Szpiegowanie emigrantow i Polonii w Szwecji
by NGP
Do pierwszego przecieku informacji o wewnętrznych sprawach sztokholmskiego Biura Solidarności, które dotarły do PRL-owskiej placówki dyplomatycznej, doszło już trzy miesiące po rozpoczęciu działalności biura, a więc na samym początku 1982 roku.
Konflikty wywołane walką o przewodzenie Biurem stały się głośne, a grono osób, które w pierwszym okresie współpracowało z Biurem, było przypadkowe i łatwe do inwigilacji.
Zarówno konsulat jak i ambasada PRL potrafiły tę sytuację wykorzystać.
Nie sposób dzisiaj określić ilu infiltratorów miały PRL-owskie placówki dyplomatyczne wśród emigrantów przebywających w Szwecji.
Wiadomo jednak, że było to kilkanaście osób, zarówno w Sztokholmie jak i na terenie innych skupisk polonijnych. Nastroje i ewentualne kłótnie wśród tego środowiska, były bacznie obserwowane i odnotowywane.
Ale oczywiście najważniejszą sprawą dla Wydziału VII Ministerstwa Spraw Wewnętrznych była inwigilacja środowisk związanych z „Solidarnością” i wszystkich pokrewnych jej środowisk mających kontakty z opozycją w Polsce, bądź organizujących dla niej pomoc.
Okres lat 1982-89 był najbardziej aktywnym czasem służb zajmujących się tym na terenie Szwecji.
Niektóre zachowane dokumenty, które są w archiwach w Warszawie, są dowodem na to, że nadal w Szwecji mieszkają dawni informatorzy służb specjalnych PRL, chociaż zdecydowana większość z nich – pewnie z obawy o ujawnienie ich roli w tamtych latach – trzyma się z dala od aktywnej działalności polonijnej.
Historia stałej inwigilacji Biura Solidarności w Sztokholmie rozpoczęła się od spotkania między konsulem W. a polskim biznesmenem E., który mieszkał w Szwecji już od czasów wojny. Ciężką pracą zdobył wykształcenie a później sławę zdolnego handlowca. Była to rzadkość wśród Polaków w Szwecji.
Początkowo jego kontakty z Polską były dość sporadyczne, ale już od lat 60-tych coraz częstsze. PRL-owscy dyplomaci zabiegali o znajomość z nim. Mógł załatwić wiele rzeczy, a przede wszystkim był dobrym źródłem informacji o tym, co działo się wśród miejscowej Polonii.
Pierwszym pracownikiem wywiadu, który skontaktował się z E. był Roman M. będący na przełomie lat 60-tych i 70-tych dyplomatą w ambasadzie PRL w Sztokholmie. W latach 70-tych i 80-tych kontakty między biznesmenem a pracownikami MSW stawały się coraz bliższe i bardziej żywe. PRL nagradzało polskiego biznesmena przywilejami i nagrodami.
Z punktu widzenia polskiego wywiadu E. był jednak mało pożyteczny, chociaż jego pozycja w środowisku szwedzkim była stosunkowo mocna.
Jednak w początkach lat 80-tych w Szwecji znalazł się jeden z kuzynów E.. Był to 30-letni Andrzej U.. Po stanie wojennym zaangażował się w tworzenie nowej organizacji emigracyjnej, został jednym z członków zarządu sztokholmskiej organizacji. To był kontakt, który interesował PRL-owski konsulat.
W maju 1983 roku na prywatnym spotkaniu w willi E. na przedmieściach Sztokholmu, przebywający tam konsul W. przekonał gospodarza, by ten spróbował go skomunikować z Andrzejem U.. Dwa tygodnie później doszło do takiego „przypadkowego” spotkania w letnim domku E. niedaleko Sztokholmu.
Jak wynika z notatki, którą po spotkaniu sporządził konsul W., „Andrzej U. dużo mówił o nieporozumieniach w nowej organizacji, wspominał o walce jaką prezes nadrzędnej organizacji Jan Z. toczy z innymi działaczami. Zdaniem Andrzeja U. ambicje niektórych działaczy a także ignorowanie ich przez osoby współpracujące z Biurem Solidarności, doprowadzą niedługo do kolejnego konfliktu, który chwilowo ucichł na skutek wydarzeń w Polsce. Andrzeja U. chwalił się, że ma dobre kontakty z Biurem Solidarności.”
