Ponieważ od czasu do czasu bywam na służbowych wyjazdach czyli delegacjach
i tracę wtedy kontakt ze swoim komputerem, dlatego ten tekst piszę dopiero
w czwartek rano i nie wiem czy trafi na strony „Kuriera” w piątek 20
listopada. Ale jeśli nawet nie, to wcale nie straci na aktualności.
Poświęcam go bowiem dwuleciu sprawowaniu władzy przez Platformę i rząd
Tuska. Sam premier wystawił sobie ocenę za te dwa lata na plus cztery.
Prawda jaki skromny, przecież mógł sobie wystawić piątkę.
Kiedy 16 listopada 2007 roku zaprzysiężano jego rząd, mówiłem do znajomego, że to będzie jeden z najgorszych rządów w Polsce. Wskazywałem, że tworzą go ludzie bez żadnego doświadczenia w administracji państwowej i gospodarce, że zbyt wiele obiecują zbyt wielu grupom społecznym, że bardzo dziwne jest niespotykane poparcie dla nich polskojęzycznych mediów itd. . Podsumowując stwierdziłem, że nie wierzę aby ten rząd cokolwiek dobrego mógł zrobić. Na to mój znajomy „europejczyk” i wielki sympatyk Platformy odpowiedział, że jeśli nawet ten rząd nic nie zrobi, to na pewno nie będzie przeszkadzał innym w pracy.
No i spełniło się jego przewidywanie. Ten rząd faktycznie nie przeszkadzał w pracy żadnym grupom wspólnych interesów czy układów. Do tego stopnia nie przeszkadzał, że nawet pomagał, czego ewidentnym przykładem są afery hazardowa, stoczniowa i dziesiątki innych.
Ale spełniły się i moje prognozy. Ten rząd faktycznie nic nie zrobił, nie spełnił żadnej z obietnic wyborczych, a jeśli się już czegoś tknął, to po to, by zepsuć. Pseudoreformy i eksperymenty na żywym państwowym organizmie doprowadziły do pełnej katastrofy w dziedzinie obronności, oświacie czy służbie zdrowia. Polska armia, niby zawodowa, posiadająca mniej więcej tylu dowódców, co żołnierzy, na dobrą sprawę nie ma kim i czym walczyć.
W oświacie nie dość, że niedługo niemowlaki zostaną objęte obowiązkiem szkolnym, to jeszcze same decydować będą, czego się mają uczyć. Aby chorować, trzeba mieć końskie zdrowie, na wystawanie w kolejkach do lekarza czy na badania. Szpitalom nie opłaca się przyjmować pacjentów, bo generują większe długi. Rząd nie zamierza pomóc szpitalom. Może chodzi o to, by doprowadzić je do bankructwa, sprywatyzować za grosik i zamienić w lodziarnie?
Służby specjalne, jak za czasów komuny, stały się znów państwem w państwie i robić mogą, co chcą. Ich zwyczaje powoli przejmuje policja. O polskim wymiarze sprawiedliwości lepiej nie pisać. Prokuratorzy i sędziowie potrafią wyginać paragrafy lepiej, niż Geller łyżeczki.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że rujnacja kraju może potrwać jeszcze przez kolejne dwa lata. Platforma bowiem, dzięki ukierunkowaniu całej swej energii na działalność propagandową, i dzięki olbrzymiemu wsparciu mediów, ma szansę utrzymać się przy władzy do końca kadencji.
Czy, dzięki temu wsparciu mediów, uda się premierowi Tuskowi zostać prezydentem? Jak wiadomo, jest to jego życiowy cel. Dorównać Kwaśniewskiemu. Jakim prezydentem był Kwaśniewski wszyscy wiemy. Kochał wygodne życie - podróże, wino, kobiety i śpiew. Mniej przejmował się pracą dla dobra Rzeczypospolitej. Nie przeszkodziło mu to wcale sprawować najwyższy urząd w kraju przez dwie kadencje. Głównie dzięki przychylności mediów i medialnej popularności.
Tusk, jak widać, idzie tą samą drogą. Może ta droga dobra dla Tuska, dla Polski jednak najgorsza z możliwych.
Marek Jakubowicz, 19 listopada 2009.