Kiedy przed tygodniem pisałem tekst o dwóch straconych dla Polski latach, przez rządy Platformy Obywatelskiej, nie przewidywałem, że totalna klęska, zostanie odtrąbiona jako wielki sukces. Widać politykom pojęcie wstydu jest całkowicie obce.
Na dwudniowej centralnej akademii (ku) czci Tuska i podobnych jej, zorganizowanych później w każdym województwie, wylano całe morza, a nawet oceany peanów na cześć „najlepszego premiera” i jego ekipy.
Zweryfikujmy pobieżnie te „sukcesy”. I tak. Po pierwsze – kryzys – nie dotknął nas boleśnie, nie dzięki działaniom rządu, bo takich nie było, ale tylko dlatego, że tak naprawdę jest on dopiero przed nami. Po drugie – autostrady – pokażcie mi choć jedną, którą mógłbym przejechać kraj wzdłuż lub wszerz. Po trzecie – wzmocnienie pozycji Polski na świecie – wygląda w ten sposób, że Amerykanie kpią sobie z ministra Sikorskiego, zaś Merkel i Putin mają Tuska za chłopca na posyłki. Po czwarte – zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego – jak za rządów SLD, czyli pełne uzależnienie od Rosji, z którą podpisano tajne długoterminowe umowy na dostawy gazu, dodajmy, że budowa gazoportu w kraju stoi. Po piąte – najlepsze wykorzystanie funduszy unijnych – może w porównaniu do Estonii, czy Malty. Po szóste - zreformowana służba zdrowia – daj Boże zdrowia! I może na tym skończę tę wyliczankę sukcesów. Chociaż nie.
Jeszcze jeden przykład – oto sukcesem i aktem odwagi rządu – jest, według premiera, nieudana próba sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie. Jak tak dalej pójdzie, to załatwianie czynności fizjologicznych przez obywateli też będzie sukcesem rządu. Póki co jesteśmy, dzięki rządom Tuska, liderem Europy. Czy starszemu pokoleniu Polaków ta propaganda sukcesu czegoś i kogoś nie przypomina? Ależ tak. Wypisz wymaluj, dekadę Gierka i samego pierwszego sekretarza. Wtedy byliśmy dziesiątym krajem świata. Potęgą. Tak wielką, że do dzisiaj spłacamy, za nią długi. Ile i jak długo .przyjdzie nam spłacać po rządach Tuska?
To nawiązanie Tuska do języka Gierka może rodzić przypuszczenie, że ma on pochodzących z tego samego pnia ekspertów od propagandy. Jedno trzeba im przyznać, potrafią w sposób perfekcyjny odwrócić społeczną uwagę od problemów istotnych i skierować cały impet dyskursu na rzeczy trzeciorzędne. Tak było i tym razem. Bo oto Tusk zaskoczył wszystkich swoją propozycją zmian w konstytucji. Streszczając, sprowadzają się one do tego, by całą realną władzę w państwie oddać w ręce premiera. Prezydent pełniłby jedynie funkcję reprezentacyjno-dekoracyjną. Wprawdzie pomysł nie zyskał akceptacji, ale wywołał ożywioną dyskusję. Wszyscy, przynajmniej na jakiś czas, zapomnieli o aferach Platformy czy realnych problemach, jak choćby o finansowej zapaści służby zdrowia.
Jednak ten pomysł wart jest choćby pobieżnej
analizy. Czy Tusk, którego życiowym marzeniem jest zostać prezydentem, na
własne życzenie chciałby ograniczyć sobie przyszłą władzę? Niektórzy
twierdzą, że tak, że funkcja malowanego prezydenta, bardzo by mu
odpowiadała, w myśl stwierdzenia , że Donek to leniwy marzyciel. Jednak nie
zapominajmy, że kolejnym celem premiera jest eliminacja z życia politycznego
braci Kaczyńskich i PiSu. Oni wszystkiemu są winni. Jeśli jeszcze gdzieś
Platforma nie odniosła sukcesu, to przez ten wstrętny PiS i prezydenta
Kaczyńskiego. Zauważmy, że niezależny człowiek lewicy, Włodzimierz
Cimoszewicz, mówi tym samym językiem. Zgodził się kandydować na urząd
prezydenta, jedynie dlatego, by przeszkodzić w reelekcji Lechowi
Kaczyńskiemu.
Spekulacje, że Platforma w przyszłej zwycięskiej kadencji zmieni
koalicjanta z PSL na SLD, są coraz powszechniejsze. Być może więc, znów
dojdzie do historycznego powtórzenia wariantu: „wasz prezydent, nasz
premier”. Na realizację życiowego celu Tusk musiałby poczekać kolejne pięć
lat. Jeśli sondaże wykażą, że Platforma ma szansę na kolejne wygranie
wyborów, zaryzykuje. Jeśli rzeczywistość zacznie coraz bardziej skrzeczeć
wystartuje w przyszłym roku.
Marek Jakubowicz