może tyle, że w 1981 r. razem z Andrzejem Friszke nagrywaliśmy relacje działaczy i współpracowników KOR.

[3] Oczywiście nie "odprowadzaliśmy" nic na ZUS, ani nie płaciliśmy podatków od wynagrodzenia. Nostra culpa!

[4] Oprócz 244 dol., które pochłonął transfer grantu między bankami amerykańskimi.

[5] Opracowanie zapisu trwało bardzo długo i publikacja ukazała się już w III Rzeczypospolitej.

[6] W wywiadzie powoływaliśmy się na "błogosławieństwo Wałęsy", ale nic mi nie wiadomo, aby przewodniczący wiedział o istnieniu naszej inicjatywy, oraz na "konkretną pomoc finansową od TKK", za którą kryło się udzielenie nam poparcia przy staraniach o grant.

[7] Warto ją może przytoczyć: "Jest rok 1984/Bohater powieści Orwella/Przerabiał przeszłość tak,/By nie pozostał/ Najmniejszy ślad prawdy/Jest rok 1984/Rozpoczynamy druk/Archiwum Solidarności/By nie zginął/Najmniejszy ślad tego/Co ważne w naszej historii/Pracujemy dla Ciebie/Ty też pracuj dla nas-/Dla nas wszystkich!". W 1985 r. tekst ten został nieco zmodyfikowany.

[8] Dlatego np. inną okładkę niż pozostałe ma tom Użyto broni. Relacja górników kopalni "Wujek". Jednak i w tym tomie nie tylko figuruje firma Nowa & Arch, ale także jest streszczenie i indeks.

[9] W IPN poinformowano mnie, że nie znaleziono teczki obiektowej Archiwum, choć mało prawdopodobne jest, aby takowa nie istniała.