W konkluzji do tej notatki konsul W. napisał: „Z Andrzeja U. nie będzie wielkiego pożytku gdyż nie ma mocnej pozycji w środowisku polonijnym, ale można przez niego spróbować nawiązać kontakt z kimś z samego Biura Solidarności”.
Po naradzie w ambasadzie, w której uczestniczyli rezydent wywiadu PRL (pod przykrywką dyplomaty), konsul W. i konsul Z. zdecydowano wykorzystać Andrzeja U. do nawiązania kontaktu z Biurem Solidarności, oferując mu w zamian pewne wynagrodzenie. Suma nie była duża, ale jak dla nowego emigranta dość znaczna.
Centrala w Warszawie, I Departament MSW, nalegała na szybkie spenetrowanie sztokholmskiego Biura, które uznawano za jeden z najbardziej niebezpiecznych ośrodków na emigracji. Podejrzewano bowiem, i słusznie, że właśnie poprzez Sztokholm będą organizowane przemyty sprzętu dla podziemnej Solidarności. Dotarcie do “wnętrza” Biura było więc zadaniem priorytetowym.
Dla centrali w Warszawie nastroje wśród działaczy organizacji emigracyjnych nie były tak ważne, chociaż wiedzę o nich można było w różny sposób wykorzystać.
Zresztą tą działalnością zajmowały się konsulaty, które miał przede wszystkim dobre kontakty z działaczami organizacji proreżymowych.
Ci jednak mało byli przydatni w przekazywaniu informacji o działalności powstałego zaraz po wprowadzeniu Stanu Wojennego w Polsce, m.in. Kongresu Polaków w Szwecji, chociaż niejednokrotnie ludzie stojący czasami po różnych stronach barykady ideologiczno-organizacyjnej, spotykali się ze sobą na stopie towarzyskiej. I to można było wykorzystać.
Wśród działaczy Centralnego Zrzeszenia Organizacji Polonijnych w Szwecji, organizacji kontrolowanej przez PRL, nie brakowało osób, które kontaktowały się z osobami związanymi z organizacjami niepodległościowymi chociażby poprzez działalność w polskiej parafii.
Jednym z informatorów konsulatu PRL w Sztokholmie, już od roku 1979, był G.H.. Związany z CZOP-em miał jednak bliskie kontakty z osobami, które działały w powstałym po 1982 roku Kongresie Polaków w Szwecji.
To właśnie na jego informacjach oparta jest duża część raportów przygotowywanych przez konsulat w Sztokholmie.
W kopii jednego z nich, z roku 1984, sporządzonego przez konsula T. (część dokumentacji konsulatu dotycząca spraw inwigilacji emigracji, przekazana została na samym początku 1990 roku do Warszawy, reszta została zniszczona, inne dokumenty/raporty w formie kopii trafiały do Warszawy już wcześniej i stąd zachowały się do dzisiaj) czytamy:
„Jak dowiedziałem się, 15 września doszło w mieszkaniu Norberta Ż. do spotkania kilku działaczy Rady Uchodźstwa Polskiego w Szwecji, na którym omawiano konflikty w tej organizacji. Jak poinformował mnie G.H., który słyszał o tej rozmowie od U., chodziło o wyeliminowanie prezesa Rady, H.M. z możliwości kandydowania na następną kadencję. Konflikt w RUP jest na tyle głęboki, że może doprowadzić do rozłamu tej organizacji, a także osłabienia całego Kongresu Polaków w Szwecji. Podobno RUP jest także niezadowolony z obecnego zarządu Kongresu i będzie starał się o przeprowadzenie zmian również i w tej organizacji. Na spotkaniu u Norberta Ż. ustalono podobno scenariusz działania, aby zapobiec rozłamowi, ale i usunąć niewygodnych działaczy”.
Rzeczywiście, takie spotkanie miało miejsce w Sztokholmie, ale relacja G.H. była mocno przesadzona. Podczas trwającej tam dyskusji mówiono tylko o konieczności wprowadzenie zmian w Radzie Uchodźstwa Polskiego.
Podobnych notatek można znaleźć wiele w archiwach w Warszawie.
Oparte są one również o relacje, które napływały od współpracujących z konsulatem w Sztokholmie i Malmö, działaczy lokalnych organizacji.
W dużej mierze zawierały one opisy nastrojów w mniejszych ośrodkach zwłaszcza wśród nowo-przybyłych do Szwecji Polaków.